Nasza historia nie zaczęła się od
przypadkowego spotkania. Nie wpadłam na niego ani go niczym nie oblałam. Nie
zobaczyłam go po raz pierwszy w szkole. Nie był nowym sąsiadem albo nowym
kasjerem w pobliskim sklepie. Nie był żadnym moim znajomym z dzieciństwa, z
którym zobaczyłam się po latach rozłąki. Nie był moją dawną miłością. Nie był
synem nowego partnera mojej matki ani
nowej partnerki mojego ojca. Nie był moim obiektem westchnień. Nie był
muzykiem. Nie był bratem którejś z moich koleżanek. Nie poznałam go w klubie
ani na wakacjach. Nie zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Nie czułam
motylków w brzuchu na jego widok. Jednak nie spotkaliśmy się przypadkiem.
Tego
wieczoru szukałam kogoś, ale sama nie wiedziałam dlaczego. Po prostu coś kazało
mi iść. W pierwszej chwili nawet go nie spostrzegłam, a może było inaczej, ale
mój umysł na niego nie zareagował. Tak było z początku.
To, co kazało mi iść,
zaprowadziło mnie do pustego budynku, który wewnątrz wyglądał jak wielka sala
taneczna. Na przeciwległej ścianie zauważyłam dwoje drzwi. Słyszałam fragment Dance of the Knights, ale nie miałam
pojęcia skąd dochodził dźwięk. Nigdzie nie paliło się światło, ale przez
wcześniejsze maszerowanie w mroku, mój wzrok już dawno temu zdążył przyzwyczaić
się do ciemności.
Po paru
sekundach od mojego wejścia do budynku, otworzyły się jedne z drzwi. Właśnie
wtedy poczułam to po raz pierwszy. Dreszcz na skutek którego w moich żyłach
oprócz krwi popłynął prąd. To uczucie przyszło znikąd i nie trwało zbyt długo.
Moje oczy zwarły się z jego oczami. Czarne włosy z lekkością piór opadały na
jego czoło. Później moją uwagę przykuły jego usta.
Zaczęliśmy się do siebie powoli zbliżać.
Ostrożnie. Oboje byliśmy ostrożni. Coś sprawiało, że nawet nie mogłam pomyśleć
o odwrocie. To było jak przyciąganie. Jakby on miał ładunek dodatni, a ja
ujemny albo odwrotnie. Zbliżaliśmy się do siebie bez słów. Nagle chłopak się
zatrzymał i skręcił w lewo. Przyciągnął spod ściany dwa krzesła i postawił je
prawie na samym środku sali. Gdy spojrzałam na niego zdezorientowana, ponaglił
mnie gestem. Kazał mi do siebie podejść. Nie mogłam tego nie zrobić.
Jego
ciepły oddech muskał moje policzki. To było takie absurdalne, a zarazem takie
zabawne. Prowadziliśmy naprawdę niebezpieczną grę, ale żadne z nas nie zdawało
sobie z tego do końca sprawy. W uszach ciągle dzwonił mi fragment Dance of the Knights Prokofiewa, który
leciał, gdy tu weszłam. Widziałam wszystko dokładnie, choć na sali panował
prawie całkowity mrok. Upajałam się widokiem chłopaka z tak bliskiej odległości.
Jego oczy, jego usta, jego policzki, cała jego twarz była tak blisko mojej. Tak
blisko, że traciłam głowę. Jego iskrzące się czarne tęczówki wpatrzone prosto w
moje. Czułam się jak na uczuciowym rollercoasterze. Raz chciałam móc go dotknąć i
sprawdzić czy faktycznie jest prawdziwy, a po paru sekundach ogarniał mnie niepokój
i strach. Strach o własne życie. Mimo wszystko pierwotne instynkty, które
kazały mi uciekać, za każdym razem przegrywały z ludzką ciekawością. I tak bym
nie uciekła, nie dałabym rady, dogoniłby mnie. Adrenalina, która teraz krążyła
w mojej krwi, nic by mi nie pomogła.
Głuchą
ciszę przerywały tylko nasze szybkie oddechy. Postać siedząca na przeciwko
mnie, pochyliła się nieznacznie w moją stronę. Jego wzrok był przeszywający i
przyprawiał mnie o szybsze bicie serca, o ile to jeszcze w ogóle możliwe.
Miękkim gestem odgarnął włosy z mojego policzka, a następnie dwoma palcami
uniósł odrobinę podbródek. Gdy pochylił się i delikatnie musnął ustami moją
szyję, zadrżałam. Czułam się jakby po moim ciele przebiegł prąd, znów. Brunet
wyprostował się na krześle. Miałam wrażenie, że gdy tu przyszłam, czas się
zatrzymał i zamknął nas w tym miejscu na wieczność. Mnie zamknął.
- Kim jesteś?
– Jego głos był spokojny i kojący.
- Mogłabym
zapytać cię o to samo.
Przez twarz
chłopaka przemknął krótki uśmiech, którego nie zdążyłam zinterpretować.
- Pozwolisz,
że to ja będę zadawał pytania?
- Dlaczego ty?
– zapytałam przekornie.
Położył dłoń
na moim ramieniu. Ponownie pojawiło się to dziwne uczucie. Energia rozchodziła
się po moim ciele i była coraz mocniejsza. Zabrał rękę w tym samym momencie, w
którym ciśnienie zdawało się rozsadzać mi głowę. Wszystko zniknęło w jednej
chwili.
- Też to
czujesz? – zapytał zachrypniętym głosem.
Skinęłam głową.
Po raz pierwszy zobaczyłam zaniepokojenie na jego twarzy. Cóż, znaliśmy się w
sumie od niedawna, coś mogłam przegapić.
- Nigdy
wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłem – powiedział zmęczony, wyrywając
mnie z zamyślenia.
- Och, a już
myślałam, że tylko ja tak nagle zwariowałam.
- Nie
nazwałbym tego szaleństwem. – Rozciągnął usta w tajemniczym uśmiechu. – To
nawet…ekscytujące.
Spojrzałam na
niego rozbawiona, a mój wzrok mówił: „ Ekscytujące? Chyba naprawdę cię
pogięło.” Całe napięcie nagle rozpłynęło się w powietrzu.
- Chyba nie
zaprzeczysz.
W odpowiedzi
tylko wzruszyłam ramionami. O tym, co kogo ekscytuje, się nie dyskutuje. Tak,
właśnie wpadło mi to do głowy.
- Jak się tu
znalazłaś? – zapytał ponownie przerywając ciszę.
- To zabrzmi
głupio, ale moje nogi same mnie tu przyprowadziły. Nie mogłam się zatrzymać i
sama nie wiedziałam, po co idę – odparłam pospiesznie.
- To tak jak
ja. – Zamknął na chwilę oczy i otworzył je nagle, jak człowiek właśnie zbudzony
ze snu. – Tak w ogóle to jestem Jaehyun.
- Ja mam na
imię ____.
Szczerze
zastanawiałam się dlaczego właściwie tu siedzimy. Przecież mogliśmy wstać i
wyjść. Teoretycznie.
Z powrotem na ziemię sprowadziło mnie to
dziwne uczucie. Odsunęłam się gwałtownie.
- Przepraszam
– wymamrotał szatyn.
Dopiero w
teraz pojęłam, co tak naprawdę się stało. Jaehyun po prostu dotknął lekko mojej
dłoni.
- Nie, to ja
przepraszam. Po prostu się wystraszyłam – powiedziałam zakłopotana i przetarłam
ręką twarz. – To wszystko jest takie dziwne…
Chłopak przez
cały czas wydawał się bardziej opanowany i mniej zdziwiony zaistniałą sytuacją
niż ja, zupełnie jakby wiedział coś więcej.
Sięgnęłam do prawej kieszeni dżinsów.
- Co ty
robisz? – zapytał odrobinę podenerwowany.
- Wyjmuję
telefon.
- Po co?
- Bo chcę
sprawdzić godzinę – odparłam powoli, patrząc na niego podejrzliwie. Rozluźnił
mięśnie, ale nadal uważnie śledził każdy mój ruch. Zerknęłam na wyświetlacz.
Minęło ponad pół godziny odkąd tu przyszłam. – O co chodzi? – zapytałam,
chowając komórkę. Gdy spojrzał na mnie pytająco, zadałam dokładniejsze pytanie.
– Dlaczego to, że sięgnęłam po telefon tak cię zaniepokoiło? – Zdenerwowało.
- Może
pomyślałem, że właśnie wyciągasz pistolet – odrzekł wymijająco.
Robiłam się
coraz bardziej podejrzliwa, a jeszcze chwilę wcześniej myślałam, że Jaehyun
jest normalnym chłopakiem, który teraz po prostu czuje się zagubiony. Zagubiony
tak samo jak ja. Zaczynałam rozumieć, że najprawdopodobniej wpakowałam się w
kłopoty, ale tak naprawdę nie mogłam już nic zrobić, a może jednak…
- Już późno,
powinnam iść do domu – wypaliłam bezmyślnie.
- Dlaczego tak
nagle?
- Bo… – bo? -…dopiero zorientowałam się, która
jest godzina. Moi rodzice na pewno będą się martwić, muszę już iść.
Wstałam
pospiesznie i ruszyłam w stronę, z której przyszłam. Próbowałam udawać
spokojną, ale chyba nie wychodziło mi to zbyt dobrze.
- ____, raczej
chciałaś powiedzieć, że twoja matka będzie się o ciebie martwić.
Zaskoczona
zatrzymałam się raptownie. Odwróciłam głowę i spojrzałam na niego przez ramię.
- Skąd wiesz? - Miałam wrażenie, że mój głos tonie w
ciemności.
- Wiem dużo
więcej niż możesz sobie wyobrazić – odparł gardłowym głosem.
Dreszcz
przeszedł mi po plecach. Jego wolno stawione kroki na parkiecie, odbijały się
echem po pomieszczeniu. Może gdybym od razu pobiegła do wyjścia, to zdołałabym
mu uciec, ale teraz to nie mogło się udać, jednak postanowiłam spróbować. Przebierałam
nogami tak szybko, jak tylko umiałam, ale to nie wystarczyło. Chwycił mnie za
ramiona i bez problemu odwrócił twarzą w swoją stronę. Jego wzrok był
nieprzenikniony i w pewnym stopniu pusty. Nie znalazłam w nim nawet krzty
złości, tylko smutek.
- Co ci
zrobiłem, że przede mną uciekasz? – zapytał z wyrzutem. Jego głos znów był
spokojny i kojący.
- Nic…ja po
prostu… – plątałam się bezradnie w wyjaśnieniach i w końcu wyszło na to, że
właściwie nic nie powiedziałam.
Jaehyun
roztaczał wokół siebie jakąś dziwną aurę, która sprawiała, że nie mogłam jasno
myśleć.
- Puść mnie –
wycedziłam przez zęby. – To boli.
- Przepraszam,
zapomniałem. – Zabrał ręce i znów byłam wolna. Kolejna próba ucieczki nie miała
sensu.
- Kim jesteś?
– zapytałam jakby nie swoim głosem. Nie zwykłam mówić tak ostro i stanowczo.
- Jestem taki
jak ty.
Coś w jego
spojrzeniu nie dawało mi spokoju. Coś, co starał się ukryć.
- Wcale nie.
Ja jestem normalna – powiedziałam bardziej do siebie niż do niego. Chciałam w
to wierzyć.
- Tak
myślisz? - Jego ton nagle się zmienił. Kpił
ze mnie. – Myślisz, że gdybym dotknął kogoś innego, to czułby się tak jak ty? -
Pochylił się w moją stronę i przeszył mnie wzrokiem. – Jak ja? Naprawdę tak myślisz? Dotychczas brałem cię za
kogoś inteligentnego, ale chyba się pomyliłem.
Zacisnęłam
zęby, gdy mówił to wszystko. Nie wiedziałam, jak się bronić.
- Wcale mnie
nie znasz.
- Znam cię
dużo lepiej niż myślisz.
- Okłamałeś
mnie, prawda? Nie znalazłeś się tu przez przypadek. – Nagle zdałam sobie z tego
sprawę. Byłam na siebie wściekła, bo dałam się tak łatwo podejść i oszukać.
- Mógłbym
powiedzieć, że nie wiem o czym mówisz, a ty i tak byś w to uwierzyła – odparł
niedbałym tonem. – Może jednak nie jesteś taka głupia…
W końcu
wybuchnęłam. Nie mogłam już dłużej tłumić tego w sobie, bo ciśnienie niemal
mnie rozsadzało. Zamachnęłam się i uderzyłam go z otwartej dłoni w twarz, sama
siebie przy tym rażąc. Każde, nawet najmniejsze, zetknięcie się mojej skóry z
jego skórą było elektryzujące. Dosłownie.
Przez chwilę stał z zamkniętymi oczami i
milczał. Może mogłam powoli się wycofać i w odpowiednim momencie popędzić do
wyjścia. Może mogłam, ale wpadło mi to do głowy, dopiero gdy obrzucił mnie
swoim nadzwyczaj spokojnym spojrzeniem. Spodziewałam się, że zaraz na mnie
nakrzyczy, ale on tylko patrzył niewzruszony.
- Wiedziałem,
że to zrobisz – rzucił nagle, pocierając dłonią szczękę. – Bywasz porywcza. –
Uśmiechnął się nieznacznie. – Żeby się do mnie przyłączyć, musisz się tego
wyzbyć.
- Żeby co? –
zapytałam oburzona. – Nie mam zamiaru się do ciebie przyłączać. Nawet nie wiem,
o co ci chodzi.
- Znów się
denerwujesz. – W ogóle nie zważał na moje słowa, jakby ich nie słyszał.
Nagle przez
ciszę przedarł się głośny grzmot, a pomieszczenie na krótki moment wypełniło
się światłem. Prawie podskoczyłam z przerażenia, a on nawet nie drgnął.
- Czego się
boisz? – Jego głos był cichy, ale nie krył zainteresowania. – Burzy?
- Nie – odparłam
krótko.
- Więc
dlaczego tak się zachowałaś?
- Bo nie
spodziewałam się tak głośnego uderzenia.
Zaczął krążyć
wokół mnie, ale ja się nie ruszyłam. Trwało to już dość długo, gdy chwycił mnie
za nadgarstek i okręcił w swoją stronę.
- Teraz się
nie przestraszyłaś – powiedział jeszcze ciszej niż poprzednio, pochylając przy
tym głowę w moją stronę. Jego oddech znów owiewał moje policzki i szyję.
- Bo
domyśliłam się, że coś zrobisz – odrzekłam równie cicho.
- Widzisz,
niektóre rzeczy da się przewidzieć. Pierwszą lekcję masz za sobą.
- Okay, na
korepetycje umówimy się później, a teraz muszę już iść…
- Och, ty
naprawdę myślisz, że wrócisz do domu i o wszystkim zapomnisz? – Zapytał
rozbawiony, ale zaraz spoważniał. - Zapomnisz o mnie?
Tak, tak właśnie myślę. Nic nie odpowiedziałam, bo w sumie miał rację. Nie
zapomniałabym. Nie o tym dziwnym uczuciu, które towarzyszyło mi nawet przy
delikatnym muśnięciu jego skóry. To było coś irracjonalnego, coś niezwykłego.
Sam chłopak był nadzwyczaj hipnotyzujący, o nim też bym nie zapomniała.
- Dlaczego
chcesz już iść?
- Poczekaj, zastanowię się. – Zrobiłam teatralną pauzę. – Bo cię nie znam?
- To nawet
dobry argument.
Odkąd tu
weszłam, zastanawiałam się skąd dobiegał utwór Prokfiewa i teraz to mogło być
moim ostatnim kołem ratunkowym. Może na moim miejscu inna dziewczyna z chęcią
zostałaby tu z tym przystojnym brunetem, ale jednak ja nadal byłam przy
zdrowych zmysłach.
- Byłeś tu
zanim przyszłam, prawda?
- Byłem.
- Co jest za
drzwiami, zza których wyszedłeś?
- Chodź ze
mną, to zobaczysz.
Ruszył szybko,
nie czekając na mnie. Przez to, że on chodził ciężko, moich kroków nie było aż
tak słychać. Przez chwilę szłam za nim, ale później zaczęłam się cicho
wycofywać. Z początku powoli i ostrożnie, ale w końcu przyspieszyłam. Klamkę
dopadłam już biegnąc.
Na zewnątrz wiatr wiał z głośnym świstem, a
duże krople deszczu odbijały się od ziemi i ode mnie. Już po parunastu
sekundach byłam cała przemoknięta. Nie zatrzymując się ani na moment, nie
patrząc za siebie nawet raz, dobiegłam do ulicy. Przy niej były latarnie, ale
nie o nie mi chodziło. Maszerując wzdłuż drogi, czekałam na jakiś samochód. Jeśli nie złapię jakiegoś stopa, to
Jaehyun złapie mnie.
Potarłam dłońmi ramiona, żeby się trochę
rozgrzać, ale niewiele to pomogło. Po raz pierwszy się obróciłam i jak na złość
w tym samym momencie gdzieś daleko za mną błyskawica rozświetliła okolicę. Pień
drzewa czy sylwetka chłopaka? Ciężko stwierdzić. Przyspieszyłam kroku, choć i
tak już wcześniej złapałam kolkę. Cóż, akurat dzisiaj nie miałam czasu na
rozgrzewkę. Wciągnęłam powietrze przez zaciśnięte zęby i próbowałam nie myśleć
o ostrym bólu pod żebrem.
Po krótkiej chwili w końcu nadjechał
samochód. Całe szczęście, że byłam dzisiaj ubrana na jasno, przynajmniej było
mnie widać. Auto zatrzymało się kawałek za mną. Podeszłam do niego, dygocząc z
zimna. Otworzyło się okno od strony pasażera. Uprzejmie zapytałam gdzie
mężczyzna jedzie i gdy okazało się, że kierunek mi odpowiada, spytałam czy
byłby tak miły i by mnie podwiózł. Zgodził się. Wyglądał na normalnego i tak
też się zachowywał, dlatego nie wahałam się przed wejściem do samochodu.
Usadowiłam się na tylnym siedzeniu.
W domu wcisnęłam mamie kit, że byłam u
przyjaciółki. Gdybym powiedziała jej prawdę, pewnie uznałaby, że zwariowałam.
Gdybym usłyszała taką historię od kogoś innego, też bym tak uznała.
Kolejne dni mijały mi dość spokojnie, choć
nie mogłam zapomnieć o tamtych dziwnych wydarzeniach. Za każdym razem, gdy
zamykałam na dłużej oczy, widziałam jego twarz i ten przenikliwy wzrok. Każdego
ranka budziłam się, z trudem łapiąc oddech. Spodziewałam się, że to nie koniec,
jednak nie sądziłam, że wróci tak szybko. Miał rację, niektóre rzeczy da się
przewidzieć.
Właśnie wychodziłam ze szkoły w towarzystwie
koleżanki, gdy znów to poczułam. Na moment, ale jednak. Prąd, który pobudził
moją czujność. Jaehyun musiał być gdzieś w pobliżu. Zaczęłam się rozglądać, ale
na tyle dyskretnie, by moja towarzyszka nie zorientowała się, że coś jest nie
tak. Nigdzie go nie zauważyłam, ale wiedziałam, że wkrótce się to zmieni. Przez
całą drogę do domu byłam niespokojna, rozluźniłam się dopiero, gdy znalazłam
się pośród swoich czterech ścian. Położyłam się na zaścielonym łóżku, wyjęłam
komórkę i zaczęłam surfować po sieci. Może
tylko mi się wydawało? Może nic nie poczułam?
- Witaj, ____.
- Znajomy głos pojawił się nagle.
Nawet nie
wiem, kiedy wstałam. Patrzyłam na chłopaka szeroko otwartymi oczami. Nie mogłam
wydusić z siebie żadnego słowa. Serce dudniło mi w piersi.
- Nabrałaś
mnie – powiedział z uznaniem. – Nie doceniałem cię.
- Jak tu
wszedłeś? Skąd wiesz, gdzie mieszkam? – zapytałam, nie mogąc się uspokoić. Byłam
zszokowana i przestraszona.
Poprawił
grzywkę i wzruszył ramionami.
- Przecież mówiłem
ci, że wiem o tobie naprawdę dużo. Myślałaś, że żartuję? – Jego głos był
znudzony. – Ja nigdy nie żartuję.
- Jak tu
wszedłeś?
- Drzwiami.
Gdy uśmiechnął
się tajemniczo, naszła mnie przerażająca myśl. Co jeśli…
- Zrobiłeś coś
mojej mamie? – Byłam z siebie dumna, bo to zabrzmiało jak prawdziwe oskarżenie,
a nie jak ciche mówienie czegoś pod nosem.
Podniósł ręce,
żeby mnie uspokoić. Ten gest dodatkowo mówił: „nic nie zrobiłem”. Zmierzyłam go
surowym wzrokiem. Teraz byliśmy na moim terenie, ale to wcale nie świadczyło o
mojej przewadze. Tak naprawdę to nie miałam pewności, czy brunet nie był tutaj
już wcześniej. Niczego nie mogłam być pewna.
- Po co tu
przyszedłeś?
- Stęskniłem
się.
Prychnęłam
zdenerwowana.
- A tak
naprawdę?
- Nie mam z
kim porozmawiać. Nikt oprócz ciebie by mnie nie zrozumiał. – Chwycił mój
podbródek w dwa palce i zmusił do spojrzenia sobie w oczy. – Bo nikt oprócz
ciebie tego nie czuje.
Utknęłam w
jego czarnych tęczówkach. Cała złość powoli ze mnie spływała. Chciałam ją
zatrzymać i móc dalej być stanowcza, ale nie potrafiłam. Jego wzrok docierał
prosto do mojej duszy i robił z nią, co chciał. Nigdy wcześniej nikt tak na mnie
nie dział.
- To, że
uciekłaś, mnie zabolało – ściszył głos, a przez to zabrzmiało to z lekka
dramatycznie.
Coś kazało mi
go przeprosić. Ale niby za co? Za to, że ratowałam własne życie?
- Nie mam ci
nic do powiedzenia na ten temat – odparłam spokojnie.
- Dobrze.
Puścił mnie i
odsunął się. Nagle podszedł do drzwi i stanął w rogu, w stronę którego się one
otwierały. Przytknął palec do ust, nakazując mi milczenie. Po jakichś trzech
sekundach w progu stanęła moja rodzicielka.
- Wszystko w
porządku? Wydawało mi się, że z kimś rozmawiałaś – powiedziała trochę zmęczona.
- Gadałam
przez telefon.
- Zaraz
wychodzę. Odgrzejesz sobie obiad?
- Jasne.
Drzwi się
zamknęły i znów zostałam z nim sama. Ta myśl już mnie tak nie przerażała. Może
byłam naiwna, myśląc, że jednak nie grozi mi żadne niebezpieczeństwo z jego
strony.
- Skąd wiedziałeś,
że idzie?
- Słyszałem –
odpowiedział takim tonem, jakby to było oczywiste.
- Jak?
- Mam
podzielną uwagę – mówiąc to, wzruszył ramionami. Usiadł na brzegu mojego łóżka,
podczas gdy ja stałam na środku pokoju, nadal ledwo łapiąc się w tej całej
sytuacji. Odchylił się do tyłu i podparł rękoma, żeby nie upaść. Był
przystojny, to trzeba mu oddać. Przez cały czas próbowałam nie zwracać na to
uwagi, ale im dłużej mu się przyglądałam, tym bardziej mnie urzekał. Charakter
też miał nietuzinkowy, choć wydawał się trochę szalony. – O czym myślisz? –
zapytał niespodziewanie tym swoim kojącym głosem.
- O… - weź się wysłów, dziewczyno – tym co mam
dzisiaj na obiad. – Zaszalałaś, nie ma co.
- Możesz iść
sprawdzić. Ja nie ucieknę. – Uśmiechnął się kwaśno.
Wyszłam, bo na
poczekaniu nie mogłam wymyślić żadnej trafnej riposty. Nie byłam głodna,
dlatego nawet nie zajrzałam do lodówki. Za to wypiłam całą szklankę wody. Stałam
chwilę oparta o blat i zastanawiałam się, co właściwie powinnam zrobić. Nie
wiedząc nic nowego, poklepałam się lekko po policzkach i wróciłam do pokoju.
Bruneta nie było już na łóżku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ale nigdzie go
nie było. Okno było zamknięte, a zresztą i tak mieszkałam na drugim piętrze,
więc nie mógł przez nie wyjść.
- Jaehyun?
Żadna
odpowiedź nie padła i wtedy zaczęłam się trochę niepokoić. To było podskórne.
Jeszcze raz sprawdziłam cały pokój, zajrzałam nawet do szafy. Przeszłam się po
mieszkaniu, ale nadal go nie znalazłam. Gdy przechodziłam obok lodówki, coś
przykuło moją uwagę. Samoprzylepna, żółta karteczka. Oderwałam ją i szybko
przeczytałam treść wiadomości.
____!
Chyba
jest jeszcze za wcześnie na wyjaśnienie ci niektórych spraw.
Spotkamy się we właściwym czasie, obiecuję.
PS:
Zjedz obiad.
Jae
Hyun.
Nie zamierzałam dzielić tego scenariusza, ale nie dałabym rady skończyć go do niedzieli, a obiecałam, że już coś opublikuję. Na dodatek jakoś dziwnie by się skończyło. Chyba wybaczycie mi ten podział. Na razie nie mam pomysłu na końcówkę, dlatego nie wiem, ile zajmie mi pisanie, ale postaram się nie robić tak długiej przerwy. Teraz muszę uczyć się wiersza na zakończenie roku >.< Recytuj przed prawie czterystoma osobami, coś co w ogóle się nie klei i jest takie radosne. Reduta Ordona bardziej przypadła mi do gustu. Nieważne, do zobaczenia, a raczej przeczytania, wkrótce.
<3
OdpowiedzUsuńWow ! Ty to masz talent *-*
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejną część ♡
Cudo *_* <3
OdpowiedzUsuńO kurde, genialne *^* Juz chcę następną część ;;
OdpowiedzUsuńJejku jeju to było takie cudowne, Awwwww =^*^= Będę czekać na drugą część z niecierpliwością ^^
OdpowiedzUsuńWeny kochana ;)