Jego
delikatna twarz wydawała się taka niewinna, a spojrzenie czekoladowych oczu
przepełnione bólem, choć tak naprawdę jeszcze niczego nie zrobiłam. Nie, zaraz,
w drżących dłoniach trzymałam odbezpieczony pistolet, z którego do niego mierzyłam.
Wskazujący palec przez cały czas spoczywał na spuście.
-____, proszę, to naprawdę nie ja - jęknął żałośnie.
- Więc kto?
- Nie wiem, ale nie ja. - Był na pograniczu płaczu. Oboje byliśmy.
- Nie wierzę ci, Hyuk - odparłam przez zaciśnięte zęby. Nie mógł usłyszeć, że się waham. - Już więcej mnie nie oszukasz. Zabiłeś ich.
- To nieprawda - próbował się bronić. - Kochanie, oddaj mi to. Dobrze wiesz, że jestem niewinny. - Powoli zaczął kroczyć w moim kierunku z wyciągniętą przed siebie ręką. - Jaehwan się przewrócił.
- Nie ruszaj się.
- Nie wygłupiaj się, przecież…
- Powiedziałam, że masz się nie ruszać. Czego, do cholery, nie zrozumiałeś?! - Dopiero po moim wydarciu się, stanął w miejscu. - Zaczekamy tutaj grzecznie na policję. Im będziesz się tłumaczył.
- Policję? - Zmarszczył ciemne brwi. - Jak ich wezwałaś? Przecież telefony nie działają.
- Pozwól, że zostawię to dla siebie.
- Słabo kłamiesz, ____, nigdy tego nie potrafiłaś. - Zrobił pobłażliwą minę, od której zaczęły pocić mi się dłonie. To, że się uspokoił, nie było dobrym znakiem. - Nie musisz tego robić. Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Skarbie, proszę.
- Nic nie będzie dobrze, Hyuk. Już nigdy. Zabiłeś ich, rozumiesz? Zabiłeś naszych przyjaciół. - Nie potrafiłam zapanować nad drżącym głosem.
Miałam ochotę wyrzucić ten pistolet daleko stąd, podbiec do szatyna, ostatni raz skryć się w jego ramionach i zostać tam już na zawsze. To, co zrobił, było dla mnie niepojęte. Znałam go naprawdę długo i dobrze. Był ostatnią osobą, którą bym podejrzewała o takie bestialstwo. Czy naprawdę byłby do tego zdolny?
Gdy się do mnie zbliżał, obserwowałam go jak sparaliżowana. Nie potrafiłam zareagować. Zwątpiłam w jego winę. Przecież nie miałam dowodów. To były tylko moje przypuszczenia. Może zrobił to ktoś inny? Może Hyuk był niewinny? Przecież mój Hyuk, który zawsze troszczył się o mnie jak nikt inny, nie potrafiłby zabić człowieka. Ja też nie potrafiłam. Opuściłam broń, gdy chłopak prawie dotknął klatką piersiową lufy. W jego ciemnych oczach, które zawsze wpatrzone były tylko we mnie, mogłam dostrzec ulgę. Rozluźnił mięśnie i zbliżył się jeszcze o krok. Zapach jego wody kolońskiej mącił mi w głowie.
- Wiedziałem, że jesteś mądrą dziewczyną. - Zaróżowione usta rozciągnął w bladym uśmiechu, po czym zamknął mnie w silnym uścisku. - Kocham cię.
- Ja ciebie też - wymamrotałam, odwzajemniając uścisk jedną ręką. - Sanghyuk?
- Tak?
- Oboje słabo kłamiemy.
Nim zrozumiał sens moich słów, zamknęłam oczy, przyłożyłam lufę pistoletu do jego boku i nacisnęłam spust. Najpierw moje uszy rozdarł dźwięk wystrzału, a później krzyk szatyna. Odsunęłam się od niego, pozwalając mu upaść na ziemię. Wszelkie moje wątpliwości zniknęły, gdy zobaczyłam, co trzymał w prawej dłoni - średniej wielkości składany nóż, który zamierzał zatopić w moim ciele.
- Jak mogłaś? - wysapał z trudem.
- Poza tym policja naprawdę tu jedzie - oznajmiłam, ignorując zarówno jego pytanie, jak i łzy spływające po mojej twarzy.
- I co? Zdążę wykrwawić się do tego czasu. - Próbował się zaśmiać, ale zamiast tego zaczął kaszleć.
- Co z Taekwoonem?
- Drink, który sobie zafundował, będzie ostatnim, co wypije - wychrypiał, uśmiechając się.
Osunęłam się po przeciwległej ścianie pomieszczenia. Miałam dość, po prostu dość. Okazało się, że jedna z najważniejszych osób w moim życiu zabiła moich przyjaciół, a na dodatek teraz ja prawdopodobnie zrobiłam to samo jemu. Miał rację. Wykrwawi się, zanim tu dotrą, a ja będę miała go na sumieniu do końca życia.
-____, proszę, to naprawdę nie ja - jęknął żałośnie.
- Więc kto?
- Nie wiem, ale nie ja. - Był na pograniczu płaczu. Oboje byliśmy.
- Nie wierzę ci, Hyuk - odparłam przez zaciśnięte zęby. Nie mógł usłyszeć, że się waham. - Już więcej mnie nie oszukasz. Zabiłeś ich.
- To nieprawda - próbował się bronić. - Kochanie, oddaj mi to. Dobrze wiesz, że jestem niewinny. - Powoli zaczął kroczyć w moim kierunku z wyciągniętą przed siebie ręką. - Jaehwan się przewrócił.
- Nie ruszaj się.
- Nie wygłupiaj się, przecież…
- Powiedziałam, że masz się nie ruszać. Czego, do cholery, nie zrozumiałeś?! - Dopiero po moim wydarciu się, stanął w miejscu. - Zaczekamy tutaj grzecznie na policję. Im będziesz się tłumaczył.
- Policję? - Zmarszczył ciemne brwi. - Jak ich wezwałaś? Przecież telefony nie działają.
- Pozwól, że zostawię to dla siebie.
- Słabo kłamiesz, ____, nigdy tego nie potrafiłaś. - Zrobił pobłażliwą minę, od której zaczęły pocić mi się dłonie. To, że się uspokoił, nie było dobrym znakiem. - Nie musisz tego robić. Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Skarbie, proszę.
- Nic nie będzie dobrze, Hyuk. Już nigdy. Zabiłeś ich, rozumiesz? Zabiłeś naszych przyjaciół. - Nie potrafiłam zapanować nad drżącym głosem.
Miałam ochotę wyrzucić ten pistolet daleko stąd, podbiec do szatyna, ostatni raz skryć się w jego ramionach i zostać tam już na zawsze. To, co zrobił, było dla mnie niepojęte. Znałam go naprawdę długo i dobrze. Był ostatnią osobą, którą bym podejrzewała o takie bestialstwo. Czy naprawdę byłby do tego zdolny?
Gdy się do mnie zbliżał, obserwowałam go jak sparaliżowana. Nie potrafiłam zareagować. Zwątpiłam w jego winę. Przecież nie miałam dowodów. To były tylko moje przypuszczenia. Może zrobił to ktoś inny? Może Hyuk był niewinny? Przecież mój Hyuk, który zawsze troszczył się o mnie jak nikt inny, nie potrafiłby zabić człowieka. Ja też nie potrafiłam. Opuściłam broń, gdy chłopak prawie dotknął klatką piersiową lufy. W jego ciemnych oczach, które zawsze wpatrzone były tylko we mnie, mogłam dostrzec ulgę. Rozluźnił mięśnie i zbliżył się jeszcze o krok. Zapach jego wody kolońskiej mącił mi w głowie.
- Wiedziałem, że jesteś mądrą dziewczyną. - Zaróżowione usta rozciągnął w bladym uśmiechu, po czym zamknął mnie w silnym uścisku. - Kocham cię.
- Ja ciebie też - wymamrotałam, odwzajemniając uścisk jedną ręką. - Sanghyuk?
- Tak?
- Oboje słabo kłamiemy.
Nim zrozumiał sens moich słów, zamknęłam oczy, przyłożyłam lufę pistoletu do jego boku i nacisnęłam spust. Najpierw moje uszy rozdarł dźwięk wystrzału, a później krzyk szatyna. Odsunęłam się od niego, pozwalając mu upaść na ziemię. Wszelkie moje wątpliwości zniknęły, gdy zobaczyłam, co trzymał w prawej dłoni - średniej wielkości składany nóż, który zamierzał zatopić w moim ciele.
- Jak mogłaś? - wysapał z trudem.
- Poza tym policja naprawdę tu jedzie - oznajmiłam, ignorując zarówno jego pytanie, jak i łzy spływające po mojej twarzy.
- I co? Zdążę wykrwawić się do tego czasu. - Próbował się zaśmiać, ale zamiast tego zaczął kaszleć.
- Co z Taekwoonem?
- Drink, który sobie zafundował, będzie ostatnim, co wypije - wychrypiał, uśmiechając się.
Osunęłam się po przeciwległej ścianie pomieszczenia. Miałam dość, po prostu dość. Okazało się, że jedna z najważniejszych osób w moim życiu zabiła moich przyjaciół, a na dodatek teraz ja prawdopodobnie zrobiłam to samo jemu. Miał rację. Wykrwawi się, zanim tu dotrą, a ja będę miała go na sumieniu do końca życia.
*****
Policja wezwana przez Hongbina znalazła nas po jakichś pięciu minutach. Hyuka
od razu wpakowali do karetki. Nadal żył, ale jego stan był ciężki. Mimo
wszystko nie potrafiłam o tym nie myśleć. Ratownicy chcieli zabrać mnie na
obserwację do szpitala, ale się nie zgodziłam, więc jedyne, co mogli zrobić, to
okryć mnie "folią życia". Niepotrzebnie. Nie czułam już kompletnie
niczego, nawet chłodu. Nie podzielałam ulgi, która odmalowała się na twarzy
mojego jedynego ocalałego przyjaciela, gdy zobaczył mnie całą. Jasne, cieszyłam
się, że chociaż on przeżył, ale nadal myślami wędrowałam do tych, którym się
nie udało. Nadal żałowałam, że nie było mnie wśród nich. Nie musiałam patrzeć
w oczy ich bliskich. Nie musiałabym przeżywać tych kilku chwil od nowa każdej
nocy. Nie musiałabym składać zeznań na policji i uczestniczyć w rozprawie
sądowej Sanghyuka. Sama myśl o nim przyprawiała mnie o drżenie rąk, a co dopiero
jego widok. Biegli psychiatrzy orzekli, że jest niepoczytalny, a sąd umieścił
go w zakładzie zamkniętym. Sama nie wiem, czy wolałam się dowiedzieć, że zrobił
to, co zrobił, bo był chory. Jego choroba kosztowała życie kilku osób i nic
tego nie zmieni. Nic już nigdy nie będzie takie samo. Nie dla mnie. Niektórych
rozdziałów życia po prostu nie da się zamknąć, a ten właśnie do takich należał.
Nie potrafiłam wyzbyć się wspomnień o Hyuku. Żadnego z nich. Prawdopodobnie tak będzie już zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz