Scenariusz dla Love Lali.
Przez moje
zamknięte powieki wdzierało się światło. Jeszcze przez chwilę siedziałam oparta
o coś w bezruchu. Bałam się tego, co mogę ujrzeć. Bałam się prawdy. Liczyłam,
że to tylko sen, ale wychodziło na to, że wszystko zdarzyło się w
rzeczywistości. Karmiłam płuca powietrzem przesyconym odorem spalenizny. Krzyki
przerażonych ludzi pojawiły się na powrót. Wzdrygnęłam się. Grzmiały tylko w
mojej głowie. Tym razem. Szloch wzbierał w mojej piersi, ale udało mi się go
zwalczyć. Na razie. Gula w moim gardle nadal rosła z każdą kolejną sekundą. W końcu otworzyłam oczy. Od razu miałam ochotę
je zamknąć, ale nie zrobiłam tego. Nie odwróciłam wzroku od płonącego miasta w
oddali. Zdawało się już dogasać, ale mogło mi się wydawać. Ciemnoszary dym
unosił się wysoko nad budynkami. Mój dom, moi przyjaciele, wszystko obracało
się w popiół. Moja rodzina była daleko stąd, ale czy była bezpieczna? Wolałabym
się więcej nie obudzić.
Wyprostowałam
się i ściągnęłam łopatki do tyłu, bo odezwał się ból w kręgosłupie. Ciekawe,
ile tak siedziałam. Wstałam, lekko się chwiejąc. Na krótki moment zakręciło mi
się w głowie. Gdy już wróciłam do siebie, zaczęłam zataczać kółko wokół drzewa.
Dokładnie po drugiej stronie miejsca, w którym siedziałam, znajdował się jakiś
chłopak w jednoczęściowym, brudnym, pomarańczowym stroju więziennym.
Zatrzymałam się raptownie. Powinnam cicho się oddalić? Och, a niby po co? Niech
mnie zabije, przynajmniej nie będę musiała martwić się o przyszłość. Nie będę
czuła tej przejmującej do szpiku kości pustki.
Ciemne
włosy miał uniesione do góry, a czarną maskę zahaczoną o uszy. Miał ją pod
brodą zamiast na ustach. W świetle zachodzącego słońca może i mogłabym
wychwycić jakieś szczególne cechy jego twarzy, ale akurat patrzyłam na niego z
profilu i ogólnie miałam problem ze skupieniem się. Chłopak nagle zamrugał
gwałtownie i obrzucił mnie zmęczonym spojrzeniem. Teraz wydawał mi się dużo
bardziej znajomy. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to… nie, na pewno nie.
Patrzył na mnie ciemnymi oczami, coś mi podpowiadało, że są czarne. Nadal
milcząc, podniósł się z ziemi i stanął może półtora metra ode mnie. Nie do
końca zapięty strój odsłaniał spory kawałek jego klatki piersiowej. Na szyi
miał powieszone dwa nieśmiertelniki. Oba nie mogły należeć do niego. Przełknęłam
gorzką ślinę i znów zwarłam swoje spojrzenie z jego. Bardzo mi kogoś
przypominał, ale to niemożliwe, żeby ta osoba znalazła się w więzieniu, a
jeszcze bardziej niemożliwe, żeby znalazła się w tym mieście. Możliwe, że to
mój mózg płata mi figla, bo bardzo chciałabym zobaczyć kogoś, kogo znam.
- Widzę, że już się obudziłaś – rzucił dość
obojętnie, ale mowa jego ciała, mówiła, że jest zakłopotany.
Nie odpowiedziałam. Analizowałam jego głos,
próbując dopasować go do głosu chłopca, którego znałam jako dziecko. Problem w
tym, że przez taki szmat czasu głos tego chłopca na pewno się zmienił. Słaba
próba. Bardzo słaba.
- Jak rana? – zapytał po chwili, wskazując gestem
na moje lewe ramię.
Podążyłam wzrokiem we wskazane miejsce. Powoli podciągnęłam rękaw bluzy. Faktycznie, jakieś trzy centymetry nas zgięciem
łokcia zaczynał się bandaż. Odznaczała się na nim szkarłatna plama.
- Nie boli – odparłam ochrypłym głosem. Musiałam
odchrząknąć.
- To dobrze, ale pewnie jak już ją zobaczyłaś, to
zacznie.
Pewnie tak. Rękaw znów sięgał mi za nadgarstek.
Przetarłam oczy dłonią. Nie wiedziałam, co mogę powiedzieć i w ogóle jak
zacząć, a cisza była dość niezręczna. W chwili, gdy wpadło mi do głowy, że
wypada się przedstawić, nieznajomy się odezwał.
- Wolałbym nie używać imion. Jak widzisz – okręcił się powoli, żeby zaprezentować mi się z każdej strony – jestem
zbiegiem. Niebezpiecznym zbiegiem. – Uśmiechnął się zawadiacko.
- Jak zmienisz zdanie, to powiedz – mruknęłam
nieporuszona tym jego zadziornym i zuchwałym grymasem.
- Musimy iść – powiedział, wymijając mnie.
- Gdzie niby? – Nadal stałam w miejscu. Swoje
pytanie skierowałam do jego pleców.
- Do najbliższego miasta.
Nie czekał na mnie, więc w końcu ruszyłam za nim,
ale wlokłam się spory kawał z tyłu. Byłam wykończona, choć właściwie dopiero co
się obudziłam. Zmusiłam się, żeby trochę przyspieszyć, bo nie chciałam zgubić
chłopaka. W końcu obejrzał się za mną i widząc moje powolne kroki, przystanął
na moment.
- Musisz się bardziej postarać. W tym tempie nigdy
nie dotrzemy do następnego miasta. – Brzmiał nadzwyczaj łagodnie. Spodziewałam
się, że będzie zdenerwowany i zirytowany.
- Przepraszam, po prostu nie czuję się najlepiej.
– Czuję się okropnie. Nie wiem, co z moją rodziną, a moi przyjaciele zapewne
nie żyją. – Postaram się iść szybciej.
Tym razem szłam obok niego, tylko czasami odstawałam może na jakieś dwa kroki. Zdarzenia sprzed kilku albo kilkunastu
godzin zaczęły do mnie wracać. Siedziałam w swoim mieszkaniu na czwartym
piętrze, gdy przez otwarte okno usłyszałam wybuch. Wyszłam na balkon i okazało
się, że płonęła zbrojownia. Nie wzięłam ze sobą niczego. Niczego prócz
dokumentów, które akurat miałam w kieszeni bluzy. Zbiegłam po schodach na dół i
wyszłam na zewnątrz. Wszyscy przerażeni wysypywali się na ulice. Do takiego
wydarzenia nie powinno dojść. Przecież miasto było chronione przez czary i
przez strażników, którzy w razie potrzeby ostrzegliby odpowiednie osoby na
czas. Pamiętam, że przez jakiś czas szukałam wśród ludzi moich przyjaciół, ale gdy
po kolei zapalały się kolejne budynki, musiałam ratować się sama. Biegiem
ruszyłam do głównej bramy. Cały czas miałam wrażenie, że ktoś mnie goni. Nie
pobiegłam najłatwiejszą, prostą drogą. Uznałam, że lepiej będzie schować się
gdzieś za na wzgórzu wśród drzew. Rana na ramieniu powstała od postrzelenia. Na
szczęścia to było tylko draśnięcie, choć naprawdę bolesne. Przyspieszyłam
jeszcze bardziej. Sił ledwo starczyło mi na wdrapanie się na górę, nawet nie
schowałam się pomiędzy pniami. Nagle dotarło do mnie, że ten, kto mnie
postrzelił, nie gonił mnie dalej, a ja obudziłam się w miarę daleko od krawędzi
wzniesienia.
- Jonghyun, jak ja znalazłam się… -zaczęłam
roztargniona.
Nagle chłopak chwycił mnie za ramiona i
przyszpilił do najbliższego drzewa.
- Skąd wiesz, jak mam na imię? – zapytał ostro. –
Wiedziałem, że to zły pomysł brać bagaż. Jesteś od nich? – Patrzył na mnie z
wyraźnym gniewem w oczach. Jego głos mówił to samo.
- Nie, nie jestem. Puść mnie, do diabła –
wycedziłam przez zęby. Jedną dłoń miał akurat na mojej ranie.
- To skąd wiesz, jak mam na imię? – Widziałam, że
mi nie wierzył.
- Nie wiem. Przypominasz mi kogoś i tyle. – Łzy
zbierały się w kącikach moich oczu. Nawet prawe ramię zaczynało mnie już boleć,
o lewym wolę nawet nie wspominać.
Gdy w końcu mnie puścił, skuliłam się na ziemi.
Krwawiącą na powrót rękę „schowałam” pomiędzy klatką piersiową a kolanami.
Zgadywałam, że znów krwawiła. Jonghyun stał chwilę nade mną, a później
przykucnął obok. Oparłam czoło o kolana.
- Pokaż mi rękę, zmienię ci opatrunek – powiedział
cicho.
- Spadaj. – Miałam ochotę powiedzieć coś zupełnie
innego, ostrzejszego, ale się powstrzymałam.
- Przepraszam, myślałem, że…
- Nie obchodzi mnie, co myślałeś. – Zaciskałam
powieki i pięści. Całe moje ramię pulsowało tępym, ostrym bólem.
- Ja tylko…pomyślałem, że jesteś od nich.
Przepraszam. – Westchnął ciężko. – Przepraszam, ____.
Zdziwiona uniosłam głowę i od razu natrafiłam na
jego spojrzenie. Uśmiechnął się smutno.
- Chyba nie sądziłaś, że tylko ty masz dobrą
pamięć.
Dopiero teraz zauważyłam, jak blisko mnie był.
Nasze kolana prawie się stykały. To wszystko coraz bardziej przypominało mi
jakiś dziwny sen. Nagle ogarnęła mnie chęć, by mocno go uściskać. Kiedyś się
przyjaźniliśmy. Czasami za nim tęskniłam. Teraz miałam go na wyciągnięcie ręki,
ale już nic nie było takie same. Nie mogliśmy tak po prostu wrócić do starych
czasów, choć przyznam, że chciałabym. Chłopak wyjął bandaż z kieszeni i uniósł
brwi pytająco. Po chwili wahania podciągnęłam rękaw. Jonghyun teraz usiadł obok
mnie, a nie naprzeciw. Odwinął stary opatrunek. Miałam rację, rana znów
krwawiła.
- Przepraszam – wydukał raz jeszcze i założył mi
nowy prowizoryczny opatrunek.
- Dzięki. – Jeszcze raz zbadałam całą jego
sylwetkę wzrokiem. – Jak to możliwe, że trafiłeś do więzienia?
Wzruszył ramionami.
- To wcale nie takie trudne. Idziemy dalej? –
zapytał, przygotowując się do wstania.
Skrzywiłam się lekko. Nie chciałam nas opóźniać,
ale nie czułam się na siłach. Poprosiłam, by pomógł mi wstać i ruszyliśmy w
dalszą drogę. Po jakimś czasie zapytałam, czy w ogóle wie w jaką stronę
powinniśmy się kierować. Podobno tak. Chyba on też był zmęczony, bo nareszcie
się zatrzymaliśmy. Wcześniej nawet nie zauważyłam, że Jonghyun ma przy sobie
niedużą sportową torbę. Wyjął z niej dwie butelki wody i podał mi jedną.
Powiedział, że nie dał mi jej wcześniej, bo z tego wszystkiego aż o tym
zapomniał. Okropnie chciało mi się pić, ale nie mogłam od razu opróżnić całej
butelki ani nawet połowy.Wzięłam kilka łyków i oddałam ją chłopakowi. Swój
napój oznaczył przez zerwanie z niego etykietki. Do snu ułożyliśmy się blisko
siebie, bo było już chłodno.
Wstaliśmy,
gdy było już jasno. Żadne z nas nie wiedziało, która jest godzina. Bez
jakiegokolwiek posiłku wybraliśmy się w dalszą drogę. Przez jakiś czas szliśmy
w ciszy.
- O co chciałam mnie zapytać? – Odezwał się jako
pierwszy.
- Kiedy?
- W nocy.
Zastanowiłam się przez chwilę. Kompletnie
wyleciało mi z głowy, że w ogóle planowałam o coś zapytać.
- Co się stało z osobą, która do mnie strzelała?
- Spotkała go zasłużona nagroda. – Na jego twarzy
pojawił się cień uśmiechu. Wyglądało na to, że był zadowolony z tego, co
zrobił.
- Zabiłeś go? – Wysiliłam się na obojętny ton.
Wyszło prawie tak, jakbym informowała go, jaka jest pogoda. Jest w miarę zimno
i chyba zaraz zacznie padać.
- W więzieniu nauczyłem się paru rzeczy. – Patrzył
przed siebie, a na jego twarzy malował się wręcz niepokojący spokój. – Na przykład
jak podkraść się do kogoś i skręcić mu kark. Nawet tego nie poczuł.
- Aha – mruknęłam cicho. Wolałam nie zgłębiać
tajników tej sztuki.
Chłopak przywarł do jednego z drzew i pociągnął do
siebie. Plecami opierałam się o jego klatkę piersiową. Jedną ręką zakrywał mi
usta, a drugą trzymał mnie w tali. Byłam zbyt zaskoczona, żeby się szarpać. Po
kilku sekundach usłyszałam kroki. Szybkie i niedyskretne. Były coraz
głośniejsze. Zbliżali się do nas. Nie wiem kto i ile osób, ale raczej nie byli
to ludzie, których chcieliśmy spotkać. Tamci zachowywaliby się ciszej. Dało się
usłyszeć jakieś głosy, nawoływania, w kompletnie innym języku. Nagle wszystko
ucichło. Pewnie nasłuchiwali albo już nas zobaczyli. Wstrzymałam oddech. Ta
chwila ciągnęła się nieskończoność. Klatka piersiowa Jonghyuna też się nie
ruszała. Czekaliśmy na rozwój wydarzeń. W końcu kroki zaczęły się oddalać, a
ludzie znów swobodnie się nawoływali. Staliśmy tak jeszcze przez moment. Gdy
mnie puścił, nie odsunęłam się od razu. Odwróciłam się twarzą do niego.
- Skąd wiedziałeś?
- Słyszałem. Lepiej stąd chodźmy – odparł cicho.
- Poczekaj.
Niespodziewanie nawet dla siebie samej,
przytuliłam go. Po chwili wahania odwzajemnił uścisk. W jego objęciach czułam
się naprawdę bezpiecznie. Chociaż przez chwilę. Mimowolnie pomyślałam, że mój
świat mógłby zamknąć się pomiędzy jego ramionami i nie miałabym nic przeciwko.
Dotarło do mnie, że przytulenie mi nie wystarczy. Nie po tym wszystkim.
Chciałam czuć, że Jonghyun jest tu ze mną. Chciałam chociaż przez krótki moment
łudzić się, że wszystko się ułoży. Niektórzy topią smutki w alkoholu, ja
chciałam zatopić je w ustach mojego przyjaciela z dzieciństwa. Może to tylko
głupi impuls, którego będę żałować, ale nie oszukujmy się, nie mam wiele do
stracenia i pewnie też niewiele czasu na tym świecie. To mogła być jedyna i
ostatnia szansa. Lepiej żałować rzeczy, które się zrobiło, a nie tego, co mogło
się zrobić. Zazwyczaj.
Odsunęłam
się kawałek i stanęłam na palcach, wplatając jedną dłoń w jego włosy. Od razu
lekko się pochylił, a wtedy nasze usta się spotkały. Ten pocałunek był dość
nieśmiały, ale to nieważne. Nie sądziłam, że mógłby być inny. Odsunęliśmy się
od siebie trochę zakłopotani. Udawaliśmy, że nic się nie stało.
Ciągle
rozglądałam się na wszystkie strony. Wieczorem natrafiliśmy na naszych ludzi.
Najpierw zaczailiśmy się za krzakami, żeby podsłuchać o czym mówią. Dopiero po
tym do nich wyszliśmy. Mężczyzna w podeszłym wieku uspokoił swoich towarzyszy,
którzy od razu chcieli nas obezwładnić.
- Co tu robicie? - zapytał zainteresowany.
- Uciekamy –odrzekłam szybko. Zauważyłam, że
Jonghyun niespodziewanie umilkł.
- To i tak już nie ma sensu – powiedział siwy
mężczyzna zmęczonym głosem.
- Dlaczego?
Na ziemi siedziało kilka kobiet z dziećmi i paru
mężczyzn. Wszyscy mieli ponure miny. Patrzyli na swoje jedzenie bez słowa.
Nawet nie podnosili wzroku na nas wzroku.
- Nie mamy już szans. Musielibyśmy na nowo wznieść
Szklane Miasto, żeby wygrać z wrogimi wojskami. To stamtąd mogliśmy prosić o
posiłki i postawić inne miasta w gotowości. Tam też można było schronić się
najskuteczniej. Miasto runęło, bo mieliśmy szpiega, który wyłączył ochrony. –
Mężczyzna mówił to z kamienną twarzą. – Teraz możemy już tylko czekać na
śmierć, bo nie dotrzemy do kolejnego miasta przed wrogimi oddziałami.
Spojrzałam na mojego dawnego przyjaciela w tym
samym momencie, w którym on spojrzał na mnie. Myśleliśmy o tym samym, ale chyba
nie to samo zamierzaliśmy zrobić.
- Jonghyun potrafi wznieść miasto jeszcze raz.
Mężczyzna wybuchnął gorzkim śmiechem.
- Niby jak?
Wyrwałam mu kubek z ręki i z całej siły rzuciłam
nim w pobliski kamień. Naczynie roztrzaskało się na dziesiątki części.
Spojrzałam wyczekująco na chłopaka. W jego czarnych oczach kryła się niepewność zmieszana z odrobiną strachu.
- Robię to tylko dla ciebie – rzucił, stając obok
mnie. Uniósł jedną dłoń i uparcie wpatrywał się w kubek, który już po chwili
był jak nowy. Na moich ustach pojawił się uśmiech triumfu. Nigdy nie
wiedziałam, jak on to robi, zresztą nikt nie wiedział.
Mężczyzna przez chwilę się nie odzywał, żeby w
końcu rzec pełnym powagi głosem.
- Czyli to ciebie szukaliśmy przez tak długi czas.
Poklepałam mojego dawnego przyjaciela po ramieniu.
Wyglądał bardzo niewyraźnie. Starzec podzielił się z nami zapasami. Zjedliśmy
coś na szybko i odbiliśmy na zachód. To tam było szklane miasto. Poszedł z nami
tylko ten mężczyzna, reszta ludzi została na miejscu. Uzasadnił swoją decyzję
tymi słowami: „Lepiej, żeby było jak najmniej ofiar”.
Gdy
dotarliśmy na miejsce, księżyc stał już wysoko na niebie. Za kilka dni będzie
pełnia. Potłuczone szkło lśniło w blasku księżyca i gwiazd. Ziemia była
szczelnie pokryte grubą warstwą przezroczystych odłamków. W oddali płynęła
rzeka, przez jej szum to miejsce wydawało się jeszcze bardziej magiczne.
Chciałam przejść na drugą stronę miasta i zobaczyć czy odłamki szkła pokruszą
się pod naciskiem moich butów albo czy przetną mi podeszwy. To miejsce ciągnęło
mnie do siebie. Było niebezpiecznie piękne.
Miałam wrażenie, że wiatr woła mnie po imieniu i
rozkazuje mi wybrać się na spacer po plaży ze szkła. To, co kiedyś było
budynkami, teraz leżało na ziemi. Kompletnie zniszczone. Zachwiałam się na
nogach. Widok zapierał dech w piersiach, ale czy aż tak? Upadłam na kolana i
dopiero w tym momencie poczułam ostry ból w prawym boku. Chciałam się
rozejrzeć, ale zakręciło mi się w głowie i runęłam na plecy. Nikogo przy mnie
nie było, niczego nie słyszałam. To niezwykłe miejsce było na wyciągnięcie ręki, ale nie miałam siły, by skinąć chociażby palcem. Niespodziewanie Jonghyun
znów znalazł się obok mnie. Widziałam go jak zza mgły. Miał rozbitą dolną
wargę.
-____… - Odgarnął mi włosy z twarzy. Czułam
kropelki zimnego potu na czole. – Słyszysz mnie?
- A wyglądam jakbym nie słyszała? – zapytałam z
kwaśnym uśmiechem.
- Trochę. Zabiorę cię stąd, obiecuję.
- Nie. Masz inne zadanie – powiedziałam, gdy
zbierał się, żeby wziąć mnie na ręce.
- Ale…
-Jonghyun, proszę… - wydukałam, z trudem łapiąc
oddech.
- ____, co mam zrobić? – Czarne oczy chłopaka
lśniły mocniej niż zazwyczaj. Jakimś cudem uniosłam rękę i delikatnie dotknęłam
jego ciepłego policzka. Dolna warga nieznacznie mu drżała. – Jak?
- Przecież wiesz. – Uśmiechnęłam się lekko. –
Zawsze wiedziałeś. Idź już. – Zamknęłam oczy. Nie mogłam dłużej patrzeć na
wyraz jego twarzy.
- Wcale nie – zaprzeczył słabo. – Ty zawsze
wiedziałaś. Zawsze byłaś przy mnie. Teraz też musisz ze mną być, bo znów zejdę
na złą drogę. – Głos zaczynał mu się łamać. – Tylko ty mi zostałaś. Po tym jak
trafiłem do więzienia, rodzice nie chcą mieć ze mną nic do czynienia.
Otworzyłam oczy zdziwiona. Rodzice zbyt go
kochali, żeby takie coś mogło się zdarzyć.
- Teraz to chyba ściemniasz.
- Trochę. – Obdarzył mnie ciepłym uśmiechem. Jeśli
to miałoby być ostatnim, co zobaczę, wcale bym się obraziła. – Bez ciebie nie
dam rady.
- Jonghyun, idź już. Zanim będzie za późno –
wyrzuciłam na wydechu. Coraz trudniej mi się oddychało. Ból był nieznośny.
W końcu położył moją głowę na ziemi i oddalił się
szybkim krokiem. Obserwowałam go z tej dziwnej perspektywy. Prawie jakbym już
była martwa. Czułam się martwa. To tylko kwestia czasu. Na razie wszystko mnie
bolało, czyli jeszcze żyłam.
Chłopak
stanął na małym wzniesieniu i wyciągnął obie dłonie przed siebie. Pokruszone
szkło zaczęło powoli się unosić. Kręciło się na wszystkie strony. Małe ostre
fragmenty złączały się w trochę większe. Cała plaża szybowała w powietrzu, ale
nagle cała znów znalazła się na ziemi. Zdązyłam zasłonić twarz dłońmi. Szkło
poprzecinało moje ciało. Niezbyt mocno, ale jednak.
Jonghyun
znów się przy mnie znalzł i niespodziewanie wziął mnie na ręce.
- Za nic w świecie nie zrobię tego bez ciebie. Za
bardzo się boję. – W tym ciepłym głosie słyszałam krystaliczną szczerość. Nie
mogłam wmawiać mu, że wcale się nie boi, bo przecież się bał. Wszystkie jego
mięśnie były napięte, jakby zaraz miał uciekać. Patrzył na mnie udręczonym
wzrokiem.
- Nie wiem, jak niby mam ci pomóc, ale spróbuję –
powiedziałam słabym głosem.
Postawił mnie na wzniesieniu. Ramię miałam
zarzucone przez jego kark, inaczej bym nie ustała. Chłopak zamknął oczy i
uniósł obie dłonie. Jego twarz wyrażała skupienie. Szkło znów zaczęło wirować i
powoli łączyć się w większe kawałki, później w ściany, aż w końcu w budynki. Na
nowo stworzył miasto. Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
Obudził mnie dzwonek do drzwi. Przetarłam
oczy znużona. Wstałam dopiero po chwili. Musiałam zasnąć podczas czytania
książki. Otworzyłam drzwi, ziewając.
- Cześć, ____.
–Chłopak
uściskał mnie na powitanie.
- Hej, Jonghyun.
Co tu robisz?
Wszedł do
mojego mieszkania i uśmiechnął się szeroko.
- Dostałem się
do wytwórnii – powiedział podekscytowany.
- Naprawdę?
Wiedziałam, że ci się uda – odparłam tym samym tonem, co on.
- Musisz mi
pomóc.
- W czym? –
zapytałam zaskoczona.
- Pomóż mi
wymyślić ksywkę – rzucił, siadając na kanapie.
Zastanowiłam
się przez chwilę, a później uśmiechnęłam się z triumfem wypisanym na twarzy.
- Changjo.
- Changjo?
- Tak, kochasz
tańczyć, a changjo oznacza tworzyć.
- Idealne. –
Obdarzył mnie kolejnym uśmiechem. – Wyglądasz na zmęczoną.
- Bo spałam.
Miałam strasznie dziwny sen… - odparłam, pocierając dłonią oczy. Usiadłam obok
niego na kanapie. Oczy chłopaka kazały mi opowiadać. – Byliśmy starsi, a ty
uciekłeś z więzienia…
- Ja? –
Roześmiał się głośno. – Mów dalej.
Opowiedziałam
mu wszystko, prócz fragmentu z całowaniem. Rozmawialiśmy aż do wieczora.
Wykorzystałam trochę wątków fantastycznych, bo w ten sposób jakoś łatwiej było mi poskładać scenariusz. Nie wiem, skąd wziął mi się ten pomysł. Ta praca jakoś do końca do mnie nie przemawia, jakby czegoś w niej brakowało. To jest jakieś takie banalne, bez głębszego sensu. Po prostu szukałam czegoś, o czym jeszcze nie pisałam, a mi się wydaje, że pisałam już o wszystkim i wszystko jest takie samo. To trzeci scenariusz z rzędu z wątkami fantastycznymi... Tak jakoś wyszło. Na dodatek to coś jest strasznie krótkie. To powyżej nie było zbyt porywające, a kolejne wydarzenia dało się przewidzieć, ale mam nadzieję, że jakoś dotrwaliście do końca i nie zasnęliście po drodze. Scenariusz z Ilhoonem był dużo lepszy.
W poniedziałek wyjeżdżam i wracam około 9 sierpnia, więc na kolejny scenariusz będziecie musieli trochę poczekać, dlatego zależało mi, żeby wrzucić coś przed wyjazdem. Dokładnie, wyszło z tego COŚ. Może przerwa mi trochę pomoże.
W poniedziałek wyjeżdżam i wracam około 9 sierpnia, więc na kolejny scenariusz będziecie musieli trochę poczekać, dlatego zależało mi, żeby wrzucić coś przed wyjazdem. Dokładnie, wyszło z tego COŚ. Może przerwa mi trochę pomoże.
Changjo wysyła to tylko do tych, którzy skomentują xD
Kolejny świetny scenariusz jak ty to robisz? :D
OdpowiedzUsuńNie wiem co Ty chcesz od tego scenariusza. Przecież jest utrzymany na takim samym, wysokim poziomie jak reszta Twoich dzieł.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością będę czekać na Twój powrót <3
http://looking-for-paradise-lost.blogspot.com/
Scenariusz ten bardzo mi się spodobał. Był taki... inny od wszystkich, jakie do tej pory czytałam. Poza tym, z fantastyką jak najbardziej trafiłaś w mój gust, ponieważ uwielbiam takowe wątki.
OdpowiedzUsuńBędę czekać z niecierpliwością na następne scenariusze, więc także na twój powrót <3
http://shakeupmyheart.blogspot.com/