Scenariusz dla Love Lali.
Rozpoczął się dwudziesty dzień. Deszcz głucho
bębnił o chodniki, samochody i parapety. Mimo że zegar wybił niedawno dwunastą, na dworze było szaro
i ponuro. Gęste chmury szczelnie przesłaniały niebo. Chłodny wiatr pojawiał się
sporadycznie i znienacka, ale gdy już się pojawiał, to zawsze był silny i
bezlitosny. Trochę jak niektórzy ludzie, silni, bezlitośni i chłodni.
Zamknęłam drzwi na klucz. Schowałam dłonie do
kieszeni kurtki. Wciągnęłam zimne powietrze nosem i w końcu ruszyłam w stronę auta. Czekałam na
ten dzień od dawna, ale gdy nadszedł, zaczęłam wątpić. Wątpić w moje
bezpieczeństwo. Wątpić w dobre zakończenie.
Wsiadłam do samochodu i odpaliłam silnik.
Włączyłam ogrzewanie. Niespokojnie zerknęłam w boczne lusterko, ale nie
spostrzegłam nic nadzwyczajnego. Ruszyłam bez problemu, choć moje dłonie
drżały. Drżały tak już od dwóch tygodni. Na samą myśl o zbliżającym się
spotkaniu, cała drżałam. Powinnam skupić swoją uwagę na drodze, ale wrażenie,
że ktoś mnie śledzi, nie znikało ani na moment. Nawet we własnym mieszkaniu
czułam się obserwowana. Zupełnie jakby ściany posiadały oczy. Miliony gałek
ocznych, które uważnie mi się przyglądały.
Zatrzasnęłam drzwiczki samochodu, nacisnęłam
odpowiedni przycisk na pilocie, a
następnie ruszyłam w stronę znajomej twarzy. Kobieta czekała na mnie przed
budynkiem. Nogi miałam jak z waty, ale łudziłam się, że tego nie zauważy.
- Dzień dobry
– powiedziałam jako pierwsza.
- Dzień dobry.
Jest pani gotowa?
Zatrzymałam
wzrok na jej twarzy o delikatnych rysach. Nadal nie mieściło mi się w głowie,
że ta kobieta ma ponad trzydzieści lat, ale w tej chwili to akurat było
najmniej istotne.
- Bardziej
gotowa chyba nigdy nie będę – odparłam po chwili. – Problem w tym, że nigdy nie
byłam w takim miejscu.
- Proszę się
nie denerwować, nic pani nie grozi.
Koreanka
otworzyła drzwi. Trochę zdziwiło mnie, że zrobiła to tak sprawnie, bo wejście
sprawiało wrażenie dość potężnego, a ona była drobnej budowy.
Wewnątrz budynku nie było zbyt ciepło, ale i
tak dużo przyjemniej niż na dworze. Przyjemniej tylko pod względem temperatury,
bo wizualnie… Szare ściany, z których miejscami odpadała farba, raczej nie
napawały nikogo optymizmem i dobrym humorem.
Z chłopakiem mogłam się zobaczyć, dopiero gdy
strażnicy sprawdzili czy nie mam przy sobie żadnych podejrzanych przedmiotów.
Podeszłam do krzesła z szybko bijącym sercem. To było nasze pierwsze spotkanie
w więzieniu. Niby teraz widzieliśmy się wyraźnie, ale jednak pomiędzy nami
znajdowała się bariera, gruba szyba. Chwyciłam za słuchawkę telefonu, który
stał nieopodal.
- Sungjoon… -
zaczęłam niepewnie, bo ciągle czułam się jak w jednym z najgorszych koszmarów.
- Tęskniłem za
tobą, ____ - odparł cicho chłopak.
Bałam się, że
nie dam rady zatrzymać łez, które teraz cisnęły mi się do oczu. Musiałam być silna dla niego, dla nas. Zamrugałam parokrotnie, ale to tylko pogorszyło
sprawę.
- Też
tęskniłam. Jak się czujesz? – Mój głos drżał tak jak moje dłonie.
Brunet
wzruszył ramionami. Wiedziałam, że nie chciał mnie dodatkowo martwić, ale nie
mogłam nie zapytać.
- Powiedz mi,
proszę…
- ____, tu nie
jest tak źle.
Zacisnęłam
zęby. Nie mogłam słuchać tych kłamstw, przecież widziałam, jak wyglądał. Worki
pod oczami świadczyły o tym, że nie mógł spać. Ciemne włosy miał w całkowitym
nieładzie. Oczy bez życia i wyblakła twarz. Nie tak źle?
- Jak cię tu
traktują?
- Myślałem, że
będzie gorzej - odparł z bladym
uśmiechem.
Dlaczego nie
potrafiłam w to uwierzyć?
- Wyciągnę cię
stąd, obiecuję. – Ledwo panowałam nad głosem.
Chłopak
wyraźnie się zmieszał i odwrócił wzrok od moich oczu. Po raz pierwszy naszły
mnie wątpliwości.
- Bo jesteś
niewinny…prawda?
- Oczywiście –
odrzekł oburzony moim pytaniem. – Jak mogłaś pomyśleć inaczej? Wydawało mi się,
że mi ufasz.
- To chyba
jasne, że ci ufam. – Udzieliło mi się jego zdenerwowanie. Wzięłam głęboki oddech
i się uspokoiłam. –Po prostu dziwnie się zachowujesz…
- Dziwnie? –
zapytał jakby nieswoim głosem. – Dziwnie? – Zacisnął zęby, gdy nie usłyszał ode
mnie odpowiedzi. – Jak mam się niby zachowywać? Siedzę tu już dwadzieścia dni
do cholery!
Nigdy nie
podnosił na mnie głosu, dlatego teraz czułam się, jakby ktoś mnie spoliczkował.
Strażnik mierzył bruneta groźnym wzrokiem, aż ten w końcu się uspokoił. Chłopak
przetarł dłonią czoło i zamilkł.
- Przepraszam,
nie chciałam cię zdenerwować – wydukałam.
- Nie, to ja
przepraszam. Poniosło mnie. Po prostu chciałbym już stąd wyjść – odparł
zmęczonym głosem.
- Będzie…
- Zaczekasz na
mnie? – wypalił nagle.
- Co? –
zapytałam zaskoczona.
- Nie wiadomo
czy mnie uniewinnią.
Poczułam gulę w gardle, dlatego musiałam
chwilę przetrzymać chłopaka w tej
niepewności. Nerwowo postukiwał palcami o blat stołu.
- Zaczekam,
obiecuję
- Nie obiecuj.
Jeśli jednak mnie skażą, to…
- Porozmawiamy
o tym po wydaniu wyroku, dobrze? Może wszystko się ułoży.
Patrzył na
mnie bystro tymi swoimi czekoladowymi oczami, jakby chciał doszukać się w moich
słowach niepewności lub, co gorsza, kłamstwa. Może w tej sytuacji to, co
powiedziałam, brzmiało absurdalnie, ale mówiłam szczerze. Miałam nadzieję, że
go wypuszczą. Wierzyłam w jego wersję wydarzeń. Wierzyłam, że nie zrobił nic
złego.
- Myślisz, że
jak szybko się zobaczymy?
- Raczej jak
późno. Chciałbym cię widzieć codziennie. – Posłał mi jeden ze swoich
uwodzicielskich uśmiechów.
- Oppa, tylko
nie podrywaj strażniczek – odparłam rozbawiona.
- A co, jeśli
to one będą mnie podrywać? – zapytał cicho, udając przy tym przestraszonego.
- Nie bój się,
przecież nie będą cię molestować.
- Skąd wiesz?
- Sungjoon…
- Okay, masz
rację.
- Zawsze mam
r… - zaczęłam z dumą w głosie.
- Ale gdyby
jednak chciały, to powiem im, że moja dziewczyna gryzie – przerwał mi i
uśmiechnął się niewinnie.
- Przecież ja
nie gryzę.
- Wiem o tym,
ale one nie wiedzą. – Puścił do mnie oczko.
Zaśmiałam się
cicho. Na chwilę nawet zapomniałam o naszym beznadziejnym położeniu, ale
przypomniała mi o tym dzieląca nas gruba szyba.
Po chwili podeszła do nas pani adwokat i od
tego momentu rozmawialiśmy w trójkę, bo Sungjoon uznał, że nie chce niczego
przede mną ukrywać, więc kobieta przekazywała mi wszystko, co mówił. To ona
trzymała słuchawkę. Nie dyskutowaliśmy zbyt długo, bo po pierwsze kończył się
czas odwiedzin, a po drugie mój chłopak obstawał przy tym, co zeznał na
początku, bo to, co wtedy powiedział, było prawdą.
W domu
nie mogłam znaleźć dla siebie żadnego zajęcia. Nieważne za co się zabierałam,
nic mi nie wychodziło. Nie mogłam się skupić. Ciągle podchodziłam do okna i
nieznacznie odsuwałam firany, by móc przez nie wyjrzeć. Może zaczynało mi
odbijać, ale miałam wrażenie, że czarny samochód, który teraz stał pod blokiem
naprzeciw właśnie mojego okna, jechał za mną, gdy wracałam z więzienia. Nie
byłam pewna, bo większość aut jest czarnych, a na modelach raczej nie znałam
się zbyt dobrze. Moje obawy potęgował fakt, że w samochodzie ewidentnie ktoś
siedział, a ja wróciłam do domu już dobre dwie godziny temu. Możliwe, że ten
ktoś wcześniej wychodził, ale bardzo w to wątpiłam. Sprawa Sungjoona nie była
znowu taka błaha, dlatego brałam pod uwagę opcję, że ktoś będzie chciał się z
nim rozmówić, a skoro go nie ma, to „odpowiedzialność” tej rozmowy spadnie na
mnie.
Zapadł zmierzch, a on nadal tam był. Mijały
godziny i nadal nic się nie zmieniało. Tej nocy nie mogłam spać, nawet o tym
nie myślałam. Bałam się, że gdy tylko zamknę oczy, to on jakimś sposobem dostanie
się do mojego mieszkania. On lub Ona. Wersja z Nim jednak była bardziej
prawdopodobna. Jeśli Sungjoon mówił prawdę, to czego oni by ode mnie chcieli?
Jeśli jednak nie mówił, to może chcieli, żebym mu coś przekazała? Nie wiem.
Zastanawiałam się nad tym wszystkim całą noc.
Dokładnie przeanalizowałam moment zatrzymania Sungjoona. Czekałam na niego na
lotnisku. Nawet teraz niemal mogłam usłyszeć
szum, który panował w tamtym miejscu. Jego samolot wylądował z ponad godzinnym
opóźnieniem. Radość, która wypełniała moje serce, gdy w końcu zobaczyłam go po
trzech miesiącach rozłąki, była nie do opisania. Przez ten czas był w Stanach
Zjednoczonych i chodził na przeróżne castingi. Nawet nie zdążyliśmy zamienić ze
sobą choćby jednego słowa, bo strażnicy nagle go zatrzymali i kazali mu
otworzyć walizkę i torbę. Wtedy do nich podeszłam i zapytałam, co się stało,
ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Pamiętam, że pomyślałam, iż to tylko jakaś
nic nie znacząca kontrola, mimo to wcześniej wspomniana radość prysnęła w jednej
chwili. Wtedy nawet nie wpadłoby mi do głowy, jak bardzo się myliłam. Sungjoon
otworzył torbę podróżną, a wtedy mężczyźni szybko ją sprawdzili. Później
położył walizkę na ziemi i także ją otworzył, najpierw największą kieszeń, a
następnie każdą mniejszą. Nie spojrzał wtedy na mnie ani razu. Jakbym w ogóle
do niego nie podeszła, jakbym tam nie stała i nie przyglądała się całemu
zajściu, jakbym była niewidzialna, jakbym nie istniała albo jakby mnie nie
znał. Wówczas nie zwróciłam na to uwagi, bo byłam zbyt zszokowana tym, co
znaleźli strażnicy w jego walizce. W jej wewnętrznej kieszeni. Gdy wyjęli z
niej kilka, a może kilkanaście, plastikowych woreczków wypełnionych białym
proszkiem, czas jakby się zatrzymał, zrobiło mi się gorąco i zakręciło mi się w
głowie, ale nie upadłam. Trzymałam się mocno na nogach, choć czułam się
całkowicie rozbita. Całą resztę oglądałam jakby z boku. Zakuli go w kajdanki,
nie szarpał się, choć ciągle podkreślał, że nie wie skąd te torebeczki wzięły
się w jego walizce. Nie widziałam w jego oczach strachu i wtedy nawet mnie to
trochę ucieszyło, bo od razu wytłumaczyłam sobie, że było tak jak mówił, ale
teraz wiem, że było tam coś jeszcze oprócz spokoju. Dziwna pewność siebie
połączona ze zdenerwowaniem. Rozglądał się, ale nie spojrzał na mnie. Zabrali
go i jego rzeczy, a ja nie poszłam za nimi. Stałam jak skamieniała przed
dłuższą chwilę. Później poszłam do samochodu, ale nie pojechałam od razu. Byłam
zbyt roztrzęsiona, by prowadzić. Siedziałam w aucie jakąś godzinę, ale nie
ruszyłam do domu. Najpierw odwiedziłam kancelarię adwokacką. Mimo że nadal
byłam w szoku, opowiedziałam wszystko ze szczegółami. Nie docierało do mnie, że
Sungjoon został aresztowany najprawdopodobniej pod zarzutem przemytu
narkotyków.
Przekręciłam się na drugi bok, gdy zaczęło
świtać. Szczelniej otuliłam się jasnym kocem, aby po chwili zrzucić go na
podłogę i wstać. Przeciągnęłam się, ziewając szeroko. Podeszłam do okna.
Samochód nadal tam był, ale nie wiedziałam czy ktoś w nim siedział. Poszłam się
przebrać, a później cały dzień krzątałam się po mieszkaniu. Nadal nie mogłam
znaleźć sobie zajęcia na dłużej, a przez to ciągle wyglądałam przez szybę, auto
ciągle tam stało. W porze obiadowej zorientowałam się, że mam pustą lodówkę. W
pierwszej chwili trochę się zlękłam, ale uspokoiłam się myślą, że ten samochód
na pewno należy do któregoś z sąsiadów, a ja po prostu świruję.
Ubrałam buty, kurtkę i wyszłam z mieszkania.
Dzisiejsza pogoda była niemal identyczna jak wczorajsza. Zimno, mokro i
wietrznie. Schowałam ręce do kieszeni i ruszyłam w stronę najbliższego sklepu.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwiczek od samochodu. Na ten dźwięk serce podskoczyło
mi do gardła, ale nie odwróciłam się. Nieznacznie przyspieszyłam kroku. Ulżyło
mi, gdy usłyszałam za plecami stukot obcasów. Trochę się rozluźniłam. Resztę
drogi pokonałam w miarę spokojnie. W sklepie kupiłam taką ilość produktów,
żebym nie musiała jutro nigdzie wychodzić. Aktualnie miałam studenckie wakacje,
więc mogłam cały dzień siedzieć w domu.
Przyznam, że przekonanie się na własne oczy,
iż w czarnym jeepie siedział ten sam mężczyzna, który siedział w nim gdy
niecałą godzinę temu wychodziłam z domu, było jak kubeł zimnej wody na moje
wyciszone nerwy. Ciągle musiałam być czujna. Słyszałam ciężkie kroki na klatce
schodowej, które zbliżały się do mnie, gdy przekręcałam klucz w zamku.
Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi , w tym samym momencie ktoś siłą
wepchnął mnie do mieszkania. Przeklinałam się w duchu, że nie byłam
wystarczająco ostrożna.
Uderzyłam plecami o ścianę w korytarzu i
usłyszałam trzask drzwi. Chciałam krzyczeć, ale nieznajomy zakrył mi usta
dłonią. Patrzyłam na jego śniadą twarz oczami pełnymi szczerej nienawiści.
Policzki miał pokryte bliznami, oczy ciemnobrązowe i kwadratową szczękę. Był
koło trzydziestki. Niższy od Sungjoona, ale szerszy w barkach i zapewne
silniejszy. Nachylił się i zaczął mówić.
- Przekaż
swojemu kochasiowi, że ma podać nam namiary na resztę towaru. Nie wiem, jak to
zrobi i nie obchodzi mnie to, po prostu chcę wiedzieć, gdzie jest towar.
Rozumiesz? – To było pytanie retoryczne. – I lepiej żeby trzymał gębę na
kłódkę. – Mężczyzna uśmiechnął się
szeroko i zmniejszył odległość między naszymi twarzami. – W innym razie coś
może ci się stać.
Chwycił mnie
za ramiona i pchnął mnie na podłogę. Upadając uderzyłam tyłem głowy o ziemię,
dlatego przed oczami na moment pojawiły mi się ciemne plamki.
- Pamiętaj,
żadnych psów.
Ponownie
trzasnęły drzwi. Łzy wydostały się spod moich przymkniętych powiek. Nie
chodziło o to, że bolały mnie ramiona, głowa i plecy. Moja wiara w niewinność
ukochanego chłopaka prysnęła tak, jak dwadzieścia jeden dni temu radość na
lotnisku. Łudziłam się, że mówił mi prawdę, że wszystko się ułoży i będziemy
szczęśliwi. Nie wiem, co bardziej bolało – moja naiwność czy jego kłamstwa.
Podniosłam się do siadu, cicho szlochając. Przecież mogłam przewidzieć, że w
końcu wpadnie na jakiś głupi pomysł. Myślałam, a nawet byłam pewna, że się
zmienił, ale jednak starych nawyków nie da się tak łatwo wykorzenić.
Okoliczności, w których się poznaliśmy, na pewno nie były miłe, a co dopiero
romantyczne. Zamknęłam oczy i pozwoliłam wspomnieniom wrócić. Ten jeden raz.
„Szłam późnym wieczorem opustoszałą ulicą.
Latarnie paliły się jasno nad moja głową. Ona nie pozwoliłaby mi wracać o tej
godzinie samej do domu. Pewnie wydzwaniałaby do mnie od paru godzin, a gdybym w
końcu odebrała, najpierw by na mnie nakrzyczała, a później kazała zadzwonić po
taksówkę albo poczekać, aż sama po mnie przyjedzie. Zrobiłabym, to co by
kazała. Zawsze tak było. Troszczyła się o mnie, od kiedy pamiętam.Często się
kłóciłyśmy, bo traktowała mnie, jak dziesięcioletnie dziecko, ale zawsze szybko
się godziłyśmy. Wiem, że robiła to dla mojego dobra. Teraz włóczyłam się po
mieście bez celu. Było już po trzeciej, a na dodatek cała przemarzłam, więc
jednak obrałam kurs na dom. Żeby znaleźć się w nim jak najszybciej, skręciłam w
boczną uliczkę, która była już trochę gorzej oświetlona. Przez długi czas
myślałam, że nikogo tam nie ma, dlatego gdy usłyszałam męski głos, niemal
podskoczyłam.
- Hej, gdzie się tak spieszysz, hmm? Podejdź tu.
Zignorowałam to i szłam dalej w swoją stronę.
Puszczałam mimo uszy wołania grupki chłopaków. Już miałam wyjść zza zakrętu,
gdy jeden z nich chwycił mnie za nadgarstek i obrócił twarzą do siebie. Był
mniej więcej mojego wzrostu. Miał ciemne oczy, ale o to nietrudno w tych
stronach. Staliśmy przez moment w ciszy. Nie odrywałam wzroku od jego oczu.
Chciałam, żeby wiedział, że nie jestem kimś, kim można pomiatać. Patrzyłam na
niego śmiało, choć tak naprawdę w głowie roiło mi się od najczarniejszych
scenariuszy.
- Nawet ładna jesteś, ale jakaś taka spięta.Może
przyłączysz się do nas? Powiem ci na wstępie, że nie lubię, gdy ktoś mi
odmawia. –Jego głos nie brzmiał całkiem normalnie.
Powiedziałam coś, co raczej nie przystoi
dziewczynie w moim wieku. Wszystko przez to, że w końcu zorientował się,
dlaczego brzmiał dziwnie, a przynajmniej mogłam sądzić, że wiem. Naprowadziły
mnie na to jego rozszerzone źrenice. Zdenerwowany szarpnął mnie za rękę i
wprowadzil w głębszy mrok.
- Przyłączysz się do nas. – Teraz to nie było
pytanie.
Ukradkiem spojrzałam na twarze jego towarzyszy. W
sumie było ich czterech. Jeden właśnie wypuszczał z ust szary dym, drugi
trzymał w prawej dłoni butelkę piwa, a trzeci miał jadł lizaka, co wydało mi
się wręcz absurdalne i miałam ochotę prychnąć na to, co zobaczyłam, ale jednak
się powstrzymałam.
Temu, który
mnie trzymał najwyraźniej nie spodobał się brak odpowiedzi, bo pchnął mnie na
kamienną ścianę kamienicy, a później podszedł do mnie i mocno mnie
spoliczkował. Wbrew pozorom prawie nie poczułam bólu. Na początku. Mimowolnie
zauważyłam, że chłopak z lizakiem drgnął i rozejrzał się po reszcie grupy.
Kolejny cios był mocniejszy. Splunęłam krwią na chodnik i odepchnęłam tego
damskiego boksera z taką siłą, że zachwiał się i mnie puścił. Wyminęłam go i
ruszyłam w kierunku mojego mieszkania. Słyszałam jego kroki za placami, ale one
nagle ustały.
- Zostaw ją – powiedział któryś z nich.
Odwróciłam nieznacznie głowę i spostrzegłam, że to
najwyższy chłopak, czyli ten z lizakiem, zastąpił drogę tamtemu. Wróciłam do
pustego domu i położyłam się spać.
Następnego
dnia znów ich spotkałam. Tym razem to był dzień, więc ulice tętniły życiem.
Zaczepili mnie i mało brakowało bym nie wepchnęła tego chłopaka mojego wzrostu
pod samochód. W myślach nawet to zrobiłam. Gdy zobaczyłam ich w tym miejscu,
byłam pewna, że moje wczorajsze podejrzenie było trafne. Dilerzy. Na pewno nie
stali tam bez przyczyny. Ten idiota znów rzucał nieciekawymi tekstami, ale tym
razem przystopował go wysoki szatyn, któremu włosy opadały na czoło. To ten
sam, który wczoraj zatrzymał tamtego.
Spotkałam
ich jeszcze kilka razy i kilka razy szatyn stawał w mojej obronie, jeśli można
to tak nazwać. Pewnego wieczoru doszło do rękoczynów, ale nie ja najbardziej
ucierpiałam. Fakt, znów dostała po twarzy, ale tym razem nawet nie zdążyłam
oddać, bo wcześniej wspomniany chłopak skutecznie powstrzymał tego nerwusa. Na
dodatek dogonił mnie, gdy już się stamtąd wymknęłam.
- Nie powinnaś o tej godzinie włóczyć się po
mieście.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić – odparłam,
wierzchem dłoni ścierać krew z brody. – Kto jak kto, ale ty na pewno nie.
- Co masz na myśli? – zapytał dopiero po chwili.
- Nie będę się słuchać ćpuna.
Chciałam, żeby dał mi spokój, ale dalej szedł obok
mnie.
- Skąd wiesz?
- To widać.
- Więc dlaczego ze mną rozmawiasz?
- Bo nie mogę wywalić cię z ulicy. Tu nie ma
drzwi.
Chłopak przez długą chwilę się nie odzywał.
- Mam na imię Sungjoon - wypalił nagle.
- Nie interesuje mnie to – odburknęłam.
- Powinnaś od razu uciec tego pierwszego wieczoru.
- Powinnam .
- Więc dlaczego tego nie zrobiłaś?
- Bo tego chciałaby moja siostra – odparłam
twardo.
- To chyba dobrze, że nie chce byś pakowała się w
kłopoty.
- Nie chciała. Ona nie żyje.
Na samą myśl o tym miałam wilgotne oczy. Chłopak
odchrząknął, najwyraźniej nie wiedząc co ma zrobić.
- Nie żyje przez takich jak wy. Podobno
przedawkowała. Aresztowano jej chłopaka, wiedziałam, że ma coś za uszami. Zeznał,
że raz dała mu się namówić, a on był wtedy pod wpływem i przesadził.
Nie wiedziałam, dlaczego mu to wszystko mówię.
Może, żeby w końcu się ode mnie odczepił.
- Przykro mi.
- Lepiej zastanów się nad sobą i nad tym co
sprzedajesz. Ciekawe ilu masz ludzi na sumieniu.”
To była nasza
pierwsza rozmowa. Później spotkałam go jeszcze parę razy, ale samego, bez tej
bandy. Nie zagadywał pierwszy, a ja nie miałam w planach poznania go lepiej.
Nie planowałam tego, ale życia nie da się zaplanować.
„Słoneczny dzień, godzina osiemnasta, tabuny
ludzi. Ludzi, którzy całkowicie zajęci swoim życiem, nie widzieli tego
zdarzenia. Nikt prócz mnie nie widział, bo nikt nie chciał widzieć.
- Hej! Zostawcie go! – krzyknęłam już z daleka.
Szybko podeszłam do bandy chuliganów.
- Spadaj stąd – rzucił jeden z nich i mocno kopnął
leżącego w brzuch.
- Dzwonię po policję – powiedziałam twardo i
zaczęłam szperać w torebce. Wbrew pozorom nie szukałam telefonu tylko gazu
pieprzowego.
Gdy jeden z nich zbliżył się do mnie, psiknęłam mu
gazem z oczy. Wrzeszczał, ale chwilowo oślepiony nie mógł mnie dosięgnąć.
Znokautowałam go dość szybko. Nie oszukujmy się, powalenie faceta na kolana nie
jest takie trudne. Zdziwienie odmalowało się na twarzach jego kolegów. Przestali
kopać leżącego i przez moment miałam wrażenie, że na mnie napadną.Nadal
trzymałam w prawej ręce puszkę z gazem.
- Bierzcie swojego kumpla i wypad stąd, bo dzwonię
na policję – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Wymienili spojrzenia, ale się nie ruszyli. Wyjęłam
z kieszeni telefon, dopiero wtedy zareagowali. Po chwili już ich nie było.
Przykucnęłam przy chłopaku leżącym na chodniku i zorientowałam się, że to
Sungjoon. Obrócił się na plecy i spojrzał na mnie trochę zdziwiony.
- Poradziłbym sobie…
Zignorowałam to „podziękowanie” i pomogłam mu
usiąść. Miał rozbity łuk brwiowy i pewnie połamane żebra.
- Zadzwonię po karetkę.
- Czekaj, nie rób tego. – Gdy nałożył swoją dłoń
na moją, przeszedł mnie dreszcz. To było dziwne. – Jeśli pojadę do szpitala, to
będę musiał powiedzieć, kto mi to zrobił.
- To powiesz.
- Jeśli powiem, to mnie zabiją. – Mimo że byliśmy
sami, szeptał. W jego głosie słyszałam strach.
- Więc co zrobisz? – zapytałam po chwili.
Patrzył na mnie jakby nieśmiało.Choć wyglądał
beznadziejnie, to pod wpływem tego wzroku miałam ochotę się do niego
uśmiechnąć. Cały czas trzymał mnie za rękę.
- Sam sobie nie poradzę.
- Pomogę ci, jeśli powiesz mi o co chodzi –
odparłam szybko i zaraz zganiłam się za to w duchu.
- Mój wujek jest lekarzem, ale przecież nie
przyjedzie po mnie na ulicę.
- Powiedz mi gdzie mieszkasz, to cię tam
zaprowadzę.
- Tylko, że ja nie mam mieszkania. – Spuścił głowę
widocznie zażenowany tym faktem.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Musiałam podjąć
pewną decyzję, a to wcale nie było łatwe. Mimo wszystko co się wydarzyło, ten
chłopak mnie rozczulał. Chyba zaczęło mi zależeć, żeby wyszedł na prostą.
- Okay, poczekasz u mnie na wujka.”
To było sześć
lat temu. Mimo sprzeciwu Sungjoona powiedziałam jego wujkowi o narkotykach.
Dowiedziałam się wtedy, że wylądował na bruku, bo miał już osiemnaście lat i
musiał opuścić dom dziecka. Ojca nie znał, a matka zachorowała i zmarła. Wuj go
nie przygarnął, bo jego żona się na to nie zgodziła. Tych narkomanów poznał
własnie w sierocińcu i z czasem stał się taki jak oni. Pobili go, bo
powiedział, że nie będzie już sprzedawać tego świństwa. Później nasz kontakt się
urwał. Gdy spotkałam go następnym razem, był już po odwyku, miał mieszkanie i
prace. Tak jakoś wyszło, że zaczęliśmy się spotykać.
Wstałam z ziemi, obolała poszłam do salonu i
wyjrzałam przez szybę. Samochodu już nie było.
Opowiedziałam pani adwokat o wszystkim i
poprosiłam, by jak najszybciej porozmawiała o tym z Sungjoonem. Lepiej byłoby
dla niego gdyby się przyznał i zaczął współpracować z policją. Dostałby mnie
mniejszy wyrok. Ja nie mogłam z nim o tym pogadać, bo nasza pośredniczka nie
mogła załatwić widzenia szybciej niż za tydzień. Ta sprawa nie mogła czekać.
Sungjoon zaczął mówić prawdę, gdy minął
miesiąc od aresztowania. Złapali tych dilerów, ale nie wiedziałam, co stanie
się z nim. Okazało się, że „poprosili” go o ostatnią przysługę. Jego starzy
przyjaciele. Nie mógł odmówić, bo mu grozili. Zgodził się przewieść narkotyki
przez granicę. Z USA tutaj. Jednak nie wziął całego towaru, bo spodziewał się,
że go złapią.
Równo sześćdziesiątego dnia zadzwonił dzwonek
do drzwi. Otworzyłam je bez pośpiechu. Nie spodziewałam się, że przyjdzie bez
zapowiedzi. Długo skrywane łzy spłynęły po moich policzkach. Nachylił się i
przyciągnął mnie do siebie. Schowałam twarz w materiale jego koszulki.
Brakowało mi go każdego dnia.
- Nie wróciłem
po to, żebyś płakała – powiedział cicho.
Nic nie
zrobiłam sobie z jego uwagi i szlochałam dalej. Ostatni raz wylałam tyle łez na
pogrzebie siostry, ale to było zupełnie coś innego.
- Jesteś
idiotą – rzuciłam, odsuwając się od niego.
- Przepraszam –
odparł i spuścił wzrok.
Znów miałam
wrażenie, że jest między nami bariera, przez którą nie mogę go dotknąć. Kosmyki
czarnych włosów opadały mu na czoło. Spojrzenie wbił w podłogę. Wyglądał na
przybitego. Nie mogłam na to patrzeć. Najpierw kazałam mu się pochylić, a
następnie złączyłam nasze usta. W ten sposób wyrzuciłam z siebie całą tęsknotę. Ostatni raz całowaliśmy się pięć miesięcy temu,
przytulałam się do niego pięć miesięcy temu, rozmawialiśmy swobodnie pięć
miesięcy temu. Najchętniej wymazałabym te dni z mojego życia, były straszne.
- Kocham cię –
wyszeptał między pocałunkami.
Słysząc to,
tylko się uśmiechnęłam. Przecież znał odpowiedź.
Piszę jeszcze raz, bo poprzedni komentarz się nie opublikował ;O
OdpowiedzUsuńTo tak... uważam, że to opowiadanie jest bardzo dobrze. Spodobało mi się to, że było nieprzewidywalne i do samego końca nie wiedziałam jak się sytuacja potoczy. Jestem zachwycona, xoxo <3
http://looking-for-paradise-lost.blogspot.com/