Scenariusz dla Marty Katarzyny,
- Mamy to,
dziewczyny - oznajmił wesoło Hyuk, tanecznym krokiem wchodząc do pomieszczenia.
- Udało wam
się? - upewniła się Jo.
- Tylko do
jutra - odparł Taekwoon.
- No jasne. Ja
nie przekonałbym wujeczka Taekwoona? - zapytał retorycznie Hakyeon z
rozbrajającym uśmiechem.
Sanghyuk
słysząc to, wybuchnął gromkim śmiechem, a my poszliśmy w jego ślady.
- Mam
nadzieję, że zdążyłyście się spakować - powiedział Wonsik, mierząc mnie i Jo
wzrokiem.
Wymieniłyśmy
ukradkowe spojrzenia. Tak naprawdę nie spodziewałyśmy się, że chłopcom
faktycznie uda się zdobyć klucze do chatki. Cóż, jej właściciel raczej
niechętnie nam ją udostępniał, mimo że gdy byliśmy dziećmi, jeździliśmy tam
całymi rodzinami.
- Prawie -
oznajmiłam, ciągnąc przyjaciółkę za przedramię w stronę naszych pokoi.
Będąc już u
siebie, wrzuciłam do torby najważniejsze rzeczy, po czym udałam się do łazienki
w tym samym celu. Wychodząc z pomieszczenia, w drzwiach minęłam się z Jo.
Wręczyłam sportową torbę Hyukowi, na co ten zabawnie poruszył ciemnymi brwiami.
- To jakaś gra
wstępna? - zapytał na tyle głośnym "szeptem", żeby wszyscy mogli
usłyszeć.
- A jak
inaczej? - Stanęłam na palcach i zmierzwiłam jego czekoladowe włosy.
- O nie. Ja z
nimi nigdzie nie jadę. - Jaehwan zrobił zbolałą minę. - Przecież oni będą
ciągle…
- Jo, co ty
tam tak długo robisz?! - zawołał Hongbin, przerywając starszemu koledze.
- Jeśli już
musisz wiedzieć, to sikam! - odkrzyknęła dziewczyna, na co adresat odpowiedzi
lekko się zarumienił. Ta dwójka ewidentnie miała się ku sobie, a Jo liczyła na
to, że dzisiaj ich relacje przejdą na wyższy poziom.
- Tak poza
tym, to co tam zapakowałaś, że to takie ciężkie? - zagaił Hyuk. - Przecież to
tylko jedna noc.
- To nie jest
ciężkie. Po prostu przestałeś ćwiczyć.
- Grabisz
sobie, ____, grabisz. - Puścił mi oczko.
- Starczy tych
słodkości - oznajmiła stanowczo moja przyjaciółka, dołączając do nas. - Możemy
jechać.
Z racji tego, że nasza grupka liczyła osiem
osób, musieliśmy jechać dwoma samochodami. Po drodze wstąpiliśmy do
supermarketu po zapas jedzenia i napojów na noc. Dawno nie mieliśmy okazji,
żeby całą paczką spędzić tyle czasu. Wszyscy mieliśmy swoje obowiązki i
zajęcia, więc zazwyczaj ciężko było nam się zgrać. Teraz mieliśmy szansę, żeby
to nadrobić. To będzie świetny wieczór.
*****
- Ale nudy -
mruknął Jaehwan, wyprzedzając kolejny samochód.
- Jeszcze
tylko pół godziny - spróbował pocieszyć go Hakyeon.
Kierowca
słysząc to, tylko westchnął ciężko i przeczesał palcami brązowe włosy.
Spojrzałam na Sanghyuka. Nadal spał. Wlepiłam wzrok w przestrzeń za boczną
szybą, podgłośniłam muzykę, poprawiłam słuchawki i pozwoliłam myślom podążyć w
dowolnym kierunku.
Z zamyślenia wyrwało mnie dopiero nagłe
przyspieszenie przez Jaehwana. Wyjęłam jedną słuchawkę z ucha.
- Widzimy się na
miejscu, Taekwoon! - wrzasnął przez opuszczoną szybę blondyn, po czym się
roześmiał.
- Co się
dzieje? - wymruczał Hyuk, przebudziwszy się.
- Zostawiamy
ich z tyłu - odparł wesoło Hakyeon. - Przecież nie pozwolimy im zająć
najlepszych pokoi, co nie?
- A wy w ogóle
macie klucze? - zapytałam podejrzliwe.
W lusterku
zauważyłam, że czarnowłosy spojrzał przelotnie na kierującego kolegę.
- Wiemy, gdzie
są - powiedział Jaehwan.
- Nie
rozumiem.
- Wujek
Taekwoona po prostu wyjawił nam, gdzie są schowane zapasowe klucze do chatki -
wyjaśnił mój chłopak, uśmiechając się pokrzepiająco. - Nie martw się.
- Nie martwię
się, po prostu… - zabrakło mi słowa - zdziwiło mnie, że nie dał ich wam tak po
prostu.
- Typowa
kobieta, wszędzie szuka intryg.
Trzepnęłam
Hyuka w ramię, na co ten zrobił zabolałą minę, ale zaraz wrócił do szczerzenia
się.
- Głupek.
- Cóż, takiego
mnie pokochałaś - przypomniał. W odpowiedzi odwzajemniłam jego uśmiech.
*****
Dojechaliśmy na miejsce jako pierwsi. Z
racji tego, że pozostałą czwórkę zgubiliśmy już jakiś czas temu, spokojnie
wyjęliśmy z auta nasze bagaże i postawiliśmy je przed drewnianą chatką. Chłopcy
znaleźli klucz pod słabo przymocowaną deską tarasu. Nadal nie
słyszeliśmy warkotu silnika, więc niespiesznie zaczęliśmy wnosić nasze rzeczy
do środka, po czym weszliśmy skrzypiącymi schodami na piętro. Tutaj znajdowały
się trzy pokoje, a na parterze jeden plus salon. Dobrze pamiętałam, który jest
największy i ma najlepszy widok. Szybko pognałam do drzwi na końcu wąskiego
korytarza. Dopadłam klamki przed Hakyeonem. Nie mogłam się powstrzymać przed
pokazaniem mu języka. Od dziecka go to irytowało.
- To nie fair,
szybciej wystartowałaś - żachnął się.
- Wybacz,
hyung, takie życie - rzucił Sanghyuk, przybijając ze mną piątkę.
Nie czekając
na odpowiedź bruneta, weszliśmy do pokoju. Coś tam mruczał pod drzwiami, ale
żadne z nas nie zwracało na to uwagi. Przez okna do wnętrza pomieszczenia
wpadały ciepłe promienie zachodzącego słońca. Hyuk od razu padł na łóżko jak
długi, a ja podeszłam do niskich drzwi balkonowych i otworzyłam je z niemałym
trudem. Musiałam się schylić, żeby przez nie przejść. Oparłam się łokciami o
barierkę, wpatrując się w gęsty las, który zdawał się nie mieć końca, i w ledwo
widoczną tarczę słońca górującą nad koronami drzew. Zaciągnęłam się świeżym
powietrzem, mrużąc lekko oczy. Znajdowałam się dokładnie nad drzwiami
wejściowymi.
- Nie
wypadnij. - Szatyn stanął na tyle blisko mnie, że stykaliśmy się ramionami.
- Nie wypadnę,
spokojnie.
- Kiedyś
prawie ci się to zdarzyło.
Odwróciłam
głowę w jego stronę. Musiał zauważyć to kątem oka, bo uniósł delikatnie kąciki
zaróżowionych ust.
- Nieprawda -
odparłam po chwili zastanowienia.
Zmarszczył
brwi, spoglądając na mnie ciemnymi oczami, które w tym świetle kolorem
przypominały gorącą czekoladę.
- Jak to nie?
Przecież pamiętam.
- Chodzi ci
pewnie o tę sytuację, w której włożyłam głowę między szczebelki - powiedziałam
powoli, odtwarzając w głowie ten dzień.
- Tak
krzyczałaś i się wierciłaś, że nie mogliśmy cię stamtąd wyciągnąć. - Zaśmiał
się cicho, na co zrobiłam niezadowoloną minę. - Jak tak teraz to wspominam, to
dociera do mnie, że byłaś kiedyś głupsza ode mnie.
- Miałam wtedy
osiem lat!
- Ja miałem
osiem, ty siedem - poprawił mnie. - Mimo to nigdy nie wpadło mi do głowy, żeby
pchać się między szczeble czegokolwiek.
Przewróciłam
oczami, ale gdy wymyśliłam ripostę, nie potrafiłam powstrzymać cisnącego się na
usta uśmiechu. Coraz głośniejszy warkot silnika świadczył o zbliżaniu się
pozostałej części naszej paczki.
- Kochanie, ty
nawet na szczebelki drabiny nie potrafisz wejść.
Lekko się
zarumienił. Zamiast mi odpowiedzieć, nachylił się i pocałował mnie w policzek.
Nie odsunął się, więc po obróceniu się w jego stronę, po prostu nie mogłam
zrobić nic innego niż przywarcie do jego warg swoimi.
- Ej, wy! -
Odsunęliśmy się od siebie zaskoczeni. - Takie rzeczy to w sypialni! - wrzasnęła
z dołu Jo, wymachując w naszą stronę rękoma. Na koniec wycelowała do nas z
niewidzialnego pistoletu.
- W pewnym
sensie jesteśmy w sypialni! - odkrzyknął jej Sanghyuk.
Zrezygnowana
pokręciła głową i skierowała się do wnętrza chatki.
- To co, chyba
wypada do nich zejść?
- Żeby twoja
przyjaciółka nas zastrzeliła? Nie ma mowy.
- Oj, boisz
się jej? Co z ciebie za facet?
- Dobra,
idziemy - odparł stanowczo, robiąc poważną minę.
Trafiliśmy na dziwną sprzeczkę Taekwoona z
Jaehwanem. Dziwną, bo wyjątkowo cichą. Po ich minach i postawie ciał widziałam,
że nie prowadzili przyjaznej pogawędki. Może chodziło o to podpisywanie się
jazdą przez blondyna. Może o coś zupełnie innego. Usiadłam obok Hongbina na
kanapie, gdy Hyuk skierował się do kuchni, żeby przejrzeć zawartość lodówki.
- Jak się
jechało?
- Nie sądziłem,
że ktoś może tyle gadać. - Zmęczony przetarł dłońmi twarz.
- Jo?
- Tak.
- Co ja? - Za
kanapą nagle pojawiła się wspomniana wcześniej osoba.
- Eee…- Szatyn
najwyraźniej nie mógł znaleźć odpowiednich słów.
-
Rozmawialiśmy o tym, że jesteś strasznie wygadana.
Machnęła na to
ręką.
- Wiem, mam
niewyparzony język.
- Dobrze, że
chociaż o tym wiesz - powiedział ostrożnie obiekt westchnień mojej
przyjaciółki, na co ta tylko wzruszyła ramionami. Cóż, oni byli swoimi
całkowitym przeciwieństwami.
- Może
wzniesiemy toast za ten wieczór? - zaproponował Jaehwan, wchodząc do
pomieszczenia z szampanem. Zaraz za nim szedł mój chłopak z tacą zastawioną
odpowiednimi do tego trunku kieliszkami.
- Ja nie piję
- zastrzegłam, zanim zaczęli nalewać.
- Czemu nie? -
zdziwił się Taekwoon.
- Upicie się w
środku lasu nie jest szczytem moich marzeń. Poza tym chociaż ktoś z nas
powinien być trzeźwy.
- Jedną lampką
się nie upijesz - podpuszczała mnie Jo.
- Ja też chyba
zrezygnuje - oznajmił nagle Hongbin, ku niezadowoleniu mojej przyjaciółki.
Miała nadzieję, że jak skosztuje trochę procentów, to będzie śmielszy, a tu
cały jej plan szlag trafił.
- Dlaczego? -
Tym razem zaskoczony był Jaehwan.
- Z tych
samych powodów co ____.
W końcu reszta
przyjęła do wiadomości nasze decyzje i dała nam spokój. W międzyczasie
odniosłam dwa kieliszki do kuchni.
*****
- Hakyeon, nie
tańcz już, błagam! - zawołał Sanghyuk, zwijając się na podłodze ze śmiechu.
- Milcz,
dzieciaku. Nie znasz się na sztuce - prychnął brunet, robiąc kolejną przedziwną
pozę.
- Starczy tego
przedstawienia. - Jaehwan pchnął starszego kolegę w stronę kanapy. - Idź spać,
hyung.
- Miałbym
przegapić taką noc? Chyba oszalałeś! - wrzasnął bełkotliwie. Hakyeon był tym, który
jak na razie wypił najwięcej. - Nie wiem jak wy, ale ja z chęcią bym się gdzie
przeszedł.
- W tym stanie
co najwyżej możesz się przeturlać -stwierdził Wonsik, robiąc sobie kolejnego
drinka.
- Jak się
czujesz? - zapytałam Hyuka, gdy usiadł obok mnie na ziemi.
- Świetnie.
Czemu pytasz?
- Coś czuję,
że rano nie będzie ci już tak wesoło. - Westchnęłam ciężko, łapiąc jego
rozbiegane spojrzenie.
- Ranek mnie
nie obchodzi, ale ty już tak. - Uśmiechnął się drapieżnie.
Mimowolnie
skrzywiłam się, gdy wpił się w moje usta. Charakterystyczny odór alkoholu był
aż nazbyt wyczuwalny. Odniosłam wrażenie, że mogłabym się upić przez sam
pocałunek z nim.
Później na powrót dołączyliśmy do rozmowy ze
wszystkimi. Mówiłam Hakyeonowi, że nie powinien wychodzić, ale ten nie chciał
mnie słuchać. Wziął ze sobą trochę trzeźwiejszego Wonsika i poszli się
przewietrzyć. Gdy rozejrzałam się po pomieszczeniu, dotarło do mnie, że brakuje
jeszcze kogoś, a nawet dwójki.
- Gdzie
Hongbin i Jo? - Szturchnęłam przysypiającego Hyuka łokciem.
- Hmm? -
mruknął, opierając głowę na moim ramieniu.
- W pokoju -
odpowiedział mi po chwili Taekwoon. - Hongbin ją odprowadził, bo gorzej się
poczuła - dodał, widząc moje zdziwione spojrzenie.
Kiwnęłam głową
na znak, że zrozumiałam. Gorzej się poczuła. Aha, na pewno, już ja znam te jej
sztuczki. Hongbin wrócił ze zmartwioną miną po jakichś dziesięciu minutach.
- Szybko wam
poszło - stwierdził Jaehwan, puszczając mu oczko.
Brązowowłosy
zmarszczył ciemne brwi z wyrazem niezrozumienia na twarzy. Zaraz potem
przeniósł wzrok na mnie.
- Nie wygląda
zbyt dobrze.
- Pewnie za
dużo wypiła. Zwróci i będzie po sprawie. - Wzruszyłam ramionami. Takie
zachowanie było typowe dla mojej przyjaciółki.
- Nie wiem…
Nie musiałam
być geniuszem, żeby zrozumieć tę aluzję.
- Dobra,
zajrzę do niej - powiedziałam, wstając z podłogi, na co Hyuk mruknął coś
niezadowolony.
Zapytawszy
wcześniej o poszukiwany pokój, skierowałam się w stronę schodów. Pokonałam je
szybko, wskakując po dwa stopnie na raz. Popchnęłam odpowiednie drzwi i weszłam
do pomieszczenia.
- Jak tam,
imprezowiczko? - zapytałam od progu.
Nie
odpowiedziała. Leżała na łóżku z zamkniętymi oczami.
- Ej, Jo,
śpisz?
Dopiero gdy
dźgnęłam ją palcem w policzek, zareagowała. Wyjąkała coś w stylu "odczep
się" tylko mniej cenzuralnie. Faktycznie nie wyglądała najlepiej.
Kredowobiała twarz, czoło oblane potem, a ponadto zimna skóra.
- Może zabiorę
cię do lekarza? - zapytałam, kucając przy łóżku.
- Lekarza?
Nie… nie do lekarza - odparła po chwili słabym głosem.
- Jo, naprawdę
źle wyglądasz.
- Spać -
mruknęła.
Westchnęłam
ciężko i szczelniej przykryłam ją kocem. Uchyliłam okno, żeby do pokoju wpadło
trochę świeżego powietrza.
- Zajrzę do
ciebie za jakiś czas.
W międzyczasie
zdążyła zasnąć. Ostrożnie zamknęłam drzwi i zeszłam na parter.
- I co z nią?
- zainteresował się Hongbin.
- Nie chce
jechać do lekarza.
- Ahoj,
kamraci! - zawołał Wonsik, uderzając drzwiami frontowymi o ścianę. Po chwili
wmaszerował do pokoju. Sam. - A co tu taka stypa?
- Gdzie jest
Hakyeon? - zapytałam podejrzliwie.
- Eee, co?
- Gdzie. Jest.
Hakyeon. - powtórzyłam powoli i wyraźnie. - Przeliterować?
- Poproszę -
czknął.
- Wonsik, do
cholery, przecież byliście we dwójkę - wyrzucił z siebie nagle ocucony
Sanghyuk.
- We…dwójkę? -
zmarszczył brwi, ale zaraz rysy jego twarzy złagodniały. - Aaaa, Hakyeon. Chyba
się zgubił.
- Co?! -
zapytaliśmy wszyscy równo.
- Ciii, głowa
boli. Wonsik idzie spać. Dobranoc, misiaczki - mruknął, machając na nas rękoma.
Potknął się, wchodząc po schodach.
- Co teraz? -
Taekwoon krążył nerwowo po pomieszczeniu.
- Trzeba go
znaleźć - zarządził stanowczo Jaehwan.
- Ale ____
zostaje tutaj - oznajmił Sanghyuk.
- Chyba sobie
żartujesz - odparowałam.
- Nie pozwolę,
żebyś o tej godzinie szwendała się po lesie. - Po jego minie widziałam, że nie
odpuści.
- Jeżeli
któreś z nas powinno zostać, to ty. Ja przynajmniej jestem trzeźwa.
Chwycił mnie
za nadgarstek i odciągnął na bok. Dłonie położył na moich ramionach.
- ____,
posłuchaj, nie chcę, żeby coś ci się stało - powiedział powoli, patrząc mi
głęboko w oczy. - Po prostu tu zaczekaj, dobrze? Niedługo wrócimy.
- Tylko
uważajcie - poddałam się po chwili. Miał rację.
Ruchem głowy
dał mi znak, że zrozumiał. Złożył delikatny pocałunek na moim czole, po czym
wszyscy wyszli z chatki. Po kilkunastu minutach krążenia po domu, przypomniałam
sobie o Jo. Wbiegłam na piętro, a następnie zajrzałam do jej pokoju. Nadal
spała. Miałam nadzieję, że jak się obudzi, to poczuje się lepiej.
*****
Kolejna godzina, którą spędziłam na czekaniu
na chłopców, dłużyła mi się niemiłosiernie. Nie mogłam nawet do nich zadzwonić,
żeby zobaczyć jak im idzie, bo Taekwoon przed wyjazdem wpadł na wspaniały
pomysł, żeby każdy z nas zostawił swoją komórkę w domu. Powinnam była wcześniej
zauważyć, że to wyjątkowo idiotyczna propozycja. Wreszcie usłyszałam dźwięk
otwieranych drzwi. Nadal brakowało Hakyeona.
- Nie
znaleźliśmy go – powiedział niepewnie Jaehwan.
- Przecież mam
oczy – warknęłam. – Powinniśmy jechać na policję.
- Co nam to
da? – zapytał Hyuk zrezygnowany.
- Oni znajdą
go szybciej niż my.
- Na pewno
mają ważniejsze sprawy na głowie – stwierdził Taekwoon. – Hakyeon pewnie śpi w
jakimś rowie i wróci, jak się obudzi.
- Aha, bo na
pewno znajdzie drogę. Na mózg rzuciła wam się ta wódka?
- ____ ma
rację. Powinniśmy jechać na policję – po chwili głos zabrał Hongbin.
- Dobra, niech
któryś z was da kluczyki - zarządził mój
chłopak, krążąc wzrokiem między Jaehwanem a Taekwoonem.
Starszy
chłopak pierwszy opróżnił kieszenie. Bez słowa sprzeciwu podał mi klucze do
auta. Nie czekając na żadnego z nich, wyszłam z chatki. Mimo mroku biała Kia
była dobrze widoczna. Chłopcy stali na podeście, podczas gdy ja otwierałam
auto. Weszłam do środka i włożyłam kluczyk do stacyjki. Przekręcałam już trzeci
raz, ale znów skończyło się na chwilowym rzężeniu i ponownym zgaśnięciu. Prawie
dostałam zawału, gdy Sanghyuk zapukał w boczną szybę. Otworzyłam drzwi bez słowa.
- Chyba nie
ruszy – stwierdził.
- Tyle to i ja wiem.
Właściciel
samochodu zajrzał pod maskę i stwierdził, że coś tam się zepsuło. Rozmawiali o
tym, ale nie słuchałam, bo i tak nie wiedziałabym, o co chodzi. Na dodatek
okazało się, że auto Jaehwana miało przebite wszystkie opony. To nie mógł być
przypadek.
- Może stanąłeś
na czymś ostrym? – podsunął Hongbin.
Chłopak po
chwili zastanowienia pokręcił głową. Zdecydowaliśmy, że zaczekamy do rana i
wtedy jeszcze raz spróbujemy znaleźć Hakyeona. W dużo gorszych nastrojach
zajęliśmy miejsca w salonie. Chciałam iść zobaczyć, co u Jo, ale ubiegł mnie
obiekt jej cichych westchnień. Gdy do nas wrócił, był kredowobiały i otępiały.
Nie reagował na nasze pytania. Wreszcie sama postanowiłam zajrzeć do pokoju
przyjaciółki. Gdy zrozumiałam, o co chodziło, niemal ścięło mnie z nóg.
- Jo… -
chwyciłam bezwładną dziewczynę za ramiona i nią potrząsnęłam. Nic to nie dało. –
Jo, błagam, odezwij się .
Sprawdziłam
jej puls i nic nie wyczułam. Nie oddychała. Nawet zaczęłam ją reanimować, ale
to też nic nie pomogło. Po temperaturze jej skóry i tak wywnioskowałam, że nie
żyła już od dłuższej chwili.
- Co się… -
zaczął Sanghyuk, wchodząc do pomieszczenia.
Jego obraz
zaczął mi się zamazywać. W jednej chwili zrobiło mi się duszno. Na ułamek
sekundy kompletnie straciłam czucie własnego ciała. Hyuk zdążył chwycić mnie w
talii, zanim upadłam.
- Chodźmy stąd
– zaczął prowadzić mnie do wyjścia.
- Ona… -
obejrzałam się za siebie, ale zobaczyłam tylko klatkę piersiową szatyna.
- Wiem, ____, wiem.
- To moja wina
– wyjąkałam, siadając na schodach.
- To
nieprawda.
- Może gdybym
przekonała ją, żebyśmy pojechały do lekarza, to…
- ____, - chwycił mnie za podbródek, żebym
spojrzała mu w oczy – i tak nie urochomiłabyś samochodu.
Oparłam głowę
na jego ramieniu i zamknęłam oczy. Jeszcze to do mnie nie dotarło. Łudziłam
się, że to tylko koszmar, z którego zaraz się obudzę. Nie potrafiłam pojąć, że
moja przyjaciółka zmarła tuż pod moim nosem, a ja nie mogłam nic z tym zrobić.
To było zbyt nierealne.
Ponure twarze całej reszty utwierdziły mnie w
przekonaniu, że to wszystko było prawdą.
- Jak my się
stąd wydostaniemy? –zapytał słabym głosem Jaehwan.
- Mieliśmy tu
być do jutra, prawda? Jeśli nie wrócimy, to wujek Taekwoona przyjedzie
zobaczyć, co się stało – odparłam, przecierając dłońmi twarz.
Żaden z nich
się nie odezwał, ale za to wszyscy najpierw spojrzeli po sobie, a następnie
zgodnie wbili wzrok w podłogę. Było tak cicho, że dało się usłyszeć nasze
przyspieszone oddechy.
- O co chodzi?
– dopytałam wreszcie, próbując zignorować złośliwy głos w głowie, który
podpowiadał mi, jaką odpowiedź usłyszę.
- Nikt nie
wie, że tu jesteśmy – głos zabrał mój chłopak, posyłając mi przepraszające
spojrzenie.
- Że niby co?
- Taekwoon po
prostu wiedział, gdzie są klucze, a my… - westchnął, robiąc zbolałą minę. – To było
głupie, teraz wiem. Powinniśmy byli zapytać.
- Boże, Hyuk,
ty wiesz, co to oznacza? - Nawet nie
zamierzałam próbować zapanować nad drżącym głosem.
Chłopak tylko
kiwnął głową. Powoli wypuściłam powietrze z płuc. Okay, teraz nie miałam już żadnego
pomysłu. Zaproponowałam, żeby w międzyczasie któryś z nich poszedł zobaczyć,
jak czuje się Wonsik. Zrobił to Taekwoon. Czekaliśmy na niego w milczeniu, ale
gdy wrócił zapanowała ogólna wrzawa. Jasną koszulkę poplamioną miał krwią tak
samo jak dłonie.
- Co ty
zrobiłeś? – zapytał zszokowany Hongbin.
- To nie ja.
To ona.
Jego twarz
wyrażała wściekłość. Chwycił mnie za bluzę, podniósł i przyparł do ściany.
- Przyznaj, że
stoisz za tym wszystkim! – wykrzyczał mi prosto w twarz.
- Puszczaj
mnie, to nie ja – warknęłam, wierzgając się.
Sanghyuk
odciągnął go ode mnie i popchnął na podłogę. Od razu potem otulił mnie
ramionami.
- Dotknij jej
jeszcze raz, a cię zabiję.
Taekwoon
podniósł się z ziemi bez większych problemów. Nadal patrzył na mnie z
nienawiścią w oczach.
- W takim
razie kto to zrobił, jeśli nie ona? – zapytał retorycznie. – My byliśmy w tym
czasie w lesie.
- Chciałam ci
przypomnieć, że od kiedy wróciliście, minęło już sporo czasu. – Zdjęłam poplamioną
krwią bluzę i zrzuciłam ją na podłogę. Nie zamierzałam mówić nic więcej. Tylko
winny się tłumaczy, a ja nie miałam nic na sumieniu. Nic odnośnie Wonsika, bo
zaniedbanie Jo to zupełnie inna sprawa.
- Tak samo ty
mogłeś zrobić to przed chwilą – stwierdził bezceremonialnie Hyuk.
- Prawda jest
taka, że każdy mógł to zrobić –odezwał się Hongbin, co trochę ostudziło zapędy
Taekwoona. - – Tak samo jak każdy mógł przebić opony w aucie Jaehwana.
Miał rację,
ale jakoś nie potrafiłam sobie wyobrazić, że to wszystko mógł zrobić ktoś z
naszej piątki. Nikt z zewnątrz raczej nie wchodził w grę. Niestety.
*****
- Pójdę
zobaczyć, co z tymi samochodami – zaproponował po kolejnej godzinie ciszy
Hongbin.
Z jakiegoś powodu
wydało mi się to podejrzane. Odprowadziłam chłopaka wzrokiem. Wychodząc z
pomieszczenia, rzucił mi znaczące spojrzenie, którego nie potrafiłam
zinterpretować. Gdy jego nieobecność zaczęła się przedłużać, uznałam, że pójdę
to sprawdzić.
Opierał się o jedno z aut i wyraźnie na coś
czekał. Po zobaczeniu mnie wyraźnie się ożywił.
- Już
myślałem, że nie przyjdziesz.
- A miałam
przyjść?
- Posłuchaj, –
zaczął poważnie –pójdę teraz poszukać pomocy, ale nie mów tego nikomu.
- Zamierzasz
iść sam przez ten las? – upewniłam się, a on to potwierdził. – Zgubisz się i
tyle będzie z tego pożytku.
- O to się nie
martw, dam radę.
- Dlaczego mam
nikomu nie mówić?
- Bo zrobił to
któryś z nich – odparł cicho, spoglądając w stronę chatki.
- Skąd wiesz,
że nie ja? – Może nie było to mądre posunięcie, ale musiałam zapytać.
- Po prostu
nie mogę wyobrazić sobie ciebie jako morderczyni. Znam cię, ____, a poza tym
nie potrafisz kłamać. A ty, skąd wiesz, że to nie ja?
- Intuicja?
Nie wiem. – Wzruszyłam ramionami.
- No właśnie,
więc musisz mi zaufać. Weź to. – Dźgnął mnie w brzuch czymś zimnym i twardym. Gdy
spojrzałam w dół, moim oczom ukazał się pistolet.
- Skąd go
wziąłeś? – zapytałam, chowając broń z tyłu za pasek spodni. Była lodowata. Całe
szczęście, że ubrałam dzisiaj luźną koszulkę, przynajmniej nie będzie jej widać.
- Znalazłem w
samochodzie Jaehwana.
Zrobiło mi się
gorąco, gdy to usłyszałam.
- Powiedz im,
że mnie nie znalazłaś – przypomniał, odchodząc w stronę, z której
przyjechaliśmy.
Wróciłam do
chatki szybkim krokiem, przybierając zmartwiony wyraz twarzy. Teoretycznie nie
umiem kłamać, ale może chociaż raz wypadnę w miarę przekonywująco.
- Nigdzie go
nie ma.
- Hongbina? –
zapytał Jaehwan.
- Nie,
Świętego Mikołaja, wiesz? – prychnęłam. - Jasne, że Hongbina.
- Pewnie mu
coś zrobiłaś – stwierdził ponuro Taekwoon.
- Aha, bo ____
na pewno miałaby tyle siły, żeby najpierw skatować Hongbina, a później schować
jego ciało między drzewami i to… - Hyuk spojrzał na zegarek – w ciągu niecałych
pięciu minut. Bardzo prawdopodobne – odpowiedział, stając w mojej obronie.
Nie mogłam się
powstrzymać od obserwowania Jaehwana. Robiłam to, często nawet nie zdawając
sobie z tego sprawy. To przez znalezioną broń. Nie mogłam już wytrzymać z nimi
w jednym pomieszczeniu. Mógł to zrobić i Jaehwan, i Taekwoon. Hyuk na pewno
nie. Znałam go zbyt dobrze, żeby chociaż przez sekundę podejrzewać go o takie
coś. Postanowiłam iść do kuchni w tym samym czasie, w którym najbardziej wrogo
nastawiony do mnie chłopak postanowił iść do swojego pokoju z drinkiem w ręce.
Tak, dalsze picie w tej sytuacji było bardzo rozsądne. Odkręciłam kran i
przemyłam twarz zimną wodą. Na krótką chwilę pomogło, ale nadal nie mogłam
przestać myśleć o tym, jak będzie wyglądało moje dalsze życie, gdy się stąd
wydostanę. Jeśli się wydostanę… Oparłam się dłońmi o blat kuchenny, wsłuchując
się w szum dalej płynącej wody. Aktualnie w głębokim poważaniu miałam
oszczędzanie jej. Od odejścia Hongbina minęło już ponad pół godziny. Nie
potrafiłam wyzbyć się wrażenia, że chłopcy wywęszyli moje kłamstwo. Z
zamyślenia wyrwał mnie dopiero urwany krzyk i głuchy huk. Od razu przeszedł
mnie dreszcz. Nasłuchiwałam dalej, ale nic się nie działo. Wyjęłam zza paska broń
i chwyciłam ją w obie dłonie, unosząc ją przed siebie. Była cięższa niż
myślałam. Drzwi były tylko przymknięte, więc wystarczyło, że je popchnęłam. Na
podłodze w salonie leżał Jaehwan. Nieprzytomny. Nawet z tej odległości mogłam
zauważyć, że z rany na jego głowie sączyła się krew. Nad nim stał odwrócony do
mnie tyłem chłopak. Pistolet prawie wypadł mi z rąk.
1.
–
Dlaczego to zrobiłeś, Hyuk? Ufałam ci, a ty… - załamał mi się głos, gdy chłopak
odwrócił się w moją stronę (idź do zakończenia pierwszego).
2.
Opuściłam
broń, widząc plecy mojego chłopaka. Jaehwan musiał się przewrócić i uderzyć w
szafkę stojącą nieopodal, rozbijając sobie tym samym głowę (idź do zakończenia drugiego).
3.
Morderca odwrócił się w moją stronę. Hyuk.
Jednak to on. Niby poznałam go po ciuchach, ale jednak łudziłam się, że to ktoś
z zewnątrz. Teraz nie miałam już żadnych wątpliwości. Wstrzymałam oddech,
zamknęłam oczy i nacisnęłam spust (idź do zakończenia trzeciego ).
Tak, tak, dużooooo czasu minęło, ale wreszcie mnie w pewnym sensie natchnęło i tak oto powstał ten scenariusz. Mam nadzieję, że wyszło w miarę dobrze. W sumie wyszedł scenariusz z całym VIXX, ale nie miałam innego pomysłu. Nie pogubiliście się z tymi zakończeniami? Nie chodzi o to, że nie mogłam zdecydować się na jedno. Od początku uznałam, że chyba ciekawiej będzie pokazać wam kilka wariantów. Miało być nieprzewidywalnie, więc sami możecie wybrać sobie koniec :P Które najbardziej przypadło wam do gustu? Wyszły trochę przykrótkie, ale już nie chciałam ich na siłę przedłużać. Mam nadzieję, że nic nie pomieszałam...
To chyba tyle ode mnie. Widzimy się za jakiś czas.
COŚ PIĘKNEGO. Bardzo, bardzo mi się podobało.
OdpowiedzUsuńNajbardziej spodobał mi się ostatni scenariusz, ponieważ nie potrafię wyobrazić sobie mojego słodkiego szczeniaczka jako bezwzględnego mordercy, a tym bardziej Leo, który zabić potrafi tylko wzrokiem.~
Przerwa była dla mnie zdecydowanie za długa, ale dobrze Ci zrobiła, bo stworzyłaś coś niesamowitego!
Mam nadzieję, że wracasz na stałe.
Dziękuję, zajebisty scenariusz! <3
Jak wyżej, trzecie zakończenie najlepsze ;3 Pozostałe dwa były jak dla mnie zbyt... drastyczne? To chyba dobre słowo. Nie to, że n ie lubię, jak się leją, przeciwnie, fajnie jest czasem coś takiego poczytać, ale... Te zakończenia tak troszkę mnie przybiły. Za to ostatnie... Nie no, tego to się kompletnie nie spodziewałam. Miałam wrażenie, jakbym tam była, ale tak centralnie. To napięcie... Genialne i tyle. Cóż można powiedzieć więcej?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam~