17.05.2015

Bang Sung Joon - 5 miesięcy


Scenariusz dla Love Lali.

 Rozpoczął się dwudziesty dzień. Deszcz głucho bębnił o chodniki, samochody i parapety. Mimo że zegar  wybił niedawno dwunastą, na dworze było szaro i ponuro. Gęste chmury szczelnie przesłaniały niebo. Chłodny wiatr pojawiał się sporadycznie i znienacka, ale gdy już się pojawiał, to zawsze był silny i bezlitosny. Trochę jak niektórzy ludzie, silni, bezlitośni i chłodni.
 Zamknęłam drzwi na klucz. Schowałam dłonie do kieszeni kurtki. Wciągnęłam zimne powietrze nosem  i w końcu ruszyłam w stronę auta. Czekałam na ten dzień od dawna, ale gdy nadszedł, zaczęłam wątpić. Wątpić w moje bezpieczeństwo. Wątpić w dobre zakończenie.
 Wsiadłam do samochodu i odpaliłam silnik. Włączyłam ogrzewanie. Niespokojnie zerknęłam w boczne lusterko, ale nie spostrzegłam nic nadzwyczajnego. Ruszyłam bez problemu, choć moje dłonie drżały. Drżały tak już od dwóch tygodni. Na samą myśl o zbliżającym się spotkaniu, cała drżałam. Powinnam skupić swoją uwagę na drodze, ale wrażenie, że ktoś mnie śledzi, nie znikało ani na moment. Nawet we własnym mieszkaniu czułam się obserwowana. Zupełnie jakby ściany posiadały oczy. Miliony gałek ocznych, które uważnie mi się przyglądały.

 Zatrzasnęłam drzwiczki samochodu, nacisnęłam odpowiedni  przycisk na pilocie, a następnie ruszyłam w stronę znajomej twarzy. Kobieta czekała na mnie przed budynkiem. Nogi miałam jak z waty, ale łudziłam się, że tego nie zauważy.
- Dzień dobry – powiedziałam jako pierwsza.
- Dzień dobry. Jest pani gotowa?
Zatrzymałam wzrok na jej twarzy o delikatnych rysach. Nadal nie mieściło mi się w głowie, że ta kobieta ma ponad trzydzieści lat, ale w tej chwili to akurat było najmniej istotne.
- Bardziej gotowa chyba nigdy nie będę – odparłam po chwili. – Problem w tym, że nigdy nie byłam w takim miejscu.
- Proszę się nie denerwować, nic pani nie grozi.
Koreanka otworzyła drzwi. Trochę zdziwiło mnie, że zrobiła to tak sprawnie, bo wejście sprawiało wrażenie dość potężnego, a ona była drobnej budowy.
 Wewnątrz budynku nie było zbyt ciepło, ale i tak dużo przyjemniej niż na dworze. Przyjemniej tylko pod względem temperatury, bo wizualnie… Szare ściany, z których miejscami odpadała farba, raczej nie napawały nikogo optymizmem i dobrym humorem.
 Z chłopakiem mogłam się zobaczyć, dopiero gdy strażnicy sprawdzili czy nie mam przy sobie żadnych podejrzanych przedmiotów. Podeszłam do krzesła z szybko bijącym sercem. To było nasze pierwsze spotkanie w więzieniu. Niby teraz widzieliśmy się wyraźnie, ale jednak pomiędzy nami znajdowała się bariera, gruba szyba. Chwyciłam za słuchawkę telefonu, który stał nieopodal.
- Sungjoon… - zaczęłam niepewnie, bo ciągle czułam się jak w jednym z najgorszych koszmarów.
- Tęskniłem za tobą, ____ - odparł cicho chłopak.
Bałam się, że nie dam rady zatrzymać łez, które teraz cisnęły mi się do oczu. Musiałam być silna dla niego, dla nas. Zamrugałam parokrotnie, ale to tylko pogorszyło sprawę.
- Też tęskniłam. Jak się czujesz? – Mój głos drżał tak jak moje dłonie.
Brunet wzruszył ramionami. Wiedziałam, że nie chciał mnie dodatkowo martwić, ale nie mogłam nie zapytać.
- Powiedz mi, proszę…
- ____, tu nie jest tak źle.
Zacisnęłam zęby. Nie mogłam słuchać tych kłamstw, przecież widziałam, jak wyglądał. Worki pod oczami świadczyły o tym, że nie mógł spać. Ciemne włosy miał w całkowitym nieładzie. Oczy bez życia i wyblakła twarz. Nie tak źle?
- Jak cię tu traktują?
- Myślałem, że będzie gorzej  - odparł z bladym uśmiechem.
Dlaczego nie potrafiłam w to uwierzyć?
- Wyciągnę cię stąd, obiecuję. – Ledwo panowałam nad głosem.
Chłopak wyraźnie się zmieszał i odwrócił wzrok od moich oczu. Po raz pierwszy naszły mnie wątpliwości.
- Bo jesteś niewinny…prawda?
- Oczywiście – odrzekł oburzony moim pytaniem. – Jak mogłaś pomyśleć inaczej? Wydawało mi się, że mi ufasz.
- To chyba jasne, że ci ufam. – Udzieliło mi się jego zdenerwowanie. Wzięłam głęboki oddech i się uspokoiłam. –Po prostu dziwnie się zachowujesz…
- Dziwnie? – zapytał jakby nieswoim głosem. – Dziwnie? – Zacisnął zęby, gdy nie usłyszał ode mnie odpowiedzi. – Jak mam się niby zachowywać? Siedzę tu już dwadzieścia dni do cholery!
Nigdy nie podnosił na mnie głosu, dlatego teraz czułam się, jakby ktoś mnie spoliczkował. Strażnik mierzył bruneta groźnym wzrokiem, aż ten w końcu się uspokoił. Chłopak przetarł dłonią czoło i zamilkł.
- Przepraszam, nie chciałam cię zdenerwować – wydukałam.
- Nie, to ja przepraszam. Poniosło mnie. Po prostu chciałbym już stąd wyjść – odparł zmęczonym głosem.
- Będzie…
- Zaczekasz na mnie? – wypalił nagle.
- Co? – zapytałam zaskoczona.
- Nie wiadomo czy mnie uniewinnią.
 Poczułam gulę w gardle, dlatego musiałam chwilę przetrzymać  chłopaka w tej niepewności. Nerwowo postukiwał palcami o blat stołu.
- Zaczekam, obiecuję
- Nie obiecuj. Jeśli jednak mnie skażą, to…
- Porozmawiamy o tym po wydaniu wyroku, dobrze? Może wszystko się ułoży.
Patrzył na mnie bystro tymi swoimi czekoladowymi oczami, jakby chciał doszukać się w moich słowach niepewności lub, co gorsza, kłamstwa. Może w tej sytuacji to, co powiedziałam, brzmiało absurdalnie, ale mówiłam szczerze. Miałam nadzieję, że go wypuszczą. Wierzyłam w jego wersję wydarzeń. Wierzyłam, że nie zrobił nic złego.
- Myślisz, że jak szybko się zobaczymy?
- Raczej jak późno. Chciałbym cię widzieć codziennie. – Posłał mi jeden ze swoich uwodzicielskich uśmiechów.
- Oppa, tylko nie podrywaj strażniczek – odparłam rozbawiona.
- A co, jeśli to one będą mnie podrywać? – zapytał cicho, udając przy tym przestraszonego.
- Nie bój się, przecież nie będą cię molestować.
- Skąd wiesz?
- Sungjoon…
- Okay, masz rację.
- Zawsze mam r… - zaczęłam z dumą w głosie.
- Ale gdyby jednak chciały, to powiem im, że moja dziewczyna gryzie – przerwał mi i uśmiechnął się niewinnie.
- Przecież ja nie gryzę.
- Wiem o tym, ale one nie wiedzą. – Puścił do mnie oczko.
Zaśmiałam się cicho. Na chwilę nawet zapomniałam o naszym beznadziejnym położeniu, ale przypomniała mi o tym dzieląca nas gruba szyba.
 Po chwili podeszła do nas pani adwokat i od tego momentu rozmawialiśmy w trójkę, bo Sungjoon uznał, że nie chce niczego przede mną ukrywać, więc kobieta przekazywała mi wszystko, co mówił. To ona trzymała słuchawkę. Nie dyskutowaliśmy zbyt długo, bo po pierwsze kończył się czas odwiedzin, a po drugie mój chłopak obstawał przy tym, co zeznał na początku, bo to, co wtedy powiedział, było prawdą.
  W domu nie mogłam znaleźć dla siebie żadnego zajęcia. Nieważne za co się zabierałam, nic mi nie wychodziło. Nie mogłam się skupić. Ciągle podchodziłam do okna i nieznacznie odsuwałam firany, by móc przez nie wyjrzeć. Może zaczynało mi odbijać, ale miałam wrażenie, że czarny samochód, który teraz stał pod blokiem naprzeciw właśnie mojego okna, jechał za mną, gdy wracałam z więzienia. Nie byłam pewna, bo większość aut jest czarnych, a na modelach raczej nie znałam się zbyt dobrze. Moje obawy potęgował fakt, że w samochodzie ewidentnie ktoś siedział, a ja wróciłam do domu już dobre dwie godziny temu. Możliwe, że ten ktoś wcześniej wychodził, ale bardzo w to wątpiłam. Sprawa Sungjoona nie była znowu taka błaha, dlatego brałam pod uwagę opcję, że ktoś będzie chciał się z nim rozmówić, a skoro go nie ma, to „odpowiedzialność” tej rozmowy spadnie na mnie.
 Zapadł zmierzch, a on nadal tam był. Mijały godziny i nadal nic się nie zmieniało. Tej nocy nie mogłam spać, nawet o tym nie myślałam. Bałam się, że gdy tylko zamknę oczy, to on jakimś sposobem dostanie się do mojego mieszkania. On lub Ona. Wersja z Nim jednak była bardziej prawdopodobna. Jeśli Sungjoon mówił prawdę, to czego oni by ode mnie chcieli? Jeśli jednak nie mówił, to może chcieli, żebym mu coś przekazała? Nie wiem.
 Zastanawiałam się nad tym wszystkim całą noc. Dokładnie przeanalizowałam moment zatrzymania Sungjoona. Czekałam na niego na lotnisku. Nawet teraz niemal mogłam usłyszeć  szum, który panował w tamtym miejscu. Jego samolot wylądował z ponad godzinnym opóźnieniem. Radość, która wypełniała moje serce, gdy w końcu zobaczyłam go po trzech miesiącach rozłąki, była nie do opisania. Przez ten czas był w Stanach Zjednoczonych i chodził na przeróżne castingi. Nawet nie zdążyliśmy zamienić ze sobą choćby jednego słowa, bo strażnicy nagle go zatrzymali i kazali mu otworzyć walizkę i torbę. Wtedy do nich podeszłam i zapytałam, co się stało, ale nie otrzymałam żadnej odpowiedzi. Pamiętam, że pomyślałam, iż to tylko jakaś nic nie znacząca kontrola, mimo to wcześniej wspomniana radość prysnęła w jednej chwili. Wtedy nawet nie wpadłoby mi do głowy, jak bardzo się myliłam. Sungjoon otworzył torbę podróżną, a wtedy mężczyźni szybko ją sprawdzili. Później położył walizkę na ziemi i także ją otworzył, najpierw największą kieszeń, a następnie każdą mniejszą. Nie spojrzał wtedy na mnie ani razu. Jakbym w ogóle do niego nie podeszła, jakbym tam nie stała i nie przyglądała się całemu zajściu, jakbym była niewidzialna, jakbym nie istniała albo jakby mnie nie znał. Wówczas nie zwróciłam na to uwagi, bo byłam zbyt zszokowana tym, co znaleźli strażnicy w jego walizce. W jej wewnętrznej kieszeni. Gdy wyjęli z niej kilka, a może kilkanaście, plastikowych woreczków wypełnionych białym proszkiem, czas jakby się zatrzymał, zrobiło mi się gorąco i zakręciło mi się w głowie, ale nie upadłam. Trzymałam się mocno na nogach, choć czułam się całkowicie rozbita. Całą resztę oglądałam jakby z boku. Zakuli go w kajdanki, nie szarpał się, choć ciągle podkreślał, że nie wie skąd te torebeczki wzięły się w jego walizce. Nie widziałam w jego oczach strachu i wtedy nawet mnie to trochę ucieszyło, bo od razu wytłumaczyłam sobie, że było tak jak mówił, ale teraz wiem, że było tam coś jeszcze oprócz spokoju. Dziwna pewność siebie połączona ze zdenerwowaniem. Rozglądał się, ale nie spojrzał na mnie. Zabrali go i jego rzeczy, a ja nie poszłam za nimi. Stałam jak skamieniała przed dłuższą chwilę. Później poszłam do samochodu, ale nie pojechałam od razu. Byłam zbyt roztrzęsiona, by prowadzić. Siedziałam w aucie jakąś godzinę, ale nie ruszyłam do domu. Najpierw odwiedziłam kancelarię adwokacką. Mimo że nadal byłam w szoku, opowiedziałam wszystko ze szczegółami. Nie docierało do mnie, że Sungjoon został aresztowany najprawdopodobniej pod zarzutem przemytu narkotyków.
 Przekręciłam się na drugi bok, gdy zaczęło świtać. Szczelniej otuliłam się jasnym kocem, aby po chwili zrzucić go na podłogę i wstać. Przeciągnęłam się, ziewając szeroko. Podeszłam do okna. Samochód nadal tam był, ale nie wiedziałam czy ktoś w nim siedział. Poszłam się przebrać, a później cały dzień krzątałam się po mieszkaniu. Nadal nie mogłam znaleźć sobie zajęcia na dłużej, a przez to ciągle wyglądałam przez szybę, auto ciągle tam stało. W porze obiadowej zorientowałam się, że mam pustą lodówkę. W pierwszej chwili trochę się zlękłam, ale uspokoiłam się myślą, że ten samochód na pewno należy do któregoś z sąsiadów, a ja po prostu świruję.
 Ubrałam buty, kurtkę i wyszłam z mieszkania. Dzisiejsza pogoda była niemal identyczna jak wczorajsza. Zimno, mokro i wietrznie. Schowałam ręce do kieszeni i ruszyłam w stronę najbliższego sklepu. Usłyszałam trzaśnięcie drzwiczek od samochodu. Na ten dźwięk serce podskoczyło mi do gardła, ale nie odwróciłam się. Nieznacznie przyspieszyłam kroku. Ulżyło mi, gdy usłyszałam za plecami stukot obcasów. Trochę się rozluźniłam. Resztę drogi pokonałam w miarę spokojnie. W sklepie kupiłam taką ilość produktów, żebym nie musiała jutro nigdzie wychodzić. Aktualnie miałam studenckie wakacje, więc mogłam cały dzień siedzieć w domu.
 Przyznam, że przekonanie się na własne oczy, iż w czarnym jeepie siedział ten sam mężczyzna, który siedział w nim gdy niecałą godzinę temu wychodziłam z domu, było jak kubeł zimnej wody na moje wyciszone nerwy. Ciągle musiałam być czujna. Słyszałam ciężkie kroki na klatce schodowej, które zbliżały się do mnie, gdy przekręcałam klucz w zamku. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi , w tym samym momencie ktoś siłą wepchnął mnie do mieszkania. Przeklinałam się w duchu, że nie byłam wystarczająco ostrożna.
 Uderzyłam plecami o ścianę w korytarzu i usłyszałam trzask drzwi. Chciałam krzyczeć, ale nieznajomy zakrył mi usta dłonią. Patrzyłam na jego śniadą twarz oczami pełnymi szczerej nienawiści. Policzki miał pokryte bliznami, oczy ciemnobrązowe i kwadratową szczękę. Był koło trzydziestki. Niższy od Sungjoona, ale szerszy w barkach i zapewne silniejszy. Nachylił się i zaczął mówić.
- Przekaż swojemu kochasiowi, że ma podać nam namiary na resztę towaru. Nie wiem, jak to zrobi i nie obchodzi mnie to, po prostu chcę wiedzieć, gdzie jest towar. Rozumiesz? – To było pytanie retoryczne. – I lepiej żeby trzymał gębę na kłódkę.  – Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i zmniejszył odległość między naszymi twarzami. – W innym razie coś może ci się stać.
Chwycił mnie za ramiona i pchnął mnie na podłogę. Upadając uderzyłam tyłem głowy o ziemię, dlatego przed oczami na moment pojawiły mi się ciemne plamki.
- Pamiętaj, żadnych psów.
Ponownie trzasnęły drzwi. Łzy wydostały się spod moich przymkniętych powiek. Nie chodziło o to, że bolały mnie ramiona, głowa i plecy. Moja wiara w niewinność ukochanego chłopaka prysnęła tak, jak dwadzieścia jeden dni temu radość na lotnisku. Łudziłam się, że mówił mi prawdę, że wszystko się ułoży i będziemy szczęśliwi. Nie wiem, co bardziej bolało – moja naiwność czy jego kłamstwa. Podniosłam się do siadu, cicho szlochając. Przecież mogłam przewidzieć, że w końcu wpadnie na jakiś głupi pomysł. Myślałam, a nawet byłam pewna, że się zmienił, ale jednak starych nawyków nie da się tak łatwo wykorzenić. Okoliczności, w których się poznaliśmy, na pewno nie były miłe, a co dopiero romantyczne. Zamknęłam oczy i pozwoliłam wspomnieniom wrócić. Ten jeden raz.
„Szłam późnym wieczorem opustoszałą ulicą. Latarnie paliły się jasno nad moja głową. Ona nie pozwoliłaby mi wracać o tej godzinie samej do domu. Pewnie wydzwaniałaby do mnie od paru godzin, a gdybym w końcu odebrała, najpierw by na mnie nakrzyczała, a później kazała zadzwonić po taksówkę albo poczekać, aż sama po mnie przyjedzie. Zrobiłabym, to co by kazała. Zawsze tak było. Troszczyła się o mnie, od kiedy pamiętam.Często się kłóciłyśmy, bo traktowała mnie, jak dziesięcioletnie dziecko, ale zawsze szybko się godziłyśmy. Wiem, że robiła to dla mojego dobra. Teraz włóczyłam się po mieście bez celu. Było już po trzeciej, a na dodatek cała przemarzłam, więc jednak obrałam kurs na dom. Żeby znaleźć się w nim jak najszybciej, skręciłam w boczną uliczkę, która była już trochę gorzej oświetlona. Przez długi czas myślałam, że nikogo tam nie ma, dlatego gdy usłyszałam męski głos, niemal podskoczyłam.
- Hej, gdzie się tak spieszysz, hmm? Podejdź tu.
Zignorowałam to i szłam dalej w swoją stronę. Puszczałam mimo uszy wołania grupki chłopaków. Już miałam wyjść zza zakrętu, gdy jeden z nich chwycił mnie za nadgarstek i obrócił twarzą do siebie. Był mniej więcej mojego wzrostu. Miał ciemne oczy, ale o to nietrudno w tych stronach. Staliśmy przez moment w ciszy. Nie odrywałam wzroku od jego oczu. Chciałam, żeby wiedział, że nie jestem kimś, kim można pomiatać. Patrzyłam na niego śmiało, choć tak naprawdę w głowie roiło mi się od najczarniejszych scenariuszy.
- Nawet ładna jesteś, ale jakaś taka spięta.Może przyłączysz się do nas? Powiem ci na wstępie, że nie lubię, gdy ktoś mi odmawia. –Jego głos nie brzmiał całkiem normalnie.
Powiedziałam coś, co raczej nie przystoi dziewczynie w moim wieku. Wszystko przez to, że w końcu zorientował się, dlaczego brzmiał dziwnie, a przynajmniej mogłam sądzić, że wiem. Naprowadziły mnie na to jego rozszerzone źrenice. Zdenerwowany szarpnął mnie za rękę i wprowadzil w głębszy mrok.
- Przyłączysz się do nas. – Teraz to nie było pytanie.
Ukradkiem spojrzałam na twarze jego towarzyszy. W sumie było ich czterech. Jeden właśnie wypuszczał z ust szary dym, drugi trzymał w prawej dłoni butelkę piwa, a trzeci miał jadł lizaka, co wydało mi się wręcz absurdalne i miałam ochotę prychnąć na to, co zobaczyłam, ale jednak się powstrzymałam.
 Temu, który mnie trzymał najwyraźniej nie spodobał się brak odpowiedzi, bo pchnął mnie na kamienną ścianę kamienicy, a później podszedł do mnie i mocno mnie spoliczkował. Wbrew pozorom prawie nie poczułam bólu. Na początku. Mimowolnie zauważyłam, że chłopak z lizakiem drgnął i rozejrzał się po reszcie grupy. Kolejny cios był mocniejszy. Splunęłam krwią na chodnik i odepchnęłam tego damskiego boksera z taką siłą, że zachwiał się i mnie puścił. Wyminęłam go i ruszyłam w kierunku mojego mieszkania. Słyszałam jego kroki za placami, ale one nagle ustały.
- Zostaw ją – powiedział któryś z nich.
Odwróciłam nieznacznie głowę i spostrzegłam, że to najwyższy chłopak, czyli ten z lizakiem, zastąpił drogę tamtemu. Wróciłam do pustego domu i położyłam się spać.
 Następnego dnia znów ich spotkałam. Tym razem to był dzień, więc ulice tętniły życiem. Zaczepili mnie i mało brakowało bym nie wepchnęła tego chłopaka mojego wzrostu pod samochód. W myślach nawet to zrobiłam. Gdy zobaczyłam ich w tym miejscu, byłam pewna, że moje wczorajsze podejrzenie było trafne. Dilerzy. Na pewno nie stali tam bez przyczyny. Ten idiota znów rzucał nieciekawymi tekstami, ale tym razem przystopował go wysoki szatyn, któremu włosy opadały na czoło. To ten sam, który wczoraj zatrzymał tamtego.
 Spotkałam ich jeszcze kilka razy i kilka razy szatyn stawał w mojej obronie, jeśli można to tak nazwać. Pewnego wieczoru doszło do rękoczynów, ale nie ja najbardziej ucierpiałam. Fakt, znów dostała po twarzy, ale tym razem nawet nie zdążyłam oddać, bo wcześniej wspomniany chłopak skutecznie powstrzymał tego nerwusa. Na dodatek dogonił mnie, gdy już się stamtąd wymknęłam.
- Nie powinnaś o tej godzinie włóczyć się po mieście.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić – odparłam, wierzchem dłoni ścierać krew z brody. – Kto jak kto, ale ty na pewno nie.
- Co masz na myśli? – zapytał dopiero po chwili.
- Nie będę się słuchać ćpuna.
Chciałam, żeby dał mi spokój, ale dalej szedł obok mnie.
- Skąd wiesz?
- To widać.
- Więc dlaczego ze mną rozmawiasz?
- Bo nie mogę wywalić cię z ulicy. Tu nie ma drzwi.
Chłopak przez długą chwilę się nie odzywał.
- Mam na imię Sungjoon  - wypalił nagle.
- Nie interesuje mnie to – odburknęłam.
- Powinnaś od razu uciec tego pierwszego wieczoru.
- Powinnam .
- Więc dlaczego tego nie zrobiłaś?
- Bo tego chciałaby moja siostra – odparłam twardo.
- To chyba dobrze, że nie chce byś pakowała się w kłopoty.
- Nie chciała. Ona nie żyje.
Na samą myśl o tym miałam wilgotne oczy. Chłopak odchrząknął, najwyraźniej nie wiedząc co ma zrobić.
- Nie żyje przez takich jak wy. Podobno przedawkowała. Aresztowano jej chłopaka, wiedziałam, że ma coś za uszami. Zeznał, że raz dała mu się namówić, a on był wtedy pod wpływem i przesadził.
Nie wiedziałam, dlaczego mu to wszystko mówię. Może, żeby w końcu się ode mnie odczepił.
- Przykro mi.
- Lepiej zastanów się nad sobą i nad tym co sprzedajesz. Ciekawe ilu masz ludzi na sumieniu.”
To była nasza pierwsza rozmowa. Później spotkałam go jeszcze parę razy, ale samego, bez tej bandy. Nie zagadywał pierwszy, a ja nie miałam w planach poznania go lepiej. Nie planowałam tego, ale życia nie da się zaplanować.
„Słoneczny dzień, godzina osiemnasta, tabuny ludzi. Ludzi, którzy całkowicie zajęci swoim życiem, nie widzieli tego zdarzenia. Nikt prócz mnie nie widział, bo nikt nie chciał widzieć.
- Hej! Zostawcie go! – krzyknęłam już z daleka.
Szybko podeszłam do bandy chuliganów.
- Spadaj stąd – rzucił jeden z nich i mocno kopnął leżącego w brzuch.
- Dzwonię po policję – powiedziałam twardo i zaczęłam szperać w torebce. Wbrew pozorom nie szukałam telefonu tylko gazu pieprzowego.
Gdy jeden z nich zbliżył się do mnie, psiknęłam mu gazem z oczy. Wrzeszczał, ale chwilowo oślepiony nie mógł mnie dosięgnąć. Znokautowałam go dość szybko. Nie oszukujmy się, powalenie faceta na kolana nie jest takie trudne. Zdziwienie odmalowało się na twarzach jego kolegów. Przestali kopać leżącego i przez moment miałam wrażenie, że na mnie napadną.Nadal trzymałam w prawej ręce puszkę z gazem.
- Bierzcie swojego kumpla i wypad stąd, bo dzwonię na policję – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Wymienili spojrzenia, ale się nie ruszyli. Wyjęłam z kieszeni telefon, dopiero wtedy zareagowali. Po chwili już ich nie było. Przykucnęłam przy chłopaku leżącym na chodniku i zorientowałam się, że to Sungjoon. Obrócił się na plecy i spojrzał na mnie trochę zdziwiony.
- Poradziłbym sobie…
Zignorowałam to „podziękowanie” i pomogłam mu usiąść. Miał rozbity łuk brwiowy i pewnie połamane żebra.
- Zadzwonię po karetkę.
- Czekaj, nie rób tego. – Gdy nałożył swoją dłoń na moją, przeszedł mnie dreszcz. To było dziwne. – Jeśli pojadę do szpitala, to będę musiał powiedzieć, kto mi to zrobił.
- To powiesz.
- Jeśli powiem, to mnie zabiją. – Mimo że byliśmy sami, szeptał. W jego głosie słyszałam strach.
- Więc co zrobisz? – zapytałam po chwili.
Patrzył na mnie jakby nieśmiało.Choć wyglądał beznadziejnie, to pod wpływem tego wzroku miałam ochotę się do niego uśmiechnąć. Cały czas trzymał mnie za rękę.
- Sam sobie nie poradzę.
- Pomogę ci, jeśli powiesz mi o co chodzi – odparłam szybko i zaraz zganiłam się za to w duchu.
- Mój wujek jest lekarzem, ale przecież nie przyjedzie po mnie na ulicę.
- Powiedz mi gdzie mieszkasz, to cię tam zaprowadzę.
- Tylko, że ja nie mam mieszkania. – Spuścił głowę widocznie zażenowany tym faktem.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Musiałam podjąć pewną decyzję, a to wcale nie było łatwe. Mimo wszystko co się wydarzyło, ten chłopak mnie rozczulał. Chyba zaczęło mi zależeć, żeby wyszedł na prostą.
- Okay, poczekasz u mnie na wujka.”
To było sześć lat temu. Mimo sprzeciwu Sungjoona powiedziałam jego wujkowi o narkotykach. Dowiedziałam się wtedy, że wylądował na bruku, bo miał już osiemnaście lat i musiał opuścić dom dziecka. Ojca nie znał, a matka zachorowała i zmarła. Wuj go nie przygarnął, bo jego żona się na to nie zgodziła. Tych narkomanów poznał własnie w sierocińcu i z czasem stał się taki jak oni. Pobili go, bo powiedział, że nie będzie już sprzedawać tego świństwa. Później nasz kontakt się urwał. Gdy spotkałam go następnym razem, był już po odwyku, miał mieszkanie i prace. Tak jakoś wyszło, że zaczęliśmy się spotykać.
 Wstałam z ziemi, obolała poszłam do salonu i wyjrzałam przez szybę. Samochodu już nie było.
 Opowiedziałam pani adwokat o wszystkim i poprosiłam, by jak najszybciej porozmawiała o tym z Sungjoonem. Lepiej byłoby dla niego gdyby się przyznał i zaczął współpracować z policją. Dostałby mnie mniejszy wyrok. Ja nie mogłam z nim o tym pogadać, bo nasza pośredniczka nie mogła załatwić widzenia szybciej niż za tydzień. Ta sprawa nie mogła czekać.
 Sungjoon zaczął mówić prawdę, gdy minął miesiąc od aresztowania. Złapali tych dilerów, ale nie wiedziałam, co stanie się z nim. Okazało się, że „poprosili” go o ostatnią przysługę. Jego starzy przyjaciele. Nie mógł odmówić, bo mu grozili. Zgodził się przewieść narkotyki przez granicę. Z USA tutaj. Jednak nie wziął całego towaru, bo spodziewał się, że go złapią.
 Równo sześćdziesiątego dnia zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam je bez pośpiechu. Nie spodziewałam się, że przyjdzie bez zapowiedzi. Długo skrywane łzy spłynęły po moich policzkach. Nachylił się i przyciągnął mnie do siebie. Schowałam twarz w materiale jego koszulki. Brakowało mi go każdego dnia.
- Nie wróciłem po to, żebyś płakała – powiedział cicho.
Nic nie zrobiłam sobie z jego uwagi i szlochałam dalej. Ostatni raz wylałam tyle łez na pogrzebie siostry, ale to było zupełnie coś innego.
- Jesteś idiotą – rzuciłam, odsuwając się od niego.
- Przepraszam – odparł i spuścił wzrok.
Znów miałam wrażenie, że jest między nami bariera, przez którą nie mogę go dotknąć. Kosmyki czarnych włosów opadały mu na czoło. Spojrzenie wbił w podłogę. Wyglądał na przybitego. Nie mogłam na to patrzeć. Najpierw kazałam mu się pochylić, a następnie złączyłam nasze usta. W ten sposób wyrzuciłam z siebie całą tęsknotę. Ostatni raz całowaliśmy się pięć miesięcy temu, przytulałam się do niego pięć miesięcy temu, rozmawialiśmy swobodnie pięć miesięcy temu. Najchętniej wymazałabym te dni z mojego życia, były straszne.
- Kocham cię – wyszeptał między pocałunkami.

Słysząc to, tylko się uśmiechnęłam. Przecież znał odpowiedź. 



 Takie to jakieś dziwne wyszło. Sama nie wiem, co mam powiedzieć o tym scenariuszu. Może ocenę pozostawię wam.

1 komentarz:

  1. Piszę jeszcze raz, bo poprzedni komentarz się nie opublikował ;O
    To tak... uważam, że to opowiadanie jest bardzo dobrze. Spodobało mi się to, że było nieprzewidywalne i do samego końca nie wiedziałam jak się sytuacja potoczy. Jestem zachwycona, xoxo <3

    http://looking-for-paradise-lost.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń