Scenariusz dla Joy Tucii Clifford.
Czekała mnie kolejna zimna noc na cienkiej,
kartonowej siatce prostopadłościanu. O pustym żołądku i w piwnicy pewnej
kamienicy. Tak miało wyglądać teraz moje życie? Nie wiem. Wiem tylko, że nie
chcę wracać do tego miejsca, z którego przyszłam. Albo uciekłam, jak kto woli.
Mogłam jednak zabrać ze sobą większą ilość rzeczy, ale nie miałam na to czasu. Wrzuciłam
do plecaka wszystkie oszczędności, telefon – nie był mi już potrzebny, bateria
się wyładowała – kilka bluzek, jedną bluzę, płyn dezynfekujący do rąk, a oprócz
tego tyle jedzenia ile się zmieściło oraz parę półlitrowych butelek wody i tak
wyszłam z czegoś, co podobno nazywało się domem. Jasne, zrobiłam to pod wpływem chwili i bez
przemyślenia swojej decyzji, ale na razie nie zamierzałam wracać. Nie, póki
będę dawać tu sobie radę. Cztery dni to w zasadzie bardzo mało, ale tak naprawdę
nie spodziewałam się, że aż tyle wytrzymam na ulicy.
Rano ulotniłam się z piwnicy. Nie mogłam
zostawać zbyt długo w tym samym miejscu, żeby nikt się nie zorientował się, że
tam jestem. Wyszłam na świeże powietrze kilka minut po ósmej. Powinnam być teraz
w szkole, w której i tak nikogo nie znałam, bo dopiero co się tu
przeprowadziłam.
Chodziłam po mieście bez celu całe godziny.
Nie jadłam zbyt wiele, bo przecież miałam ograniczoną ilość pieniędzy, a to
jedzenie, które wzięłam z domu, powoli się kończyło. Znów wieczorem wylądowałam
w zupełnie innym miejscu niż poprzedniego dnia. Nie mogłam znaleźć żadnej
otwartej klatki schodowej ani nikt akurat nie wychodził, więc zostałam bez
dachu nad głową. Znalazłam krótką, poboczną uliczkę pomiędzy niewielkim sklepem
a kamienicą i tam się rozłożyłam. Wyjęłam z plecaka karton, rozłożyłam go na
chodniku, pod głowę położyłam sobie swój ekwipunek i spróbowałam zasnąć.
Pierwszy raz spałam na całkiem otwartej przestrzeni. To chyba logiczne, że się
bałam. Tyle się słyszy o różnych kobietach, które zostały zaciągnięte do
jakiejś słabo oświetlonej uliczki i wiadomo, co dalej. Ja sama wpakowałam się w
takie miejsce, choć nie nazwałabym go słabą oświetlonym. Blisko była bardzo
ruchliwa ulica, więc co chwilę przejeżdżał jakiś samochód, a sklep obok był
otwarty przez całą dobę. Świadomość tego trochę mnie uspokoiła i w końcu udało
mi się pogrążyć w śnie.
Obudziłam się, gdy zaczęło padać, czyli już o
szóstej. Nie miałam ochoty spacerować w taką pogodę, a na dodatek bolały mnie całe
plecy. Przeszłam z uliczki pod ścianę sklepu, bo tam był chociaż częściowy
daszek. To, że teraz byłam na widoku i inni ludzie patrzyli na mnie krzywo, nie
podobało mi się, ale wolałam to niż całkowite przemoknięcie. Czasami trzeba
schować dumę, nawet jeśli to ma wystawić cię na nieprzyjemne uwagi innych i
wstyd. Oni i tak nie zapamiętają mojej twarzy, bo w okolicy jest nawet sporo
ludzi nocujących na ulicy i na pewno od czasu do czasu mijają również ich.
Musiałam teraz dbać o własną skórę, bo choroba w niczym by mi tu nie pomogła. Przeszło
mi przez głowę, żeby założyć drugą bluzę, ale szybko porzuciłam ten pomysł.
Wolałam mieć coś suchego w zapasie. Plecak cały był pod daszkiem, więc nie było
opcji, żeby zmókł.
Obserwowałam dziesiątki ludzi spieszących
się do pracy lub szkoły, większość z nich wchodziła do sklepu, pod którym
siedziałam. Niektórzy byli tak zabiegani, że nawet mnie nie zauważali, a inni
znów gapili się trochę nazbyt ciekawsko. I tak najgorsi byli ci, którzy
wytykali mnie palcami albo rzucali różne uwagi. Rzadko zdarzali się ludzie
patrzący z politowaniem i współczuciem. Może niektórzy z nich gdyby mieli
czas, to nawet by się zatrzymali i zapytali, czy mogą mi pomóc albo by coś
dali. Szczerze mówiąc, nie obchodziło mnie zdanie żadnej z tych grup, ale za to
zaczęłam się zastanawiać, do której należałam, zanim tu wylądowałam. Chyba do
tej, która udaje, że nic nie widzi i w ogóle nie zwraca uwagi. Ciężko samemu
się ocenić…
Po dziewiątej ilość ludzi zaczęła się
zmniejszać. Nadal padało, więc nadal siedziałam w tym samym miejscu. Wyjęłam z
plecaka ostatnią, już dość twardą, bułkę. Zostało mi jeszcze sporo batonów
proteinowych – wzięłam właśnie te, bo zawierały dużo białka i węglowodanów, a
oprócz tego dostarczały dużo energii – i dwie półlitrowe butelki wody. Uznałam,
że rano pójdę do sklepu po wodę i jakiś chleb albo bułki. Chyba, że będę mocno
głodna, to wieczorem.
Deszcz padał cały dzień. Ruch znów wzmożył się około godziny osiemnastej, a później jeszcze raz o dziewiątej wieczorem. No
tak, był piątek i dużo ludzi wybierało się na różne imprezy. Szykowała się dość
głośna noc. Miałam wrażenie, że widzę
niektóre osoby już któryś raz z rzędu. Właściwie to było bardzo możliwe. Deszcz
skończył padać dopiero o dwudziestej drugiej. Wszystko było kompletnie mokre i
gdybym ja położyła się na cienkim kartonie tam gdzie wczoraj, po chwili też
byłabym mokra. Postanowiłam zostać, tam gdzie byłam i spać na siedząco. Jakimś
cudem zasnęłam.
Ta boczna uliczka stała się moim miejscem.
Gdy była ładna pogoda, to chodziłam wokół, ale zawsze tu wracałam. To była
dobra kryjówka. Blisko do sklepu, żadnych dziwnych typków, a ludzie czasami
czymś zarzucili. Nie żebrałam, niektórzy sami z siebie dawali jakieś pieniądze.
Dla nich to nie było zbyt wiele, a dla mnie sporo. Nawet sprzedawca sklepu już
mnie kojarzył i nie miał nic przeciwko mojemu siedzeniu tam, bo nie zaczepiałam
ludzi i nie straszyłam klientów. Czasami nawet coś mi dawał.
Funkcjonowałam tak już od prawie trzech
tygodni. Nie było łatwo.
Był poniedziałek, kilka minut po szóstej.
Znów padało. Na dworze robiło się coraz zimniej, bo zbliżał się grudzień. Nawet
nie chciałam myśleć o tym, jak będzie, gdy spadnie śnieg.
Z tłumu ludzi przechodzącego obok wyłonił się
ciemnowłosy mężczyzna. Wolno skierował się w moją stronę. Myślałam, że zaraz
skręci w wąską uliczkę, ale on ukucnął niecały metr ode mnie i lekko się
uśmiechnął. Miał hebanowe oczy i bladoróżowe usta. Wyglądał na starszego ode
mnie, ale nie potrafiłam rozszyfrować, ile właściwie mógł mieć lat.
- Cześć.
Często cię tu widzę – powiedział łagodnie. Przybrał ton podobny do tego,
którego używa się w rozmowach z małymi dziećmi. Może bał się mojej reakcji? –
Ciekawi mnie, co tu robisz, ale nie martw się, nie będę cię o to pytał. To
twoja sprawa. – Musiałam przyznać, że miał przyjemny dla ucha głos. – Po prostu
chciałem ci coś dać. – Uśmiechnął się do mnie jeszcze cieplej niż wcześniej i
wyciągnął w moją stronę rękę, w której trzymał worek z jakąś drożdżówką.
Wahałam się chwilę przed wzięciem jej. Nie miałam już zbyt wielu pieniędzy, a
batony skończyły mi się już jakiś tydzień temu. Właściwie, dzisiaj jeszcze nic
nie jadłam, więc mój żołądek upominał się o jakiś posiłek. Prawda jest taka, że
będąc na ulicy, musisz korzystać z dobroci innych ludzi, nawet jeśli jest to
niezgodne z twoją naturą. Po długiej chwili nieśmiało wzięłam od niego
podarunek i cicho podziękowałam. – Chciałem się upewnić, że coś zjesz. W
ostatnim czasie wyglądasz mizerniej niż wtedy, gdy zobaczyłem cię po raz
pierwszy. Muszę już iść, spieszę się do pracy. Uważaj na siebie – powiedział
trochę ciszej, po czym wstał i oddalił się, jeszcze raz spoglądając w moją
stronę.
Taka sytuacja zdarzyła mi się pierwszy raz,
więc przez kilka minut zastanawiałam się, czy aby na pewno nadal nie śpię. Nie
spałam.
Parę godzin spacerowałam po mieście, bo
dzisiaj nie padało. Na swoje stałe miejsce wróciłam przed piętnastą, ale nie
rozłożyłam się pod sklepem, bo dzisiaj kręciło się tam zbyt wiele ludzi. W
uliczce było spokojniej, a ja tego dnia kompletnie się nie wyspałam. Ogólnie
dni mijały mi na obserwowaniu innych ludzi albo na zastanawianiu się, co będzie
dalej. Powinnam teraz uczęszczać ostatni rok do szkoły. Jeśli nie wrócę do domu,
to będę musiała powtarzać klasę… Mimo to, nie chcę tam wracać. W końcu z nudów
postanowiłam się zdrzemnąć.
Rano znów siedziałam tam, gdzie zawsze. Znów
było kilka minut po szóstej. Znów podszedł do mnie ten sam człowiek.
- Pamiętasz
mnie? – zapytał, kucając tak jak wczoraj. W odpowiedzi lekko skinęłam głową. –
Mogę wiedzieć, jak masz na imię? – Miałam wrażenie, że dobór słów nie był
przypadkowy. – Ja jestem Minwoo.
- ____ -
odparłam lekko zachrypniętym głosem. Ostatnio bolało mnie gardło.
- ____. Ładne
imię. – Zrobił krótką pauzę i wykonał ten sam gest, co poprzedniego dnia. -
Dzisiaj też coś dla ciebie mam.
- Dziękuję,
nie musiałeś. – Wzięłam od niego coś
zapakowane w sreberko. Zgadywałam, że to kanapka.
- Nie
przesadzaj, to nic takiego. – Obdarzył mnie delikatnym uśmiechem. Widzimy się
jutro o tej samej porze? – zapytał przyjaźnie, wstając powoli.
Skinęłam lekko
głową. Rozmawialiśmy jeszcze przed dosłownie minutę, a później Minwoo musiał
już iść.
Widzieliśmy się następnego dnia i kolejnego,
i nawet trwało to już dwa tygodnie. Pewnego dnia chłopak przyniósł mi gruby koc
i wręcz wepchnął mi go w ręce, bo na początku wykręcałam się od przyjęcia
prezentu. Nie byłam przyzwyczajona do otrzymywania jakichkolwiek podarunków.
Wczoraj po południu pierwszy raz spadł śnieg
i nadal leżał na chodnikach. Od rana dygotałam z zimna, bo w nocy całkiem
przemokłam. Nie mogłam nic na to poradzić. Dzisiaj rano Minwoo się nie pojawił,
ale za to pierwszy raz spotkałam go wieczorem.
Było już całkowicie ciemno, a ja próbowałam
zasnąć w wąskiej uliczce. Mimowolnie szczękałam zębami. Zastanawiałam się, jak
długo tak jeszcze pociągnę. Stawiałam, że nie zostało mi zbyt wiele czasu.
Chyba powinnam przestać buntować się przeciwko moim „rodzicom” i wrócić do
„domu”. O ile jeszcze tam mieszkają.
- ____. Śpisz?
– Mężczyzna lekko mną potrząsnął.
- N-nie –
odparłam, jeszcze bardziej kuląc się pod kocem. Było mi przerażająco zimno.
Odetchnął
cicho i skierował światło latarki na moją twarz. Odruchowo zmrużyłam oczy.
- Nie możesz
tu zostać. – Jego słowa skraplały się i zamieniały w delikatną mgiełkę.
- Co innego
niby mam zrobić? – zapytałam z lekka zirytowana.
Na jego twarzy
malowało się zakłopotanie i niepewność. Zmęczona jeszcze raz zamknęłam oczy.
Minęła dłuższa chwila, zanim się odezwał.
- Przenocujesz
u mnie. Tu jest za zimno.
- Co? – Ze
zdziwienia aż usiadłam, przez co zakręciło mi się w głowie. Jego silne ręce nie
pozwoliły mi upaść na chodnik. Pomógł mi wstać. Gdy zwijałam swoje rzeczy, on
zdjął kurtkę i nałożył mi ją na ramiona. Tym razem nie protestowałam, bo dłonie
i tak trzęsły mi się zbyt mocno, bym mogła zapiąć zamek plecaka.
- Mieszkam
niecałe dziesięć minut stąd – powiedział, gdy w końcu ruszyliśmy się z miejsca.
Prawie
zasypiałam na stojąco, dlatego co jakiś czas potykałam się o własne nogi. Jakoś
dotarliśmy pod wieżowiec, w którym mieszkał. Weszliśmy schodami na trzecie
piętro. Korytarz nie był zbyt szeroki. Nie rozglądałam się zbytnio, bo nie
miałam na to czasu. Minwoo przyniósł kilka koców i kazał mi usiąąć na kanapie
obok grzejnika. Później zaparzył herbatę. Powoli zaczynało robić mi się
cieplej.
- Nie wiem,
jak ci dziękować. – Przerwałam długą i krępującą ciszę, która zapała między
nami.
- To nic
takiego.
- A właśnie,
że tak. To bardzo dużo.
Nerwowo
obracał, już pusty, kubek w dłoniach. Jego
policzki zrobiły się trochę czerwieńsze.
- Mam do
ciebie jeszcze jedną prośbę – powiedziałam nieśmiało.
- Jaką?
- Właściwie
najbardziej marzę teraz o gorącym prysznicu.
- Jasne, nie
krępuj się – odparł szybko. – Chodź, pokażę ci gdzie jest łazienka i zaraz
przyniosę ci ręcznik.
Wróciliśmy do
korytarza. Minwoo zostawił mnie przed drzwiami pomiędzy kuchnią a jakimś
pokojem i zniknął na chwilę w innym pomieszczeniu. Wrócił z brązowym ręcznikiem
w dłoni i mi go wręczył.
- Dzięki. –
Już chciałam wejść do łazienki, gdy chłopak nagle przytrzymał drzwi.
- Typowo
damskie szampony i tak dalej są mojej kuzynki, która czasem mnie odwiedza.
Możesz spokojnie z nich korzystać. – Kąciki jego ust lekko lekko się uniosły i
odgrodził mi drogę.
Ten uśmiech
był dobrym znakiem, bo dzisiaj chłopak był wyjątkowo spięty i mało rozmowny.
Może to miało się zmienić.
Właśnie wychodziłam spod prysznica, gdy
usłyszałam pukanie do drzwi i głos chłopaka.
- ____, ty i
moja kuzynka chyba nosicie ubrania podobnego rozmiaru. Mam tu dla ciebie coś na
przebranie.
- Poczekaj
moment.
Szybko
owinęłam się ręcznikiem, zasłaniają przy tym wszystko, co powinnam. Jedną ręką
na wszelki wypadek przytrzymywałam okrycie, a drugą otworzyłam drzwi. Nie wiem,
czego Minwoo się spodziewał, ale gdy mnie zobaczył, zaniemówił i znów lekko się
zarumienił.
- T-tu są
ciuchy. – Nieśmiało mi je podał.
- Dzięki.
Zamknęłam
drzwi i zaraz się przebrałam. Wyprałam moje ubrania, a następnie powiesiłam je
na suszarce stojącej w kącie. Po wysuszeniu włosów wróciłam do salonu.
- Pozwoliłam
pożyczyć sobie suszarkę. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu.
- Nie, jasne,
że nie. – Patrzył na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Wyglądasz…
inaczej.
- Gorzej? –
zapytałam zaczepnie.
- Lepiej –
odparł z uznaniem w głosie. – Powiedziałbym nawet, że świetnie.
- Nie
przesadzaj. – Niestety te słowa nie mogły poradzić nic na moje zaczerwienione
policzki. Usiadłam obok niego na kanapie.
- Może teraz
powiesz mi, dlaczego wylądowałaś na ulicy? – Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. Jego
oczy były naprawdę czarne. – Chyba, że nie chcesz.
- To nie jest
jakaś porywająca historia. Po prostu nie mogłam już wytrzymać z moją nową
rodziną zastępczą. – Wzruszyłam lekko ramionami.
- Rodziną
zastępczą? Czyli jesteś…
- Adoptowana?
Tak – dokończyłam za niego. - I to nie pierwsza rodzina, w której byłam.
-…niepełnoletnia?
To pytanie
mnie zdziwiło. Przeczesałam włosy palcami. Nie wiedziałam, czego on ode mnie
chce. Zaczynałam obawiać się, że wpakowałam się w spore tarapaty.
- Już niedługo
będę pełnoletnia – odparłam w końcu.
- Powinnaś
szybko wrócić do szkoły. Nie wiadomo, czy nie będziesz musiała powtarzać klasy
– powiedział zmartwiony. – Aż tak źle tam było?
- Tak, aż tak
źle – odrzekłam ostro. Nie miałam zamiaru mu się zwierzać.
- Przepraszam.
Nie chciałem być wścibski
Miałam ochotę
odpowiedzieć mu w niezbyt miły sposób, ale się powstrzymałam, bo przecież byłam
w jego mieszkaniu i bardzo mi pomógł. Może gdyby nie on, dzisiejsza noc byłaby
moją ostatnią. To nawet dość prawdopodobne.
- Nic się nie
stało – odparłam w końcu. Właściwie to prawda, przecież tylko zapytał.
Westchnęłam cicho i wbiłam wzrok w podłogę. Żeby trochę rozładować stres,
zaczęłam w myślach liczyć brązowe panele.
- Nie wiem, co
powiedzieć, żeby jakoś podnieść cię na duchu – wymamrotał jakby pod nosem, ale
nie miałam wątpliwości, że kierował te słowa prosto do mnie i robił to
świadomie.
- Nic nie mów.
Nie lubię, gdy inni ludzi martwią się moimi problemami. To tylko moja sprawa. –
Nadal nie odrywałam wzroku od podłogi. Zacisnęłam zęby, bo zaczynałam czuć ten
krępujący ucisk w gardle, który w pewnej chwili mógł odebrać mi głos i resztki
dumy, o ile jeszcze jakieś miałam.
- Źle do tego
podchodzisz. – Jego głos znów stał się bardzo łagodny, tak jak przy naszej
pierwszej rozmowie. Tym razem mnie to lekko zirytowało. – Nie możesz odcinać
się tak od ludzi…
- Bo co? –
przerwałam mu, kierując na niego oczy z wypisanym w nich wyzwaniem.
Przełknął
ślinę, trochę zaskoczony moją gwałtowną reakcją.
- Bo sobie w
ten sposób szkodzisz. Nie sądzisz, że ulżyłoby ci, gdybyś kiedyś się komuś
wyżaliła? Nie mówię, że mi. Tylko uogólniam. – Mimo tej początkowej chwili
zawahania, brzmiał naprawdę pewnie.
- Nie wiem –
wybąkałam. – Chyba nigdy nie próbowałam. – Przerwałam tę wymianę spojrzeń i
wróciłam do bezsensownego wgapiania się w podłogę.
- Ile
właściwie byłaś na ulicy? – zapytał, jakby zmieniając temat, choć nadal
wszystko kręciło się wokół tego samego.
- W sumie, to
straciłam trochę rachubę czasu. Ponad miesiąc.
- To chyba
długo – powiedział zakłopotany.
- Chyba tak – rzuciłam.
Przez jakiś
czas siedzieliśmy w ciszy. Ciężkiej, krępującej, niezręcznej ciszy. Robiłam się
coraz bardziej śpiąca.
- Może
powinnaś porozmawiać z rodzicami?
- Nie mam
rodziców – odburknęłam oschle.
- Chodziło mi
o… - zaczął się tłumaczyć, a na jego twarzy wymalowała się konsternacja.
- Wiem, o kogo
ci chodziło i już odpowiedziałam. Myślę, że na rękę jest im to, że sama
zniknęłam z ich życia.
- Dlaczego?
- Bo ciągle
tylko powtarzali, że sprawiam problemy. – Wzruszyłam ramionami, jakby w ogóle
nigdy mnie to nie ruszyło. Oczywiście, było całkowicie odwrotnie.
- A
sprawiałaś?
Wyraz mojej
twarzy zmienił się w przeciągu jednej sekundy. Zacisnęłam zęby i obdarzyłam go
naprawdę chłodnym spojrzeniem. Minwoo jakby nagle zorientował się, co
powiedział.
- Przepraszam.
Nie o to mi chodziło. Nie mówię, że to twoja wina…
- Ale tak to
brzmiało.
- Wiem, ale
nie to miałem na myśli. – Westchnął ciężko i spojrzał na zegarek. Sama też to
zrobiłam. Była już prawie druga. – Nie jesteś zmęczona?
- Jestem, ale…
- zagryzłam dolną wargę.
- Ale co? –
Tym razem jego przyjazne spojrzenie przekonało mnie do gadania.
- Nie chcę iść
spać, bo jak się obudzę, to będzie już ranek. – Tą wypowiedzią zatoczyłam koło
wokół sedna sprawy.
- Nie
rozumiem.
Zebrałam się w
sobie i postanowiłam powiedzieć, to, co chciałam, jak najszybciej.
- Jak się
obudzę, to będę musiała wziąć swoje rzeczy i wrócić na ulicę, bo ten nocleg u
ciebie to tylko przejściowe rozwiązanie… i chyba się tego boję – wyrzuciłam na
jednym tchu.
- ____, ja…
- Nie wiesz,
co powiedzieć? – zapytałam, lekko i mimowolnie unosząc kąciki ust.
- Aż tak to
widać? – Uniósł brwi zaskoczony, ale ciągle wyglądał na zmartwionego. –
Naprawdę bardzo chcę ci pomóc, ale…
- Nie wiesz
jak?
Chłopak w
mgnieniu oka delikatnie chwycił mój podbródek w dwa palce i spojrzał mi głęboko
w oczy.
- Możesz mi
nie przerywać? – zapytał powoli głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- A-aha –
tylko tyle zdołałam wydukać.
- Naprawdę
bardzo chcę ci pomóc, ale to trudna decyzja. – Musiałam gryźć się w język, żeby
nie powiedzieć czegoś w stylu: „Wiem. Nie chcę wymagać od ciebie zbyt wiele”. –
Chciałabym zrobić dla ciebie coś więcej, tylko że nie jestem do końca pewien,
czy mogę ci ufać. W końcu prawie wcale się nie znamy, prawda? Nie, nie
odpowiadaj. Jeszcze chwila. – Zawiesił się na moment. Testował moją cierpliowość
czy się zastanawiał? Zmarszczył brwi. – Myślę, że mnie nie oszukujesz, ale nie
jestem pewien. Co zrobię, jeśli kiedyś wrócę do domu, a tam nie będzie połowy
moich rzeczy?
- Zgłosisz to
na policję? – Wciągnęłam powietrze z głośnym świstem. Miałam się nie odzywać.
- ____.
- Wybacz… Mów
dalej.
Odchrząknął i
wyprostował się, tym samym zabierając rękę z mojej twarzy.
- To wszystko.
- Już?
- Tak.
Chciałaś, żebym dalej gadał?
- Właściwie to
niczego mi nie wyjaśniłeś.
- Muszę się
zastanowić. – Potarł dłonią czoło.
- Wiesz, nie
chcę wymagać od ciebie zbyt wiele… - zaczęłam szybko, ale uciszył mnie jednym
gestem ręki.
- Pogadamy o
tym rano. – Wstał i podał mi rękę, którą chwyciłam. – Chodź, zaprowadzę cię do
sypialni dla gości.
Poszłam za nim
bez słowa. Dopiero, gdy wstałam, zorientowałam się jak bardzo jestem zmęczona. Pomieszczenie,
w którym miałam spać znajdowało się prawie na przeciwko pokoju Minwoo.
Powiedział, że jakby coś się działo, to w każdej chwili mogę go obudzić. Tylko
co miałoby się stać? Miałabym wpaść do jego sypialni i rzucić hasłem typu: „Minwoo,
w łazience skończyło się mydło. Wstawaj!”? Raczej nie zdobyłabym się na taką
odwagę.
Zapaliłam światło tylko po to, żeby
zorientować sie gdzie jest łóżko. Już rozłożona i pościelona kanapa po lewej
stronie od wejścia. Zgasiłam światło i na oślep trafiłam do łóżka. Zakopałam
się pod kołdrę i tylko przez krótki moment w duchu zachwycałam się miękkością
materaca i uczuciem ciepła, bo niemal od razu zasnęłam.
Po obudzeniu się rano, przez jakiś czas po
prostu patrzyłam się w sufit i zastanawiałam się, co dalej. Musiałam uregulować
swoje życie i tu akurat chodziło mi o szkołę. Byłam prawie pewna, że będę
musiała powtarzać klasę.
W końcu wygrzebałam się z łóżka, wzięłam z
komody komplet ciuchów, który tymczasowo dał mi chłopak i nieśmiało wyjrzałam
na korytarz. Było zupełnie cicho, więc szybko przemknęłam do łazienki. Wzięłam
krótki prysznic, przebrałam się, odłożyłam piżamę do pokoju gościnnego i
ostrożnie ruszyłam w stronę kuchni. Minwoo stał do mnie plecami. Robił coś przy
blacie, nucąc przy tym cicho jakąś piosenkę. Podeszłam do niego cicho.
- Co robisz? –
zapytałam, spoglądając przez jego ramię.
- Śniadanie.
Głodna? – Uśmiechnął się nieznacznie. W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową. – To dobrze.
Po posiłku długo rozmawialiśmy, aż w końcu
zeszliśmy na wczorajszy temat.
- Długo o tym
myślałem. Ani razu mi nie podpadłaś. Wydajesz się szczera. – Wciągnął powietrze
do płuc. – Możesz zostać na dłużej. Tylko musisz uregulować swoje sprawy.
W pierwszej
chwili aż zaniemówiłam. Nie sądziłam, że pozwoli obcej osobie u siebie
tymczasowo zamieszkać. Gula w moim gardle rosła z każdą kolejną sekundą.
- Nie wiem,
jak ci dziękować. To… wow… chyba zabrakło mi słów.
- Niemożliwe.
Tobie? – Roześmiał się. – Tylko mi się tu nie rozklejaj.
- Nie
zamierzam – odparłam, ścierając łzę z policzka. Pierwszy raz czułam, że ktoś
chce mi pomóc.
- Aish… -
Pokręcił głową, wstał i podszedł do mnie. Chwycił moje nadgarstki i pociągnął
do siebie, tym samym zmuszając mnie do podniesienia się. Jego ramiona
delikatnie oplotły się wokół mojej tali, ja za to wtuliłam twarz w jego klatkę
piersiową. – No, już dobrze. Pozbieraj
się, bo się rozmyślę – zażartował, chyba.
Poszłam za
jego radą i się ogarnęłam. W dalszej rozmowie mniej więcej co drugie zdanie
wtrącałam podziękowania.
Dość szybko przystąpiłam do porządkowania
swoich problemów. W pierwszej kolejności naładowałam telefon i wybrałam numer
do urzędniczki z domu dziecka. Wyjaśniłam jej sytuację. Nie była zadowolona z
mojego zachowania, ale obiecała mi pomoc. Zajęła się sprawą szkoły. Okazało
się, że jeśli się sprężę, to może nawet zdążę zaliczyć semestr. To była co
najmniej wspaniała wiadomość. Miałam uczęszczać do placówki, do której byłam
już wcześniej zapisana. Kobieta również zajęła się sprawą mojej rodziny
zastępczej. Zdziwiło ją, ze nie zgłosili oni mojego zaginięcia żadnym
odpowiednim organom. Mówiłam, że było im to na rękę? Mówiłam. Moje osiemnaste
urodziny się zbliżały, więc już niedługo nie będę musiała w ogóle przejmować
się takimi instytucjami jak dom dziecka.
- Co
zamierzasz robić po skończeniu szkoły? – zapytał mnie Minwoo przy sobotnim
obiedzie. Właściwie tylko w soboty i w niedzielę jedliśmy razem obiady i
śniadania, bo w inne dni tygodnia on pracował a ja chodziłam na lekcję.
- Chyba będę
musiała iść do pracy.
- Możesz iść
na studia.
- I dalej
siedzieć ci na głowie? – Zrobiłam niezadowoloną minę. – I tak już wystarczająco
dużo ci zawdzięczam.
- Przestań. –
Machnął ręką. – Cicho tu będzie, jak się wyprowadzisz. – Niemrawo dziobał
widelcem w talerzu.
- Tylko na to
czekasz – odparłam zaczepnie.
- Robisz to
specjalnie. – Uniósł jedną brew. – Wiesz, że nie. Wolałbym, żebyś jeszcze
trochę została.
- Jeszcze nie
kończę szkoły – rzuciłam, po przełknięciu kolejnego kęsa.
- Niby nie,
ale… Sam nie wiem. Przyzwyczaiłem się do twojej obecności.
- To
komplement?
- A jak
myślisz? – Kąciki jego ust powędrowały w górę. Zawtórowałam mu tym samym. Jego
uśmiech coraz częściej wywoływał mój. –
Możesz zostać tak długo, jak tylko chcesz.
- Jesteś
pewien? Bywam nieznośna.
- Wiem.
Mieszkamy razem już ponad miesiąc.
- Szybko
zleciało .
Przytaknął.
Obserwowałam go bez słowa przez dłuższą chwilę. Czy ja już kiedyś mówiłam, że
jest naprawdę przystojny?
- Dziwi mnie,
że nie masz dziewczyny – rzuciłam w końcu.
- Co? – Prawie
upuścił widelec. – A może mam?
- Chyba byś mi
powiedział, co?
- Może mam
dziewczynę, ale ona jeszcze o tym nie wie? – W jego oczach dostrzegłam
wyjątkowy błysk, gdy to mówił. Myślę, że nie muszę tego nikomu tłumaczyć…
Powiem tak: końcówka jest taka skrócona, bo jestem już mega zmęczona tym scenariuszem i jakoś nie mam siły dalej go ciągnąć. W ogóle zaczęłam go pisać przed scenariuszem z Rapmonem i zacięłam się tak, że po prostu za nic w świecie nie mogłam ruszyć z wątkiem dalej. To było w momencie rozmowy w domu Minwoo. Wybaczcie, że nie ma żadnej sceny pocałunku, ale jakoś nigdzie mi ona nie pasowała. Ogólnie jest nudno, akcja się ciągnie... No, jest już późno i nawet nie chce mi się dalej narzekać xD
Druga sprawa: nie wiem, czy zauważyliście, ale pojawiła się zakładka "scenariusze" - taka "szybka" nawigacja.
Ostatnio (wczoraj) wpadłam na pomysł, żeby założyć stronę na fb odnośnie moich scenariuszy i dodatkowo drugiego bloga. Moglibyście mnie tam o coś pytać itp. Spoilerowałabym wam tam i w zasadzie nie wiem, co jeszcze. Zrobię ankietę, czy w ogóle takie coś według was ma sens, ale możecie się na ten temat oczywiście wypowiedzieć również tutaj.
To chyba już wszystko. Czas oczekiwania na następny scenariusz - nieokreślony.
Jakie tam nudne, mnie się podoba :D I właśnie przez to, że nie było sceny pocałunku ten scenariusz różni się od większości. Całość wyszła tak naturalnie... Jak ty to robisz?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę ;*
Bardzo dobry scenariusz. Miło się czytało i temat był w porządku opisany. A ta końcówka wcale nie była taka zła. To po prostu daje możliwość naszej wyobraźni potoczyć tę historię dalej. Weny życzę~
OdpowiedzUsuńJak zawsze podoba mi się cały scenariusz. Od początku do końca wszystko jest zrobione bardzo dobrze. Swobodnie mi się czytało.
OdpowiedzUsuńTęskniłam za Twoimi scenariuszami <3
http://looking-for-paradise-lost.blogspot.com/
Cudowny scenariusz ♥♥♥
OdpowiedzUsuńTen scenariusz był wyjątkowy, inny od wszystkich. Bardzo mi się podobał, końcówka też nie była zła. Nie wiem, co jeszcze produktywnego mogłabym napisać o trzeciej w nocy xd
OdpowiedzUsuńFajnie opisałaś tutaj zaistniałą sytuację i jak już się zaczęło czytać, to nie dało się przestać nawet na chwilę ^^
Dużo weny i czasu kochana!