Siła wystrzału odrzuciła mnie lekko do tyłu. Po zobaczeniu leżącego na ziemi chłopaka, zamrugałam kilkakrotnie, powodując tym samym, że łzy spłynęły po moich policzkach. Odrzuciłam broń na bok. Nie chciałam mieć z nią nic więcej wspólnego. Krwawa rana widniała na samym środku jego klatki piersiowej. Tłumaczyłam swoje zachowanie tym, że to była konieczność, ale to nic nie dawało. Przykucnęłam przy ciele Sanghyuka i wpatrywałam się tępo w twarz mojego chłopaka, a zarazem najlepszego przyjaciela. Myślałam, że go znam. Kochałam moje wyobrażenie o nim, a nie jego samego. Był zupełnie inny niż się spodziewałam.
Na moim ramieniu znalazła się czyjaś chłodna dłoń. Pisnęłam przerażona i stanęłam na równe nogi. Gdy zobaczyłam Jo, szczęka opadła mi chyba aż do ziemi. Nie rozumiejąc tego wszystkiego, odsunęłam się od niej o kilka kroków. Po drodze potknęłam się o coś i upadłam na ziemię. Uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Masz minę jakbyś zobaczyła ducha, ____.
Cofałam się przed nią aż do momentu, w którym oparłam się plecami o ścianę.
- Co jest, ____? - zapytała, cały czas krocząc w moim.
- Chyba oszalałam albo umarłam - wychrypiałam, patrząc na przyjaciółkę szeroko otwartymi oczami. - Przecież ty...
- Nie żyję?
Nie odpowiedziałam, bo za nią stanął zakrwawiony Wonsik. Po kilku kolejnych sekundach drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem, a do pomieszczenia wolnym, ociężałym krokiem wszedł Hakyeon. Na jego widok zakręciło mi się w głowie. Gdybym stała, z pewnością upadłam na podłogę.
- Dajcie mi spokój - poprosiłam załamującym się głosem. - Nic wam nie zrobiłam.
- A mi?
Mimowolnie krzyknęłam, gdy dłoń Sanghyuka wylądowała na moim kolanie. Szybko strzepnęłam ją ze swojego ciała. Po chwili dotarła do mnie pewna nieprawidłowość. Jego skóra była ciepła. Jasne, nie wykrwawiłby się od razu, ale...I właśnie zdałam sobie sprawę z swojej własnej głupoty. Wstałam pospiesznie i otrzepałam się kurzu.
- To nie było ani odrobinę zabawne - warknęłam przez zaciśnięte zęby.
Jo w odpowiedzi rzuciła mi się na szyję z szerokim uśmiechem. Wywinęłam się z jej uścisku, przy okazji ją odpychając.
- Myślałam, że nie żyjesz i że nie zrobiłam nic, żeby temu zapobiec. - Na samo wspomnienie tego głos zaczął mi drżeć. - Wiesz, jak się czułam?
- ____... - zaczęła, ale nie zamierzałam jej słuchać.
- Byłam pewna, że zgubiłeś się w lesie i nie potrafisz znaleźć drogi powrotnej. Cholernie się o ciebie martwiłam - zwróciłam się w stronę Hakyeona, któremu zaraz zrzedła mina. Teraz przeniosłam wzrok na Wonsika. - Przez cały czas zastanawiałam się, kto cię zabił i żałowałam, że nie przypilnowałam cię, żebyś tyle nie pił.
- To był tylko żart - odparł blondyn niepewnie.
- Tylko żart?! - Nie wytrzymałam. - Dla mnie to nie było śmieszne. Myślałam, że chcesz mnie zabić - zwróciłam się do Taekwoona, który tylko uciekł ode mnie spojrzeniem wyraźnie speszony. - Hongbin, myślałam, że chociaż ty rozumiesz powagę sytuacji i że nas z tego wyciągniesz - rzuciłam w stronę chłopaka, który zdążył w międzyczasie wrócić.
- Może faktycznie trochę przesadziliśmy - odparł, drapiąc się po karku.
- Zdążyłam zacząć się zadręczać, że gdybym nie wyszła do kuchni, to byś żył - spojrzałam przelotnie na Jaehwana, żeby zaraz przenieść wzrok na tego, który zranił mnie najbardziej. - Nawet nie wyobrażasz sobie, jak trudne było dla mnie te kilka chwil, w których byłam pewna, że najważniejsza osoba w moim życiu zabiła moich przyjaciół. Jeszcze gorsze było to, że sama cię zabiłam. Nigdy nie spotkało mnie nic tak okropnego. - Starłam z policzków łzy, które zaczęły znów płynąć.
- Kochanie...
- Myślicie, że to było zabawne? - zapytałam z wyrzutem. - Nie było.
Odsunęłam się, gdy Hyuk chciał mnie objąć. Nigdy nie czułam się gorzej niż jeszcze przed dziesięcioma minutami.
- Chcieliśmy ci coś w ten sposób uświadomić - oznajmił nagle mój chłopak. Za to głupie zdanie omal nie uderzyłam go z liścia w twarz. Dosłownie w ostatniej chwili się powstrzymałam. Chwycił za mój nadgarstek i opuścił moją rękę w dół. - Ostatnio nie masz dla nas w ogóle czasu. Chcieliśmy, żebyś zobaczyła, że jesteśmy ci potrzebni.
- Ale trochę przesadziliśmy - przyznała Jo, spoglądając na mnie przepraszająco.
- Jesteście porąbani - wyjąkałam, wtulając głowę w klatkę piersiową Hyuka, który od razu mnie objął. Przez dłuższą chwilę nie mogłam powstrzymać szlochu.
- Może faktycznie było to zbyt... drastyczne - stwierdził Hakyeon.
- Nie róbcie tego więcej - poprosiłam, odrywając się od szatyna.
Uśmiechnęli się, obiecując, że to był pierwszy i ostatni raz. Okazało się, że nawet nie pili tak dużo, jak myślałam. Pistolet był atrapą bez kul, ale wywoływał hałas. Mimo że byłam na nich zła za ten numer, musiałam przyznać, że nieźle to wymyślili. We wszystko uwierzyłam. Dałam się oszukać jak dziecko. Niedługo później wymęczeni położyliśmy się spać. Z pewnością długo nie zapomnę tej nocy. Nikt z nas jej nie zapomni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz