19.12.2015

Bang Yongguk - Przepraszam


Scenariusz dla Joy Tucii Clifford. 


  Kochałam ten dreszczyk adrenaliny. Przelotnie pocałowałam chłopaka w usta i wyszłam z samochodu, zakładając okulary przeciwsłoneczne oraz wyćwiczonym gestem poprawiając perukę. Szybko pokonałam kilka kamiennych stopni. Pchnęłam ciężkie drzwi. Juz byłam w budynku. Dobrze znałam to miejsce, bywałam tu wcześniej wiele razy. Zawsze w innej fryzurze i kolorze włosów.
  Pod ścianą stało kilka krzeseł, każde zajęte. Dzisiaj był wyjątkowy ruch. Niedobrze, ale nie przełożymy tego. Spokojnym krokiem podeszłam do recepcji.
- Dzień dobry. W czym mogę pani pomóc? – zapytała młoda kobieta o radosnym spojrzeniu. Mogła być w moim wieku. Wolałabym trafić na jakąś wiedźmę, ale widocznie dzisiaj wszystkie były już zajęte.
- Wyjmij pieniądze i włóż je tutaj. – Postawiłam na blacie średnich rozmiarów czarną sportową torbę. – Tylko żadnych gwałtownych ruchów, a wyjdziesz stąd cała – dodałam, lekkim gestem na moment odsłaniając pistolet włożony za pasek spodni. Był naładowany, ale nieodbezpieczony.
  Na twarzy dziewczyny przerażenie mieszało się z niedowierzaniem. Stała bez ruchu.
- Szybciej – warknęłam już mniej uprzejmie.
To jakby ja ocuciło, bo zaczęła pakować pieniądze w ciszy i bez rozglądania się na boki. Ja za to spokojnie rzucałam spojrzeniem na różne strony, żeby zobaczyć czy ochroniarz nie nadchodzi, jednak nadal obserwowałam pracownicę. Ta chwila dłużyła się w nieskończoność.
- To już wszystko – powiedziała cicho, podsuwając mi torbę.
Zerknęłam do niej. Była prawie cała wypakowana. Zapięłam ją szybkim ruchem i ściągnęłam z blatu.
- I tak wiem, co zrobiłaś – wyszeptałam, pochylając się w jej stronę. Momentalnie zbladła,  na jej czoło wystąpiły kropelki potu, a klatka piersiowa na chwilę przestała się ruszać. W oczach miała tylko przerażenie i niemą prośbę. Pod biurkami mieli guziki zamontowane specjalnie na takie okazje. – Masz szczęście, że trafiłaś na mnie.
 
Pospiesznie, ale nie na tyle, żeby wzbudzić czyjekolwiek podejrzenia, ruszyłam w stronę wyjścia. Jeszcze kilka kroków. Otwierając drzwi, obrzuciłam wzrokiem pomieszczenie. Wysoki i dość barczysty mężczyzna kierował się w moją stronę spokojnie, ale gdy zrozumiał, że go dostrzegłam, zaraz zaczął biec.
  Wypadłam z budynku jak strzała i prawie wywróciłam się na schodach, kompletnie zapominając o ich istnieniu. Zaklęłam w duchu i prawie niedostrzegalnie kulejąc , rzuciłam się w stronę samochodu. Wskoczyłam do niego w tym samym momencie, w którym ochroniarz wyszedł z banku.
- Jedź – zakomenderowałam, siląc się na spokój.
Pojazd ruszył z piskiem opon w tej samej sekundzie, w której padł ogłuszający strzał. Serce mi stanęło, a oddech ugrzązł w gardle, jednak my jechaliśmy. Uspokoiłam się, gdy dotarło do mnie, że strażnik nie trafił tam, gdzie zamierzał.
- Brawo, mała. – Na twarz mężczyzny wypłynął ledwo dostrzegalny cień uśmiechu. – Szybko się uwinęłaś.
- Oboje wiemy, że to nieprawda. – Skrzywiłam się. Jemu poszłoby szybciej. Nerwowo obejrzałam się za siebie, ale nie dostrzegłam żadnego radiowozu.
Roześmiał się gorzko. Nie mógł przyzwyczaić się, że siedzimy w tym razem. Wolałby, żebym nie wiedziała.
- Zaraz zmienimy samochód – rzucił, doszczętnie poważniejąc.
Spojrzałam na niego dyskretnie. Czarne oczy miał wbite w drogę przed nami. Wyraźnie zarysowana linia szczęki zawsze sprawiała, że brunet wyglądał na groźniejszego niż w rzeczywistości był. Oczywiście, zależy co kto pojmuje za rzeczywistość. Mi chodzi o te momenty, gdy siedzimy w domu i normalnie rozmawiamy. Zatrzymałam wzrok na dłużej na jego zaróżowionych ustach z ledwo zaznaczonym łukiem Kupidyna. Nagle zapragnęłam go pocałować, ale w inny sposób niż wtedy, gdy wychodziłam z auta. Lekko się rumieniąc, odwróciłam wzrok. Zawstydzały mnie moje myśli, ale fakt, że okradłam bank jakoś mi nie przeszkadzał. Coś było ze mną nie tak.
  Po niecałych sześciu minutach szybkiej, ale nie szaleńczej jazdy, zatrzymaliśmy się w środku lasu, gdzie stało drugie auto. Zupełnie inne. Inna marka, kolor, wielkość, a co najważniejsze: rejestracja. Wysiadłam z pojazdu i od razu ugięło się pode mną kolano. Myślałam, że kontuzja po wydarzeniu na schodach, przejdzie mi tak szybko, jak się pojawiła. Jedno złe ułożenie stopy i proszę. Ruszyłam normalnym krokiem za brunetem, nie zamierzałam pokazywać mu, że coś jest chociażby w jednym procencie nie w porządku.
  Yongguk męskim uściskiem przywitał się z chudym, bladym, czarnowłosym mężczyzną. Byli prawie tego samego wzrostu. Zostałam z tyłu. Bang wręczył gościowi trochę pieniędzy, które wyjął z torby i przywołała mnie lekkim gestem. Bez słowa wsiadłam do nowego samochodu. Po jakichś dwóch minutach mój partner też się tam znalazł. Przekręcił kluczyk w stacyjce. Gdy odjeżdżaliśmy przez boczną szybę zobaczyłam, że znajomy mojego towarzysza oblewa nasze stare auto benzyną. Puścił mi oczko, ledwo dostrzegalnie się uśmiechając. To drugie odwzajemniłam.
  Przez jakiś czas jechaliśmy w ciszy, tak jak zawsze po wykonanej robocie. O czym mieliśmy rozmawiać? Chyba nie o niedawnych wydarzeniach. Westchnęłam i mocniej wbiłam się plecami w oparcie fotela. Dotarło do mnie, że mogę zdjąć perukę. Wrzuciłam ją pod swoje siedzenie.
- Wszystko w porządku? – zapytał chłodno, choć usłyszałam nutkę zmartwienia.
- Jasne.
  Od jakiegoś czasu mieszkaliśmy razem, choć na początku miało to być tylko tymczasowe rozwiązanie. Znaliśmy się od dziecka, więc gdy wyprowadziłam się od rodziców i przeniosłam do innego miasta, w którym akurat mieszkał Yongguk, zaproponował mi, żebym zatrzymała się u niego. Później wydarzyło się zbyt wiele rzeczy i dowiedziałam się zbyt wielu informacji, żeby móc odejść, a przez to wpakowałam się w ten biznes i było już za późno na zmianę decyzji. Od tego czasu zmieniliśmy mieszkanie już jakieś pięć razy.
  Otworzyłam szafkę w kuchni i wyjęłam z niej tabletki nasenne, które zażywałam od czasu pierwszego rabunku. Wzięłam dwie, popijając szklanką wody. Po odstawieniu naczynia, spojrzałam w ciemne oczy chłopaka, który, siedząc przy stole, obserwował mnie już od kilku minut. Ostatnio przyłapywałam go na tym coraz częściej.
- Coś nie tak? – zapytałam cicho, podchodząc bliżej i opierając się biodrem o stół.
Nie odpowiadał przez dłuższą chwilę. Nadal patrzył mi w oczy z tym samym zbolałym wyrazem twarzy, jakbym przed chwilą powiedziała coś złego.
- Wszystko jest nie tak – skrzywił się lekko, mówiąc to. – Przecież wiesz.
Teraz to ja milczałam, bo żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła mi do głowy. Westchnęłam ciężko, odwracając głowę i wbijając wzrok w pustą ścianę.
- ____, wiesz, że… - przykrył moją dłoń swoją.
- Wiem – przerwałam mu ostro, zabierając gwałtownie rękę, ale nie minęło kilka sekund, gdy się zreflektowałam. – Przepraszam, nie chciałam.
- Nic się nie stało – odparł z bladym uśmiechem.
- Po prostu denerwuje mnie, gdy ciągle odgrzewamy ten sam temat – tłumaczyłam się dalej, nie zważając na jego odpowiedź. – Wiem, że wolałbyś, abym się z tego wycofała, ale jest już na to za późno.
- Przepraszam, że cię w to wciągnąłem. – Wstał i teraz patrzył na mnie z góry.
- Bang...sama się w to wciągnęłam. – Przyłożyłam jedną dłoń do jego policzka. – Do niczego mnie nie namawiałeś – mimowolnie mówiłam coraz ciszej.
- Ale… - zaczął protestować.
- Nie ma żadnego „ale”, jasne?
- Niech ci będzie – odparł w końcu tym swoim niskim głosem, który z pewnością potrafiłby doprowadzić do szaleństwa niejedną dziewczynę, a ja na pewno byłam wśród nich. – Coś się stało? –wypalił nagle trochę rozbawiony.
- Nie, dlaczego pytasz? – Zmarszczyłam brwi zdezorientowana.
Przez to, że brunet się nachylił, nasze oczy znajdowały się prawie w tej samej linii.
- Rumienisz się – stwierdził po kilkunastu sekundach.
- Coś ci się przewidziało – rzuciłam oburzona, chcąc się od niego odsunąć, ale w tym samym momencie jego ramiona oplotły mnie w talii i uniemożliwiły wycofanie się chociażby o krok.
- Może skręcę ogrzewanie, co? – Gdy to mówił, zamiast patrzeć mu w oczy, skupiłam całą swoją uwagę na jego ustach, a on najprawdopodobniej to zauważył, bo zaraz szeroko się uśmiechnął. - ____?
- Tak, tak, możesz skręcić – odparłam szybko, a moje policzki stały się jeszcze czerwieńsze.  – Idę spać, dobranoc – rzuciłam na odchodne i, nie czekając na odpowiedź, pognałam w stronę swojej sypialni.
  Zasypiałam z myślą, że kompletnie się wygłupiłam, ale na szczęście tabletki szybko mnie od tego uwolniły.
   Kolejny tydzień, kolejna akcja. Tym razem włamanie do pokaźnej willi jakiegoś dzianego faceta, którego nazwiska nie pamiętałam. Właściwie wolałam nie wiedzieć, kogo okradałam. Musieliśmy zrobić to tak szybko, jak tylko się dało. O dziwo, żeby otworzyć zamek w furtce wystarczyło kilka sprawnych ruchów wytrychem. Dla kogoś doświadczonego tak, jak Yongguk było to łatwe, ale mi pewnie sprawiłoby to problem, dlatego na razie po prostu ubezpieczałam tyły. Chłopak pierwszy wszedł na podwórko. Po chwili gestem dał mi znak, że mogę iść za nim. Podczas jednego z włamów byliśmy nieostrożni i nagle nie wiadomo skąd w naszą stronę rzucił się sporych rozmiarów pies. Mało brakowało, aby wtedy zatopił zęby w mojej łydce. Zdarzyło się to tylko raz.
  Przemknęliśmy przez ogród cicho i szybko. Drzwi otworzyliśmy za pomocą dorobionych kluczu. Gość bogaty, ale wyjątkowo naiwny. W czasie pogawędki kilkanaście dni temu bez problemu zakręciłam go sobie wokół palca, a mój partner wtedy zajmował się przeszukiwaniem jego auta. Oczywiście wówczas wyglądałam inaczej niż teraz.
  Teraz zaczynały się schody. Alarm. Było zaledwie kilka sekund na wyłączenie go, ale Yongguk nie miał z tym najmniejszego problemu. Nie odzywając się do siebie ani słowem, przez kilka minut pakowaliśmy to, co wpadło nam w ręce i było cenne. Chwilę później siedzieliśmy w samochodzie i odjeżdżaliśmy spod obrabowanego domu.
  Po kilkunastu minutach jazdy, zatrzymaliśmy się na jakimś kompletnym pustkowiu. Oprócz nas stało tu jeszcze jedno auto. Chłopak wysiadł, zabierając ze sobą torby z łupem, po czym wręczył je osobie siedzącej w drugim pojeździe i wymienił z nią kilka słów. Obce auto odjechało, a czarnowłosy podszedł do bagażnika i wyjął coś z niego. Nowe rejestracje. Nawet nie wiedziałam, skąd dokładnie je brał. Ja w międzyczasie wrzuciłam perukę i okulary przeciwsłoneczne pod siedzenie. Nie minęły trzy minuty, gdy był już z powrotem obok mnie.
- Dobrze nam poszło – stwierdził po chwili jazdy w ciszy.
- Dobrze? Świetnie – zaśmiałam się krótko, wywołując przy tym uśmiech na twarzy Yongguka.
- Mam wrażenie, że traktujesz to jak zabawę – stwierdził trochę zdziwiony.
- Po części, a ty nie?
- Sam nie wiem.
- Chyba coś cię gryzie. – Bezwstydnie się na niego gapiłam.
- Wolałbym to skończyć i gdzieś wyjechać – zrobił pauzę na głębszy oddech. – Wyjechać z tobą.
- To wyjedźmy – rzuciłam bez zastanowienia. Może i traktowałam to wszystko, co robiliśmy, jako niezłą zabawę i lubiłam ten dreszczyk emocji, ale jeśli nadarzyłaby się okazja, żeby móc się gdzieś zaszyć i żyć z tego, co „zarobiliśmy”, nie wahałabym się ani chwili.
- Nie możemy – mruknął cicho. – Musielibyśmy się najpierw z tego wyplątać. – Westchnął głośno i znów to zrobił. – Przepraszam.
- Zatrzymaj się – zażądałam, ściągając brwi.
- Co? Po co?
- Zatrzymaj się – powtórzyłam wyraźniej i głośniej.
Mężczyzna posłusznie zjechał na bok i wyłączył silnik. Spojrzał na mnie z pytaniem wymalowanym na twarzy.
- Przestań mnie wreszcie przepraszać – powiedziałam powoli i cicho, ale stanowczo.
- Ale…
- Nawet nie próbuj – ostrzegłam, grożąc mu palcem przed nosem.
Chwycił moją dłoń i przyłożył sobie do policzka, a ja znów przyłapałam się na tym, że nie patrzę mu w oczy tylko na usta. Szybko się zreflektowałam i uśmiechnęłam zakłopotana, gdy nasze spojrzenia się spotkały.
- Jestem już tym zmęczony, ____.
- Zawsze myślałam, że nie przeszkadza ci to, co robimy. - stwierdziłam, pozwalając, by chłopak oparł głowę na mojej dłoni.
- Bo nie przeszkadzało…do czasu.
- Do czasu, gdy o niczym nie wiedziałam – skrzywiłam się lekko, mówiąc to.
- Też – przyznał, na moment zamykając oczy – ale nie tylko. Może zabrzmi to głupio, ale chyba dopiero niedawno dorosłem.
- To brzmi bardzo głupio, Bang.
Kąciki jego ust nieznacznie powędrowały w górę. Gdy się wyprostował, zabrałam rękę.
- Powinniśmy już jechać – rzucił trochę zbyt chłodno, po czym ruszył. Zawsze tak robił. Ciągle dawał mi sprzeczne sygnały. W jednej chwili sam prowokował i nawiązywał jakiś kontakt fizyczny, a sekundę później kompletnie zmieniał swoje stanowisko. Czasami miałam ochotę powiedzieć mu, żeby wreszcie się zdecydował.
  Gdy rano wstałam, Yongguka jeszcze nie było w salonie, choć to on zazwyczaj budził się wcześniej. Po wzięciu prysznica, przebraniu się i zjedzeniu śniadania, postanowiłam sprawdzić, czy może po prostu nie siedzi w swojej sypialni. Zapukałam, ale nikt nie odpowiadał. Spróbowałam jeszcze raz, ale nadal nic. Nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi. W pomieszczeniu nikogo nie było. Yongguk raczej zawsze uprzedzał mnie, że gdzieś wychodzi. Coś tu nie grało, ale wolałam do niego nie dzwonić. Poczekam jeszcze trochę.
  Wrócił wieczorem, o czym poinformował mnie dźwięk zamykanych drzwi. Próbował być cicho, ale ja nasłuchiwałam. Szybko podniosłam się z kanapy i zastąpiłam mu drogę.
- Co ci się stało? – zapytałam, widząc jego rozwalony nos, zakrwawioną twarz i podbite oko.
- Nic – odburknął i minął mnie, po czym wszedł do łazienki, zamykając drzwi na klucz.
- Bang… - zaczęłam łagodnie po powrocie z kuchni. W rękach trzymałam dwa okłady z lodu. Nie zamierzałam robić żadnej awantury, po prostu chciałam wiedzieć, kto i dlaczego mu to zrobił.
- Daj mi spokój – przerwał mi poirytowany.
- Porozmawiajmy – poprosiłam, stojąc pod wejściem do pomieszczenia.
- Nie mamy o czym – stwierdził ostro.
- Dlaczego taki jesteś? Nie ufasz mi? – Musiałam go trochę zbajerować, żeby zgodził się na wyjaśnienia.
- Nie o to chodzi, ____.
- Więc o co?
-Lepiej, żebyś nie wiedziała – rzucił po chwili obojętnie.
- Siedzimy w tym razem – naciskałam dalej.
- To nie dotyczy ciebie.
- Masz rację – zrobiłam krótką pauzę – to dotyczy NAS.
Zapadła dość długa cisza, której nie zamierzałam przerywać. Dałam mu czas na zastanowienie. W końcu do moich uszu dotarł dźwięk przekręcanego klucza, a po tym drzwi się otworzyły. Chłopak wyglądał trochę lepiej, bo jego twarz nie była już umorusana we krwi. Weszłam do łazienki bez słowa, zamykając za sobą drzwi i opierając się o nie.
- Więc jak to się stało?
Tylko machnął ręką na moje pytanie. Podałam mu jeden z okładów, który przyjął z cichym „dziękuję” i przyłożył go do nosa.
- Och, nie patrz tak na mnie – poprosił zbolałym głosem, przyciągając mnie do siebie jedną ręką. Mocniej do niego przywarłam, ale to spowodowało, że z sykiem wciągnął powietrze, więc zaraz się odsunęłam i zmierzyłam go wzrokiem.
- Zdejmij koszulkę – poleciłam głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Chłopak przez chwilę się wahał, ale w końcu wykonał mój rozkaz. Gdy jego bluzka wylądowała na ziemi, zaniemówiłam.
- Kto ci to zrobił? – zapytałam cicho, po czym zacisnęłam usta w wąską kreskę.
Umięśniony brzuch Yongguka prawie cały pokryty był fioletowymi plamami.
- I tak nie znasz – odparł, lekko się krzywiąc, gdy przyłożyłam lód do jego posiniaczonego ciała.  - ____....
- Co?
- Mamy długi.
- Co? - Powtórzyłam głośniej. - Jakim cudem? Przecież nie wydajemy nie wiadomo ile kasy, a "zarabiamy" sporo.
- To nie takie proste. - Westchnął głośno i oparł się plecami o chłodną ścianę. - Musimy płacić za lewe rejestracje, samochody, ludzi i nie jesteśmy jedynymi, którzy tu działają. To rozbudowany biznes, ____, a my jesteśmy tylko pionkami. - Chodziło o coś więcej. Chłopak unikał mojego wzroku, nie mówił mi wszystkiego.
- Coś jeszcze? - ponagliłam go niecierpliwie. 
- Tak.
Patrzyłam na niego wyczekująco, ale minęło kolejne kilkanaście długich sekund ciszy. 
- Musimy jutro się rozdzielić.
- Słucham? - Nie do końca rozumiałam, o co chodziło, choć się domyślałam. 
- Ja zrobię jeden skok, a ty drugi - odparł cicho, przygryzając dolną wargę i spuszczając wzrok. - Jeśli nie oddamy odpowiedniej sumy pieniędzy, to będę wyglądał gorzej niż dzisiaj. - Chciałam coś powiedzieć, ale mnie uprzedził. - Boję się, że coś ci zrobią.
- Kradzież dzień po dniu? Nie uważasz, że to ryzykowne?
- To konieczne – skwitował twardo.
- Nigdy się nie rozdzielaliśmy.
- Zawsze musi być ten pierwszy raz. – Niezbyt przyjaznym gestem, zabrał mi z ręki zimny okład i sam przyłożył go sobie do ciała.
- Nie musisz się od razu na mnie wkurzać. – Zmarszczyłam brwi i skrzyżowałam ramiona.
- Nie wkurzam się.
- Nie? Jesteś pewien? – zapytałam kpiąco. Tak, zaogniałam sytuację. Tak, celowo. Chciałam pokazać mu, że mam rację. Tak, to dziecinne.
- Jestem – odparł przez zaciśnięte zęby.
- Próbujesz okłamać siebie czy mnie?
Patrzył na mnie spode łba, a to oznaczało, że powinnam się zamknąć. Powinnam, ale nie zamierzałam tego robić. Byłam zbyt uparta, by tak to zostawić i pójść w pewnym sensie na ugodę. Właśnie dlatego tak ciężko było mnie odwieść od niektórych pomysłów.
- Nikogo nie okłamuję.
- Zabawne…
W jednej chwili to, co czarnowłosy trzymał w ręce, znalazło się z hukiem na ziemi, a on chwycił mnie za ramiona i przygwoździł do ściany. Fakt, było to dość brutalne, ale nie bolesne. Patrzyłam na niego zszokowana, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. Pierwszy raz się tak zachował.
- Nic nie rozumiesz – powiedział głosem przepełnionym żalem, po czym mnie puścił i wyszedł z łazienki, po drodze zabierając swoją koszulkę.
Jeszcze przez dobrą minutę wpatrywałam się przed siebie tak, jakby chłopak nadal tam stał. Wreszcie, zamykając oczy, oparłam głowę o ścianę. Może przesadziłam. Gdyby oddanie pieniędzy nie było nieodzowne, Yongguk na pewno nie pozwoliłby mi samej dokonać skoku. Nigdy nie chciał narażać mnie bardziej niż to konieczne.
  Orzeźwił mnie dopiero dźwięk zatrzaskujących się drzwi, który oznaczał, że już niczego się dzisiaj nie dowiem. Byłam tak zmęczona, że po prostu wzięłam prysznic, przebrałam się i poszłam spać.
  Obudził mnie szept i ciepły oddech tuż przy moim prawym uchu. Obróciłam się na plecy jeszcze nie do końca tego świadoma, ale nie otworzyłam oczu.
- Śpisz?
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że mój sen jest już przeszłością. Zamrugałam parokrotnie, po czym spojrzałam na chłopaka siedzącego obok na krawędzi łózka. Mój wzrok nie zdążył jeszcze w pełni przyzwyczaić się do ciemności, ale zarys jego sylwetki mogłam dostrzec bez najmniejszego problemu, bo przez uchylone okno do pokoju wdzierało się delikatnie światło księżyca.
- Co tu robisz? – zapytałam zaspana i zdziwiona. Nigdy nie wchodził do mojego pokoju w nocy, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
 - Jakie miłe powitanie…
- Cześć. Co tu robisz? – poprawiłam się, po czym ziewnęłam.
W odpowiedzi tylko wzruszył ramionami.
- Chcesz mi powiedzieć, że bez powodu budzisz mnie w środku nocy?
- Nie. – Położył dłoń na poduszce i znów złapał moje spojrzenie. – Mogę?
- Rzucić we mnie poduchą? Nie.
Westchnął głośno i bez pozwolenia położył się obok mnie. Obróciłam się na bok, żeby dobrze widzieć jego twarz. Nie potrafiłam z niej niczego wyczytać. No, może oprócz zmartwienia. Lekkim gestem odgarnął kosmyki moich włosów, które przed sekundą opadły mi na twarz. Był tak blisko, że nasze oddechy się ze sobą mieszały.
- Przepraszam, że cię obudziłem.
- Co ja ci mówiłam o przepraszaniu? – Przewróciłam oczami.
- Że mam tego nie robić, ale rozmawialiśmy wtedy na inny temat. – Uśmiechnął się nieznacznie.
- Niech ci będzie. Więc o co chodzi?
- Chciałem cię przeprosić – już miałam zaprotestować, ale przyłożył mi palec do ust – za to, że tak cię wtedy potraktowałem  - dokończył cicho i zabrał rękę.
- To ja przepraszam. Trochę przesadziłam.
- Czyli jesteśmy kwita? – zapytał z ulgą w głosie.
Przytaknęłam. Przez krótki moment leżeliśmy w kompletnej ciszy, tylko się w siebie wpatrując. Myśl, że mogłabym tak częściej, wywołała rumieńce na mojej twarzy, ale na szczęście było dość ciemno, więc chłopak nie mógł tego dostrzec.
- Pójdę już, dobranoc – rzucił ochryple. Znów ten chłodny ton.
Zamknęłam oczy i wtuliłam się jego klatkę piersiową, zanim zdążył wstać. Bez problemu mógłby wyplątać się z mojego uścisku, bo był on nadzwyczaj lekki. Nie chciałam sprawić mu bólu. Yongguk na moment wstrzymał oddech.
- Wolałabym, żebyś został – wydukałam cicho, nie odsuwając się. Słyszałam, jak jego serce przyspieszyło swój rytm.
- ____, ja… - zrobił pauzę, która ciągnęła się w nieskończoność – zostanę.
- To dobrze. Dobranoc.
- Dobranoc – odparł cicho, jedną ręką obejmując mnie w talii. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak szybko zasnęłam.
  Rano przekazał mi wszystkie wskazówki, którymi powinnam się kierować i mieć je na uwadze podczas włamania. Podczas, gdy on zajmie się bankiem, ja obrobię kolejny dom. Na całe szczęście miałam prawo jazdy.
  Siedziałam w samochodzie przez bite trzy godziny, czekając aż koleś wyjdzie z willi z dziewczyną, która miała zostawić niedomkniętą furtkę i otwarte okno. Powinna też dopilnować, by mężczyzna nie uruchomił alarmu antywłamaniowego. Po ich odjeździe odczekałam jeszcze piętnaście minut tak, jak mówił Yongguk. Wysiadłam z samochodu, zamknęłam go i ostrożnie ruszyłam w stronę domu. Było już kompletnie ciemno. Na podwórko weszłam bez problemu. Musiałam okrążyć dom trzy razy, żeby znaleźć otwarte okno. Nie wiem, dlaczego nie zauważyłam go od razu. Sprawnie wślizgnęłam się do środka i przystanęłam na moment, nasłuchując jakiegokolwiek hałasu. Nic. Włączyłam latarkę i zaczęłam przeszukiwać dom. Dość szybko poszło mi zabranie najcenniejszych przedmiotów, bo mniej więcej wiedziałam, gdzie co leży. Wyszłam tak, jak weszłam. Na ramieniu zawieszoną miałam wypełnioną torbę. Byłam w połowie drogi do furtki, gdy stanęło mi serce.
- Stój! – krzyknął ktoś za mną, po czym na trawie pojawił się snop światła. Zamknęłam oczy, wstrzymując oddech, gdy do moich uszu dotarł dźwięk odbezpieczanej broni. – Bo będę strzelać. Rzuć torbę, załóż ręce za głowę i powoli się odwróć.
Chciałam bezmyślnie rzucić się do ucieczki, ale nie mogłam ryzykować otrzymaniem kulki w plecy. Rzuciłam torbę i się odwróciłam. Ręce nadal zwisały wzdłuż ciała. Średniego wzrostu mężczyzna celował do mnie z pistoletu, a jego postawa mówiła, że jest gotów nacisnąć spust.
- Ręce za głowę – warknął.
Udając, że właśnie to zamierzam zrobić, zaczęłam powoli je unosić, jednak gdy moje dłonie znalazły się na wysokości paska od spodni, sprawnym ruchem wyjęłam zza niego broń. Mężczyzna nie zdążył na to zareagować. Teraz staliśmy naprzeciwko siebie, mierząc do siebie, a silny wiatr smagał mnie po twarzy. Nie miałam pewności, czy zaraz nie pojawi się tu policja. Mocniej zacisnęłam ręce na pistolecie, szykując się do strzału. Nigdy wcześniej nawet nikogo porządnie nie uderzyłam. Zastąpiłam tę myśl inną. Nie chciałam tu zginąć albo zostać aresztowana.
   Wstrzymałam oddech i nacisnęłam spust. Odrzuciło mnie lekko do tyłu, a huk dźwięczał mi w uszach. Myślałam, że to siła wystrzału zmusiła mnie do postawienie kroku w tył, ale to nie to. Nie tylko. Piekący ból nagle ogarnął całe moje prawe przedramię. Chwyciłam torbę w lewa rękę i pognałam w stronę samochodu, po drodze wciskając guzik otwartej kłódki na pilocie. Niemal wskoczyłam do pojazdu i ruszyłam z piskiem opon. Miałam trochę ponad pięć minut szybkiej jazdy do miejsca przekazania łupu. Powinnam gdzieś się zatrzymać, żeby zatamować krwawienie, ale byłam zbyt wstrząśnięta, by to zrobić.
  Zaparkowałam na tym samym pustkowiu, co Yongguk dzień wcześniej. Stał tu ten sam samochód. Biorąc głęboki wdech, chwyciłam torbę i skierowałam się w jego stronę. Zatrzymałam się przy drzwiach kierowcy i lekko zapukałam w szybkę, która niemal natychmiast się otworzyła. Mężczyzna siedzący za kierownicą zadał mi kilka krótkich pytań, po czym zabrał torbę i odjechał.
  W aucie tylko obwiązałam ranę bandażem, choć powinnam zrobić dużo więcej. Nie miałam do tego głowy, chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, dlatego też jechałam dość szybko.
  Yongguk był w domu przede mną. Gdy zdejmowałam buty, pojawił się w korytarzu.
- I jak b… - zaczął, ale zaraz raptownie urwał i do mnie podszedł. – Co się stało?
Nie trudno się domyślić, gdzie patrzył. Chciałam zacząć mówić, ale mi przerwał.
- Trzeba to szybko opatrzyć.
Poszłam za nim do kuchni i usiadłam przy stole. Wyjął z szafki wszystkie potrzebne rzeczy i usiadł na krześle obok mnie.
- Będzie bolało – ostrzegł.
Ostrożnie chwycił moją rękę. Przez to, że pocisk nieznacznie wystawał z mojej ręki, mógł złapać go pęsetą i wyjąć. Zacisnęłam powieki. Nigdy wcześniej nic tak mnie nie bolało. Później zdezynfekował ranę. Starałam się nie rozkleić.
- Spokojnie. Nie jest tak źle. Opowiedz mi, jak do tego doszło – poprosił cicho.
- Na początku wszystko szło zgodnie z planem – zaczęłam drżącym głosem, nie otwierając oczu. - Dopiero, gdy wracałam, jakiś facet mnie zatrzymał.
- Skąd się tam wziął?
- Nie wiem. Miał pistolet. Kazał mi rzucić torbę, założyć ręce za głowę i się odwrócić. – Przez gadanie trochę mniej skupiałam się na fizycznym bólu, który jednak nadal palił całe moje prawe przedramię. – Więc się odwróciłam, ale podnosząc ręce, wyjęłam broń i… - trafiłam na przepełnione troską oczy chłopaka, a łzy stoczyły się po moich policzkach – strzeliłam.
-____…
- Nie wiem, gdzie trafiłam. Nawet nie spojrzałam – dodałam, szlochając cicho.
Czarnowłosy chwycił moją twarz w dłonie i kciukami starł słone krople, które nadal płynęły.
- Bang, a co jeśli go zabiłam?
Chłopak przyciągnął mnie do siebie, a ja ukryłam twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Wątpię, mała. Raczej nie strzelasz tak dobrze. – Jego dłoń krążyła po moich plecach w uspokajającym geście.
Trwaliśmy tak przez dobre kilka minut, aż w końcu mój oddech się wyrównał, a z oczu przestało lecieć jak z odkręconego kranu. Odsunęłam się od niego na tyle, by móc spojrzeć mu w twarz, na której malowało się zmęczenie, zmartwienie i wiele innych.
- Idź spać, a ja pozbędę się broni i samochodu– polecił łagodnie.
- Nie zostawiaj mnie tu samej.
- Zaraz wrócę – obiecał i wstał.
Już po chwili go nie było. Z głową pełną najróżniejszych myśli poszłam wziąć prysznic.
  Siedziałam na łóżku, wpatrując się w ekran telefonu. Minęło już pół godziny, odkąd wyszedł. Po kolejnych dziesięciu minutach rozległ się szczęk klucz przekręcanego w zamku. Już po chwili drzwi do mojego pokoju lekko się uchyliły, wpuszczając do środka snop światła, który od razu skojarzył mi się z tym, które rzucała latarka postrzelonego przeze mnie mężczyzny. Zacisnęłam zęby i spojrzałam na chłopaka, który wszedł do pomieszczenia. Usiadł obok mnie.
- Dlaczego nie śpisz?
- Martwiłam się.
- Niepotrzebnie.
Wślizgnęłam się pod kołdrę i wygodnie usadowiłam na poduszkach.
- ____, muszę ci coś powiedzieć.
- Co?
- Musimy się przeprowadzić – odparł cicho, odwracając wzrok od mojej twarzy.
- W porządku. – Zamknęłam oczy, gotowa na przyjęcie snu.
- Osobno – dodał po dłuższej chwili.
- Co? Nie. Nie zgadzam się – stanowczo zaprotestowałam. – Nie możesz mnie zostawić. Nie teraz.
- Muszę. Nie chcę ściągać na ciebie kłopotów – jego głos drżał. – Przepraszam, ale naprawdę tak trzeba.
- Bang, proszę…
- Niedługo się spotkamy, obiecuję – przerwał mi już spokojniej, patrząc mi prosto w oczy. - Teraz śpij. Dobranoc – powiedział miękko, składając pocałunek na moim czole. Ostatni, wiedziałam to. Obietnica nie była szczerza, skłamał.
Chłopak wyszedł z pomieszczenia prawie bezszelestnie, a ja ze wszystkich sił próbowałam zatamować potok łez, który w jednym momencie zaczął spływać po moich policzkach. Niemal wyskoczyłam z łóżka i pognałam w stronę wyjścia z mieszkania. Chwyciłam za klamkę właśnie zamykających się drzwi i pociągnęłam je do siebie. Zaraz stanę twarzą w twarz z mężczyzną, którego kocham tak, jak nigdy nikogo wcześniej. Nigdy mu tego nie powiedziałam. To chyba odpowiedni moment, a nawet jeśli nie odpowiedni, to na pewno ostatni.
- Nie możesz nas skreślić. - Chłopak zatrzymał się raptownie, słysząc mój głos. – Nie możesz, rozumiesz? Potrzebuję cię.
Odwrócił się powoli, ale nadal stał w miejscu, więc to ja wyszłam z domu w cienkiej piżamie. Nie czułam chłodu.
- Chyba, że nasza przyjaźń nigdy nic dla ciebie nie znaczyła.
- Wiesz, że to nie tak. Nie utrudniaj – odparł błagalnym tonem.
- A co, jeśli… - wzięłam głęboki oddech – jeśli powiem, że cię kocham?
Przez jego twarz przemknęło zdziwienie, które zaraz zostało zastąpione przez smutek.
- ____, nie zasłużyłem, żebyś mi to mówiła – odrzekł, odsuwając się o krok. – Jestem złym gościem.
- Wcale nie – chwyciłam go za rękaw kurtki i przytrzymałam. – Wcale nie, ale będziesz nim i nie zasłużysz na moje słowa, jeśli teraz odejdziesz.
- Nie mogę zostać.
- Więc weź mnie ze sobą – nalegałam do końca. Nie poradziłabym sobie bez niego.
- Nie mogę.
- Yongguk, kocham cię, to za mało? – zapytałam, nadal nie dowierzając w całą sytuację. Chciałam obudzić się z tego koszmaru.
- Przestań – poprosił, a w jego oczach zalśniły łzy. – Odchodzę, żeby cię chronić. Zrozum.
- Ale ja nie chcę takiej ochrony – zaprotestowałam, chwytając go za kurtkę tak, żeby musiał się schylić. Ból w prawym ramieniu o sobie przypomniał, ale go zignorowałam. – Chcę ciebie. Zrozum.
Zamknął oczy na kilka sekund, a ja perfidnie wykorzystałam ten moment. Przeniosłam ręce na jego kark i musnęłam wargami jego usta. Chłopak przyciągnął mnie do siebie, tym samym pogłębiającym pocałunek. Gdy się od siebie oderwaliśmy, miałam chwilowy problem z przypomnieniem sobie, jak się oddycha.
- W takim razie przebierz się i spakuj – polecił, uśmiechając, choć po jego policzku spłynęła jedna słona kropla.
- Co? – zapytałam kompletnie zdezorientowana.
- Przeprowadzka, ____.
- Ach tak, wiedziałam – odparłam, czerwieniąc się.

Obdarzył mnie jeszcze jednym uśmiechem, mówiąc, że mam na to dziesięć minut. 








Postanowiłam, że dzisiaj skończę, więc jest. O 23:59  , ale jest xD
Nie podoba mi się ten scenariusz, ale nawet mam uzasadnienie. Po prostu minął się z tym, co planowałam napisać. W którymś momencie zupełnie odbiegł od początkowej koncepcji, ale już nie chciało mi się kasować niektórych fragmentów i pisać coś na ich miejsce, bo zajęłoby to sporo czasu i pewnie nie wyszłoby tak, jak chciałam. No, dlatego jest tak, jak jest. Końcówka wyszła trochę przerysowana, ale przynajmniej scenariusz długi wyszedł. Jeden z najdłuższych.
Powiem szczerze, że ostatnio k-popowe oneshoty jakoś mi nie idą. Bardziej mam pomysły na pisanie kolejnych rozdziałów kompletnie innego opowiadania, dlatego może minąć sporo czasu, nim pojawi się kolejny scenariusz. No, chyba, że mnie olśni. Chciałam was tylko "ostrzec".
Wesołych Świąt, rodzinnych, spokojnych itp. <<<<< piszę już teraz, bo nie wiem, czy później będzie okazja.
Dziękuję, że jesteście c:

9 komentarzy:

  1. ALE SUPER TO *.*
    Pasują Ci takie klimaty, świetnie sobie w nich radzisz~
    Już przez chwilę myślałam, że to skończy się źle, ale na całe szczęście pięknie to zakończyłaś~

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow!Cudowne,genialne,niesamowite!! Najlepszy scenariusz jaki czytałam 😀😀😀😚😚😚

    OdpowiedzUsuń
  3. jdsbvhuv\hduzb hczbhdbvh\ bfchzb dzbvhucdbszcusabhabsiabhidbh bdihb hfdab\idb\ isabi<3333333333333333333333333333

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałam Cię do liebster award!~ ^//^
    http://delightfulkoreanangels.blogspot.com/2015/12/nominacja-liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Badzo dziękuję c: Postaram się jak najszybciej odpowiedzieć na pytania^^

      Usuń
  5. Aaa o mamuniu ale to cudowne ;D więcej takich poproszę ^^ <3333333333

    OdpowiedzUsuń
  6. Co? To już koniec? Nie ;_;
    Naprawdę super wyszedł Ci ten oneshot. Dżizas. Tak bardzo to pasuje do Bangiego. Taki boski przestępca ♥
    Szczerze to się bałam, że skończy się to śmiercią, albo oni się rozstaną i się nigdy więcej nie spotkają, ale na szczęście skończyło się tak a nie inaczej, ale jestem niestety ciekawa jak ich życie się wiedzie po tym wszystkim ;;;;;
    Dziękuję za ten scenariusz, naprawdę super go się czytało :* ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudo!
    Świetnie wyszedł ci ten scenariusz z bangiem jako gangsterem^^ całkiem do niego pasuje (z wygladu).
    Weny życzę w dalszym pisaniu i zapraszam do mnie:
    http://my-dream-is-love.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję c:
      Powiem szczerze, że z czytaniem scenariuszy ostatnio u mnie słabo (z pisaniem zresztą też). Postaram się kiedyś do ciebie zajrzeć, ale nic nie obiecuję ;)

      Usuń