3.10.2015

No Minwoo/Icon - Bezdomna


Scenariusz dla Joy Tucii Clifford. 

  Czekała mnie kolejna zimna noc na cienkiej, kartonowej siatce prostopadłościanu. O pustym żołądku i w piwnicy pewnej kamienicy. Tak miało wyglądać teraz moje życie? Nie wiem. Wiem tylko, że nie chcę wracać do tego miejsca, z którego przyszłam. Albo uciekłam, jak kto woli. Mogłam jednak zabrać ze sobą większą ilość rzeczy, ale nie miałam na to czasu. Wrzuciłam do plecaka wszystkie oszczędności, telefon – nie był mi już potrzebny, bateria się wyładowała – kilka bluzek, jedną bluzę, płyn dezynfekujący do rąk, a oprócz tego tyle jedzenia ile się zmieściło oraz parę półlitrowych butelek wody i tak wyszłam z czegoś, co podobno nazywało się domem.  Jasne, zrobiłam to pod wpływem chwili i bez przemyślenia swojej decyzji, ale na razie nie zamierzałam wracać. Nie, póki będę dawać tu sobie radę. Cztery dni to w zasadzie bardzo mało, ale tak naprawdę nie spodziewałam się, że aż tyle wytrzymam na ulicy.
  Rano ulotniłam się z piwnicy. Nie mogłam zostawać zbyt długo w tym samym miejscu, żeby nikt się nie zorientował się, że tam jestem. Wyszłam na świeże powietrze kilka minut po ósmej. Powinnam być teraz w szkole, w której i tak nikogo nie znałam, bo dopiero co się tu przeprowadziłam.

  Chodziłam po mieście bez celu całe godziny. Nie jadłam zbyt wiele, bo przecież miałam ograniczoną ilość pieniędzy, a to jedzenie, które wzięłam z domu, powoli się kończyło. Znów wieczorem wylądowałam w zupełnie innym miejscu niż poprzedniego dnia. Nie mogłam znaleźć żadnej otwartej klatki schodowej ani nikt akurat nie wychodził, więc zostałam bez dachu nad głową. Znalazłam krótką, poboczną uliczkę pomiędzy niewielkim sklepem a kamienicą i tam się rozłożyłam. Wyjęłam z plecaka karton, rozłożyłam go na chodniku, pod głowę położyłam sobie swój ekwipunek i spróbowałam zasnąć. Pierwszy raz spałam na całkiem otwartej przestrzeni. To chyba logiczne, że się bałam. Tyle się słyszy o różnych kobietach, które zostały zaciągnięte do jakiejś słabo oświetlonej uliczki i wiadomo, co dalej. Ja sama wpakowałam się w takie miejsce, choć nie nazwałabym go słabą oświetlonym. Blisko była bardzo ruchliwa ulica, więc co chwilę przejeżdżał jakiś samochód, a sklep obok był otwarty przez całą dobę. Świadomość tego trochę mnie uspokoiła i w końcu udało mi się pogrążyć w śnie.
  Obudziłam się, gdy zaczęło padać, czyli już o szóstej. Nie miałam ochoty spacerować w taką pogodę, a na dodatek bolały mnie całe plecy. Przeszłam z uliczki pod ścianę sklepu, bo tam był chociaż częściowy daszek. To, że teraz byłam na widoku i inni ludzie patrzyli na mnie krzywo, nie podobało mi się, ale wolałam to niż całkowite przemoknięcie. Czasami trzeba schować dumę, nawet jeśli to ma wystawić cię na nieprzyjemne uwagi innych i wstyd. Oni i tak nie zapamiętają mojej twarzy, bo w okolicy jest nawet sporo ludzi nocujących na ulicy i na pewno od czasu do czasu mijają również ich. Musiałam teraz dbać o własną skórę, bo choroba w niczym by mi tu nie pomogła. Przeszło mi przez głowę, żeby założyć drugą bluzę, ale szybko porzuciłam ten pomysł. Wolałam mieć coś suchego w zapasie. Plecak cały był pod daszkiem, więc nie było opcji, żeby zmókł.
  Obserwowałam dziesiątki ludzi spieszących się do pracy lub szkoły, większość z nich wchodziła do sklepu, pod którym siedziałam. Niektórzy byli tak zabiegani, że nawet mnie nie zauważali, a inni znów gapili się trochę nazbyt ciekawsko. I tak najgorsi byli ci, którzy wytykali mnie palcami albo rzucali różne uwagi. Rzadko zdarzali się ludzie patrzący z politowaniem i współczuciem. Może niektórzy z nich gdyby mieli czas, to nawet by się zatrzymali i zapytali, czy mogą mi pomóc albo by coś dali. Szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie zdanie żadnej z tych grup, ale za to zaczęłam się zastanawiać, do której należałam, zanim tu wylądowałam. Chyba do tej, która udaje, że nic nie widzi i w ogóle nie zwraca uwagi. Ciężko samemu się ocenić…
  Po dziewiątej ilość ludzi zaczęła się zmniejszać. Nadal padało, więc nadal siedziałam w tym samym miejscu. Wyjęłam z plecaka ostatnią, już dość twardą, bułkę. Zostało mi jeszcze sporo batonów proteinowych – wzięłam właśnie te, bo zawierały dużo białka i węglowodanów, a oprócz tego dostarczały dużo energii – i dwie półlitrowe butelki wody. Uznałam, że rano pójdę do sklepu po wodę i jakiś chleb albo bułki. Chyba, że będę mocno głodna, to wieczorem.
  Deszcz padał cały dzień. Ruch znów wzmożył się około godziny osiemnastej, a później jeszcze raz o dziewiątej wieczorem. No tak, był piątek i dużo ludzi wybierało się na różne imprezy. Szykowała się dość głośna  noc. Miałam wrażenie, że widzę niektóre osoby już któryś raz z rzędu. Właściwie to było bardzo możliwe. Deszcz skończył padać dopiero o dwudziestej drugiej. Wszystko było kompletnie mokre i gdybym ja położyła się na cienkim kartonie tam gdzie wczoraj, po chwili też byłabym mokra. Postanowiłam zostać, tam gdzie byłam i spać na siedząco. Jakimś cudem zasnęłam.
  Ta boczna uliczka stała się moim miejscem. Gdy była ładna pogoda, to chodziłam wokół, ale zawsze tu wracałam. To była dobra kryjówka. Blisko do sklepu, żadnych dziwnych typków, a ludzie czasami czymś zarzucili. Nie żebrałam, niektórzy sami z siebie dawali jakieś pieniądze. Dla nich to nie było zbyt wiele, a dla mnie sporo. Nawet sprzedawca sklepu już mnie kojarzył i nie miał nic przeciwko mojemu siedzeniu tam, bo nie zaczepiałam ludzi i nie straszyłam klientów. Czasami nawet coś mi dawał.
  Funkcjonowałam tak już od prawie trzech tygodni. Nie było łatwo.
  Był poniedziałek, kilka minut po szóstej. Znów padało. Na dworze robiło się coraz zimniej, bo zbliżał się grudzień. Nawet nie chciałam myśleć o tym, jak będzie, gdy spadnie śnieg.
  Z tłumu ludzi przechodzącego obok wyłonił się ciemnowłosy mężczyzna. Wolno skierował się w moją stronę. Myślałam, że zaraz skręci w wąską uliczkę, ale on ukucnął niecały metr ode mnie i lekko się uśmiechnął. Miał hebanowe oczy i bladoróżowe usta. Wyglądał na starszego ode mnie, ale nie potrafiłam rozszyfrować, ile właściwie mógł mieć lat.
- Cześć. Często cię tu widzę – powiedział łagodnie. Przybrał ton podobny do tego, którego używa się w rozmowach z małymi dziećmi. Może bał się mojej reakcji? – Ciekawi mnie, co tu robisz, ale nie martw się, nie będę cię o to pytał. To twoja sprawa. – Musiałam przyznać, że miał przyjemny dla ucha głos. – Po prostu chciałem ci coś dać. – Uśmiechnął się do mnie jeszcze cieplej niż wcześniej i wyciągnął w moją stronę rękę, w której trzymał worek z jakąś drożdżówką. Wahałam się chwilę przed wzięciem jej. Nie miałam już zbyt wielu pieniędzy, a batony skończyły mi się już jakiś tydzień temu. Właściwie, dzisiaj jeszcze nic nie jadłam, więc mój żołądek upominał się o jakiś posiłek. Prawda jest taka, że będąc na ulicy, musisz korzystać z dobroci innych ludzi, nawet jeśli jest to niezgodne z twoją naturą. Po długiej chwili nieśmiało wzięłam od niego podarunek i cicho podziękowałam. – Chciałem się upewnić, że coś zjesz. W ostatnim czasie wyglądasz mizerniej niż wtedy, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy. Muszę już iść, spieszę się do pracy. Uważaj na siebie – powiedział trochę ciszej, po czym wstał i oddalił się, jeszcze raz spoglądając w moją stronę.
  Taka sytuacja zdarzyła mi się pierwszy raz, więc przez kilka minut zastanawiałam się, czy aby na pewno nadal nie śpię. Nie spałam.
  Parę godzin spacerowałam po mieście, bo dzisiaj nie padało. Na swoje stałe miejsce wróciłam przed piętnastą, ale nie rozłożyłam się pod sklepem, bo dzisiaj kręciło się tam zbyt wiele ludzi. W uliczce było spokojniej, a ja tego dnia kompletnie się nie wyspałam. Ogólnie dni mijały mi na obserwowaniu innych ludzi albo na zastanawianiu się, co będzie dalej. Powinnam teraz uczęszczać ostatni rok do szkoły. Jeśli nie wrócę do domu, to będę musiała powtarzać klasę… Mimo to, nie chcę tam wracać. W końcu z nudów postanowiłam się zdrzemnąć.
  Rano znów siedziałam tam, gdzie zawsze. Znów było kilka minut po szóstej. Znów podszedł do mnie ten sam człowiek.
- Pamiętasz mnie? – zapytał, kucając tak jak wczoraj. W odpowiedzi lekko skinęłam głową. – Mogę wiedzieć, jak masz na imię? – Miałam wrażenie, że dobór słów nie był przypadkowy. – Ja jestem Minwoo.
- ____ - odparłam lekko zachrypniętym głosem. Ostatnio bolało mnie gardło.
- ____. Ładne imię. – Zrobił krótką pauzę i wykonał ten sam gest, co poprzedniego dnia. - Dzisiaj też coś dla ciebie mam.
- Dziękuję, nie musiałeś. – Wzięłam  od niego coś zapakowane w sreberko. Zgadywałam, że to kanapka.
- Nie przesadzaj, to nic takiego. – Obdarzył mnie delikatnym uśmiechem. Widzimy się jutro o tej samej porze? – zapytał przyjaźnie, wstając powoli.
Skinęłam lekko głową. Rozmawialiśmy jeszcze przed dosłownie minutę, a później Minwoo musiał już iść.
  Widzieliśmy się następnego dnia i kolejnego, i nawet trwało to już dwa tygodnie. Pewnego dnia chłopak przyniósł mi gruby koc i wręcz wepchnął mi go w ręce, bo na początku wykręcałam się od przyjęcia prezentu. Nie byłam przyzwyczajona do otrzymywania jakichkolwiek podarunków.
  Wczoraj po południu pierwszy raz spadł śnieg i nadal leżał na chodnikach. Od rana dygotałam z zimna, bo w nocy całkiem przemokłam. Nie mogłam nic na to poradzić. Dzisiaj rano Minwoo się nie pojawił, ale za to pierwszy raz spotkałam go wieczorem.
  Było już całkowicie ciemno, a ja próbowałam zasnąć w wąskiej uliczce. Mimowolnie szczękałam zębami. Zastanawiałam się, jak długo tak jeszcze pociągnę. Stawiałam, że nie zostało mi zbyt wiele czasu. Chyba powinnam przestać buntować się przeciwko moim „rodzicom” i wrócić do „domu”. O ile jeszcze tam mieszkają.
- ____. Śpisz? – Mężczyzna lekko mną potrząsnął.
- N-nie – odparłam, jeszcze bardziej kuląc się pod kocem. Było mi przerażająco zimno.
Odetchnął cicho i skierował światło latarki na moją twarz. Odruchowo zmrużyłam oczy.
- Nie możesz tu zostać. – Jego słowa skraplały się i zamieniały w delikatną mgiełkę.
- Co innego niby mam zrobić? – zapytałam z lekka zirytowana.
Na jego twarzy malowało się zakłopotanie i niepewność. Zmęczona jeszcze raz zamknęłam oczy. Minęła dłuższa chwila, zanim się odezwał.
- Przenocujesz u mnie. Tu jest za zimno.
- Co? – Ze zdziwienia aż usiadłam, przez co zakręciło mi się w głowie. Jego silne ręce nie pozwoliły mi upaść na chodnik. Pomógł mi wstać. Gdy zwijałam swoje rzeczy, on zdjął kurtkę i nałożył mi ją na ramiona. Tym razem nie protestowałam, bo dłonie i tak trzęsły mi się zbyt mocno, bym mogła zapiąć zamek plecaka.
- Mieszkam niecałe dziesięć minut stąd – powiedział, gdy w końcu ruszyliśmy się z miejsca.
Prawie zasypiałam na stojąco, dlatego co jakiś czas potykałam się o własne nogi. Jakoś dotarliśmy pod wieżowiec, w którym mieszkał. Weszliśmy schodami na trzecie piętro. Korytarz nie był zbyt szeroki. Nie rozglądałam się zbytnio, bo nie miałam na to czasu. Minwoo przyniósł kilka koców i kazał mi usiąąć na kanapie obok grzejnika. Później zaparzył herbatę. Powoli zaczynało robić mi się cieplej.
- Nie wiem, jak ci dziękować. – Przerwałam długą i krępującą ciszę, która zapała między nami.
- To nic takiego.
- A właśnie, że tak. To bardzo dużo.
Nerwowo obracał, już pusty, kubek w dłoniach.  Jego policzki zrobiły się trochę czerwieńsze.
- Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę – powiedziałam nieśmiało.
- Jaką?
- Właściwie najbardziej marzę teraz o gorącym prysznicu.
- Jasne, nie krępuj się – odparł szybko. – Chodź, pokażę ci gdzie jest łazienka i zaraz przyniosę ci ręcznik.
Wróciliśmy do korytarza. Minwoo zostawił mnie przed drzwiami pomiędzy kuchnią a jakimś pokojem i zniknął na chwilę w innym pomieszczeniu. Wrócił z brązowym ręcznikiem w dłoni i mi go wręczył.
- Dzięki. – Już chciałam wejść do łazienki, gdy chłopak nagle przytrzymał drzwi.
- Typowo damskie szampony i tak dalej są mojej kuzynki, która czasem mnie odwiedza. Możesz spokojnie z nich korzystać. – Kąciki jego ust lekko lekko się uniosły i odgrodził mi drogę.
Ten uśmiech był dobrym znakiem, bo dzisiaj chłopak był wyjątkowo spięty i mało rozmowny. Może to miało się zmienić.
  Właśnie wychodziłam spod prysznica, gdy usłyszałam pukanie do drzwi i głos chłopaka.
- ____, ty i moja kuzynka chyba nosicie ubrania podobnego rozmiaru. Mam tu dla ciebie coś na przebranie.
- Poczekaj moment.
Szybko owinęłam się ręcznikiem, zasłaniają przy tym wszystko, co powinnam. Jedną ręką na wszelki wypadek przytrzymywałam okrycie, a drugą otworzyłam drzwi. Nie wiem, czego Minwoo się spodziewał, ale gdy mnie zobaczył, zaniemówił i znów lekko się zarumienił.
- T-tu są ciuchy. – Nieśmiało mi je podał.
- Dzięki.
Zamknęłam drzwi i zaraz się przebrałam. Wyprałam moje ubrania, a następnie powiesiłam je na suszarce stojącej w kącie. Po wysuszeniu włosów wróciłam do salonu.
- Pozwoliłam pożyczyć sobie suszarkę. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu.
- Nie, jasne, że nie. – Patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Wyglądasz… inaczej.
- Gorzej? – zapytałam zaczepnie.
- Lepiej – odparł z uznaniem w głosie. – Powiedziałbym nawet, że świetnie.
- Nie przesadzaj. – Niestety te słowa nie mogły poradzić nic na moje zaczerwienione policzki. Usiadłam obok niego na kanapie.
- Może teraz powiesz mi, dlaczego wylądowałaś na ulicy? – Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Jego oczy były naprawdę czarne. – Chyba, że nie chcesz.
- To nie jest jakaś porywająca historia. Po prostu nie mogłam już wytrzymać z moją nową rodziną zastępczą. – Wzruszyłam lekko ramionami.
- Rodziną zastępczą? Czyli jesteś…
- Adoptowana? Tak – dokończyłam za niego. - I to nie pierwsza rodzina, w której byłam.
-…niepełnoletnia?
To pytanie mnie zdziwiło. Przeczesałam włosy palcami. Nie wiedziałam, czego on ode mnie chce. Zaczynałam obawiać się, że wpakowałam się w spore tarapaty.
- Już niedługo będę pełnoletnia – odparłam w końcu.
- Powinnaś szybko wrócić do szkoły. Nie wiadomo, czy nie będziesz musiała powtarzać klasy – powiedział zmartwiony. – Aż tak źle tam było?
- Tak, aż tak źle – odrzekłam ostro. Nie miałam zamiaru mu się zwierzać.
- Przepraszam. Nie chciałem być wścibski
Miałam ochotę odpowiedzieć mu w niezbyt miły sposób, ale się powstrzymałam, bo przecież byłam w jego mieszkaniu i bardzo mi pomógł. Może gdyby nie on, dzisiejsza noc byłaby moją ostatnią. To nawet dość prawdopodobne.
- Nic się nie stało – odparłam w końcu. Właściwie to prawda, przecież tylko zapytał. Westchnęłam cicho i wbiłam wzrok w podłogę. Żeby trochę rozładować stres, zaczęłam w myślach liczyć brązowe panele.
- Nie wiem, co powiedzieć, żeby jakoś podnieść cię na duchu – wymamrotał jakby pod nosem, ale nie miałam wątpliwości, że kierował te słowa prosto do mnie i robił to świadomie.
- Nic nie mów. Nie lubię, gdy inni ludzi martwią się moimi problemami. To tylko moja sprawa. – Nadal nie odrywałam wzroku od podłogi. Zacisnęłam zęby, bo zaczynałam czuć ten krępujący ucisk w gardle, który w pewnej chwili mógł odebrać mi głos i resztki dumy, o ile jeszcze jakieś miałam.
- Źle do tego podchodzisz. – Jego głos znów stał się bardzo łagodny, tak jak przy naszej pierwszej rozmowie. Tym razem mnie to lekko zirytowało. – Nie możesz odcinać się tak od ludzi…
- Bo co? – przerwałam mu, kierując na niego oczy z wypisanym w nich wyzwaniem.
Przełknął ślinę, trochę zaskoczony moją gwałtowną reakcją.
- Bo sobie w ten sposób szkodzisz. Nie sądzisz, że ulżyłoby ci, gdybyś kiedyś się komuś wyżaliła? Nie mówię, że mi. Tylko uogólniam. – Mimo tej początkowej chwili zawahania, brzmiał naprawdę pewnie.
- Nie wiem – wybąkałam. – Chyba nigdy nie próbowałam. – Przerwałam tę wymianę spojrzeń i wróciłam do bezsensownego wgapiania się w podłogę.
- Ile właściwie byłaś na ulicy? – zapytał, jakby zmieniając temat, choć nadal wszystko kręciło się wokół tego samego.
- W sumie, to straciłam trochę rachubę czasu. Ponad miesiąc.
- To chyba długo – powiedział zakłopotany.
- Chyba tak – rzuciłam.
Przez jakiś czas siedzieliśmy w ciszy. Ciężkiej, krępującej, niezręcznej ciszy. Robiłam się coraz bardziej śpiąca.
- Może powinnaś porozmawiać z rodzicami?
- Nie mam rodziców – odburknęłam oschle.
- Chodziło mi o… - zaczął się tłumaczyć, a na jego twarzy wymalowała się konsternacja.
- Wiem, o kogo ci chodziło i już odpowiedziałam. Myślę, że na rękę jest im to, że sama zniknęłam z ich życia.
- Dlaczego?
- Bo ciągle tylko powtarzali, że sprawiam problemy. – Wzruszyłam ramionami, jakby w ogóle nigdy mnie to nie ruszyło. Oczywiście, było całkowicie odwrotnie.
- A sprawiałaś?
Wyraz mojej twarzy zmienił się w przeciągu jednej sekundy. Zacisnęłam zęby i obdarzyłam go naprawdę chłodnym spojrzeniem. Minwoo jakby nagle zorientował się, co powiedział.
- Przepraszam. Nie o to mi chodziło. Nie mówię, że to twoja wina…
- Ale tak to brzmiało.
- Wiem, ale nie to miałem na myśli. – Westchnął ciężko i spojrzał na zegarek. Sama też to zrobiłam. Była już prawie druga. – Nie jesteś zmęczona?
- Jestem, ale… - zagryzłam dolną wargę.
- Ale co? – Tym razem jego przyjazne spojrzenie przekonało mnie do gadania.
- Nie chcę iść spać, bo jak się obudzę, to będzie już ranek. – Tą wypowiedzią zatoczyłam koło wokół sedna sprawy.
- Nie rozumiem.
Zebrałam się w sobie i postanowiłam powiedzieć, to, co chciałam, jak najszybciej.
- Jak się obudzę, to będę musiała wziąć swoje rzeczy i wrócić na ulicę, bo ten nocleg u ciebie to tylko przejściowe rozwiązanie… i chyba się tego boję – wyrzuciłam na jednym tchu.
- ____, ja…
- Nie wiesz, co powiedzieć? – zapytałam, lekko i mimowolnie unosząc kąciki ust.
- Aż tak to widać? – Uniósł brwi zaskoczony, ale ciągle wyglądał na zmartwionego. – Naprawdę bardzo chcę ci pomóc, ale…
- Nie wiesz jak?
Chłopak w mgnieniu oka delikatnie chwycił mój podbródek w dwa palce i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Możesz mi nie przerywać? – zapytał powoli głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- A-aha – tylko tyle zdołałam wydukać.
- Naprawdę bardzo chcę ci pomóc, ale to trudna decyzja. – Musiałam gryźć się w język, żeby nie powiedzieć czegoś w stylu: „Wiem. Nie chcę wymagać od ciebie zbyt wiele”. – Chciałabym zrobić dla ciebie coś więcej, tylko że nie jestem do końca pewien, czy mogę ci ufać. W końcu prawie wcale się nie znamy, prawda? Nie, nie odpowiadaj. Jeszcze chwila. – Zawiesił się na moment. Testował moją cierpliowość czy się zastanawiał? Zmarszczył brwi. – Myślę, że mnie nie oszukujesz, ale nie jestem pewien. Co zrobię, jeśli kiedyś wrócę do domu, a tam nie będzie połowy moich rzeczy?
- Zgłosisz to na policję? – Wciągnęłam powietrze z głośnym świstem. Miałam się nie odzywać.
- ____.
- Wybacz… Mów dalej.
Odchrząknął i wyprostował się, tym samym zabierając rękę z mojej twarzy.
- To wszystko.
- Już?
- Tak. Chciałaś, żebym dalej gadał?
- Właściwie to niczego mi nie wyjaśniłeś.
- Muszę się zastanowić. – Potarł dłonią czoło.
- Wiesz, nie chcę wymagać od ciebie zbyt wiele… - zaczęłam szybko, ale uciszył mnie jednym gestem ręki.
- Pogadamy o tym rano. – Wstał i podał mi rękę, którą chwyciłam. – Chodź, zaprowadzę cię do sypialni dla gości.
Poszłam za nim bez słowa. Dopiero, gdy wstałam, zorientowałam się jak bardzo jestem zmęczona. Pomieszczenie, w którym miałam spać znajdowało się prawie na przeciwko pokoju Minwoo. Powiedział, że jakby coś się działo, to w każdej chwili mogę go obudzić. Tylko co miałoby się stać? Miałabym wpaść do jego sypialni i rzucić hasłem typu: „Minwoo, w łazience skończyło się mydło. Wstawaj!”? Raczej nie zdobyłabym się na taką odwagę.
  Zapaliłam światło tylko po to, żeby zorientować sie gdzie jest łóżko. Już rozłożona i pościelona kanapa po lewej stronie od wejścia. Zgasiłam światło i na oślep trafiłam do łóżka. Zakopałam się pod kołdrę i tylko przez krótki moment w duchu zachwycałam się miękkością materaca i uczuciem ciepła, bo niemal od razu zasnęłam.
  Po obudzeniu się rano, przez jakiś czas po prostu patrzyłam się w sufit i zastanawiałam się, co dalej. Musiałam uregulować swoje życie i tu akurat chodziło mi o szkołę. Byłam prawie pewna, że będę musiała powtarzać klasę.
  W końcu wygrzebałam się z łóżka, wzięłam z komody komplet ciuchów, który tymczasowo dał mi chłopak i nieśmiało wyjrzałam na korytarz. Było zupełnie cicho, więc szybko przemknęłam do łazienki. Wzięłam krótki prysznic, przebrałam się, odłożyłam piżamę do pokoju gościnnego i ostrożnie ruszyłam w stronę kuchni. Minwoo stał do mnie plecami. Robił coś przy blacie, nucąc przy tym cicho jakąś piosenkę. Podeszłam do niego cicho.
- Co robisz? – zapytałam, spoglądając przez jego ramię.
- Śniadanie. Głodna? – Uśmiechnął się nieznacznie. W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową. – To dobrze.
  Po posiłku długo rozmawialiśmy, aż w końcu zeszliśmy na wczorajszy temat.
- Długo o tym myślałem. Ani razu mi nie podpadłaś. Wydajesz się szczera. – Wciągnął powietrze do płuc. – Możesz zostać na dłużej. Tylko musisz uregulować swoje sprawy.
W pierwszej chwili aż zaniemówiłam. Nie sądziłam, że pozwoli obcej osobie u siebie tymczasowo zamieszkać. Gula w moim gardle rosła z każdą kolejną sekundą.
- Nie wiem, jak ci dziękować. To… wow… chyba zabrakło mi słów.
- Niemożliwe. Tobie? – Roześmiał się. – Tylko mi się tu nie rozklejaj.
- Nie zamierzam – odparłam, ścierając łzę z policzka. Pierwszy raz czułam, że ktoś chce mi pomóc.
- Aish… - Pokręcił głową, wstał i podszedł do mnie. Chwycił moje nadgarstki i pociągnął do siebie, tym samym zmuszając mnie do podniesienia się. Jego ramiona delikatnie oplotły się wokół mojej tali, ja za to wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową.  – No, już dobrze. Pozbieraj się, bo się rozmyślę – zażartował, chyba.
Poszłam za jego radą i się ogarnęłam. W dalszej rozmowie mniej więcej co drugie zdanie wtrącałam podziękowania.
  Dość szybko przystąpiłam do porządkowania swoich problemów. W pierwszej kolejności naładowałam telefon i wybrałam numer do urzędniczki z domu dziecka. Wyjaśniłam jej sytuację. Nie była zadowolona z mojego zachowania, ale obiecała mi pomoc. Zajęła się sprawą szkoły. Okazało się, że jeśli się sprężę, to może nawet zdążę zaliczyć semestr. To była co najmniej wspaniała wiadomość. Miałam uczęszczać do placówki, do której byłam już wcześniej zapisana. Kobieta również zajęła się sprawą mojej rodziny zastępczej. Zdziwiło ją, ze nie zgłosili oni mojego zaginięcia żadnym odpowiednim organom. Mówiłam, że było im to na rękę? Mówiłam. Moje osiemnaste urodziny się zbliżały, więc już niedługo nie będę musiała w ogóle przejmować się takimi instytucjami jak dom dziecka.
- Co zamierzasz robić po skończeniu szkoły? – zapytał mnie Minwoo przy sobotnim obiedzie. Właściwie tylko w soboty i w niedzielę jedliśmy razem obiady i śniadania, bo w inne dni tygodnia on pracował a ja chodziłam na lekcję.
- Chyba będę musiała iść do pracy.
- Możesz iść na studia.
- I dalej siedzieć ci na głowie? – Zrobiłam niezadowoloną minę. – I tak już wystarczająco dużo ci zawdzięczam.
- Przestań. – Machnął ręką. – Cicho tu będzie, jak się wyprowadzisz. – Niemrawo dziobał widelcem w talerzu.
- Tylko na to czekasz – odparłam zaczepnie.
- Robisz to specjalnie. – Uniósł jedną brew. – Wiesz, że nie. Wolałbym, żebyś jeszcze trochę została.
- Jeszcze nie kończę szkoły – rzuciłam, po przełknięciu kolejnego kęsa.
- Niby nie, ale… Sam nie wiem. Przyzwyczaiłem się do twojej obecności.
- To komplement?
- A jak myślisz? – Kąciki jego ust powędrowały w górę. Zawtórowałam mu tym samym. Jego uśmiech coraz częściej wywoływał mój.  – Możesz zostać tak długo, jak tylko chcesz.
- Jesteś pewien? Bywam nieznośna.
- Wiem. Mieszkamy razem już ponad miesiąc.
- Szybko zleciało .
Przytaknął. Obserwowałam go bez słowa przez dłuższą chwilę. Czy ja już kiedyś mówiłam, że jest naprawdę przystojny?
- Dziwi mnie, że nie masz dziewczyny – rzuciłam w końcu.
- Co? – Prawie upuścił widelec. – A może mam?
- Chyba byś mi powiedział, co?

- Może mam dziewczynę, ale ona jeszcze o tym nie wie? – W jego oczach dostrzegłam wyjątkowy błysk, gdy to mówił. Myślę, że nie muszę tego nikomu tłumaczyć… 


Powiem tak: końcówka jest taka skrócona, bo jestem już mega zmęczona tym scenariuszem i jakoś nie mam siły dalej go ciągnąć. W ogóle zaczęłam go pisać przed scenariuszem z Rapmonem i zacięłam się tak, że po prostu za nic w świecie nie mogłam ruszyć z wątkiem dalej. To było w momencie rozmowy w domu Minwoo. Wybaczcie, że nie ma żadnej sceny pocałunku, ale jakoś nigdzie mi ona nie pasowała. Ogólnie jest nudno, akcja się ciągnie... No, jest już późno i nawet nie chce mi się dalej narzekać xD
Druga sprawa: nie wiem, czy zauważyliście, ale pojawiła się zakładka "scenariusze" - taka "szybka" nawigacja.
Ostatnio (wczoraj) wpadłam na pomysł, żeby założyć stronę na fb odnośnie moich scenariuszy i dodatkowo drugiego bloga. Moglibyście mnie tam o coś pytać itp. Spoilerowałabym wam tam i w zasadzie nie wiem, co jeszcze. Zrobię ankietę, czy w ogóle takie coś według was ma sens, ale możecie się na ten temat oczywiście wypowiedzieć również tutaj.
To chyba już wszystko. Czas oczekiwania na następny scenariusz - nieokreślony.

5 komentarzy:

  1. Jakie tam nudne, mnie się podoba :D I właśnie przez to, że nie było sceny pocałunku ten scenariusz różni się od większości. Całość wyszła tak naturalnie... Jak ty to robisz?
    Pozdrawiam i weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobry scenariusz. Miło się czytało i temat był w porządku opisany. A ta końcówka wcale nie była taka zła. To po prostu daje możliwość naszej wyobraźni potoczyć tę historię dalej. Weny życzę~

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze podoba mi się cały scenariusz. Od początku do końca wszystko jest zrobione bardzo dobrze. Swobodnie mi się czytało.
    Tęskniłam za Twoimi scenariuszami <3

    http://looking-for-paradise-lost.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny scenariusz ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten scenariusz był wyjątkowy, inny od wszystkich. Bardzo mi się podobał, końcówka też nie była zła. Nie wiem, co jeszcze produktywnego mogłabym napisać o trzeciej w nocy xd
    Fajnie opisałaś tutaj zaistniałą sytuację i jak już się zaczęło czytać, to nie dało się przestać nawet na chwilę ^^
    Dużo weny i czasu kochana!

    OdpowiedzUsuń