Zakończenie drugie

Znikąd nagle pojawił się Taekwoon. Pchnął Hyuka na ziemię. Nim zdążyłam zareagować, on skończył okładać szatyna pięściami, bo ten stracił przytomność. Chciało mi się krzyczeć, ale nic by to nie dało. Mogłam jedynie wymierzyć i strzelić. Gdy zacisnęłam dłonie mocniej na pistolecie, zaczęły trząść się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe. Taekwoon, widząc to, rozciągnął usta w szerokim uśmiechu. Wzdrygnęłam się. Prawie nigdy tego nie robił.
- Oboje wiemy, że tego nie zrobisz - zaczął nonszalancko. - Jesteś tylko słabą dziewczynką, ____.
- Moja siła nie ma tu nic do rzeczy, bo nie zamierzam się z tobą bić - przypomniałam, starając się brzmiąc pewnie. - Wystarczy, że nacisnę spust, a ty już nie będziesz żył.
- Najpierw musiałabyś trafić, a, znając twoje możliwości, może okazać się to wyjątkowo trudne. - Spokojnym krokiem, z rękami w kieszeniach zaczął się do mnie zbliżać.
- Myślisz, że to zabawa? - prychnęłam. - Zabiłeś ich, a ja zrobię to samo z tobą. Brzydzisz mnie, Taekwoon - dodałam, krzywiąc się.
- Niezbyt mnie to obchodzi. Oddaj mi broń i zapomnimy o całej sprawie.
Już się nie bałam. Ten człowiek już niczym nie przypominałam mojego przyjaciela. Wzbudzał we mnie tylko negatywne emocje. Najpierw zamordował ich wszystkich, a teraz mówił, że tak po prostu sobie o tym zapomnimy. Odrażające.
- Ostatnie słowo?
- Może jeszcze spiszemy mój testament, co? Pieprz się, ____.
Zacisnęłam zęby, wstrzymałam oddech i nacisnęłam. Otworzyłam szerzej oczy, gdy jedynym, co wydobyło się z pistoletu, było ciche kliknięcie. Po pomieszczeniu rozszedł się donośny śmiech chłopaka, na dźwięk którego broń wyślizgnęła mi się z rąk. Taekwoon doskoczył do mnie w mgnieniu oka, po drodze popychając mnie na pobliską ścianę. Nim zdążyłam cokolwiek zrobić, chwycił mnie za szyję i podniósł.
- Szkoda, że nie widzisz swojej głupiej miny - wysyczał mi prosto do ucha. - U nich tego nie widziałem. Hakyeona dobiłem, gdy znalazłem go nieprzytomnego w lesie. Twoja koleżaneczka nawet nie wiedziała, że umiera. Przy Wonsiku starczyło jeden cios. Schlał się jak świnia i nawet ból go nie obudził. Sanghyuk, cóż, bije się jak baba. Jaehwan też miał pewne dodatki w swoim ostatnim napoju.
Szarpałam się, wymachiwałam nogami, wbijałam mu paznokcie w rękę, próbowałam bić, ale nic nie działało. Bez skutku starałam się wziąć oddech.
- Sprawiłaś mi dużo problemów, ____. Z przyjemnością zafunduję ci powolną… - urwał raptownie, a chwilę później puścił mnie i zatoczył się do tyłu.
Wylądowałam na kolanach. Łapałam powietrze haustami, gdy mój oprawca z głuchym hukiem padł na podłogę. Z trudem uniosłam głowę, żeby zobaczyć, co się stało. Dotarło do mnie, że chyba już umarłam. Mój prywatny anioł stróż podszedł do mnie chwiejnym krokiem. Przykucnął obok. Wpatrywałam się w jego kredowobiałą twarz, nie rozumiejąc nic z tego, co mówił.
- Hyuk? - wyjąkałam, po czym dałam upust wszystkim emocjom, pozwalając ciepłym łzom spłynąć po policzkach.
Zamiast odpowiedzieć, zamknął mnie w mocnym uścisku.
- Co teraz zrobimy? - zapytał, opierając brodę o czubek mojej głowy.
- Poczekamy na Hongbina i policję.
Odsunął się trochę i spojrzał na mnie niezrozumiałym wzrokiem.
- Myślałem, że Hongbin też zniknął.
Zaprzeczyłam ruchem głowy, po czym ponownie ukryłam twarz w materiale jego koszulki.


*****
Policja pojawiła się po jakichś pięciu minutach. Taekwoon nie odzyskał przytomności do tego czasu. Uderzenie w głowę ciężką lampką, które otrzymał od Hyuka, musiało być wyjątkowo silne, jednak nie obchodziło mnie, co się z nim stanie. Dla mnie równie dobrze mógł umrzeć w szpitalu. Jakby nie patrzeć, to przecież sama chciałam go zabić. I zrobiłabym to, gdyby broń była naładowana. Cała nasza trójka musiała pojechać na komisariat, żeby złożyć zeznania. Miałam problem z odpowiedzeniem na niektóre zadawane mi pytania. To, co wydarzyło się w ciągu tej jednej doby, przerosło mnie. Hyuka i Hongbina zresztą też. Teoretycznie powinniśmy się wzajemnie wspierać, ale praktycznie to widok któregokolwiek z nich, przypominał mi o tym wszystkim. Z czasem przestałam się z nimi kontaktować. Rozstałam się z Sanghyukiem, nie potrafiłam z  nim rozmawiać. Ostatni raz widzieliśmy się na sali sądowej i nic nie wskazywało na to, żeby cokolwiek miało się zmienić. Niektórych relacji po prostu nie da się odbudować. Czas podobno leczy rany, więc może kiedyś będę potrafiła się z nimi spotkać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz