Scenariusz dla Joy Tucii Clifford.
Kochałam ten dreszczyk adrenaliny. Przelotnie
pocałowałam chłopaka w usta i wyszłam z samochodu, zakładając okulary
przeciwsłoneczne oraz wyćwiczonym gestem poprawiając perukę. Szybko pokonałam
kilka kamiennych stopni. Pchnęłam ciężkie drzwi. Juz byłam w budynku. Dobrze
znałam to miejsce, bywałam tu wcześniej wiele razy. Zawsze w innej fryzurze i
kolorze włosów.
Pod
ścianą stało kilka krzeseł, każde zajęte. Dzisiaj był wyjątkowy ruch.
Niedobrze, ale nie przełożymy tego. Spokojnym krokiem podeszłam do recepcji.
- Dzień dobry.
W czym mogę pani pomóc? – zapytała młoda kobieta o radosnym spojrzeniu. Mogła
być w moim wieku. Wolałabym trafić na jakąś wiedźmę, ale widocznie dzisiaj
wszystkie były już zajęte.
- Wyjmij
pieniądze i włóż je tutaj. – Postawiłam na blacie średnich rozmiarów czarną
sportową torbę. – Tylko żadnych gwałtownych ruchów, a wyjdziesz stąd cała –
dodałam, lekkim gestem na moment odsłaniając pistolet włożony za pasek spodni. Był
naładowany, ale nieodbezpieczony.
Na twarzy dziewczyny przerażenie mieszało się
z niedowierzaniem. Stała bez ruchu.
- Szybciej –
warknęłam już mniej uprzejmie.
To jakby ja
ocuciło, bo zaczęła pakować pieniądze w ciszy i bez rozglądania się na boki. Ja
za to spokojnie rzucałam spojrzeniem na różne strony, żeby zobaczyć czy
ochroniarz nie nadchodzi, jednak nadal obserwowałam pracownicę. Ta chwila
dłużyła się w nieskończoność.
- To już
wszystko – powiedziała cicho, podsuwając mi torbę.
Zerknęłam do
niej. Była prawie cała wypakowana. Zapięłam ją szybkim ruchem i ściągnęłam z
blatu.
- I tak wiem,
co zrobiłaś – wyszeptałam, pochylając się w jej stronę. Momentalnie
zbladła, na jej czoło wystąpiły kropelki
potu, a klatka piersiowa na chwilę przestała się ruszać. W oczach miała tylko
przerażenie i niemą prośbę. Pod biurkami mieli guziki zamontowane specjalnie na
takie okazje. – Masz szczęście, że trafiłaś na mnie.
Wypadłam z budynku jak strzała i prawie
wywróciłam się na schodach, kompletnie zapominając o ich istnieniu. Zaklęłam w
duchu i prawie niedostrzegalnie kulejąc , rzuciłam się w stronę samochodu.
Wskoczyłam do niego w tym samym momencie, w którym ochroniarz wyszedł z banku.
- Jedź –
zakomenderowałam, siląc się na spokój.
Pojazd ruszył
z piskiem opon w tej samej sekundzie, w której padł ogłuszający strzał. Serce
mi stanęło, a oddech ugrzązł w gardle, jednak my jechaliśmy. Uspokoiłam się,
gdy dotarło do mnie, że strażnik nie trafił tam, gdzie zamierzał.
- Brawo, mała.
– Na twarz mężczyzny wypłynął ledwo dostrzegalny cień uśmiechu. – Szybko się
uwinęłaś.
- Oboje wiemy,
że to nieprawda. – Skrzywiłam się. Jemu poszłoby szybciej. Nerwowo obejrzałam
się za siebie, ale nie dostrzegłam żadnego radiowozu.
Roześmiał się
gorzko. Nie mógł przyzwyczaić się, że siedzimy w tym razem. Wolałby, żebym nie
wiedziała.
- Zaraz
zmienimy samochód – rzucił, doszczętnie poważniejąc.
Spojrzałam na
niego dyskretnie. Czarne oczy miał wbite w drogę przed nami. Wyraźnie
zarysowana linia szczęki zawsze sprawiała, że brunet wyglądał na groźniejszego
niż w rzeczywistości był. Oczywiście, zależy co kto pojmuje za rzeczywistość.
Mi chodzi o te momenty, gdy siedzimy w domu i normalnie rozmawiamy. Zatrzymałam
wzrok na dłużej na jego zaróżowionych ustach z ledwo zaznaczonym łukiem
Kupidyna. Nagle zapragnęłam go pocałować, ale w inny sposób niż wtedy, gdy
wychodziłam z auta. Lekko się rumieniąc, odwróciłam wzrok. Zawstydzały mnie
moje myśli, ale fakt, że okradłam bank jakoś mi nie przeszkadzał. Coś było ze
mną nie tak.
Po niecałych sześciu minutach szybkiej, ale
nie szaleńczej jazdy, zatrzymaliśmy się w środku lasu, gdzie stało drugie auto.
Zupełnie inne. Inna marka, kolor, wielkość, a co najważniejsze: rejestracja.
Wysiadłam z pojazdu i od razu ugięło się pode mną kolano. Myślałam, że kontuzja
po wydarzeniu na schodach, przejdzie mi tak szybko, jak się pojawiła. Jedno złe
ułożenie stopy i proszę. Ruszyłam normalnym krokiem za brunetem, nie
zamierzałam pokazywać mu, że coś jest chociażby w jednym procencie nie w
porządku.
Yongguk męskim uściskiem przywitał się z
chudym, bladym, czarnowłosym mężczyzną. Byli prawie tego samego wzrostu.
Zostałam z tyłu. Bang wręczył gościowi trochę pieniędzy, które wyjął z torby i przywołała
mnie lekkim gestem. Bez słowa wsiadłam do nowego samochodu. Po jakichś dwóch
minutach mój partner też się tam znalazł. Przekręcił kluczyk w stacyjce. Gdy
odjeżdżaliśmy przez boczną szybę zobaczyłam, że znajomy mojego towarzysza
oblewa nasze stare auto benzyną. Puścił mi oczko, ledwo dostrzegalnie się uśmiechając.
To drugie odwzajemniłam.
Przez jakiś czas jechaliśmy w ciszy, tak jak
zawsze po wykonanej robocie. O czym mieliśmy rozmawiać? Chyba nie o niedawnych
wydarzeniach. Westchnęłam i mocniej wbiłam się plecami w oparcie fotela.
Dotarło do mnie, że mogę zdjąć perukę. Wrzuciłam ją pod swoje siedzenie.
- Wszystko w
porządku? – zapytał chłodno, choć usłyszałam nutkę zmartwienia.
- Jasne.
Od jakiegoś czasu mieszkaliśmy razem, choć na
początku miało to być tylko tymczasowe rozwiązanie. Znaliśmy się od dziecka,
więc gdy wyprowadziłam się od rodziców i przeniosłam do innego miasta, w którym
akurat mieszkał Yongguk, zaproponował mi, żebym zatrzymała się u niego. Później
wydarzyło się zbyt wiele rzeczy i dowiedziałam się zbyt wielu informacji, żeby
móc odejść, a przez to wpakowałam się w ten biznes i było już za późno na
zmianę decyzji. Od tego czasu zmieniliśmy mieszkanie już jakieś pięć razy.
Otworzyłam szafkę w kuchni i wyjęłam z niej
tabletki nasenne, które zażywałam od czasu pierwszego rabunku. Wzięłam dwie,
popijając szklanką wody. Po odstawieniu naczynia, spojrzałam w ciemne oczy
chłopaka, który, siedząc przy stole, obserwował mnie już od kilku minut.
Ostatnio przyłapywałam go na tym coraz częściej.
- Coś nie tak?
– zapytałam cicho, podchodząc bliżej i opierając się biodrem o stół.
Nie odpowiadał
przez dłuższą chwilę. Nadal patrzył mi w oczy z tym samym zbolałym wyrazem
twarzy, jakbym przed chwilą powiedziała coś złego.
- Wszystko
jest nie tak – skrzywił się lekko, mówiąc to. – Przecież wiesz.
Teraz to ja
milczałam, bo żadna sensowna odpowiedź nie przychodziła mi do głowy.
Westchnęłam ciężko, odwracając głowę i wbijając wzrok w pustą ścianę.
- ____, wiesz,
że… - przykrył moją dłoń swoją.
- Wiem –
przerwałam mu ostro, zabierając gwałtownie rękę, ale nie minęło kilka sekund,
gdy się zreflektowałam. – Przepraszam, nie chciałam.
- Nic się nie
stało – odparł z bladym uśmiechem.
- Po prostu
denerwuje mnie, gdy ciągle odgrzewamy ten sam temat – tłumaczyłam się dalej,
nie zważając na jego odpowiedź. – Wiem, że wolałbyś, abym się z tego wycofała,
ale jest już na to za późno.
- Przepraszam,
że cię w to wciągnąłem. – Wstał i teraz patrzył na mnie z góry.
- Bang...sama
się w to wciągnęłam. – Przyłożyłam jedną dłoń do jego policzka. – Do niczego
mnie nie namawiałeś – mimowolnie mówiłam coraz ciszej.
- Ale… -
zaczął protestować.
- Nie ma
żadnego „ale”, jasne?
- Niech ci
będzie – odparł w końcu tym swoim niskim głosem, który z pewnością potrafiłby
doprowadzić do szaleństwa niejedną dziewczynę, a ja na pewno byłam wśród nich. –
Coś się stało? –wypalił nagle trochę rozbawiony.
- Nie,
dlaczego pytasz? – Zmarszczyłam brwi zdezorientowana.
Przez to, że
brunet się nachylił, nasze oczy znajdowały się prawie w tej samej linii.
- Rumienisz
się – stwierdził po kilkunastu sekundach.
- Coś ci się
przewidziało – rzuciłam oburzona, chcąc się od niego odsunąć, ale w tym samym
momencie jego ramiona oplotły mnie w talii i uniemożliwiły wycofanie się
chociażby o krok.
- Może skręcę
ogrzewanie, co? – Gdy to mówił, zamiast patrzeć mu w oczy, skupiłam całą swoją
uwagę na jego ustach, a on najprawdopodobniej to zauważył, bo zaraz szeroko się
uśmiechnął. - ____?
- Tak, tak,
możesz skręcić – odparłam szybko, a moje policzki stały się jeszcze
czerwieńsze. – Idę spać, dobranoc –
rzuciłam na odchodne i, nie czekając na odpowiedź, pognałam w stronę swojej
sypialni.
Zasypiałam z myślą, że kompletnie się
wygłupiłam, ale na szczęście tabletki szybko mnie od tego uwolniły.
Kolejny tydzień, kolejna akcja. Tym razem
włamanie do pokaźnej willi jakiegoś dzianego faceta, którego nazwiska nie
pamiętałam. Właściwie wolałam nie wiedzieć, kogo okradałam. Musieliśmy zrobić
to tak szybko, jak tylko się dało. O dziwo, żeby otworzyć zamek w furtce
wystarczyło kilka sprawnych ruchów wytrychem. Dla kogoś doświadczonego tak, jak
Yongguk było to łatwe, ale mi pewnie sprawiłoby to problem, dlatego na razie po
prostu ubezpieczałam tyły. Chłopak pierwszy wszedł na podwórko. Po chwili
gestem dał mi znak, że mogę iść za nim. Podczas jednego z włamów byliśmy
nieostrożni i nagle nie wiadomo skąd w naszą stronę rzucił się sporych
rozmiarów pies. Mało brakowało, aby wtedy zatopił zęby w mojej łydce. Zdarzyło
się to tylko raz.
Przemknęliśmy przez ogród cicho i szybko. Drzwi
otworzyliśmy za pomocą dorobionych kluczu. Gość bogaty, ale wyjątkowo naiwny. W
czasie pogawędki kilkanaście dni temu bez problemu zakręciłam go sobie wokół
palca, a mój partner wtedy zajmował się przeszukiwaniem jego auta. Oczywiście
wówczas wyglądałam inaczej niż teraz.
Teraz zaczynały się schody. Alarm. Było
zaledwie kilka sekund na wyłączenie go, ale Yongguk nie miał z tym
najmniejszego problemu. Nie odzywając się do siebie ani słowem, przez kilka
minut pakowaliśmy to, co wpadło nam w ręce i było cenne. Chwilę później
siedzieliśmy w samochodzie i odjeżdżaliśmy spod obrabowanego domu.
Po kilkunastu minutach jazdy, zatrzymaliśmy
się na jakimś kompletnym pustkowiu. Oprócz nas stało tu jeszcze jedno auto.
Chłopak wysiadł, zabierając ze sobą torby z łupem, po czym wręczył je osobie
siedzącej w drugim pojeździe i wymienił z nią kilka słów. Obce auto odjechało,
a czarnowłosy podszedł do bagażnika i wyjął coś z niego. Nowe rejestracje.
Nawet nie wiedziałam, skąd dokładnie je brał. Ja w międzyczasie wrzuciłam
perukę i okulary przeciwsłoneczne pod siedzenie. Nie minęły trzy minuty, gdy
był już z powrotem obok mnie.
- Dobrze nam
poszło – stwierdził po chwili jazdy w ciszy.
- Dobrze? Świetnie
– zaśmiałam się krótko, wywołując przy tym uśmiech na twarzy Yongguka.
- Mam
wrażenie, że traktujesz to jak zabawę – stwierdził trochę zdziwiony.
- Po części, a
ty nie?
- Sam nie
wiem.
- Chyba coś
cię gryzie. – Bezwstydnie się na niego gapiłam.
- Wolałbym to
skończyć i gdzieś wyjechać – zrobił pauzę na głębszy oddech. – Wyjechać z tobą.
- To wyjedźmy
– rzuciłam bez zastanowienia. Może i traktowałam to wszystko, co robiliśmy,
jako niezłą zabawę i lubiłam ten dreszczyk emocji, ale jeśli nadarzyłaby się
okazja, żeby móc się gdzieś zaszyć i żyć z tego, co „zarobiliśmy”, nie
wahałabym się ani chwili.
- Nie możemy –
mruknął cicho. – Musielibyśmy się najpierw z tego wyplątać. – Westchnął głośno
i znów to zrobił. – Przepraszam.
- Zatrzymaj
się – zażądałam, ściągając brwi.
- Co? Po co?
- Zatrzymaj
się – powtórzyłam wyraźniej i głośniej.
Mężczyzna
posłusznie zjechał na bok i wyłączył silnik. Spojrzał na mnie z pytaniem
wymalowanym na twarzy.
- Przestań
mnie wreszcie przepraszać – powiedziałam powoli i cicho, ale stanowczo.
- Ale…
- Nawet nie
próbuj – ostrzegłam, grożąc mu palcem przed nosem.
Chwycił moją
dłoń i przyłożył sobie do policzka, a ja znów przyłapałam się na tym, że nie
patrzę mu w oczy tylko na usta. Szybko się zreflektowałam i uśmiechnęłam zakłopotana,
gdy nasze spojrzenia się spotkały.
- Jestem już
tym zmęczony, ____.
- Zawsze
myślałam, że nie przeszkadza ci to, co robimy. - stwierdziłam, pozwalając, by
chłopak oparł głowę na mojej dłoni.
- Bo nie
przeszkadzało…do czasu.
- Do czasu,
gdy o niczym nie wiedziałam – skrzywiłam się lekko, mówiąc to.
- Też – przyznał,
na moment zamykając oczy – ale nie tylko. Może zabrzmi to głupio, ale chyba
dopiero niedawno dorosłem.
- To brzmi
bardzo głupio, Bang.
Kąciki jego
ust nieznacznie powędrowały w górę. Gdy się wyprostował, zabrałam rękę.
- Powinniśmy
już jechać – rzucił trochę zbyt chłodno, po czym ruszył. Zawsze tak robił. Ciągle
dawał mi sprzeczne sygnały. W jednej chwili sam prowokował i nawiązywał jakiś kontakt
fizyczny, a sekundę później kompletnie zmieniał swoje stanowisko. Czasami
miałam ochotę powiedzieć mu, żeby wreszcie się zdecydował.
Gdy rano wstałam, Yongguka jeszcze nie było w
salonie, choć to on zazwyczaj budził się wcześniej. Po wzięciu prysznica,
przebraniu się i zjedzeniu śniadania, postanowiłam sprawdzić, czy może po
prostu nie siedzi w swojej sypialni. Zapukałam, ale nikt nie odpowiadał.
Spróbowałam jeszcze raz, ale nadal nic. Nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi. W
pomieszczeniu nikogo nie było. Yongguk raczej zawsze uprzedzał mnie, że gdzieś
wychodzi. Coś tu nie grało, ale wolałam do niego nie dzwonić. Poczekam jeszcze
trochę.
Wrócił wieczorem, o czym poinformował mnie
dźwięk zamykanych drzwi. Próbował być cicho, ale ja nasłuchiwałam. Szybko
podniosłam się z kanapy i zastąpiłam mu drogę.
- Co ci się
stało? – zapytałam, widząc jego rozwalony nos, zakrwawioną twarz i podbite oko.
- Nic –
odburknął i minął mnie, po czym wszedł do łazienki, zamykając drzwi na klucz.
- Bang… -
zaczęłam łagodnie po powrocie z kuchni. W rękach trzymałam dwa okłady z lodu. Nie
zamierzałam robić żadnej awantury, po prostu chciałam wiedzieć, kto i dlaczego
mu to zrobił.
- Daj mi
spokój – przerwał mi poirytowany.
-
Porozmawiajmy – poprosiłam, stojąc pod wejściem do pomieszczenia.
- Nie mamy o
czym – stwierdził ostro.
- Dlaczego
taki jesteś? Nie ufasz mi? – Musiałam go trochę zbajerować, żeby zgodził się na
wyjaśnienia.
- Nie o to
chodzi, ____.
- Więc o co?
-Lepiej, żebyś
nie wiedziała – rzucił po chwili obojętnie.
- Siedzimy w
tym razem – naciskałam dalej.
- To nie
dotyczy ciebie.
- Masz rację –
zrobiłam krótką pauzę – to dotyczy NAS.
Zapadła dość
długa cisza, której nie zamierzałam przerywać. Dałam mu czas na zastanowienie.
W końcu do moich uszu dotarł dźwięk przekręcanego klucza, a po tym drzwi się
otworzyły. Chłopak wyglądał trochę lepiej, bo jego twarz nie była już umorusana
we krwi. Weszłam do łazienki bez słowa, zamykając za sobą drzwi i opierając się
o nie.
- Więc jak to
się stało?
Tylko machnął
ręką na moje pytanie. Podałam mu jeden z okładów, który przyjął z cichym „dziękuję”
i przyłożył go do nosa.
- Och, nie
patrz tak na mnie – poprosił zbolałym głosem, przyciągając mnie do siebie jedną
ręką. Mocniej do niego przywarłam, ale to spowodowało, że z sykiem wciągnął
powietrze, więc zaraz się odsunęłam i zmierzyłam go wzrokiem.
- Zdejmij
koszulkę – poleciłam głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Chłopak przez
chwilę się wahał, ale w końcu wykonał mój rozkaz. Gdy jego bluzka wylądowała na
ziemi, zaniemówiłam.
- Kto ci to
zrobił? – zapytałam cicho, po czym zacisnęłam usta w wąską kreskę.
Umięśniony
brzuch Yongguka prawie cały pokryty był fioletowymi plamami.
- I tak nie
znasz – odparł, lekko się krzywiąc, gdy przyłożyłam lód do jego posiniaczonego
ciała. - ____....
- Co?
- Mamy długi.
- Co? -
Powtórzyłam głośniej. - Jakim cudem? Przecież nie wydajemy nie wiadomo ile
kasy, a "zarabiamy" sporo.
- To nie takie
proste. - Westchnął głośno i oparł się plecami o chłodną ścianę. - Musimy
płacić za lewe rejestracje, samochody, ludzi i nie jesteśmy jedynymi, którzy tu
działają. To rozbudowany biznes, ____, a my jesteśmy tylko pionkami. - Chodziło
o coś więcej. Chłopak unikał mojego wzroku, nie mówił mi wszystkiego.
- Coś jeszcze?
- ponagliłam go niecierpliwie.
- Tak.
Patrzyłam na
niego wyczekująco, ale minęło kolejne kilkanaście długich sekund ciszy.
- Musimy jutro
się rozdzielić.
- Słucham? -
Nie do końca rozumiałam, o co chodziło, choć się domyślałam.
- Ja zrobię
jeden skok, a ty drugi - odparł cicho, przygryzając dolną wargę i spuszczając
wzrok. - Jeśli nie oddamy odpowiedniej sumy pieniędzy, to będę wyglądał gorzej
niż dzisiaj. - Chciałam coś powiedzieć, ale mnie uprzedził. - Boję się, że coś
ci zrobią.
- Kradzież
dzień po dniu? Nie uważasz, że to ryzykowne?
- To konieczne
– skwitował twardo.
- Nigdy się
nie rozdzielaliśmy.
- Zawsze musi
być ten pierwszy raz. – Niezbyt przyjaznym gestem, zabrał mi z ręki zimny okład
i sam przyłożył go sobie do ciała.
- Nie musisz
się od razu na mnie wkurzać. – Zmarszczyłam brwi i skrzyżowałam ramiona.
- Nie wkurzam
się.
- Nie? Jesteś
pewien? – zapytałam kpiąco. Tak, zaogniałam sytuację. Tak, celowo. Chciałam
pokazać mu, że mam rację. Tak, to dziecinne.
- Jestem –
odparł przez zaciśnięte zęby.
- Próbujesz
okłamać siebie czy mnie?
Patrzył na
mnie spode łba, a to oznaczało, że powinnam się zamknąć. Powinnam, ale nie
zamierzałam tego robić. Byłam zbyt uparta, by tak to zostawić i pójść w pewnym
sensie na ugodę. Właśnie dlatego tak ciężko było mnie odwieść od niektórych
pomysłów.
- Nikogo nie
okłamuję.
- Zabawne…
W jednej
chwili to, co czarnowłosy trzymał w ręce, znalazło się z hukiem na ziemi, a on
chwycił mnie za ramiona i przygwoździł do ściany. Fakt, było to dość brutalne,
ale nie bolesne. Patrzyłam na niego zszokowana, nie mogąc wydusić z siebie
żadnego słowa. Pierwszy raz się tak zachował.
- Nic nie
rozumiesz – powiedział głosem przepełnionym żalem, po czym mnie puścił i
wyszedł z łazienki, po drodze zabierając swoją koszulkę.
Jeszcze przez
dobrą minutę wpatrywałam się przed siebie tak, jakby chłopak nadal tam stał.
Wreszcie, zamykając oczy, oparłam głowę o ścianę. Może przesadziłam. Gdyby oddanie
pieniędzy nie było nieodzowne, Yongguk na pewno nie pozwoliłby mi samej dokonać
skoku. Nigdy nie chciał narażać mnie bardziej niż to konieczne.
Orzeźwił mnie dopiero dźwięk zatrzaskujących
się drzwi, który oznaczał, że już niczego się dzisiaj nie dowiem. Byłam tak
zmęczona, że po prostu wzięłam prysznic, przebrałam się i poszłam spać.
Obudził mnie szept i ciepły oddech tuż przy
moim prawym uchu. Obróciłam się na plecy jeszcze nie do końca tego świadoma,
ale nie otworzyłam oczu.
- Śpisz?
Dopiero teraz
uświadomiłam sobie, że mój sen jest już przeszłością. Zamrugałam parokrotnie,
po czym spojrzałam na chłopaka siedzącego obok na krawędzi łózka. Mój wzrok nie
zdążył jeszcze w pełni przyzwyczaić się do ciemności, ale zarys jego sylwetki
mogłam dostrzec bez najmniejszego problemu, bo przez uchylone okno do pokoju
wdzierało się delikatnie światło księżyca.
- Co tu
robisz? – zapytałam zaspana i zdziwiona. Nigdy nie wchodził do mojego pokoju w
nocy, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.
- Jakie miłe powitanie…
- Cześć. Co tu
robisz? – poprawiłam się, po czym ziewnęłam.
W odpowiedzi
tylko wzruszył ramionami.
- Chcesz mi powiedzieć,
że bez powodu budzisz mnie w środku nocy?
- Nie. –
Położył dłoń na poduszce i znów złapał moje spojrzenie. – Mogę?
- Rzucić we
mnie poduchą? Nie.
Westchnął
głośno i bez pozwolenia położył się obok mnie. Obróciłam się na bok, żeby
dobrze widzieć jego twarz. Nie potrafiłam z niej niczego wyczytać. No, może
oprócz zmartwienia. Lekkim gestem odgarnął kosmyki moich włosów, które przed
sekundą opadły mi na twarz. Był tak blisko, że nasze oddechy się ze sobą
mieszały.
- Przepraszam,
że cię obudziłem.
- Co ja ci
mówiłam o przepraszaniu? – Przewróciłam oczami.
- Że mam tego
nie robić, ale rozmawialiśmy wtedy na inny temat. – Uśmiechnął się nieznacznie.
- Niech ci
będzie. Więc o co chodzi?
- Chciałem cię
przeprosić – już miałam zaprotestować, ale przyłożył mi palec do ust – za to, że
tak cię wtedy potraktowałem - dokończył
cicho i zabrał rękę.
- To ja
przepraszam. Trochę przesadziłam.
- Czyli
jesteśmy kwita? – zapytał z ulgą w głosie.
Przytaknęłam.
Przez krótki moment leżeliśmy w kompletnej ciszy, tylko się w siebie wpatrując.
Myśl, że mogłabym tak częściej, wywołała rumieńce na mojej twarzy, ale na
szczęście było dość ciemno, więc chłopak nie mógł tego dostrzec.
- Pójdę już,
dobranoc – rzucił ochryple. Znów ten chłodny ton.
Zamknęłam oczy
i wtuliłam się jego klatkę piersiową, zanim zdążył wstać. Bez problemu mógłby
wyplątać się z mojego uścisku, bo był on nadzwyczaj lekki. Nie chciałam sprawić
mu bólu. Yongguk na moment wstrzymał oddech.
- Wolałabym,
żebyś został – wydukałam cicho, nie odsuwając się. Słyszałam, jak jego serce
przyspieszyło swój rytm.
- ____, ja… -
zrobił pauzę, która ciągnęła się w nieskończoność – zostanę.
- To dobrze.
Dobranoc.
- Dobranoc –
odparł cicho, jedną ręką obejmując mnie w talii. Nie pamiętam, kiedy ostatnio
tak szybko zasnęłam.
Rano przekazał mi wszystkie wskazówki,
którymi powinnam się kierować i mieć je na uwadze podczas włamania. Podczas,
gdy on zajmie się bankiem, ja obrobię kolejny dom. Na całe szczęście miałam
prawo jazdy.
Siedziałam w samochodzie przez bite trzy
godziny, czekając aż koleś wyjdzie z willi z dziewczyną, która miała zostawić
niedomkniętą furtkę i otwarte okno. Powinna też dopilnować, by mężczyzna nie
uruchomił alarmu antywłamaniowego. Po ich odjeździe odczekałam jeszcze
piętnaście minut tak, jak mówił Yongguk. Wysiadłam z samochodu, zamknęłam go i
ostrożnie ruszyłam w stronę domu. Było już kompletnie ciemno. Na podwórko
weszłam bez problemu. Musiałam okrążyć dom trzy razy, żeby znaleźć otwarte
okno. Nie wiem, dlaczego nie zauważyłam go od razu. Sprawnie wślizgnęłam się do
środka i przystanęłam na moment, nasłuchując jakiegokolwiek hałasu. Nic. Włączyłam
latarkę i zaczęłam przeszukiwać dom. Dość szybko poszło mi zabranie
najcenniejszych przedmiotów, bo mniej więcej wiedziałam, gdzie co leży. Wyszłam
tak, jak weszłam. Na ramieniu zawieszoną miałam wypełnioną torbę. Byłam w
połowie drogi do furtki, gdy stanęło mi serce.
- Stój! –
krzyknął ktoś za mną, po czym na trawie pojawił się snop światła. Zamknęłam
oczy, wstrzymując oddech, gdy do moich uszu dotarł dźwięk odbezpieczanej broni.
– Bo będę strzelać. Rzuć torbę, załóż ręce za głowę i powoli się odwróć.
Chciałam
bezmyślnie rzucić się do ucieczki, ale nie mogłam ryzykować otrzymaniem kulki w
plecy. Rzuciłam torbę i się odwróciłam. Ręce nadal zwisały wzdłuż ciała.
Średniego wzrostu mężczyzna celował do mnie z pistoletu, a jego postawa mówiła,
że jest gotów nacisnąć spust.
- Ręce za
głowę – warknął.
Udając, że
właśnie to zamierzam zrobić, zaczęłam powoli je unosić, jednak gdy moje dłonie
znalazły się na wysokości paska od spodni, sprawnym ruchem wyjęłam zza niego
broń. Mężczyzna nie zdążył na to zareagować. Teraz staliśmy naprzeciwko siebie,
mierząc do siebie, a silny wiatr smagał mnie po twarzy. Nie miałam pewności,
czy zaraz nie pojawi się tu policja. Mocniej zacisnęłam ręce na pistolecie,
szykując się do strzału. Nigdy wcześniej nawet nikogo porządnie nie uderzyłam.
Zastąpiłam tę myśl inną. Nie chciałam tu zginąć albo zostać aresztowana.
Wstrzymałam oddech i nacisnęłam spust.
Odrzuciło mnie lekko do tyłu, a huk dźwięczał mi w uszach. Myślałam, że to siła
wystrzału zmusiła mnie do postawienie kroku w tył, ale to nie to. Nie tylko.
Piekący ból nagle ogarnął całe moje prawe przedramię. Chwyciłam torbę w lewa
rękę i pognałam w stronę samochodu, po drodze wciskając guzik otwartej kłódki
na pilocie. Niemal wskoczyłam do pojazdu i ruszyłam z piskiem opon. Miałam trochę
ponad pięć minut szybkiej jazdy do miejsca przekazania łupu. Powinnam gdzieś
się zatrzymać, żeby zatamować krwawienie, ale byłam zbyt wstrząśnięta, by to
zrobić.
Zaparkowałam na tym samym pustkowiu, co
Yongguk dzień wcześniej. Stał tu ten sam samochód. Biorąc głęboki wdech,
chwyciłam torbę i skierowałam się w jego stronę. Zatrzymałam się przy drzwiach
kierowcy i lekko zapukałam w szybkę, która niemal natychmiast się otworzyła. Mężczyzna
siedzący za kierownicą zadał mi kilka krótkich pytań, po czym zabrał torbę i
odjechał.
W aucie tylko obwiązałam ranę bandażem, choć
powinnam zrobić dużo więcej. Nie miałam do tego głowy, chciałam jak najszybciej
znaleźć się w domu, dlatego też jechałam dość szybko.
Yongguk
był w domu przede mną. Gdy zdejmowałam buty, pojawił się w korytarzu.
- I jak b… -
zaczął, ale zaraz raptownie urwał i do mnie podszedł. – Co się stało?
Nie trudno się
domyślić, gdzie patrzył. Chciałam zacząć mówić, ale mi przerwał.
- Trzeba to
szybko opatrzyć.
Poszłam za nim
do kuchni i usiadłam przy stole. Wyjął z szafki wszystkie potrzebne rzeczy i
usiadł na krześle obok mnie.
- Będzie
bolało – ostrzegł.
Ostrożnie
chwycił moją rękę. Przez to, że pocisk nieznacznie wystawał z mojej ręki, mógł
złapać go pęsetą i wyjąć. Zacisnęłam powieki. Nigdy wcześniej nic tak mnie nie
bolało. Później zdezynfekował ranę. Starałam się nie rozkleić.
- Spokojnie.
Nie jest tak źle. Opowiedz mi, jak do tego doszło – poprosił cicho.
- Na początku wszystko
szło zgodnie z planem – zaczęłam drżącym głosem, nie otwierając oczu. - Dopiero,
gdy wracałam, jakiś facet mnie zatrzymał.
- Skąd się tam
wziął?
- Nie wiem.
Miał pistolet. Kazał mi rzucić torbę, założyć ręce za głowę i się odwrócić. –
Przez gadanie trochę mniej skupiałam się na fizycznym bólu, który jednak nadal
palił całe moje prawe przedramię. – Więc się odwróciłam, ale podnosząc ręce,
wyjęłam broń i… - trafiłam na przepełnione troską oczy chłopaka, a łzy stoczyły
się po moich policzkach – strzeliłam.
-____…
- Nie wiem,
gdzie trafiłam. Nawet nie spojrzałam – dodałam, szlochając cicho.
Czarnowłosy
chwycił moją twarz w dłonie i kciukami starł słone krople, które nadal płynęły.
- Bang, a co
jeśli go zabiłam?
Chłopak
przyciągnął mnie do siebie, a ja ukryłam twarz w zagłębieniu jego szyi.
- Wątpię,
mała. Raczej nie strzelasz tak dobrze. – Jego dłoń krążyła po moich plecach w
uspokajającym geście.
Trwaliśmy tak
przez dobre kilka minut, aż w końcu mój oddech się wyrównał, a z oczu przestało
lecieć jak z odkręconego kranu. Odsunęłam się od niego na tyle, by móc spojrzeć
mu w twarz, na której malowało się zmęczenie, zmartwienie i wiele innych.
- Idź spać, a
ja pozbędę się broni i samochodu– polecił łagodnie.
- Nie
zostawiaj mnie tu samej.
- Zaraz wrócę –
obiecał i wstał.
Już po chwili
go nie było. Z głową pełną najróżniejszych myśli poszłam wziąć prysznic.
Siedziałam na łóżku, wpatrując się w ekran
telefonu. Minęło już pół godziny, odkąd wyszedł. Po kolejnych dziesięciu
minutach rozległ się szczęk klucz przekręcanego w zamku. Już po chwili drzwi do
mojego pokoju lekko się uchyliły, wpuszczając do środka snop światła, który od
razu skojarzył mi się z tym, które rzucała latarka postrzelonego przeze mnie
mężczyzny. Zacisnęłam zęby i spojrzałam na chłopaka, który wszedł do
pomieszczenia. Usiadł obok mnie.
- Dlaczego nie
śpisz?
- Martwiłam
się.
-
Niepotrzebnie.
Wślizgnęłam
się pod kołdrę i wygodnie usadowiłam na poduszkach.
- ____, muszę
ci coś powiedzieć.
- Co?
- Musimy się przeprowadzić
– odparł cicho, odwracając wzrok od mojej twarzy.
- W porządku. –
Zamknęłam oczy, gotowa na przyjęcie snu.
- Osobno –
dodał po dłuższej chwili.
- Co? Nie. Nie
zgadzam się – stanowczo zaprotestowałam. – Nie możesz mnie zostawić. Nie teraz.
- Muszę. Nie
chcę ściągać na ciebie kłopotów – jego głos drżał. – Przepraszam, ale naprawdę
tak trzeba.
- Bang, proszę…
- Niedługo się
spotkamy, obiecuję – przerwał mi już spokojniej, patrząc mi prosto w oczy. - Teraz
śpij. Dobranoc – powiedział miękko, składając pocałunek na moim czole. Ostatni,
wiedziałam to. Obietnica nie była szczerza, skłamał.
Chłopak
wyszedł z pomieszczenia prawie bezszelestnie, a ja ze wszystkich sił próbowałam
zatamować potok łez, który w jednym momencie zaczął spływać po moich
policzkach. Niemal wyskoczyłam z łóżka i pognałam w stronę wyjścia z
mieszkania. Chwyciłam za klamkę właśnie zamykających się drzwi i pociągnęłam je
do siebie. Zaraz stanę twarzą w twarz z mężczyzną, którego kocham tak, jak
nigdy nikogo wcześniej. Nigdy mu tego nie powiedziałam. To chyba odpowiedni
moment, a nawet jeśli nie odpowiedni, to na pewno ostatni.
- Nie możesz
nas skreślić. - Chłopak zatrzymał się raptownie, słysząc mój głos. – Nie możesz,
rozumiesz? Potrzebuję cię.
Odwrócił się
powoli, ale nadal stał w miejscu, więc to ja wyszłam z domu w cienkiej piżamie.
Nie czułam chłodu.
- Chyba, że
nasza przyjaźń nigdy nic dla ciebie nie znaczyła.
- Wiesz, że to
nie tak. Nie utrudniaj – odparł błagalnym tonem.
- A co, jeśli…
- wzięłam głęboki oddech – jeśli powiem, że cię kocham?
Przez jego
twarz przemknęło zdziwienie, które zaraz zostało zastąpione przez smutek.
- ____, nie
zasłużyłem, żebyś mi to mówiła – odrzekł, odsuwając się o krok. – Jestem złym
gościem.
- Wcale nie –
chwyciłam go za rękaw kurtki i przytrzymałam. – Wcale nie, ale będziesz nim i
nie zasłużysz na moje słowa, jeśli teraz odejdziesz.
- Nie mogę
zostać.
- Więc weź
mnie ze sobą – nalegałam do końca. Nie poradziłabym sobie bez niego.
- Nie mogę.
- Yongguk, kocham
cię, to za mało? – zapytałam, nadal nie dowierzając w całą sytuację. Chciałam
obudzić się z tego koszmaru.
- Przestań –
poprosił, a w jego oczach zalśniły łzy. – Odchodzę, żeby cię chronić. Zrozum.
- Ale ja nie
chcę takiej ochrony – zaprotestowałam, chwytając go za kurtkę tak, żeby musiał
się schylić. Ból w prawym ramieniu o sobie przypomniał, ale go zignorowałam. –
Chcę ciebie. Zrozum.
Zamknął oczy
na kilka sekund, a ja perfidnie wykorzystałam ten moment. Przeniosłam ręce na
jego kark i musnęłam wargami jego usta. Chłopak przyciągnął mnie do siebie, tym
samym pogłębiającym pocałunek. Gdy się od siebie oderwaliśmy, miałam chwilowy
problem z przypomnieniem sobie, jak się oddycha.
- W takim
razie przebierz się i spakuj – polecił, uśmiechając, choć po jego policzku
spłynęła jedna słona kropla.
- Co? –
zapytałam kompletnie zdezorientowana.
- Przeprowadzka,
____.
- Ach tak,
wiedziałam – odparłam, czerwieniąc się.
Obdarzył mnie
jeszcze jednym uśmiechem, mówiąc, że mam na to dziesięć minut.
Postanowiłam, że dzisiaj skończę, więc jest. O 23:59 , ale jest xD
Nie podoba mi się ten scenariusz, ale nawet mam uzasadnienie. Po prostu minął się z tym, co planowałam napisać. W którymś momencie zupełnie odbiegł od początkowej koncepcji, ale już nie chciało mi się kasować niektórych fragmentów i pisać coś na ich miejsce, bo zajęłoby to sporo czasu i pewnie nie wyszłoby tak, jak chciałam. No, dlatego jest tak, jak jest. Końcówka wyszła trochę przerysowana, ale przynajmniej scenariusz długi wyszedł. Jeden z najdłuższych.
Powiem szczerze, że ostatnio k-popowe oneshoty jakoś mi nie idą. Bardziej mam pomysły na pisanie kolejnych rozdziałów kompletnie innego opowiadania, dlatego może minąć sporo czasu, nim pojawi się kolejny scenariusz. No, chyba, że mnie olśni. Chciałam was tylko "ostrzec".
Wesołych Świąt, rodzinnych, spokojnych itp. <<<<< piszę już teraz, bo nie wiem, czy później będzie okazja.
Dziękuję, że jesteście c:
ALE SUPER TO *.*
OdpowiedzUsuńPasują Ci takie klimaty, świetnie sobie w nich radzisz~
Już przez chwilę myślałam, że to skończy się źle, ale na całe szczęście pięknie to zakończyłaś~
Wow!Cudowne,genialne,niesamowite!! Najlepszy scenariusz jaki czytałam 😀😀😀😚😚😚
OdpowiedzUsuńjdsbvhuv\hduzb hczbhdbvh\ bfchzb dzbvhucdbszcusabhabsiabhidbh bdihb hfdab\idb\ isabi<3333333333333333333333333333
OdpowiedzUsuńNominowałam Cię do liebster award!~ ^//^
OdpowiedzUsuńhttp://delightfulkoreanangels.blogspot.com/2015/12/nominacja-liebster-blog-award.html
Badzo dziękuję c: Postaram się jak najszybciej odpowiedzieć na pytania^^
UsuńAaa o mamuniu ale to cudowne ;D więcej takich poproszę ^^ <3333333333
OdpowiedzUsuńCo? To już koniec? Nie ;_;
OdpowiedzUsuńNaprawdę super wyszedł Ci ten oneshot. Dżizas. Tak bardzo to pasuje do Bangiego. Taki boski przestępca ♥
Szczerze to się bałam, że skończy się to śmiercią, albo oni się rozstaną i się nigdy więcej nie spotkają, ale na szczęście skończyło się tak a nie inaczej, ale jestem niestety ciekawa jak ich życie się wiedzie po tym wszystkim ;;;;;
Dziękuję za ten scenariusz, naprawdę super go się czytało :* ♥
Cudo!
OdpowiedzUsuńŚwietnie wyszedł ci ten scenariusz z bangiem jako gangsterem^^ całkiem do niego pasuje (z wygladu).
Weny życzę w dalszym pisaniu i zapraszam do mnie:
http://my-dream-is-love.blogspot.com/?m=1
Dziękuję c:
UsuńPowiem szczerze, że z czytaniem scenariuszy ostatnio u mnie słabo (z pisaniem zresztą też). Postaram się kiedyś do ciebie zajrzeć, ale nic nie obiecuję ;)