Scenariusz dla Joy Tucii Clifford.
Tym razem zniknął na dłużej. Niby go nie
lubiłam, ale w pewnym sensie nawet mi go brakowało. Tłumaczyłam sobie to tym,
że po prostu chciałam poznać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, a do tego
był mi potrzebny właśnie Jaehyun, nikt inny. To nie tak, że za nim tęskniłam.
Właściwie nawet go nie znałam. Widziałam go zaledwie dwa razy w życiu, więc nie
mogłam się do niego przywiązać. Nie mogłam i tego nie zrobiłam. Po prostu miał
rację. Nie potrafiłam zapomnieć o tym uczuciu, które przez niego doświadczyłam
i o nim samym również. Chyba często miał rację. Miałam wrażenie, że dość dobrze
znał się na ludziach albo po prostu był w miarę spostrzegawczy i bystry.
Starłam się o nim nie myśleć, ale on już zdążył ukryć się w jakimś ciemnym
zakamarku mojego umysłu i nie dawał mi spokoju. Przychodził we śnie, a czasem
nawet na jawie wydawało mi się, że słyszę jego głos lub widzę go gdzieś w
oddali w tłumie ludzi. W ten oto sposób Jaehyun stał się nieodłączną częścią
mojego życia, choć tak naprawdę go przy mnie nie było. Teraz już byłam pewna.
Nie spotkaliśmy się przez przypadek.
Nieraz w połowie świadomie próbowałam
odnaleźć budynek, w którym zobaczyłam go po raz pierwszy, ale ani razu mi się
nie udało. Może wynikało to z tego, że w ogóle nie pamiętałam drogi, bo podczas
biegu się na niej nie skupiłam. Wtedy myślałam, dlaczego właściwie biegnę i
dlaczego nie mogę się zatrzymać. Może był w zupełnie innym miejscu niż
szukałam.
Małą, żółtą karteczką, którą zostawił po
sobie Jaehyun trzymałam w szufladzie przy biurku, zupełnie tak jakby coś dla
mnie znaczyła. Dlaczego akurat przy biurku, a nie pod poduszką? Po pierwsze:
tam siedziałam najczęściej, a po drugie: pod poduszką mogłaby się gdzieś
zapodziać przy zmianie pościeli. Jednak ta karteczka nic dla mnie nie znaczyła.
Była swoistym pożegnaniem i obietnicą powrotu, ale właściwie nic dla mnie nie
znaczyła. Gdyby było tak naprawdę, to pewnie bym ją wyrzuciła. Myślałam, że
jeśli będę sobie wmawiać, że wiadomość od niego jest tylko świstkiem papieru,
to tak się w końcu stanie. Nie stało się, choć minęły już dobre dwa miesiące.
Spokojne, monotonne, przepełnione rutyną dwa miesiące. Mogłabym rzec, że
wszystko wróciło do normy, a raczej chciałbym, móc tak powiedzieć. To nie tak,
że się zauroczyłam albo zakochałam, Jaehyun po prostu zasiał we mnie ziarnko
wątpliwości, a przez to nie mogłam się go pozbyć. Po jakimś czasie domyśliłam
się, że zrobił to specjalnie. Wiedział, że będę myślała o tych sprawach, które
obiecał mi wyjaśnić i o tym, dlaczego mam się do niego przyłączyć. Przewidział
to.
Ten deszczowy poranek zaczął się jak
wszystkie inne. Szłam do szkoły na ósmą, więc wyszłam dwadzieścia minut przed
tą godziną. Ze słuchawkami w uszach przemierzyłam szmat drogi, ale nie dotarłam
do budynku. Na wskutek tego dziwnego uczucia dostałam gęsiej skórki.
Zatrzymałam się i przymknęłam powieki.W końcu usłyszałam za sobą jego ciężkie
kroki. Chyba chodził tak specjalnie, bo przecież nie słyszałam, gdy nagle
pojawił się w moim pokoju. Może nie chciał pojawiać się nagle, żeby mnie nie
przestraszyć, ale wiedział, że i tak wyczuję jego obecność. Jeśli można to tak
nazwać. Nie mogłam go rozgryźć.
Stanął przede mną szybciej niż się
spodziewałam. Wyobrażałam sobie ten moment już wiele razy… Jednak nie sądziłam,
że na sam jego widok mogę poczuć bolesne ukłucie w sercu. Te czarne,
nieprzeniknione oczy teraz były bardziej przyjazne, ale też bardziej
zmartwione. Dopiero po chwili zauważyłam jego rozciętą wargę.
- Jaehyun, co
się… - zaczęłam cicho, patrząc uważnie, jak chłopak rozgląda się dookoła.
Bez słowa
wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę bocznej uliczki. Nie stawiałam
żadnego oporu, ale ciągle próbowałam dopytać, o co właściwie chodzi. Nie
odpowiedział mi. Skręcaliśmy praktycznie w każdą pierwszą ulicę, która się
pojawiła. Jego krok stawał się coraz szybszy, a przez to mój także. Mój oddech
stał się nierówny, więc w końcu przestałam gadać, żeby móc jakoś nad nim
zapanować.
Nagle przywarł plecami do ściany jednego z
budynków, przyciągnął mnie do siebie i zakrył mi usta dłonią. Paliły mnie
plecy, bo stykały się z jego klatką piersiową. Przez moment nawet myślałam, że
to uczucie mnie wykończy, ale nie odsunęłam się. Miałam powód by tego nie
robić. Wyraźnie słyszałam jakieś męskie głosy, które kilka razy wymieniły imię
mojego towarzysza. Ci ludzie stali za rogiem i w każdej chwili mogli tu
skręcić. Mogli nas zobaczyć. Nie potrafiłam skupić się na tym, co mówili.
Gorączkowo zastanawiałam się, dlaczego Jaehyun się nie wycofuje, dlaczego nie
ucieka.
Czułam, że oddycha nierówno i niespokojnie.
Jedną ręką zakrywał mi usta, a drugą nadal miał splecioną z moją dłonią. Gdy
usłyszałam kroki, które stawały się coraz głośniejsze, wstrzymałam oddech i
zamknęłam oczy. Chyba nigdy wcześniej nie słyszałam szumu krwi w uszach i nie
czułam takiego bólu w klatce piersiowej. Zupełnie jakby bicie serca, miałoby mi
zaraz połamać żebra. Nagle rozległo się wołanie i kroki zwróciły się w drugą
stronę. Z ulgą wypuściłam powietrze z płuc. Jaehyun w końcu się ruszył. Zabrał
dłoń z mojej twarzy, ale mojej reki nie puszczał. Teraz pociągnął mnie w
stronę, z której przyszliśmy. Tym razem się nie odzywałam. Bałam się, że tamci
ludzie mnie usłyszą.
Mijaliśmy niezliczone ilości budynków, ludzi,
sygnalizacji świetlnej – z której Jaehyun nic sobie nie robił. Nawet nie wiem,
ile razy samochody na nas trąbiły. Zaczynałam już tracić siły i gdyby nie to, że
mnie ciągnął, z pewnością bym się zatrzymała. W myślach błagałam go o chwilę
odpoczynku.Byliśmy już w okolicy, której w ogóle nie znałam. W końcu
zatrzymaliśmy się przed… piekarnią? To wcale nie byłoby zabawne, gdyby okazało
się, że ciągnął mnie tu tylko po to, by kupić bułki. Chyba przestałabym się do
niego odzywać.
- Co my tu
robimy? – zapytałam zachrypniętym głosem.
- Na pewno nie
to, o czym pomyślałaś – odparł i lekko się uśmiechnął. Na jego bladym czole
widniały kropelki potu.
Już miałam
odpowiedzieć: „Skąd niby wiesz, co myślałam?”, ale właśnie w tym momencie
otworzył kluczem drzwi budynku. Niewiele się zastanawiając, weszłam do środka. Pstryknął
włącznik światła i w pomieszczeniu zrobił się jasno. To nadal wyglądało na
piekarnie. Gdy klucz szczęknął w zamku, spojrzałam na chłopaka przez ramię.
Jego twarz była zimna, nie wyrażała żadnych emocji. Moja podświadomość
podpowiadał mi, że to nie był dobry znak. A co jeśli się pomyliłam? Jeśli on
tak naprawdę był tym za kogo wzięłam go na samym początku? Jeśli był mordercą?
Potworem?
Serce znów dudniło mi w piersi. Przez
ściśnięte gardło nie mogłam nic powiedzieć. Jeszcze niczego nie wiedziałam, a
już łzy same cisnęły mi się do oczu. Z zapartym tchem obserwował, jak się
zbliża. Nawet przy naszym pierwszym spotkaniu taki nie był. Wtedy w jego oczach
widziałam szczere zainteresowanie. Teraz nie widziałam w nich niczego, były
puste jak dwie bezdenne dziury. Tak miał wyglądać mój koniec? Moja śmierć miała
twarz tego właśnie wysokiego chłopaka o czarnych włosach i oczach tego samego
koloru? Pomyśleć, że mogłam teraz siedzieć na matematyce. Naprawdę dałam mu się
omamić. Wmówił mi, co tylko chciał, a ja we wszystko uwierzyłam. Powinnam była
wyrzucić tę karteczkę, wyrzucić go z mojej głowy i przy okazji poczucia tego
dziwnego dreszczu uciekać do ludzi. Do grupy, w której byłabym bezpieczna, bo
pośród innych na pewno by się do mnie nie zbliżył. Och, jaka ja byłam głupia…
Wpatrywałam się w niego przez cały czas, ale
nagle zniknął mi z oczu. Zszokowana rozejrzałam się wkoło. Zobaczyłam go tuż za
swoimi plecami. Cofnęłam się wstrząśnięta. Zahaczyłam nogą o coś leżącego na
podłodze i prawie upadłam. Tak, prawie. Jego ciepły oddech znów muskał moje
policzki. Z trudem przełknęłam ślinę. Prawą dłoń miał pomiędzy moimi łopatkami.
Ja niestety, gdy mnie złapał, instynktownie splotłam dłonie na jego karku.
Zabrałam je dopiero, gdy zorientowałam się, co właściwie się stało, a zajęło mi
to dłuższy moment, a przynajmniej tak mi się wydawało. Jednak nadal nie stałam
o własnych siłach. Nie mogłam go odepchnąć, bo wylądowałabym na ziemi. Jej
chłód pewnie był przyjemniejszy niż ten czarny lód, te dwie ziejące pustką
dziury. Źrenica jest dziurą, to wiadome, ale jego tęczówki zdawały się nie
różnić niczym od źrenic.
- Zdziwiona? –
Uśmiechnął się drapieżnie.
W pierwszej
chwili nie wiedziałam, o co dokładnie pyta, ale w końcu to do mnie dotarło. Czy
byłam zdziwiona, że tak łatwo udało mu się mnie przechytrzyć? Byłam.
- Nie –
odparłam z dziwną pewnością w głosie.
Kłamanie mu
prosto w oczy może nie było łatwe i przyjemne, ale on oszukiwał mnie bez trudu.
Nie chciałam, by wiedział wszystko, ale pewnie i tak zorientował się, że
blefuję. Zamyślił się i nic nie mówił.
- Spodziewałam
się, że nie jesteś tym, za kogo się podajesz. – Wykrzywiłam usta w krzywym
uśmiechu.
- Czyżby?
- Oczywiście.
Lewą, wolną
dłonią dotknął lekko mojego policzka. Ta delikatność mąciła mi w głowie. Skoro
zamierzał mi zrobić krzywdę, to dlaczego muskał moją skórę jak piórkiem… Elektrycznym
piórkiem.
- To zabawne,
że wysnuwasz pewne wnioski bezpodstawnie – rzucił po chwili. Wyprostował się,
a przy tym ja też to zrobiłam. Błyskawicznie się od niego odsunęłam. – Czy to,
że zamknąłem drzwi, coś znaczy?
- A nie
znaczy?
Uśmiechnął się
pod nosem. Całkowicie ignorując moje pytanie, podszedł innych drzwi i otworzył
je na oścież. Spojrzał na mnie nagląco, ale nie ruszyłam się z miejsca. Z
westchnieniem oparł się o framugę.
- Myślałem, że
mi ufasz – powiedział z wyrzutem. Znów naszła mnie dziwna chęć na przeproszenie
go. – Widocznie się myliłem.
Nie powiedział
nic więcej. Zniknął w następnym pokoju, podczas gdy ja biłam się z myślami.
Sama już nie wiedziałam, co jest prawdą, a co sobie zmyśliłam. Na samym
początku byłam przekonana, że jest niebezpieczny, później nawet odrobinę go
polubiłam, przed chwilą byłam pewna, że jednak jest mordercą albo kimś
podobnym, a teraz już nic nie rozumiałam. To było strasznie frustrujące.
Nawet nie wiem, ile dokładnie czasu
spędziłam, stojąc na środku pomieszczenia bez ruchu. Zdążyły rozboleć mnie
nogi. Wokół było całkowicie cicho. W końcu ruszyłam w stronę pomieszczenia, w
którym powinien być Jaehyun. Drzwi nadal były otwarte, a dzięki temu było tam
cokolwiek widać. Brunet siedział na biurku z pochyloną głową.
- Boisz się
mnie?
To pytanie
mogło być skierowane zarówno do mnie jak do podłogi, dlatego się nie odezwałam.
Teraz sprawiał wrażenie drobniejszego niż zawsze. Zamknęłam drzwi i oparłam się
o nie. Pomieszczenie całkowicie pogrążyło się w mroku. Uznałam, że łatwiej
będzie mi się z nim rozmawiać, gdy nie będę musiała patrzeć w jego oczy.
-____… - Głos
rozległ się niespodziewanie blisko mnie. Nie widziałam nic, bo moje oczy nie
zdążyły przyzwyczaić się do ciemności. – Nie jestem taki, jak myślisz.
- Już sama nie
wiem, co myślę – mruknęłam cicho.
- Wolałbym,
żebyś wiedziała o wszystkim – szepnął tuż przy moim lewym uchu.
- To mi
powiedz. – Starałam się brzmieć spokojnie i normalnie, ale wyszło mi to tak
średnio.
- Nie wiem
jak.
Zacisnęłam
zęby. Przez dłuższą chwilę staliśmy w ciszy. Pewnie gdybym wyciągnęła ręce przed
siebie, to natknęłabym się na jego ciało, ale nie zrobiłam tego. Nagle rozległ
się dźwięk, jakby wiatr wstrząsnął drzwiami. W następnej chwili oddech chłopaka
owiewał moje policzki. Drzwi otwierały się na zewnątrz, więc mogłabym nacisnąć
klamkę i z powrotem znaleźć się w „piekarni”, ale w sumie nic by mi to nie
dało. Teraz już powoli mogłam rozróżniać kształty, ale nadal nie widziałam zbyt
wiele. Można powiedzieć, że zamknął mnie w klatce zbudowanej z jego ramion. Jego
usta znajdowały się zaledwie kilkanaście centymetrów od moich.
- Ci ludzie,
których słyszeliśmy, szukali nas, bo…
- Szukali
ciebie. – Skwitowałam z kwaśną miną. Słyszałam, że wypowiadając jego imię, ale
własnego nie słyszałam.
- Wcale nie.
Ciebie również – odparł łagodnym, ale pełnym napięcia głosem. – Pewnie
chciałabyś wiedzieć, dlaczego tak długo mnie nie było.
- Chciałabym
wiedzieć wszystko.
- Co za dużo,
to niezdrowo – powiedział po chwili namysłu.
- Doprawdy? –
Dopiero po ciszy, która zapadła, zorientowałam się, jak kokieteryjnie to zabrzmiało.
Oblałam się rumieńcem, jednak miałam nadzieję, że w mroku chłopak tego nie
dojrzy.
- Pogrywasz
sobie ze mną? – zapytał nagle, a jego twarz zbliżyła się do mojej o parę
centymetrów.
Zdziwiona
otworzyłam szerzej oczy. Nie mogłam znaleźć dobrego wytłumaczenia. Co miałam
powiedzieć? Że źle zinterpretował moje słowa? To nawet nie brzmiało tak źle.
Otworzyłam usta, żeby to powiedzieć, ale chłopak mnie uprzedził.
- To nie jest
zabawa.
- Więc czym to
jest?
- Naprawdę
chcesz wiedzieć? – zapytał tonem, którego nie potrafiłam rozszyfrować.
- Tylko
wszytko i szczerze.
- Dobrze,
więc… - urwał na moment – od czego powinienem zacząć?
- Od początku
– odparłam krótko.
- Dobrze,
więc… - znów urwał.
- Jaehyun,
proszę – powiedziałam cicho i opuszkami palców dotknęłam jego policzka. O Boże, dziewczyno co ty robisz?
Pospiesznie zabrałam rękę.
- Ci ludzi,
których słyszeliśmy, szukali nas, bo wiedzieli, co potrafię. Nie wiem jak, ale
o tobie też się dowiedzieli. Zauważyłaś, że miejsce w którym stali, było blisko
twojej szkoły?
Pokręciłam
przecząco głową. Wtedy nie zwróciłam na to uwagi, ale faktycznie tak było.
- Pytałaś, co
mi się stało. – Jego głos nieznacznie zadrżał. - Złapali mnie jakiś czas temu i
przeprowadzali „badania”. Chcieli zobaczyć, jak bardzo różnie się od normalnych
ludzi. Wtedy nieświadomie pokazali mi, że potrafię naprawdę szybko się
przemieszczać i dysponuję dużą siłą. – Zamilkł i obserwował moją reakcję, ale
mi nawet powieka nie drgnęła. – Później sprawdzali czy moje ciało regeneruje
się szybciej niż zwykłych ludzi. – Wyraźnie się skrzywił. – Byli zdziwieni, gdy
okazało się, że nie. Najwyraźniej nie mogli się z tym pogodzić, bo nadal
próbowali. Chcieli dowiedzieć się, dlaczego taki jestem, a później „zmutować’
tak żołnierzy, żeby byli niezwyciężeni. Tylko, że ja nie wiem, dlaczego taki
jestem. – Czekał na jakąś odpowiedź z mojej strony, ale ja nadal tylko uważnie
mu się przyglądałam. Westchnął ciężko i odsunął się ode mnie. Sięgnął ręką do
włącznika światła. W pierwszej chwili zmrużyłam oczy. – Jeśli mi nie wierzysz,
to mam dowód.
Nadal nic nie
mówiłam. Przez cały czas zastanawiałam się czy mnie nie oszukuje. Spojrzałam na
niego zdziwiona, gdy zdjął koszulkę. Zdążyłam tylko zauważyć, że był szczupły,
bo od razu odwrócił się do mnie tyłem. Z mojego gardła wydobył się cichy okrzyk
zszokowania i przerażenia. Zakryłam usta dłonią. Podeszłam bliżej do chłopaka. Całe
jego plecy były poranione. Niektóre blizny były długie i cienkie, a inne
grubsze i krótsze. Kilka z cięć wyglądało na świeżych. Z trudem przełknęłam
gorzką ślinę. Widok bladej skóry poprzecinanej być może nawet dziesiątkami
blizn, odebrał mi mowę.
- Teraz mi
wierzysz? – zapytał niepewnie i odwrócił się twarzą do mnie.
- Tak.
Sama nie wiem,
czy usłyszał moją odpowiedź, czy wyczytał ją z ruchu moich warg. Wręcz
mimowolnie podeszłam do niego i stanęłam na palcach.
- Przepraszam.
- Nie masz za
co. – Jego głos był naprawdę kojący. – Rozumiem, że mogłaś mieć…
Przerwałam mu
w sposób niemal bezczelny, ale to było silniejsze ode mnie. Pocałowałam go,
choć ledwo dosięgałam. Od razu trochę się schylił i oddał mi pocałunek. Prąd
rozchodził się po moim ciele z prędkością światła. Czułam się, jakbym muskała
ustami jakąś elektrownię, choć w sumie nie miałam porównania.
- Chciałem ci
coś jeszcze powiedzieć.
- O co chodzi?
– zapytałam, obserwując, jak ubiera koszulkę, którą przez cały czas miał w
ręce.
- Nie jesteś
tu bezpieczna. Oni wiedzą o tobie.
- Więc co mam
zrobić?
- Wyjechać.
Wyjechać ze mną – powiedział szczerze i łagodnie.
- Nie mogę. Co
z moją mamą?
- Jesteś już
dorosła. – Wzruszył ramionami.
- Tak, ale od
niedawna – odparłam niepewnie. – Ci ludzie coś jej zrobią?
- Jeśli tu
zostaniesz, to być może, ale jeśli wyjedziesz, to na pewno nie. – Wydawał się
mówić prawdę.
Nie mogłam
wszystkiego rzucić i wyjechać. Co ze szkołą? Co z moim dotychczasowym życiem?
Gdy go o to zapytałam, powiedział, że do szkoły mogę iść w innym mieście albo
nawet kraju, a on będzie pracować. Ten pomysł jakoś mi się nie uśmiechał, ale
gdy przypomniałam sobie jego rany i pomyślałam, że coś mogłoby stać się mojej
rodzinie, trochę zmieniłam nastawienie. Powiedział, że nie musimy wyjeżdżać
dokładnie dzisiaj, ale powinniśmy zrobić to jak najszybciej. Do końca tygodnia.
Nieważne jak absurdalnie to brzmiało, zgodziłam się.
Matce powiedziałam, że chcę się udać w podróż
autostopem. Z początku stanowczo mi tego zakazała, ale przekonałam ją, mówiąc
że nie pojadę sama tylko z przyjacielem, który już wcześniej brał udział w
takim czymś i się na tym znał. Nie było łatwo, ale w końcu to kupiła.
Pożegnanie było bolesne, ale chyba bardziej dla mnie, bo znałam prawdę. Miałam
zacząć nowe życie. Życie pod presją i ze świadomością, że ktoś kiedyś może mnie
znaleźć i poddać „testom” albo od razu zabić. Gdybym miała wybór, to żyłabym jak
dotychczas, ale wiedziałam, że Jaehyun miał rację. Nic już nie było takie samo
i już nigdy nie miało wrócić do normy. Musiałam się z tym pogodzić, nieważne
jakie to było trudne.
Wybaczcie, że takie krótkie, ale jakby połączyć z poprzednią częścią, to przecież scenariusz byłby długi XD Skopałam zakończenie, ale jakoś żadne inne mi nie pasowało i już nie mogłam nic z siebie wykrzesać. Na początku planowałam, żeby Jaehyun naprawdę okazał się albo bratem głównej bohaterki, albo żeby ją zabił, bo to byłoby cięższe do przewidzenia niż to, co napisałam. ale pewnie byście mnie za to zlinczowali (szczególnie za drugą opcję) XD
Jak tam oceny na koniec roku? Ja mogę się pochwalić średnią 5,07, choć w najgorszym wypadku miałam mieć 4,71. Zabrakłoby mi jednej oceny do paska jak w zeszłym roku. Mam nadzieję, że w przyszłym roku też uda mi się taką osiągnąć i że dobrze napiszę egzaminy >.< Miło byłoby się dostać do jakiegoś dobrego liceum.
Na razie jestem wyprana z pomysłów na scenariusze, ale może wakacje przyniosą coś nowego. Może oczekiwanie na trzeci sezon Tokyo Ghoul pobudzi moją wyobraźnię.
Dziękuję za komentarze, które pojawiły się pod poprzednią częścią :)
Przy okazji odeślę was TUTAJ.
Super! Na prawdę super. Pomysł nieszablonowy i oryginalny. Sposób pisania, który sprawia, że czyta się szybko i lekko. Czego chcieć więcej? ;)
OdpowiedzUsuńJak zwykle jestem pod dużym wrażeniem :*
http://looking-for-paradise-lost.blogspot.com/