5.06.2016

Hyuk - Nikt nie wie, że tu jesteśmy


Scenariusz dla Marty Katarzyny, 


- Mamy to, dziewczyny - oznajmił wesoło Hyuk, tanecznym krokiem wchodząc do pomieszczenia.
- Udało wam się? - upewniła się Jo.
- Tylko do jutra - odparł Taekwoon.
- No jasne. Ja nie przekonałbym wujeczka Taekwoona? - zapytał retorycznie Hakyeon z rozbrajającym uśmiechem.
Sanghyuk słysząc to, wybuchnął gromkim śmiechem, a my poszliśmy w jego ślady.
- Mam nadzieję, że zdążyłyście się spakować - powiedział Wonsik, mierząc mnie i Jo wzrokiem.
Wymieniłyśmy ukradkowe spojrzenia. Tak naprawdę nie spodziewałyśmy się, że chłopcom faktycznie uda się zdobyć klucze do chatki. Cóż, jej właściciel raczej niechętnie nam ją udostępniał, mimo że gdy byliśmy dziećmi, jeździliśmy tam całymi rodzinami.
- Prawie - oznajmiłam, ciągnąc przyjaciółkę za przedramię w stronę naszych pokoi.
Będąc już u siebie, wrzuciłam do torby najważniejsze rzeczy, po czym udałam się do łazienki w tym samym celu. Wychodząc z pomieszczenia, w drzwiach minęłam się z Jo. Wręczyłam sportową torbę Hyukowi, na co ten zabawnie poruszył ciemnymi brwiami.
- To jakaś gra wstępna? - zapytał na tyle głośnym "szeptem", żeby wszyscy mogli usłyszeć.
- A jak inaczej? - Stanęłam na palcach i zmierzwiłam jego czekoladowe włosy.
- O nie. Ja z nimi nigdzie nie jadę. - Jaehwan zrobił zbolałą minę. - Przecież oni będą ciągle…
- Jo, co ty tam tak długo robisz?! - zawołał Hongbin, przerywając starszemu koledze.

- Jeśli już musisz wiedzieć, to sikam! - odkrzyknęła dziewczyna, na co adresat odpowiedzi lekko się zarumienił. Ta dwójka ewidentnie miała się ku sobie, a Jo liczyła na to, że dzisiaj ich relacje przejdą na wyższy poziom.
- Tak poza tym, to co tam zapakowałaś, że to takie ciężkie? - zagaił Hyuk. - Przecież to tylko jedna noc.
- To nie jest ciężkie. Po prostu przestałeś ćwiczyć.
- Grabisz sobie, ____, grabisz. - Puścił mi oczko.
- Starczy tych słodkości - oznajmiła stanowczo moja przyjaciółka, dołączając do nas. - Możemy jechać.
  Z racji tego, że nasza grupka liczyła osiem osób, musieliśmy jechać dwoma samochodami. Po drodze wstąpiliśmy do supermarketu po zapas jedzenia i napojów na noc. Dawno nie mieliśmy okazji, żeby całą paczką spędzić tyle czasu. Wszyscy mieliśmy swoje obowiązki i zajęcia, więc zazwyczaj ciężko było nam się zgrać. Teraz mieliśmy szansę, żeby to nadrobić. To będzie świetny wieczór.
*****
- Ale nudy - mruknął Jaehwan, wyprzedzając kolejny samochód.
- Jeszcze tylko pół godziny - spróbował pocieszyć go Hakyeon.
Kierowca słysząc to, tylko westchnął ciężko i przeczesał palcami brązowe włosy. Spojrzałam na Sanghyuka. Nadal spał. Wlepiłam wzrok w przestrzeń za boczną szybą, podgłośniłam muzykę, poprawiłam słuchawki i pozwoliłam myślom podążyć w dowolnym kierunku.
   Z zamyślenia wyrwało mnie dopiero nagłe przyspieszenie przez Jaehwana. Wyjęłam jedną słuchawkę z ucha.
- Widzimy się na miejscu, Taekwoon! - wrzasnął przez opuszczoną szybę blondyn, po czym się roześmiał.
- Co się dzieje? - wymruczał Hyuk, przebudziwszy się.
- Zostawiamy ich z tyłu - odparł wesoło Hakyeon. - Przecież nie pozwolimy im zająć najlepszych pokoi, co nie?
- A wy w ogóle macie klucze? - zapytałam podejrzliwe.
W lusterku zauważyłam, że czarnowłosy spojrzał przelotnie na kierującego kolegę.
- Wiemy, gdzie są - powiedział Jaehwan.
- Nie rozumiem.
- Wujek Taekwoona po prostu wyjawił nam, gdzie są schowane zapasowe klucze do chatki - wyjaśnił mój chłopak, uśmiechając się pokrzepiająco. - Nie martw się.
- Nie martwię się, po prostu… - zabrakło mi słowa - zdziwiło mnie, że nie dał ich wam tak po prostu.
- Typowa kobieta, wszędzie szuka intryg.
Trzepnęłam Hyuka w ramię, na co ten zrobił zabolałą minę, ale zaraz wrócił do szczerzenia się.
- Głupek.
- Cóż, takiego mnie pokochałaś - przypomniał. W odpowiedzi odwzajemniłam jego uśmiech.
*****
   Dojechaliśmy na miejsce jako pierwsi. Z racji tego, że pozostałą czwórkę zgubiliśmy już jakiś czas temu, spokojnie wyjęliśmy z auta nasze bagaże i postawiliśmy je przed drewnianą chatką. Chłopcy znaleźli klucz pod słabo przymocowaną deską tarasu. Nadal nie słyszeliśmy warkotu silnika, więc niespiesznie zaczęliśmy wnosić nasze rzeczy do środka, po czym weszliśmy skrzypiącymi schodami na piętro. Tutaj znajdowały się trzy pokoje, a na parterze jeden plus salon. Dobrze pamiętałam, który jest największy i ma najlepszy widok. Szybko pognałam do drzwi na końcu wąskiego korytarza. Dopadłam klamki przed Hakyeonem. Nie mogłam się powstrzymać przed pokazaniem mu języka. Od dziecka go to irytowało.
- To nie fair, szybciej wystartowałaś - żachnął się.
- Wybacz, hyung, takie życie - rzucił Sanghyuk, przybijając ze mną piątkę.
Nie czekając na odpowiedź bruneta, weszliśmy do pokoju. Coś tam mruczał pod drzwiami, ale żadne z nas nie zwracało na to uwagi. Przez okna do wnętrza pomieszczenia wpadały ciepłe promienie zachodzącego słońca. Hyuk od razu padł na łóżko jak długi, a ja podeszłam do niskich drzwi balkonowych i otworzyłam je z niemałym trudem. Musiałam się schylić, żeby przez nie przejść. Oparłam się łokciami o barierkę, wpatrując się w gęsty las, który zdawał się nie mieć końca, i w ledwo widoczną tarczę słońca górującą nad koronami drzew. Zaciągnęłam się świeżym powietrzem, mrużąc lekko oczy. Znajdowałam się dokładnie nad drzwiami wejściowymi.
- Nie wypadnij. - Szatyn stanął na tyle blisko mnie, że stykaliśmy się ramionami.
- Nie wypadnę, spokojnie.
- Kiedyś prawie ci się to zdarzyło.
Odwróciłam głowę w jego stronę. Musiał zauważyć to kątem oka, bo uniósł delikatnie kąciki zaróżowionych ust.
- Nieprawda - odparłam po chwili zastanowienia.
Zmarszczył brwi, spoglądając na mnie ciemnymi oczami, które w tym świetle kolorem przypominały gorącą czekoladę.
- Jak to nie? Przecież pamiętam.
- Chodzi ci pewnie o tę sytuację, w której włożyłam głowę między szczebelki - powiedziałam powoli, odtwarzając w głowie ten dzień.
- Tak krzyczałaś i się wierciłaś, że nie mogliśmy cię stamtąd wyciągnąć. - Zaśmiał się cicho, na co zrobiłam niezadowoloną minę. - Jak tak teraz to wspominam, to dociera do mnie, że byłaś kiedyś głupsza ode mnie.
- Miałam wtedy osiem lat!
- Ja miałem osiem, ty siedem - poprawił mnie. - Mimo to nigdy nie wpadło mi do głowy, żeby pchać się między szczeble czegokolwiek.
Przewróciłam oczami, ale gdy wymyśliłam ripostę, nie potrafiłam powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu. Coraz głośniejszy warkot silnika świadczył o zbliżaniu się pozostałej części naszej paczki.
- Kochanie, ty nawet na szczebelki drabiny nie potrafisz wejść.
Lekko się zarumienił. Zamiast mi odpowiedzieć, nachylił się i pocałował mnie w policzek. Nie odsunął się, więc po obróceniu się w jego stronę, po prostu nie mogłam zrobić nic innego niż przywarcie do jego warg swoimi.
- Ej, wy! - Odsunęliśmy się od siebie zaskoczeni. - Takie rzeczy to w sypialni! - wrzasnęła z dołu Jo, wymachując w naszą stronę rękoma. Na koniec wycelowała do nas z niewidzialnego pistoletu.
- W pewnym sensie jesteśmy w sypialni! - odkrzyknął jej Sanghyuk.
Zrezygnowana pokręciła głową i skierowała się do wnętrza chatki.
- To co, chyba wypada do nich zejść?
- Żeby twoja przyjaciółka nas zastrzeliła? Nie ma mowy.
- Oj, boisz się jej? Co z ciebie za facet?
- Dobra, idziemy - odparł stanowczo, robiąc poważną minę.
  Trafiliśmy na dziwną sprzeczkę Taekwoona z Jaehwanem. Dziwną, bo wyjątkowo cichą. Po ich minach i postawie ciał widziałam, że nie prowadzili przyjaznej pogawędki. Może chodziło o to podpisywanie się jazdą przez blondyna. Może o coś zupełnie innego. Usiadłam obok Hongbina na kanapie, gdy Hyuk skierował się do kuchni, żeby przejrzeć zawartość lodówki.
- Jak się jechało?
- Nie sądziłem, że ktoś może tyle gadać. - Zmęczony przetarł dłońmi twarz.
- Jo?
- Tak.
- Co ja? - Za kanapą nagle pojawiła się wspomniana wcześniej osoba.
- Eee…- Szatyn najwyraźniej nie mógł znaleźć odpowiednich słów.
- Rozmawialiśmy o tym, że jesteś strasznie wygadana.
Machnęła na to ręką.
- Wiem, mam niewyparzony język.
- Dobrze, że chociaż o tym wiesz - powiedział ostrożnie obiekt westchnień mojej przyjaciółki, na co ta tylko wzruszyła ramionami. Cóż, oni byli swoimi całkowitym przeciwieństwami.
- Może wzniesiemy toast za ten wieczór? - zaproponował Jaehwan, wchodząc do pomieszczenia z szampanem. Zaraz za nim szedł mój chłopak z tacą zastawioną odpowiednimi do tego trunku kieliszkami.
- Ja nie piję - zastrzegłam, zanim zaczęli nalewać.
- Czemu nie? - zdziwił się Taekwoon.
- Upicie się w środku lasu nie jest szczytem moich marzeń. Poza tym chociaż ktoś z nas powinien być trzeźwy.
- Jedną lampką się nie upijesz - podpuszczała mnie Jo.
- Ja też chyba zrezygnuje - oznajmił nagle Hongbin, ku niezadowoleniu mojej przyjaciółki. Miała nadzieję, że jak skosztuje trochę procentów, to będzie śmielszy, a tu cały jej plan szlag trafił.
- Dlaczego? - Tym razem zaskoczony był Jaehwan.
- Z tych samych powodów co ____.
W końcu reszta przyjęła do wiadomości nasze decyzje i dała nam spokój. W międzyczasie odniosłam dwa kieliszki do kuchni.
*****
- Hakyeon, nie tańcz już, błagam! - zawołał Sanghyuk, zwijając się na podłodze ze śmiechu.
- Milcz, dzieciaku. Nie znasz się na sztuce - prychnął brunet, robiąc kolejną przedziwną pozę.
- Starczy tego przedstawienia. - Jaehwan pchnął starszego kolegę w stronę kanapy. - Idź spać, hyung.
- Miałbym przegapić taką noc? Chyba oszalałeś! - wrzasnął bełkotliwie. Hakyeon był tym, który jak na razie wypił najwięcej. - Nie wiem jak wy, ale ja z chęcią bym się gdzie przeszedł.
- W tym stanie co najwyżej możesz się przeturlać -stwierdził Wonsik, robiąc sobie kolejnego drinka.
- Jak się czujesz? - zapytałam Hyuka, gdy usiadł obok mnie na ziemi.
- Świetnie. Czemu pytasz?
- Coś czuję, że rano nie będzie ci już tak wesoło. - Westchnęłam ciężko, łapiąc jego rozbiegane spojrzenie.
- Ranek mnie nie obchodzi, ale ty już tak. - Uśmiechnął się drapieżnie.
Mimowolnie skrzywiłam się, gdy wpił się w moje usta. Charakterystyczny odór alkoholu był aż nazbyt wyczuwalny. Odniosłam wrażenie, że mogłabym się upić przez sam pocałunek z nim.
  Później na powrót dołączyliśmy do rozmowy ze wszystkimi. Mówiłam Hakyeonowi, że nie powinien wychodzić, ale ten nie chciał mnie słuchać. Wziął ze sobą trochę trzeźwiejszego Wonsika i poszli się przewietrzyć. Gdy rozejrzałam się po pomieszczeniu, dotarło do mnie, że brakuje jeszcze kogoś, a nawet dwójki.
- Gdzie Hongbin i Jo? - Szturchnęłam przysypiającego Hyuka łokciem.
- Hmm? - mruknął, opierając głowę na moim ramieniu.
- W pokoju - odpowiedział mi po chwili Taekwoon. - Hongbin ją odprowadził, bo gorzej się poczuła - dodał, widząc moje zdziwione spojrzenie.
Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam. Gorzej się poczuła. Aha, na pewno, już ja znam te jej sztuczki. Hongbin wrócił ze zmartwioną miną po jakichś dziesięciu minutach.
- Szybko wam poszło - stwierdził Jaehwan, puszczając mu oczko.
Brązowowłosy zmarszczył ciemne brwi z wyrazem niezrozumienia na twarzy. Zaraz potem przeniósł wzrok na mnie.
- Nie wygląda zbyt dobrze.
- Pewnie za dużo wypiła. Zwróci i będzie po sprawie. - Wzruszyłam ramionami. Takie zachowanie było typowe dla mojej przyjaciółki.
- Nie wiem…
Nie musiałam być geniuszem, żeby zrozumieć tę aluzję.
- Dobra, zajrzę do niej - powiedziałam, wstając z podłogi, na co Hyuk mruknął coś niezadowolony.
Zapytawszy wcześniej o poszukiwany pokój, skierowałam się w stronę schodów. Pokonałam je szybko, wskakując po dwa stopnie na raz. Popchnęłam odpowiednie drzwi i weszłam do pomieszczenia.
- Jak tam, imprezowiczko? - zapytałam od progu.
Nie odpowiedziała. Leżała na łóżku z zamkniętymi oczami.
- Ej, Jo, śpisz?
Dopiero gdy dźgnęłam ją palcem w policzek, zareagowała. Wyjąkała coś w stylu "odczep się" tylko mniej cenzuralnie. Faktycznie nie wyglądała najlepiej. Kredowobiała twarz, czoło oblane potem, a ponadto zimna skóra.
- Może zabiorę cię do lekarza? - zapytałam, kucając przy łóżku.
- Lekarza? Nie… nie do lekarza - odparła po chwili słabym głosem.
- Jo, naprawdę źle wyglądasz.
- Spać - mruknęła.
Westchnęłam ciężko i szczelniej przykryłam ją kocem. Uchyliłam okno, żeby do pokoju wpadło trochę świeżego powietrza.
- Zajrzę do ciebie za jakiś czas.
W międzyczasie zdążyła zasnąć. Ostrożnie zamknęłam drzwi i zeszłam na parter.
- I co z nią? - zainteresował się Hongbin.
- Nie chce jechać do lekarza.
- Ahoj, kamraci! - zawołał Wonsik, uderzając drzwiami frontowymi o ścianę. Po chwili wmaszerował do pokoju. Sam. - A co tu taka stypa?
- Gdzie jest Hakyeon? - zapytałam podejrzliwie.
- Eee, co?
- Gdzie. Jest. Hakyeon. - powtórzyłam powoli i wyraźnie. - Przeliterować?
- Poproszę - czknął.
- Wonsik, do cholery, przecież byliście we dwójkę - wyrzucił z siebie nagle ocucony Sanghyuk.
- We…dwójkę? - zmarszczył brwi, ale zaraz rysy jego twarzy złagodniały. - Aaaa, Hakyeon. Chyba się zgubił.
- Co?! - zapytaliśmy wszyscy równo.
- Ciii, głowa boli. Wonsik idzie spać. Dobranoc, misiaczki - mruknął, machając na nas rękoma. Potknął się, wchodząc po schodach.
- Co teraz? - Taekwoon krążył nerwowo po pomieszczeniu.
- Trzeba go znaleźć - zarządził stanowczo Jaehwan.
- Ale ____ zostaje tutaj - oznajmił Sanghyuk.
- Chyba sobie żartujesz - odparowałam.
- Nie pozwolę, żebyś o tej godzinie szwendała się po lesie. - Po jego minie widziałam, że nie odpuści.
- Jeżeli któreś z nas powinno zostać, to ty. Ja przynajmniej jestem trzeźwa.
Chwycił mnie za nadgarstek i odciągnął na bok. Dłonie położył na moich ramionach.
- ____, posłuchaj, nie chcę, żeby coś ci się stało - powiedział powoli, patrząc mi głęboko w oczy. - Po prostu tu zaczekaj, dobrze? Niedługo wrócimy.
- Tylko uważajcie - poddałam się po chwili. Miał rację.
Ruchem głowy dał mi znak, że zrozumiał. Złożył delikatny pocałunek na moim czole, po czym wszyscy wyszli z chatki. Po kilkunastu minutach krążenia po domu, przypomniałam sobie o Jo. Wbiegłam na piętro, a następnie zajrzałam do jej pokoju. Nadal spała. Miałam nadzieję, że jak się obudzi, to poczuje się lepiej.
*****
  Kolejna godzina, którą spędziłam na czekaniu na chłopców, dłużyła mi się niemiłosiernie. Nie mogłam nawet do nich zadzwonić, żeby zobaczyć jak im idzie, bo Taekwoon przed wyjazdem wpadł na wspaniały pomysł, żeby każdy z nas zostawił swoją komórkę w domu. Powinnam była wcześniej zauważyć, że to wyjątkowo idiotyczna propozycja. Wreszcie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Nadal brakowało Hakyeona.
- Nie znaleźliśmy go – powiedział niepewnie Jaehwan.
- Przecież mam oczy – warknęłam. – Powinniśmy jechać na policję.
- Co nam to da? – zapytał Hyuk zrezygnowany.
- Oni znajdą go szybciej niż my.
- Na pewno mają ważniejsze sprawy na głowie – stwierdził Taekwoon. – Hakyeon pewnie śpi w jakimś rowie i wróci, jak się obudzi.
- Aha, bo na pewno znajdzie drogę. Na mózg rzuciła wam się ta wódka?
- ____ ma rację. Powinniśmy jechać na policję – po chwili głos zabrał Hongbin.
- Dobra, niech któryś z was da kluczyki  - zarządził mój chłopak, krążąc wzrokiem między Jaehwanem a Taekwoonem.
Starszy chłopak pierwszy opróżnił kieszenie. Bez słowa sprzeciwu podał mi klucze do auta. Nie czekając na żadnego z nich, wyszłam z chatki. Mimo mroku biała Kia była dobrze widoczna. Chłopcy stali na podeście, podczas gdy ja otwierałam auto. Weszłam do środka i włożyłam kluczyk do stacyjki. Przekręcałam już trzeci raz, ale znów skończyło się na chwilowym rzężeniu i ponownym zgaśnięciu. Prawie dostałam zawału, gdy Sanghyuk zapukał w boczną szybę. Otworzyłam drzwi bez słowa.
- Chyba nie ruszy – stwierdził.
 - Tyle to i ja wiem.
Właściciel samochodu zajrzał pod maskę i stwierdził, że coś tam się zepsuło. Rozmawiali o tym, ale nie słuchałam, bo i tak nie wiedziałabym, o co chodzi. Na dodatek okazało się, że auto Jaehwana miało przebite wszystkie opony. To nie mógł być przypadek.
- Może stanąłeś na czymś ostrym? – podsunął Hongbin.
Chłopak po chwili zastanowienia pokręcił głową. Zdecydowaliśmy, że zaczekamy do rana i wtedy jeszcze raz spróbujemy znaleźć Hakyeona. W dużo gorszych nastrojach zajęliśmy miejsca w salonie. Chciałam iść zobaczyć, co u Jo, ale ubiegł mnie obiekt jej cichych westchnień. Gdy do nas wrócił, był kredowobiały i otępiały. Nie reagował na nasze pytania. Wreszcie sama postanowiłam zajrzeć do pokoju przyjaciółki. Gdy zrozumiałam, o co chodziło, niemal ścięło mnie z nóg.
- Jo… - chwyciłam bezwładną dziewczynę za ramiona i nią potrząsnęłam. Nic to nie dało. – Jo, błagam,  odezwij się .
Sprawdziłam jej puls i nic nie wyczułam. Nie oddychała. Nawet zaczęłam ją reanimować, ale to też nic nie pomogło. Po temperaturze jej skóry i tak wywnioskowałam, że nie żyła już od dłuższej chwili.
- Co się… - zaczął Sanghyuk, wchodząc do pomieszczenia.
Jego obraz zaczął mi się zamazywać. W jednej chwili zrobiło mi się duszno. Na ułamek sekundy kompletnie straciłam czucie własnego ciała. Hyuk zdążył chwycić mnie w talii, zanim upadłam.
- Chodźmy stąd – zaczął prowadzić mnie do wyjścia.
- Ona… - obejrzałam się za siebie, ale zobaczyłam tylko klatkę piersiową szatyna.
 - Wiem, ____, wiem.
- To moja wina – wyjąkałam, siadając na schodach.
- To nieprawda.
- Może gdybym przekonała ją, żebyśmy pojechały do lekarza, to…
 - ____, - chwycił mnie za podbródek, żebym spojrzała mu w oczy – i tak nie urochomiłabyś samochodu.
Oparłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy. Jeszcze to do mnie nie dotarło. Łudziłam się, że to tylko koszmar, z którego zaraz się obudzę. Nie potrafiłam pojąć, że moja przyjaciółka zmarła tuż pod moim nosem, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. To było zbyt nierealne.
  Ponure twarze całej reszty utwierdziły mnie w przekonaniu, że to wszystko było prawdą.
- Jak my się stąd wydostaniemy? –zapytał słabym głosem Jaehwan.
- Mieliśmy tu być do jutra, prawda? Jeśli nie wrócimy, to wujek Taekwoona przyjedzie zobaczyć, co się stało – odparłam, przecierając dłońmi twarz.
Żaden z nich się nie odezwał, ale za to wszyscy najpierw spojrzeli po sobie, a następnie zgodnie wbili wzrok w podłogę. Było tak cicho, że dało się usłyszeć nasze przyspieszone oddechy.
- O co chodzi? – dopytałam wreszcie, próbując zignorować złośliwy głos w głowie, który podpowiadał mi, jaką odpowiedź usłyszę.
- Nikt nie wie, że tu jesteśmy – głos zabrał mój chłopak, posyłając mi przepraszające spojrzenie.
- Że niby co?
- Taekwoon po prostu wiedział, gdzie są klucze, a my… - westchnął, robiąc zbolałą minę. – To było głupie, teraz wiem. Powinniśmy byli zapytać.
- Boże, Hyuk, ty wiesz, co to oznacza?  - Nawet nie zamierzałam próbować zapanować nad drżącym głosem.
Chłopak tylko kiwnął głową. Powoli wypuściłam powietrze z płuc. Okay, teraz nie miałam już żadnego pomysłu. Zaproponowałam, żeby w międzyczasie któryś z nich poszedł zobaczyć, jak czuje się Wonsik. Zrobił to Taekwoon. Czekaliśmy na niego w milczeniu, ale gdy wrócił zapanowała ogólna wrzawa. Jasną koszulkę poplamioną miał krwią tak samo jak dłonie.
- Co ty zrobiłeś? – zapytał zszokowany Hongbin.
- To nie ja. To ona.
Jego twarz wyrażała wściekłość. Chwycił mnie za bluzę, podniósł i przyparł do ściany.
- Przyznaj, że stoisz za tym wszystkim! – wykrzyczał mi prosto w twarz.
- Puszczaj mnie, to nie ja – warknęłam, wierzgając się.
Sanghyuk odciągnął go ode mnie i popchnął na podłogę. Od razu potem otulił mnie ramionami.
- Dotknij jej jeszcze raz, a cię zabiję.
Taekwoon podniósł się z ziemi bez większych problemów. Nadal patrzył na mnie z nienawiścią w oczach.
- W takim razie kto to zrobił, jeśli nie ona? – zapytał retorycznie. – My byliśmy w tym czasie w lesie.
- Chciałam ci przypomnieć, że od kiedy wróciliście, minęło już sporo czasu. – Zdjęłam poplamioną krwią bluzę i zrzuciłam ją na podłogę. Nie zamierzałam mówić nic więcej. Tylko winny się tłumaczy, a ja nie miałam nic na sumieniu. Nic odnośnie Wonsika, bo zaniedbanie Jo to zupełnie inna sprawa.
- Tak samo ty mogłeś zrobić to przed chwilą – stwierdził bezceremonialnie Hyuk.
- Prawda jest taka, że każdy mógł to zrobić –odezwał się Hongbin, co trochę ostudziło zapędy Taekwoona. - – Tak samo jak każdy mógł przebić opony w aucie Jaehwana.
Miał rację, ale jakoś nie potrafiłam sobie wyobrazić, że to wszystko mógł zrobić ktoś z naszej piątki. Nikt z zewnątrz raczej nie wchodził w grę. Niestety.
*****
- Pójdę zobaczyć, co z tymi samochodami – zaproponował po kolejnej godzinie ciszy Hongbin.
Z jakiegoś powodu wydało mi się to podejrzane. Odprowadziłam chłopaka wzrokiem. Wychodząc z pomieszczenia, rzucił mi znaczące spojrzenie, którego nie potrafiłam zinterpretować. Gdy jego nieobecność zaczęła się przedłużać, uznałam, że pójdę to sprawdzić.
   Opierał się o jedno z aut i wyraźnie na coś czekał. Po zobaczeniu mnie wyraźnie się ożywił.
- Już myślałem, że nie przyjdziesz.
- A miałam przyjść?
- Posłuchaj, – zaczął poważnie –pójdę teraz poszukać pomocy, ale nie mów tego nikomu.
- Zamierzasz iść sam przez ten las? – upewniłam się, a on to potwierdził. – Zgubisz się i tyle będzie z tego pożytku.
- O to się nie martw, dam radę.
- Dlaczego mam nikomu nie mówić?
- Bo zrobił to któryś z nich – odparł cicho, spoglądając w stronę chatki.
- Skąd wiesz, że nie ja? – Może nie było to mądre posunięcie, ale musiałam zapytać.
- Po prostu nie mogę wyobrazić sobie ciebie jako morderczyni. Znam cię, ____, a poza tym nie potrafisz kłamać. A ty, skąd wiesz, że to nie ja?
- Intuicja? Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami.
- No właśnie, więc musisz mi zaufać. Weź to. – Dźgnął mnie w brzuch czymś zimnym i twardym. Gdy spojrzałam w dół, moim oczom ukazał się pistolet.
- Skąd go wziąłeś? – zapytałam, chowając broń z tyłu za pasek spodni. Była lodowata. Całe szczęście, że ubrałam dzisiaj luźną koszulkę, przynajmniej nie będzie jej widać.
- Znalazłem w samochodzie Jaehwana.
Zrobiło mi się gorąco, gdy to usłyszałam.
- Powiedz im, że mnie nie znalazłaś – przypomniał, odchodząc w stronę, z której przyjechaliśmy.
Wróciłam do chatki szybkim krokiem, przybierając zmartwiony wyraz twarzy. Teoretycznie nie umiem kłamać, ale może chociaż raz wypadnę w miarę przekonywująco.
- Nigdzie go nie ma.
- Hongbina? – zapytał Jaehwan.
- Nie, Świętego Mikołaja, wiesz? – prychnęłam. -  Jasne, że Hongbina.
- Pewnie mu coś zrobiłaś – stwierdził ponuro Taekwoon.
- Aha, bo ____ na pewno miałaby tyle siły, żeby najpierw skatować Hongbina, a później schować jego ciało między drzewami i to… - Hyuk spojrzał na zegarek – w ciągu niecałych pięciu minut. Bardzo prawdopodobne – odpowiedział, stając w mojej obronie.
Nie mogłam się powstrzymać od obserwowania Jaehwana. Robiłam to, często nawet nie zdawając sobie z tego sprawy. To przez znalezioną broń. Nie mogłam już wytrzymać z nimi w jednym pomieszczeniu. Mógł to zrobić i Jaehwan, i Taekwoon. Hyuk na pewno nie. Znałam go zbyt dobrze, żeby chociaż przez sekundę podejrzewać go o takie coś. Postanowiłam iść do kuchni w tym samym czasie, w którym najbardziej wrogo nastawiony do mnie chłopak postanowił iść do swojego pokoju z drinkiem w ręce. Tak, dalsze picie w tej sytuacji było bardzo rozsądne. Odkręciłam kran i przemyłam twarz zimną wodą. Na krótką chwilę pomogło, ale nadal nie mogłam przestać myśleć o tym, jak będzie wyglądało moje dalsze życie, gdy się stąd wydostanę. Jeśli się wydostanę… Oparłam się dłońmi o blat kuchenny, wsłuchując się w szum dalej płynącej wody. Aktualnie w głębokim poważaniu miałam oszczędzanie jej. Od odejścia Hongbina minęło już ponad pół godziny. Nie potrafiłam wyzbyć się wrażenia, że chłopcy wywęszyli moje kłamstwo. Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero urwany krzyk i głuchy huk. Od razu przeszedł mnie dreszcz. Nasłuchiwałam dalej, ale nic się nie działo. Wyjęłam zza paska broń i chwyciłam ją w obie dłonie, unosząc ją przed siebie. Była cięższa niż myślałam. Drzwi były tylko przymknięte, więc wystarczyło, że je popchnęłam. Na podłodze w salonie leżał Jaehwan. Nieprzytomny. Nawet z tej odległości mogłam zauważyć, że z rany na jego głowie sączyła się krew. Nad nim stał odwrócony do mnie tyłem chłopak. Pistolet prawie wypadł mi z rąk.

1.       – Dlaczego to zrobiłeś, Hyuk? Ufałam ci, a ty… - załamał mi się głos, gdy chłopak odwrócił się w moją stronę (idź do zakończenia pierwszego).

2.       Opuściłam broń, widząc plecy mojego chłopaka. Jaehwan musiał się przewrócić i uderzyć w szafkę stojącą nieopodal, rozbijając sobie tym samym głowę (idź do zakończenia drugiego).

3.        Morderca odwrócił się w moją stronę. Hyuk. Jednak to on. Niby poznałam go po ciuchach, ale jednak łudziłam się, że to ktoś z zewnątrz. Teraz nie miałam już żadnych wątpliwości. Wstrzymałam oddech, zamknęłam oczy i nacisnęłam spust (idź do zakończenia trzeciego ).




Tak, tak, dużooooo czasu minęło, ale wreszcie mnie w pewnym sensie natchnęło i tak oto powstał ten scenariusz. Mam nadzieję, że wyszło w miarę dobrze. W sumie wyszedł scenariusz z całym VIXX, ale nie miałam innego pomysłu. Nie pogubiliście się z tymi zakończeniami? Nie chodzi o to, że nie mogłam zdecydować się na jedno. Od początku uznałam, że chyba ciekawiej będzie pokazać wam kilka wariantów. Miało być nieprzewidywalnie, więc sami możecie wybrać sobie koniec :P Które najbardziej przypadło wam do gustu? Wyszły trochę przykrótkie, ale już nie chciałam ich na siłę przedłużać. Mam nadzieję, że nic nie pomieszałam...
To chyba tyle ode mnie. Widzimy się za jakiś czas. 


2 komentarze:

  1. COŚ PIĘKNEGO. Bardzo, bardzo mi się podobało.
    Najbardziej spodobał mi się ostatni scenariusz, ponieważ nie potrafię wyobrazić sobie mojego słodkiego szczeniaczka jako bezwzględnego mordercy, a tym bardziej Leo, który zabić potrafi tylko wzrokiem.~
    Przerwa była dla mnie zdecydowanie za długa, ale dobrze Ci zrobiła, bo stworzyłaś coś niesamowitego!
    Mam nadzieję, że wracasz na stałe.

    Dziękuję, zajebisty scenariusz! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak wyżej, trzecie zakończenie najlepsze ;3 Pozostałe dwa były jak dla mnie zbyt... drastyczne? To chyba dobre słowo. Nie to, że n ie lubię, jak się leją, przeciwnie, fajnie jest czasem coś takiego poczytać, ale... Te zakończenia tak troszkę mnie przybiły. Za to ostatnie... Nie no, tego to się kompletnie nie spodziewałam. Miałam wrażenie, jakbym tam była, ale tak centralnie. To napięcie... Genialne i tyle. Cóż można powiedzieć więcej?
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń