Scenariusz dla Lili Han.
Miałam dobrze
płatną pracę, duży dom, kochającego i troskliwego chłopaka. Moje życie było niemal idealne, prawie zawsze szło po mojej myśli.
Ale jak to mówią, wszystko co dobre kiedyś się kończy.
- Kochanie, chcesz coś ze sklepu? - zapytał chłopak zakładając kurtkę.
- Nie, ale dzięki, że pytasz - odpowiedziałam przeglądając gazetę. - I tak zaraz wychodzę - dodałam, gdy otworzył drzwi.
- Myślałem, że masz dzisiaj wolne - powiedział z lekka zbity z tropu.
- Miałam mieć wolne. - Przeniosłam wzrok z czasopisma na niego.
- Dlaczego nie masz?
Trochę podenerwowana odłożyłam gazetę na stół.
- Bo nie mogę patrzeć na to, co wypisują w tym... - opanowałam się z trudem - w tej gazecie.
- ____, szefowa dała ci wolne z własnej inicjatywy, a ty nie możesz poczekać jednego dnia z jakimś artykułem? - zapytał wyraźnie zrezygnowany moim zachowaniem.
- Kochanie, chcesz coś ze sklepu? - zapytał chłopak zakładając kurtkę.
- Nie, ale dzięki, że pytasz - odpowiedziałam przeglądając gazetę. - I tak zaraz wychodzę - dodałam, gdy otworzył drzwi.
- Myślałem, że masz dzisiaj wolne - powiedział z lekka zbity z tropu.
- Miałam mieć wolne. - Przeniosłam wzrok z czasopisma na niego.
- Dlaczego nie masz?
Trochę podenerwowana odłożyłam gazetę na stół.
- Bo nie mogę patrzeć na to, co wypisują w tym... - opanowałam się z trudem - w tej gazecie.
- ____, szefowa dała ci wolne z własnej inicjatywy, a ty nie możesz poczekać jednego dnia z jakimś artykułem? - zapytał wyraźnie zrezygnowany moim zachowaniem.
Westchnęłam ciężko. Chciałam spędzić z nim ten dzień, ale zawód, który wykonywałam, wymagał dużego zaangażowania, jeśli zamierzało się coś osiągnąć.
- Proszę, już nie pamiętam, kiedy ostatnio gdzieś razem wyszliśmy albo obejrzeliśmy wspólnie jakiś film. - Jego głos był błagalny, wzrok również.
- Dobrze, zacznę jutro.
Uradowany klasnął w dłonie. Uśmiechnęłam się blado, bo postąpiłam wbrew sobie, ale czasem tak trzeba.
Jeszcze raz zapytał, czy chcę coś ze sklepu, ale odparłam to co ostatnio.Gdy w końcu wyszedł, szybko przeszłam do innego pokoju i włączyłam laptopa. Musiałam napisać chociaż kilka zdań, żeby przetrawić ten dzień. Usiadłam na obrotowym krześle i przysunęłam się do urządzenia.
Po około trzydziestu minutach rozległ się dźwięk przekręcanego w zamku klucza. Nawet się nie spostrzegłam, kiedy ten czas zleciał. Zapisałam plik, a później zrobiłam to jeszcze raz. Tak na wszelki wypadek. Trzymam się zasady: przezorny zawsze ubezpieczony. Zamknęłam program i szybko wyłączyłam komputer. W tym samym momencie, w którym zgasły wszystkie diody, otworzyły się drzwi, a do pomieszczenia wszedł mój chłopak. Akurat stałam przy regale i udawałam, że szukam czegoś w jednym ze segregatorów. Kątem oka zauważyłam, że oparł się ramieniem o framugę.
- Hej i jak
zakupy? – zapytałam tylko po to, by przerwać ciszę, która panowała między nami.
- Miałaś
zrobić sobie wolne – powiedział z wyrzutem.
Uśmiechnęłam
się do niego niewinnie.
- Przecież
tylko czegoś szukałam, ale jeśli chcesz, to możemy wyjść stąd nawet teraz.
- Oboje?
- Oboje.
Miałam
wrażenie, że odetchnął z ulgą. Przepuścił mnie w drzwiach i po chwili byliśmy
już w salonie. Włączyliśmy jakiś film na DVD i mniej więcej tak wyglądał nasz
wspólny wieczór. Niby nic nadzwyczajnego, ale dość rzadko zdarzało nam się
spędzać wspólnie tyle czasu co dzisiaj. To nie była tylko moja wina. On też
pracował, ale prawda jest taka, że ja pracowałam nie tylko w biurze w redakcji,
ale również w gabinecie w domu. Cóż, gdy już za coś się brałam, to starałam się
zrobić to jak najlepiej, dlatego poświęcałam artykułom tak wiele czasu.
Budzik zadzwonił punkt szósta. Po wzięciu
prysznica, przebraniu się, zjedzeniu śniadania i wyszykowaniu się, zapakowałam
laptopa do torby i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz, spojrzałam na
zegarek i lekko się rozluźniłam. Będę na miejscu dziesięć minut szybciej niż
powinnam, chyba że będą korki. Wsiadłam do samochodu, położyłam torbę na
miejscu obok, zapięłam pasy i włączyłam silnik. Już po chwili byłam na głównej
ulicy. Dotarłam pod budynek redakcji dobre dwie minuty przed czasem. Zamknęłam
auto i ruszyłam w tę stronę co zawsze. Otworzyłam drzwi, pokonałam korytarz,
schody i byłam już na ostatniej prostej do swojego biura. Gdy mijałam gabinet
szefowej, ona akurat z niego wyszła.
- Jak zwykle
punktualna – powiedziała i uśmiechnęła się życzliwie.
- A pani jak
zwykle zawalona pracą od rana – odparłam, gdy przez otwarte drzwi zobaczyłam
stertę papierów leżącą na jej biurku.
Roześmiała się
na krótki moment.
- Odłóż torbę
i przyjdź do sali, w której wymieniamy pomysły.
Kiwnęłam głową
na znak, że zrozumiałam i skierowałam się do mojego biura. Oprócz zostawienia w
nim torby, otworzyłam okno. Kolejna przebieżka po korytarzach i schodach, a na
dodatek znów w górę. Oprócz mnie w pomieszczeniu jeszcze nikogo nie było. Stoły
tworzyły tu półokrąg. Zajęłam to samo miejsce co zawsze i czekałam. Nie minęła
nawet minuta, gdy do pokoju weszła kolejna osoba. Powstrzymałam się od
przewrócenia oczami. Kobieta usiadła jak najdalej mnie. Nie lubiłyśmy się
praktycznie od zawsze. Zaczęła tu pracować przede mną i jakoś nie mogła się
pogodzić z tym, że od kiedy szefowa mi zaufała i trochę się podszkoliłam, to
ona przestała dostawać najlepsze tematy. To już nie moja wina, że sama nie
umiała znaleźć żadnej sensacji. Ja właśnie w ten sposób przypodobałam się
głowie redakcji.
Po niecałych dziesięciu minutach pomieszczenie
wypełniło się wszystkimi pracownikami. Szefowa stała na środku pokoju z jakimś
młodym chłopakiem. Dobrze wiedziałam, co to oznaczało. Sama stałam tam półtora
roku temu. Jakoś szybko ten czas zleciał. Skupiłam wzrok na nowej postaci.
Fakt, był młody, ale nie młodszy ode mnie. Czarne włosy miał w nieładzie, ale a
takim umiarkowanym. Chyba wiadomo, co mam na myśli. Im dłużej na niego
patrzyłam, tym wrażenie, że już go kiedyś widziałam, narastało. Gdy się
przedstawił, byłam już pewna. Jego głos był strasznie znajomy, a imię tylko
mnie utwierdziło. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- ____, mogę
prosić cię, żebyś oprowadziła Hana po redakcji? – zapytała szefowa. Wiedziałam,
że to rozkaz, a nie pytanie.
- Oczywiście –
odparłam tak naturalnie, jak tylko
umiałam.
Prawda jest
taka, że o mało nie skrzywiłam się na dźwięk jego imienia. Zawsze wolałam mówić
na niego Luhan. Zaczekaliśmy w trójkę, aż reszta pracowników rozejdzie się do
swoich biur. Gdy tylko podeszłam bliżej nich, chłopak od razu przeniósł swój
wzrok na mnie. Jako pierwsza podałam mu rękę na przywitanie, uścisnął ją niemal
natychmiast.
- Witaj w
firmie – powiedziałam spokojnie. – Mam nadzieję, że ci się tu spodoba. – Nie
lubię kłamać, ale czasami trzeba.
- Na pewno.
Już mi się tu podoba – odrzekł z przesadną ekscytacją.
- ____, przy okazji zwiedzania, opowiedz w
skrócie o firmie, a na koniec zaprowadź Hana do jego gabinetu.
- Dobrze.
W tym budynku
było tylko jedno wolne biuro, więc nawet nie musiałam pytać, gdzie mam go umieścić.
Na szczęście znajdowało się na innym piętrze niż moje. Prawie się uśmiechnęłam,
gdy zdałam sobie z tego sprawę. Szefowa wyszła i nagle zrobiło się tak
niezręcznie.
- Zacznę
oprowadzanie od tego piętra, jeśli nie masz niż przeciwko.
- Rób, co
uważasz za słuszne – odparł, wzruszając ramionami.
Pierwsza
wyszłam z pomieszczenia, a on zamiast później zrównać swój krok z moim krokiem,
to cały czas ciągnął się gdzieś za mną. Czułam na sobie jego wzrok i to nie
było komfortowe. Otworzyłam drzwi na końcu korytarza.
- Tu będziesz
spędzać codziennie kilka godzin.
Wszedł do
pokoju bez słowa. Przez całą drogę tutaj się nie odzywał. Próbowałam udawać, że
go nie pamiętam, ale to nie było takie łatwe. Mierzyłam go wzrokiem z daleka.
Wydawał się być rozluźniony.
- Miałaś mi
opowiedzieć o redakcji – rzucił od niechcenia, nadal stojąc do mnie plecami.
- Cóż, no…
Jeśli o coś zapytasz, to ci odpowiem – odparłam, nie za bardzo wiedząc co
zrobić.
Chłopak
odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi w oczy. Dobrze pamiętałam ten wzrok.
Powiedziałabym nawet, że zbyt dobrze. Miałam wyrzuty sumienia naprawdę przez
długi czas, nie chciałam, żeby teraz wróciły.
- Może wrócimy
do zwiedzania? – zapytałam, bo chciałam mieć to już za sobą.
- Prowadź.
Pokazałam mu
mniej więcej wszystko, a gdy skończyliśmy, to chyba logiczne, że zamierzałam
iść do swojego biura. Właśnie, zamierzałam.
- Nie
odprowadzisz mnie? – spytał dziwnym tonem. Nie potrafiłam go rozszyfrować.
- Przecież
wiesz, gdzie masz iść. – Czułam, że zaraz stracę cierpliwość.
- Zapomniałem
– odparł zadowolony, a na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech.
Wzdrygnęłam
się. Nie miałam wyboru, nie chciałam podpaść szefowej. Nie po to tyle
pracowałam. Ruszyłam w stronę schodów, nie czekając na niego. Znalazłam się na
górze w moment. Zatrzymałam się dopiero na końcu korytarza. Spojrzałam za
siebie, on dopiero wszedł na to piętro. Jak można tak wolno chodzić? Skrzyżowałam
ręcę i czekałam aż on w końcu się dowlecze. Jeszcze bardziej zirytowało mnie
to, że po prostu do mnie podszedł i sobie stanął.
- Dlaczego nie
otwierasz drzwi?
- Nie jestem
pewien czy to te.
Przewróciłam
oczami i chwyciłam za klamkę. Weszłam do środka, to nie było zbyt mądre. Brunet
zamknął drzwi i oparł się o nie plecami. Piorunował mnie wzrokiem, to nie
pasowało do jego delikatnej twarzy.
- Pójdę już…
-
Porozmawiajmy – przerwał mi stanowczo.
- O czym?-
zapytałam, nadal udając, że nie wiem, o co chodzi. Wizja pogawędki z nim w
pokoju, w którym jest tylko jedno wyjście, a na dodatek tymczasowo nieczynne,
niezbyt mi się podobała.
- Nie
sądziłem, że jeszcze kiedyś cię spotkam, a tym bardziej nie w takim miejscu.
Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi, że największa łamaczka serc w szkole
wyląduje w takim miejscu, to…
- Nie byłam
żadną łamaczką serc, okay? – przerwałam mu oburzona.
- Jak to nie?
- Nie moja
wina, że podobałam się chłopcom.
Zmierzył mnie
od stóp do głów.
- Myślę, że
nadal się podobasz – powiedział po chwili.
Nie miałam ochoty dłużej z nim rozmawiać, ale
nie mogłam stąd wyjść.
- Czego ode
mnie chcesz?
- Chcę, żebyś
mi wyjaśniła, dlaczego zerwaliśmy. Dlaczego TY zerwałaś ze mną. – Jego głos był
stanowczy.
- Pogadamy o
tym później, co? Muszę wracać do pracy.
Wyciągnęłam
rękę, żeby złapać za klamkę, ale chwycił mój nadgarstek. Później wszystko
potoczyło się tak szybko… Nagle to ja byłam oparta plecami o drzwi, a jego ręcę
znajdowały się po obu moich stronach gdzieś na wysokości ramion. Zamykały
szybką drogę ucieczki. Jego twarz była niebezpiecznie blisko.Nie mogłam oderwać
wzroku od tych ciemnych oczu. Byłam jak sparaliżowana, a jego usta były coraz
bliżej moich.
- Co ty…
Czekaj, ja mam chłopaka – powiedziałam w ostatniej chwili.
- Kiedyś by ci
to nie przeszkadzało – odparł, trafiając w czuły punkt.
- Zamknij się
– rzuciłam zdenerwowana.
- Bo? –
Uśmiechnął się, nie słysząc odpowiedzi z mojej strony. – Nie przekonasz mnie,
że się zmieniłaś.
- Nie muszę
cię przekonywać. Nie obchodzi mnie, co myślisz – warknęłam.
- Złość
piękności szkodzi. – Chwycił mój podbródek w dwa palce i lekko się uśmiechnął.
– Powiesz mi, dlaczego ze mną zerwałaś?
- Nie pamiętam
– odparłam, odwracając wzrok od jego oczu.
- Nie wierzę.
- Posłuchaj,
miałam wtedy szesnaście lat. Byłam po prostu rozpieszczona, okay?
- No proszę,
nie sądziłem, że kiedyś się do tego przyznasz – powiedział prawie z… podziwem?
- Wszystko się
zmienia. Wiem, że to nie było fair z mojej strony i naprawdę żałuję, ale czasu
nie cofnę, więc daj mi spokój – rzekłam już trochę zmęczona tą konwersacją,
która nie prowadziła do niczego dobrego.
- Skoro
żałujesz, to powiedz, dlaczego tak skończyliśmy.
- Nie
rozumiesz? Po prostu szukałam mężczyzny, a nie chłopca… i mi się znudziłeś. –
Wolałam mu tego oszczędzić, ale sam się o to prosił.
Wykorzystałam
moment jego osłupienia. Strąciłam jego drugą rękę z drzwi i wyszłam na
zewnątrz. Już po krótkiej chwili byłam w swoim gabinecie. Dopiero tam
odetchnęłam z ulgą. Nie chciałam mu mówić prawdy, bo nie chciałam go ranić, ale
w nic innego by nie uwierzył. To wszystko jest po prostu bez sensu…
Usiadłam przy biurku, wyjęłam laptopa z torby
i czekałam aż się włączy. Przez tamtą sytuację byłam rozkojarzona. Raczej nie
napiszę dziś nic ciekawego. Bałam się jednego, a to nie dawało mi spokoju.
Bałam się, że ciągle będzie zachowywać się w ten sposób w stosunku do mnie, a
przecież mieliśmy się widywać prawie codziennie. Może za bardzo się przejmuję,
może mu przejdzie. Okay, nie zawsze byłam uczciwa, ale to wszystko wydarzyło
się dawno temu. Tak dawno, że nawet nie mam siły ani ochoty tego wspominać.
Resztę dnia przesiedziałam w gabinecie, nie
wyszłam nawet na przerwę obiadową. Byłam zdeterminowana, żeby skończyć artykuł,
który zaczęłam wczoraj, ale nie mogłam pozbierać myśli i poskładać ich w jakieś
sensowne zdania. Miałam wrażenie, że wszystko brzmiało jak paplanina całkowicie
wyprana nie tylko z emocji, ale również z sensu. Za każdym razem, gdy
zaczynałam pisać, nagle gubiłam wątek. Tak w kółko.
Wyszłam z budynku redakcji niezadowolona, a
nie zdarzało mi się to często. Do tej pory wszystko szło świetnie, wszystko w
pracy, bo co do życia prywatnego to sprawa wyglądała trochę, a może zupełnie,
inaczej. Czasem trzeba odstawić coś na drugi plan, żeby móc w pełni zaangażować
się w inną sprawę. Tylko… nie wiem, czy nie pomyliłam, co trzeba odstawić, a
czym się zająć. Po prostu… Po prostu nie wiem.
Siedziałam
przy stole i tylko grzebałam widelcem w talerzu.
- Wszystko w
porządku? – zapytał mój chłopak wyraźnie zmartwiony.
- Tak –
odparłam cicho, nawet nie starałam się brzmieć przekonująco.
- Coś stało
się w pracy?
- Nie, jest w
porządku. Nie wyspałam się i tyle.
- Okay. Nie
będę cię męczyć. Za godzinę i tak wychodzę.
Jak co
tydzień. Nagle dotarło do mnie, że tak naprawdę to nie wiedziałam, gdzie on
chodzi i z kim tam chodzi. Niby mówił, że spotyka się z kolegami, ale przecież
nigdy tego nie sprawdziłam. Wierzyłam mu na słowo, bo ufaliśmy sobie nawzajem,
ale teraz wszystko się skomplikowało. Ta rozmowa z Luhanem nie wpłynęła na mnie zbyt dobrze. Myślami byłam już przy
następnym dniu i przy kolejnym spotkaniu z nim. W duchu liczyłam, że to, co się
dzisiaj stało, było tylko jednorazowym incydentem.
Idąc do swojego gabinetu, zobaczyłam, że
Luhan rozmawiał z moją „ulubioną” koleżanką z pracy. To dobrze, może
przynajmniej się ode mnie odczepi. Gdy przeszłam obok nich, nawet na mnie nie
spojrzeli. To brzmi absurdalnie, ale takie zachowanie z ich strony naprawdę
mnie ucieszyło. Po drodze nie spotkałam nikogo więcej. Jak zwykle włączyłam
laptopa, położyłam obok siebie gazetę otwartą na odpowiedniej stronie i
przystąpiłam do pisania kontynuacji sprostowania. Nawet nie usłyszałam, gdy po
jakiejś godzinie ktoś zapukał do biura. Nie zareagowałam, więc nagle drzwi się
otworzyły. Dopiero wtedy podniosłam wzrok. Zacisnęłam zęby i spojrzałam na
niego spode łba. Powstrzymałam się od powiedzenia: „Czego”.
- Hej –
rzucił, opierając się ramieniem o framugę.
Przewróciłam
oczami i wróciłam do pisania.
- Chciałem cię
przeprosić za wczoraj – powiedział spokojnie i zamknął drzwi. Przesunął się w
głąb pomieszczenia.
Nie potrafiłam
stwierdzić czy kłamał. Minęło zbyt wiele czasu i zbyt wiele się zmieniło, żebym
dalej potrafiła czytać z jego twarzy. Ciekawe czy z czytaniem z ust jest
podobnie… Mniejsza z tym.
- Trochę mnie
poniosło, wybacz. – Brzmiał nawet wiarygodnie.
Wyprostowałam
się i spojrzałam w jego oczy. Wyglądały tak jak kiedyś, choć były trochę
przygaszone.
- Trochę?
- Trochę
bardziej niż trochę. – Na jego usta wypłynął nieśmiały uśmiech.
Westchnęłam i
zastanowiłam się przez moment.
- Wybaczam,
ale mam nadzieję, że to się nie powtórzy.
Chłopak kiwnął
głową.
- I
przepraszam. Naprawdę żałuję, że taka byłam – powiedziałam niespodziewanie
nawet dla siebie.
Zawahał się,
ale w końcu wziął głęboki wdech i się odezwał.
- Czy… to co
wczoraj powiedziałaś to prawda?
- Teraz tak
nie myślę, ale wtedy wszystko wyglądało inaczej.
Na jego twarzy
pojawił się grymas bólu, jakbym właśnie go uderzyła, ale szybko zniknął.
- Rozumiem.
Robiło mi się
coraz bardziej przykro, gdy na niego patrzyłam. Chyba nigdy nie pozbędę się
tych wyrzutów sumienia. Byłam głupia i tyle.
- Wrócę do
pracy, bo mnie szefowa wyleje – powiedział po długim milczeniu.
- To cześć –
rzuciłam i z powrotem pochyliłam się nad laptopem.
Po chwili
rozległ się dźwięk zamykanych drzwi.
Widywaliśmy się codziennie i choć nadal było
niezręcznie, to nawet potrafiliśmy już ze sobą rozmawiać. Jednak coś innego się
sypało. Mój związek. Brałam więcej wolnego, bo wyrabiałam się z artykułami
nawet przed terminem, ale jakoś nagle mój chłopak, który tak narzekał, że nie
spędzamy razem czasu, zaczął wychodzić co wieczór. Przez jakiś czas nie pytałam
zbyt wiele, bo nie chciałam, żeby pomyślał, że go kontroluję, ale w końcu nie
wytrzymałam. Gryzłam się w język przez miesiąc, ale ile można.
- Może pójdę z
tobą na to spotkanie?
Spojrzał na
mnie zdziwiony.
- Chyba
żartujesz.
- Niby
dlaczego? Kiedyś wszędzie wychodziliśmy razem.
- Tak, tak,
wiem, ale jakoś dotychczas nie przeszkadzało ci to, że wychodzę.
-
Przeszkadzało, ale nie chciałam robić awantur.
- To nie rób.
Zacisnęłam
usta w wąską kreskę. Niedość, że mieszkał u mnie, a ostanio nawet nie dokładał
się do czynszu, bo stracił pracę, to jeszcze tak mnie traktował. Okay,
wcześniej to mnie często nie było w domu, ale wtedy codziennie rozmawialiśmy i
korzystaliśmy z każdej wspólnej chwili.
- Co się
między nami zepsuło? – zapytałam i oparłam się ramieniem o ścianę. Patrzyłam
jak ubiera kurtkę.
- Nic.
Zerknęłam na
zegarek. Dwudziesta pierwsza piętnaście. Przecież się starałam.
- Nie wolisz
zostać ze mną?
Wzruszył
ramionami. Myślałam, że zaraz wybuchnę. Mimowolnie zaczęłam zastanawiać się czy
podobnie czuli się ci chłopcy, z którymi zrywałam. Większość była w moim wieku,
a niektórzy trochę starsi. Nie oszukujmy się, rzadko kiedy szesnastolatkowie
wiedzą czym jest miłość. Wtedy raczej zdaża się zauroczenie lub fascynacja.
- Jak tak
dalej pójdzie, to chyba będziemy musieli się rozstać – powiedziałam, uważnie
ważąc każde słowo. Zrywanie nie jest łatwe, tym bardziej, że nie chciałam
zrywać.
- Pogadamy o
tym jak wrócę.
Wyszedł, a
drzwi wymownie trzasnęły. Stałam nieruchomo jeszcze przez chwilę. To był mój
pierwszy poważny związek.
Czekałam aż wróci gdzieś do pierwszej, ale nie
przyszedł, więc położyłam się spać. Nie mogłam zasnąć. Nie mogłam przestać
myśleć o tym, co wydarzyło się w ciągu tego miesiąca. Przewracałam się z boku
na bok, ale to nic nie pomagało. Na szczęście następnego dnia miałam wolne, tak
jak w każdą niedzielę.
Rano obudziłam się sama. Po śniadaniu
zmartwiona do niego zadzwoniłam.
- Słucham?
- Myślałam, że
coś ci się stało. Dlaczego…
- Przecież
powiedziałaś, ze musimy się rozstać. – Jego głos był beznamiętny.
- Co?
Powiedziałam, że jeśli tak dalej pójdzie, to chyba będziemy musieli się
rozstać…
- Przyjadę po
swoje rzeczy później.
Rozłączył się,
a ja tylko spojrzałam na telefon zdziwiona. W mojej głowie pojawiły się setki
pytań, ale żadnego nie mogłam zadać. Przecież ściany mi nie odpowiedzą. Kiedyś
obiecałam sobie, że nie będę płakać przez facetów. Wtedy byłam młoda i w nic
się nie angażowałam. Po drodze pewne wydarzenie mnie zmieniło, a teraz
widocznie czsa na jeszcze jedną lekcję. Wierzchem dłoni wytarłam łzy z policzków.
Nie miałam siły o tym myśleć, za to miałam siłę, by spakować jego rzeczy.
Przyjdzie, odda mi klucze, weźmie swoje walizki, wyjdzie, zamknie drzwi i to
będzie koniec. Tak, właśnie tak będzie wyglądać nasz koniec. Będę silna do
końca, dopóki drzwi się nie zamkną.
Klucz zagrzytał w zamku. Wyszłam z kuchni na
korytarz i autentycznie mnie zamurowało, ale nie tylko mnie. Nie mogłam
wykrztusić z siebie żadnego słowa.
- Wy się
znacie? – zapytał już mój były.
- Mogłabym
zapytać o to samo.
- Ja też – dodał
po chwili Luhan i przeniósł wzrok ze mnie na niego. – Jesteście parą?
- Byliśmy –
odparliśmy równocześnie.
Uciekłam od
zdziwionego spojrzenia tych czekoladowych oczu, które znałam już od tak dawna.
Można powiedzieć, że widziałam je już w poprzednim życiu, bo tamte czasy
wydawały się być odległe o kilka milionów lat świetlnych.
- Pomożesz mi
z tymi walizkami czy nie? – zapytał poirytowany mój ex.
- Myślę, że
poradzisz sobie sam – odparł powoli szatyn.
Czułam na
sobie jego wzrok, gdy drzwi trzasnęły. Kołotanie w klatce piersiowej utrudniało
mi normalne oddychanie i myślenie. Miałam wrażenie, że to wszystko nie dzieje
się naprawdę, że ten miesiąc to tylko sen i zaraz się obudzę. Czy chciałabym,
żeby tak było? Sama nie wiem. Miałam poukładane życie, a teraz wszystko się
pokomplikowało. Luhan mimowolnie przypominał mi, że kiedyś nie byłam uczciwa, a
ja chciałam sie odciąć od tych wspomnień.
- To… Nie wiedziałem,
że jesteście… że byliście razem. – Jego głos dobiegał do mnie jak zza ściany.
- Przecież nie
mówię, że wiedziałeś.
Przeszłam do
salonu, nie patrząc czy idzie za mną. Usiadłam na kanapie i wlepiłam nieruchomy
wzrok w ścianę naprzeciwko. Po paru chwilach od ścian odbił się odgłos kroków.
Chłopak usiadł obok mnie bez słowa. Zachowywał się tak, jakby na coś czekał.
- Czego
chcesz? – burknęłam, nie spoglądając na niego.
- Niczego,
ale… chyba się martwię – odparł nieśmiało.
Zacisnęłam
powieki. Wszystko we mnie krzyczało. Wszystko na inny temat.
- Dlaczego
taki jesteś? - zapytałam, nadal nie otwierając oczu.
- Jaki?
- Taki miły…
Przecież wiesz, o co mi chodzi. – Spojrzałam na niego badawczo.
- Nie planowałem
tego. Gdy pierwszy się spotkaliśmy, to chciałem się zemścić, ale… nie potrafię –
mówił coraz ciszej. – Chciałem zemścić się na tamtej ____, ale ty już nią
jesteś. Nie odbierz tego źle, ale nie sądziłem, że kiedyś się zmienisz.
- Gdyby
wszystko szło po mojej myśli, to pewnie okazałoby się, że miałeś rację.
Wziął moje
ręce w swoje. Jego dotyk był kojący.
- Powiedz mi,
co się stało.
Westchnęłam i
zaczełałam opowiadać.
- W moje
osiemnaste urodziny moi rodzcie mieli wypadek samochodowy. Oboje zginęli na
miejscu.
Później
opowiedziałam mu wszystko po kolei, a on mi nie przerywał. Nie próbował mnie
pocieszać i dobrze, bo już mnie mdliło od słów typu: „współczuję ci”. Na nic mi
ludzkie współczucie. Później siedzieliśmy w ciszy. Jakoś wytrzymałam jego
spojrzenie.
- Myślisz, że
moglibyśmy spróbować jeszcze raz? – zapytał, ale nawet w jego głosie było
słychać, że nie wierzy, iż mogłabym się zgodzić.
- Nie wiem –
odparłam całkiem szczerze.
Gdy złożył na
moich ustach motyli pocałunek, przeszedł mnie dreszcz.
- Zastanów
się, a ja pójdę zrobić ci kawę. Słabo dziś wyglądasz.
Odprowadziłam
go wzrokiem. Może byśmy mogli.
Dobra, ujmę to tak: wydarzenia w scenariuszu są łatwe do przewidzenia, a wręcz trochę schematyczne. Nie ma tu tego czegoś. Ogólnie trochę to nudne. Nie byłabym sobą, gdybym nie narzekała. Uhh chyba muszę w końcu napisać coś bez happy endu, bo dawno nic takiego nie było XD
Przy okazji zrobię sobie reklamę KLIK. Zapraszam również na tego bloga, powoli się rozkręcam. Poooowoli XD
Omo !! To było takie boskie *-*
OdpowiedzUsuńWOW~ Mimo, że jak już napisałaś, łatwo było przewidzieć koniec, rozpłynęłam się przy czytaniu <3
OdpowiedzUsuńbtw. Zapraszam do mnie. Dopiero zaczynam i wszelkie wsparcie jest dla mnie ważne -> http://looking-for-paradise-lost.blogspot.com/