14.06.2015

Ahn Jae Hyun - Kim jesteś? 1/2

Scenariusz dla Joy Tucii Clifford.

  Nasza historia nie zaczęła się od przypadkowego spotkania. Nie wpadłam na niego ani go niczym nie oblałam. Nie zobaczyłam go po raz pierwszy w szkole. Nie był nowym sąsiadem albo nowym kasjerem w pobliskim sklepie. Nie był żadnym moim znajomym z dzieciństwa, z którym zobaczyłam się po latach rozłąki. Nie był moją dawną miłością. Nie był synem nowego partnera mojej matki  ani nowej partnerki mojego ojca. Nie był moim obiektem westchnień. Nie był muzykiem. Nie był bratem którejś z moich koleżanek. Nie poznałam go w klubie ani na wakacjach. Nie zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Nie czułam motylków w brzuchu na jego widok. Jednak nie spotkaliśmy się przypadkiem.
  Tego wieczoru szukałam kogoś, ale sama nie wiedziałam dlaczego. Po prostu coś kazało mi iść. W pierwszej chwili nawet go nie spostrzegłam, a może było inaczej, ale mój umysł na niego nie zareagował. Tak było z początku.
To, co kazało mi iść, zaprowadziło mnie do pustego budynku, który wewnątrz wyglądał jak wielka sala taneczna. Na przeciwległej ścianie zauważyłam dwoje drzwi. Słyszałam fragment Dance of the Knights, ale nie miałam pojęcia skąd dochodził dźwięk. Nigdzie nie paliło się światło, ale przez wcześniejsze maszerowanie w mroku, mój wzrok już dawno temu zdążył przyzwyczaić się do ciemności.
  Po paru sekundach od mojego wejścia do budynku, otworzyły się jedne z drzwi. Właśnie wtedy poczułam to po raz pierwszy. Dreszcz na skutek którego w moich żyłach oprócz krwi popłynął prąd. To uczucie przyszło znikąd i nie trwało zbyt długo. Moje oczy zwarły się z jego oczami. Czarne włosy z lekkością piór opadały na jego czoło. Później moją uwagę przykuły jego usta.
  Zaczęliśmy się do siebie powoli zbliżać. Ostrożnie. Oboje byliśmy ostrożni. Coś sprawiało, że nawet nie mogłam pomyśleć o odwrocie. To było jak przyciąganie. Jakby on miał ładunek dodatni, a ja ujemny albo odwrotnie. Zbliżaliśmy się do siebie bez słów. Nagle chłopak się zatrzymał i skręcił w lewo. Przyciągnął spod ściany dwa krzesła i postawił je prawie na samym środku sali. Gdy spojrzałam na niego zdezorientowana, ponaglił mnie gestem. Kazał mi do siebie podejść. Nie mogłam tego nie zrobić.
  Jego ciepły oddech muskał moje policzki. To było takie absurdalne, a zarazem takie zabawne. Prowadziliśmy naprawdę niebezpieczną grę, ale żadne z nas nie zdawało sobie z tego do końca sprawy. W uszach ciągle dzwonił mi fragment Dance of the Knights Prokofiewa, który leciał, gdy tu weszłam. Widziałam wszystko dokładnie, choć na sali panował prawie całkowity mrok. Upajałam się widokiem chłopaka z tak bliskiej odległości. Jego oczy, jego usta, jego policzki, cała jego twarz była tak blisko mojej. Tak blisko, że traciłam głowę. Jego iskrzące się czarne tęczówki wpatrzone prosto w moje. Czułam się jak na uczuciowym rollercoasterze. Raz chciałam móc go dotknąć i sprawdzić czy faktycznie jest prawdziwy, a po paru sekundach ogarniał mnie niepokój i strach. Strach o własne życie. Mimo wszystko pierwotne instynkty, które kazały mi uciekać, za każdym razem przegrywały z ludzką ciekawością. I tak bym nie uciekła, nie dałabym rady, dogoniłby mnie. Adrenalina, która teraz krążyła w mojej krwi, nic by mi nie pomogła.
  Głuchą ciszę przerywały tylko nasze szybkie oddechy. Postać siedząca na przeciwko mnie, pochyliła się nieznacznie w moją stronę. Jego wzrok był przeszywający i przyprawiał mnie o szybsze bicie serca, o ile to jeszcze w ogóle możliwe. Miękkim gestem odgarnął włosy z mojego policzka, a następnie dwoma palcami uniósł odrobinę podbródek. Gdy pochylił się i delikatnie musnął ustami moją szyję, zadrżałam. Czułam się jakby po moim ciele przebiegł prąd, znów. Brunet wyprostował się na krześle. Miałam wrażenie, że gdy tu przyszłam, czas się zatrzymał i zamknął nas w tym miejscu na wieczność. Mnie zamknął.
- Kim jesteś? – Jego głos był spokojny i kojący.
- Mogłabym zapytać cię o to samo.
Przez twarz chłopaka przemknął krótki uśmiech, którego nie zdążyłam zinterpretować.
- Pozwolisz, że to ja będę zadawał pytania?
- Dlaczego ty? – zapytałam przekornie.
Położył dłoń na moim ramieniu. Ponownie pojawiło się to dziwne uczucie. Energia rozchodziła się po moim ciele i była coraz mocniejsza. Zabrał rękę w tym samym momencie, w którym ciśnienie zdawało się rozsadzać mi głowę. Wszystko zniknęło w jednej chwili.
- Też to czujesz? – zapytał zachrypniętym głosem.
Skinęłam głową. Po raz pierwszy zobaczyłam zaniepokojenie na jego twarzy. Cóż, znaliśmy się w sumie od niedawna, coś mogłam przegapić.
- Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem – powiedział zmęczony, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Och, a już myślałam, że tylko ja tak nagle zwariowałam.
- Nie nazwałbym tego szaleństwem. – Rozciągnął usta w tajemniczym uśmiechu. – To nawet…ekscytujące.
Spojrzałam na niego rozbawiona, a mój wzrok mówił: „ Ekscytujące? Chyba naprawdę cię pogięło.” Całe napięcie nagle rozpłynęło się w powietrzu.
- Chyba nie zaprzeczysz.
W odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami. O tym, co kogo ekscytuje, się nie dyskutuje. Tak, właśnie wpadło mi to do głowy.
- Jak się tu znalazłaś? – zapytał ponownie przerywając ciszę.
- To zabrzmi głupio, ale moje nogi same mnie tu przyprowadziły. Nie mogłam się zatrzymać i sama nie wiedziałam, po co idę – odparłam pospiesznie.
- To tak jak ja. – Zamknął na chwilę oczy i otworzył je nagle, jak człowiek właśnie zbudzony ze snu. – Tak w ogóle to jestem Jaehyun.
- Ja mam na imię ____.
Szczerze zastanawiałam się dlaczego właściwie tu siedzimy. Przecież mogliśmy wstać i wyjść. Teoretycznie.
  Z powrotem na ziemię sprowadziło mnie to dziwne uczucie. Odsunęłam się gwałtownie.
- Przepraszam – wymamrotał szatyn.
Dopiero w teraz pojęłam, co tak naprawdę się stało. Jaehyun po prostu dotknął lekko mojej dłoni.
- Nie, to ja przepraszam. Po prostu się wystraszyłam – powiedziałam zakłopotana i przetarłam ręką twarz. – To wszystko jest takie dziwne…
Chłopak przez cały czas wydawał się bardziej opanowany i mniej zdziwiony zaistniałą sytuacją niż ja, zupełnie jakby wiedział coś więcej.
  Sięgnęłam do prawej kieszeni dżinsów.
- Co ty robisz? – zapytał odrobinę podenerwowany.
- Wyjmuję telefon.
- Po co?
- Bo chcę sprawdzić godzinę – odparłam powoli, patrząc na niego podejrzliwie. Rozluźnił mięśnie, ale nadal uważnie śledził każdy mój ruch. Zerknęłam na wyświetlacz. Minęło ponad pół godziny odkąd tu przyszłam. – O co chodzi? – zapytałam, chowając komórkę. Gdy spojrzał na mnie pytająco, zadałam dokładniejsze pytanie. – Dlaczego to, że sięgnęłam po telefon tak cię zaniepokoiło? – Zdenerwowało.
- Może pomyślałem, że właśnie wyciągasz pistolet – odrzekł wymijająco.
Robiłam się coraz bardziej podejrzliwa, a jeszcze chwilę wcześniej myślałam, że Jaehyun jest normalnym chłopakiem, który teraz po prostu czuje się zagubiony. Zagubiony tak samo jak ja. Zaczynałam rozumieć, że najprawdopodobniej wpakowałam się w kłopoty, ale tak naprawdę nie mogłam już nic zrobić, a może jednak…
- Już późno, powinnam iść do domu – wypaliłam bezmyślnie.
- Dlaczego tak nagle?
- Bo… – bo? -…dopiero zorientowałam się, która jest godzina. Moi rodzice na pewno będą się martwić, muszę już iść.
Wstałam pospiesznie i ruszyłam w stronę, z której przyszłam. Próbowałam udawać spokojną, ale chyba nie wychodziło mi to zbyt dobrze.
- ____, raczej chciałaś powiedzieć, że twoja matka będzie się o ciebie martwić.
Zaskoczona zatrzymałam się raptownie. Odwróciłam głowę i spojrzałam na niego przez ramię.
- Skąd wiesz?  - Miałam wrażenie, że mój głos tonie w ciemności.
- Wiem dużo więcej niż możesz sobie wyobrazić – odparł gardłowym głosem.
Dreszcz przeszedł mi po plecach. Jego wolno stawione kroki na parkiecie, odbijały się echem po pomieszczeniu. Może gdybym od razu pobiegła do wyjścia, to zdołałabym mu uciec, ale teraz to nie mogło się udać, jednak postanowiłam spróbować. Przebierałam nogami tak szybko, jak tylko umiałam, ale to nie wystarczyło. Chwycił mnie za ramiona i bez problemu odwrócił twarzą w swoją stronę. Jego wzrok był nieprzenikniony i w pewnym stopniu pusty. Nie znalazłam w nim nawet krzty złości, tylko smutek.
- Co ci zrobiłem, że przede mną uciekasz? – zapytał z wyrzutem. Jego głos znów był spokojny i kojący.
- Nic…ja po prostu… – plątałam się bezradnie w wyjaśnieniach i w końcu wyszło na to, że właściwie nic nie powiedziałam.
Jaehyun roztaczał wokół siebie jakąś dziwną aurę, która sprawiała, że nie mogłam jasno myśleć.
- Puść mnie – wycedziłam przez zęby. – To boli.
- Przepraszam, zapomniałem. – Zabrał ręce i znów byłam wolna. Kolejna próba ucieczki nie miała sensu.
- Kim jesteś? – zapytałam jakby nie swoim głosem. Nie zwykłam mówić tak ostro i stanowczo.
- Jestem taki jak ty.
Coś w jego spojrzeniu nie dawało mi spokoju. Coś, co starał się ukryć.
- Wcale nie. Ja jestem normalna – powiedziałam bardziej do siebie niż do niego. Chciałam w to wierzyć.
- Tak myślisz?  - Jego ton nagle się zmienił. Kpił ze mnie. – Myślisz, że gdybym dotknął kogoś innego, to czułby się tak jak ty? - Pochylił się w moją stronę i przeszył mnie wzrokiem. – Jak ja?  Naprawdę tak myślisz? Dotychczas brałem cię za kogoś inteligentnego, ale chyba się pomyliłem.
Zacisnęłam zęby, gdy mówił to wszystko. Nie wiedziałam, jak się bronić.
- Wcale mnie nie znasz.
- Znam cię dużo lepiej niż myślisz.
- Okłamałeś mnie, prawda? Nie znalazłeś się tu przez przypadek. – Nagle zdałam sobie z tego sprawę. Byłam na siebie wściekła, bo dałam się tak łatwo podejść i oszukać.
- Mógłbym powiedzieć, że nie wiem o czym mówisz, a ty i tak byś w to uwierzyła – odparł niedbałym tonem. – Może jednak nie jesteś taka głupia…
W końcu wybuchnęłam. Nie mogłam już dłużej tłumić tego w sobie, bo ciśnienie niemal mnie rozsadzało. Zamachnęłam się i uderzyłam go z otwartej dłoni w twarz, sama siebie przy tym rażąc. Każde, nawet najmniejsze, zetknięcie się mojej skóry z jego skórą było elektryzujące. Dosłownie.
  Przez chwilę stał z zamkniętymi oczami i milczał. Może mogłam powoli się wycofać i w odpowiednim momencie popędzić do wyjścia. Może mogłam, ale wpadło mi to do głowy, dopiero gdy obrzucił mnie swoim nadzwyczaj spokojnym spojrzeniem. Spodziewałam się, że zaraz na mnie nakrzyczy, ale on tylko patrzył niewzruszony.
- Wiedziałem, że to zrobisz – rzucił nagle, pocierając dłonią szczękę. – Bywasz porywcza. – Uśmiechnął się nieznacznie. – Żeby się do mnie przyłączyć, musisz się tego wyzbyć.
- Żeby co? – zapytałam oburzona. – Nie mam zamiaru się do ciebie przyłączać. Nawet nie wiem, o co ci chodzi.
- Znów się denerwujesz. – W ogóle nie zważał na moje słowa, jakby ich nie słyszał.
Nagle przez ciszę przedarł się głośny grzmot, a pomieszczenie na krótki moment wypełniło się światłem. Prawie podskoczyłam z przerażenia, a on nawet nie drgnął.
- Czego się boisz? – Jego głos był cichy, ale nie krył zainteresowania. – Burzy?
- Nie – odparłam krótko.
- Więc dlaczego tak się zachowałaś?
- Bo nie spodziewałam się tak głośnego uderzenia.
Zaczął krążyć wokół mnie, ale ja się nie ruszyłam. Trwało to już dość długo, gdy chwycił mnie za nadgarstek i okręcił w swoją stronę.
- Teraz się nie przestraszyłaś – powiedział jeszcze ciszej niż poprzednio, pochylając przy tym głowę w moją stronę. Jego oddech znów owiewał moje policzki i szyję.
- Bo domyśliłam się, że coś zrobisz – odrzekłam równie cicho.
- Widzisz, niektóre rzeczy da się przewidzieć. Pierwszą lekcję masz za sobą.
- Okay, na korepetycje umówimy się później, a teraz muszę już iść…
- Och, ty naprawdę myślisz, że wrócisz do domu i o wszystkim zapomnisz? – Zapytał rozbawiony, ale zaraz spoważniał. - Zapomnisz o mnie?
Tak, tak właśnie myślę. Nic nie odpowiedziałam, bo w sumie miał rację. Nie zapomniałabym. Nie o tym dziwnym uczuciu, które towarzyszyło mi nawet przy delikatnym muśnięciu jego skóry. To było coś irracjonalnego, coś niezwykłego. Sam chłopak był nadzwyczaj hipnotyzujący, o nim też bym nie zapomniała.
- Dlaczego chcesz już iść?
- Poczekaj, zastanowię się. – Zrobiłam teatralną pauzę. – Bo cię nie znam?
- To nawet dobry argument.
Odkąd tu weszłam, zastanawiałam się skąd dobiegał utwór Prokfiewa i teraz to mogło być moim ostatnim kołem ratunkowym. Może na moim miejscu inna dziewczyna z chęcią zostałaby tu z tym przystojnym brunetem, ale jednak ja nadal byłam przy zdrowych zmysłach.
- Byłeś tu zanim przyszłam, prawda?
- Byłem.
- Co jest za drzwiami, zza których wyszedłeś?
- Chodź ze mną, to zobaczysz.
Ruszył szybko, nie czekając na mnie. Przez to, że on chodził ciężko, moich kroków nie było aż tak słychać. Przez chwilę szłam za nim, ale później zaczęłam się cicho wycofywać. Z początku powoli i ostrożnie, ale w końcu przyspieszyłam. Klamkę dopadłam już biegnąc.
  Na zewnątrz wiatr wiał z głośnym świstem, a duże krople deszczu odbijały się od ziemi i ode mnie. Już po parunastu sekundach byłam cała przemoknięta. Nie zatrzymując się ani na moment, nie patrząc za siebie nawet raz, dobiegłam do ulicy. Przy niej były latarnie, ale nie o nie mi chodziło. Maszerując wzdłuż drogi, czekałam na jakiś samochód. Jeśli nie złapię jakiegoś stopa, to Jaehyun złapie mnie.
   Potarłam dłońmi ramiona, żeby się trochę rozgrzać, ale niewiele to pomogło. Po raz pierwszy się obróciłam i jak na złość w tym samym momencie gdzieś daleko za mną błyskawica rozświetliła okolicę. Pień drzewa czy sylwetka chłopaka? Ciężko stwierdzić. Przyspieszyłam kroku, choć i tak już wcześniej złapałam kolkę. Cóż, akurat dzisiaj nie miałam czasu na rozgrzewkę. Wciągnęłam powietrze przez zaciśnięte zęby i próbowałam nie myśleć o ostrym bólu pod żebrem.
  Po krótkiej chwili w końcu nadjechał samochód. Całe szczęście, że byłam dzisiaj ubrana na jasno, przynajmniej było mnie widać. Auto zatrzymało się kawałek za mną. Podeszłam do niego, dygocząc z zimna. Otworzyło się okno od strony pasażera. Uprzejmie zapytałam gdzie mężczyzna jedzie i gdy okazało się, że kierunek mi odpowiada, spytałam czy byłby tak miły i by mnie podwiózł. Zgodził się. Wyglądał na normalnego i tak też się zachowywał, dlatego nie wahałam się przed wejściem do samochodu. Usadowiłam się na tylnym siedzeniu.
  W domu wcisnęłam mamie kit, że byłam u przyjaciółki. Gdybym powiedziała jej prawdę, pewnie uznałaby, że zwariowałam. Gdybym usłyszała taką historię od kogoś innego, też bym tak uznała.
  Kolejne dni mijały mi dość spokojnie, choć nie mogłam zapomnieć o tamtych dziwnych wydarzeniach. Za każdym razem, gdy zamykałam na dłużej oczy, widziałam jego twarz i ten przenikliwy wzrok. Każdego ranka budziłam się, z trudem łapiąc oddech. Spodziewałam się, że to nie koniec, jednak nie sądziłam, że wróci tak szybko. Miał rację, niektóre rzeczy da się przewidzieć.
  Właśnie wychodziłam ze szkoły w towarzystwie koleżanki, gdy znów to poczułam. Na moment, ale jednak. Prąd, który pobudził moją czujność. Jaehyun musiał być gdzieś w pobliżu. Zaczęłam się rozglądać, ale na tyle dyskretnie, by moja towarzyszka nie zorientowała się, że coś jest nie tak. Nigdzie go nie zauważyłam, ale wiedziałam, że wkrótce się to zmieni. Przez całą drogę do domu byłam niespokojna, rozluźniłam się dopiero, gdy znalazłam się pośród swoich czterech ścian. Położyłam się na zaścielonym łóżku, wyjęłam komórkę i zaczęłam surfować po sieci. Może tylko mi się wydawało? Może nic nie poczułam?
- Witaj, ____. - Znajomy głos pojawił się nagle.
Nawet nie wiem, kiedy wstałam. Patrzyłam na chłopaka szeroko otwartymi oczami. Nie mogłam wydusić z siebie żadnego słowa. Serce dudniło mi w piersi.
- Nabrałaś mnie – powiedział z uznaniem. – Nie doceniałem cię.
- Jak tu wszedłeś? Skąd wiesz, gdzie mieszkam? – zapytałam, nie mogąc się uspokoić. Byłam zszokowana i przestraszona.
Poprawił grzywkę i wzruszył ramionami.
- Przecież mówiłem ci, że wiem o tobie naprawdę dużo. Myślałaś, że żartuję? – Jego głos był znudzony. – Ja nigdy nie żartuję.
- Jak tu wszedłeś?
- Drzwiami.
Gdy uśmiechnął się tajemniczo, naszła mnie przerażająca myśl. Co jeśli…
- Zrobiłeś coś mojej mamie? – Byłam z siebie dumna, bo to zabrzmiało jak prawdziwe oskarżenie, a nie jak ciche mówienie czegoś pod nosem.
Podniósł ręce, żeby mnie uspokoić. Ten gest dodatkowo mówił: „nic nie zrobiłem”. Zmierzyłam go surowym wzrokiem. Teraz byliśmy na moim terenie, ale to wcale nie świadczyło o mojej przewadze. Tak naprawdę to nie miałam pewności, czy brunet nie był tutaj już wcześniej. Niczego nie mogłam być pewna.
- Po co tu przyszedłeś?
- Stęskniłem się.
Prychnęłam zdenerwowana.
- A tak naprawdę?
- Nie mam z kim porozmawiać. Nikt oprócz ciebie by mnie nie zrozumiał. – Chwycił mój podbródek w dwa palce i zmusił do spojrzenia sobie w oczy. – Bo nikt oprócz ciebie tego nie czuje.
Utknęłam w jego czarnych tęczówkach. Cała złość powoli ze mnie spływała. Chciałam ją zatrzymać i móc dalej być stanowcza, ale nie potrafiłam. Jego wzrok docierał prosto do mojej duszy i robił z nią, co chciał. Nigdy wcześniej nikt tak na mnie nie dział.
- To, że uciekłaś, mnie zabolało – ściszył głos, a przez to zabrzmiało to z lekka dramatycznie.
Coś kazało mi go przeprosić. Ale niby za co? Za to, że ratowałam własne życie?
- Nie mam ci nic do powiedzenia na ten temat – odparłam spokojnie.
- Dobrze.
Puścił mnie i odsunął się. Nagle podszedł do drzwi i stanął w rogu, w stronę którego się one otwierały. Przytknął palec do ust, nakazując mi milczenie. Po jakichś trzech sekundach w progu stanęła moja rodzicielka.
- Wszystko w porządku? Wydawało mi się, że z kimś rozmawiałaś – powiedziała trochę zmęczona.
- Gadałam przez telefon.
- Zaraz wychodzę. Odgrzejesz sobie obiad?
- Jasne.
Drzwi się zamknęły i znów zostałam z nim sama. Ta myśl już mnie tak nie przerażała. Może byłam naiwna, myśląc, że jednak nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo z jego strony.
- Skąd wiedziałeś, że idzie?
- Słyszałem – odpowiedział takim tonem, jakby to było oczywiste.
- Jak?
- Mam podzielną uwagę – mówiąc to, wzruszył ramionami. Usiadł na brzegu mojego łóżka, podczas gdy ja stałam na środku pokoju, nadal ledwo łapiąc się w tej całej sytuacji. Odchylił się do tyłu i podparł rękoma, żeby nie upaść. Był przystojny, to trzeba mu oddać. Przez cały czas próbowałam nie zwracać na to uwagi, ale im dłużej mu się przyglądałam, tym bardziej mnie urzekał. Charakter też miał nietuzinkowy, choć wydawał się trochę szalony. – O czym myślisz? – zapytał niespodziewanie tym swoim kojącym głosem.
- O… - weź się wysłów, dziewczyno – tym co mam dzisiaj na obiad. – Zaszalałaś, nie ma co.
- Możesz iść sprawdzić. Ja nie ucieknę. – Uśmiechnął się kwaśno.
Wyszłam, bo na poczekaniu nie mogłam wymyślić żadnej trafnej riposty. Nie byłam głodna, dlatego nawet nie zajrzałam do lodówki. Za to wypiłam całą szklankę wody. Stałam chwilę oparta o blat i zastanawiałam się, co właściwie powinnam zrobić. Nie wiedząc nic nowego, poklepałam się lekko po policzkach i wróciłam do pokoju. Bruneta nie było już na łóżku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale nigdzie go nie było. Okno było zamknięte, a zresztą i tak mieszkałam na drugim piętrze, więc nie mógł przez nie wyjść.
- Jaehyun?
Żadna odpowiedź nie padła i wtedy zaczęłam się trochę niepokoić. To było podskórne. Jeszcze raz sprawdziłam cały pokój, zajrzałam nawet do szafy. Przeszłam się po mieszkaniu, ale nadal go nie znalazłam. Gdy przechodziłam obok lodówki, coś przykuło moją uwagę. Samoprzylepna, żółta karteczka. Oderwałam ją i szybko przeczytałam treść wiadomości.

____!
Chyba jest jeszcze za wcześnie na wyjaśnienie ci niektórych spraw.
Spotkamy się we właściwym czasie, obiecuję.
PS: Zjedz obiad.
                                                Jae Hyun.


Nie zamierzałam dzielić tego scenariusza, ale nie dałabym rady skończyć go do niedzieli, a obiecałam, że już coś opublikuję. Na dodatek jakoś dziwnie by się skończyło. Chyba wybaczycie mi ten podział. Na razie nie mam pomysłu na końcówkę, dlatego nie wiem, ile zajmie mi pisanie, ale postaram się nie robić tak długiej przerwy. Teraz muszę uczyć się wiersza na zakończenie roku >.< Recytuj przed prawie czterystoma osobami, coś co w ogóle się nie klei i jest takie radosne. Reduta Ordona bardziej przypadła mi do gustu. Nieważne, do zobaczenia, a raczej przeczytania, wkrótce. 

5 komentarzy:

  1. Wow ! Ty to masz talent *-*
    Z niecierpliwością czekam na kolejną część ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurde, genialne *^* Juz chcę następną część ;;

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku jeju to było takie cudowne, Awwwww =^*^= Będę czekać na drugą część z niecierpliwością ^^
    Weny kochana ;)

    OdpowiedzUsuń