17.04.2015

Chen - Nie chcę mieszać w twoim życiu...


Scenariusz dla Zhang Tucii.

 Po mieszkaniu nadal rozchodził się znajomy zapach jego wody kolońskiej. Wciąż wyraźnie go czułam. Ta woń otaczała mnie z każdej strony, coraz mocniej zacieśniała swoje łańcuchy na moim zlodowaciałym sercu. Kiedyś koiła nerwy, teraz tylko wzmagała tęsknotę i poczucie bezradności. Czułam się jak więzień czyichś snów. Jego snów. Wspomnienia z każdą kolejną sekundą raz po raz wybuchały w zakątkach mojego serca niczym fajerwerki, po czym wszystkie znikały. Tylko na moment, ale znikały, pozostawiając mnie całkiem pustą. Zawsze, gdy tylko zamykałam oczy, miałam wrażenie, że znów zbliża swoją twarz do mojej, a jego ciepły oddech delikatnie muska moje policzki tuż przed pocałunkiem.
Chciałam jego oddechu mieszającego się z moim przynajmniej jeszcze ten jeden raz. Moje serce drżało na samą myśl o jego czekoladowych oczach i niewinnym uśmiechu. Czułam jak się rozpada. Przede mną rozciągała się tylko czarna pustka. Może trochę nieświadomie wyciągnęłam ręcę przed siebie, mając nadzieję, że natrafię na jego sylwetkę w tym mroku. Oczami wyobraźni wciąż widziałam nas razem. Wciąż widziałam nas szczęśliwych.
 Potknęłam się o coś leżącego na podłodze i sama po chwili zwijałam się na posadzce z bólu. Zacisnęłam powieki, żeby zatrzymać łzy. Ostatnio było ich w moim życiu zbyt wiele, ale czymś musiałam wypełnić pustą przestrzeń, którą po sobie pozostawił. Dźwignęłam się na nogi i przeszłam parę kroków. Po długim przeszukiwaniu gładkiej ściany, w końcu zlokalizowałam klamkę. Nacisnęłam ją i otworzyłam drzwi. Tutaj ten zapach był jeszcze silniejszy. Jasny blask księżyca wlewał się do pomieszczenia przez niezasłonięte i niedomknięte okno. Powoli, ostrożnie stawiajac każdy krok przeszłam na środek pokoju. Tak jak kiedyś. Wtedy nie chciałam go przez przypadek obudzić, teraz… teraz chciałam dalej się łudzić, że robię wszystko by go nie obudzić. Wprowadziłam się tu zaledwie dwa tygodnie temu, dlatego jeszcze nie do końca znałam topografię tego miejsca. Te dwa tygodnia były z jednej strony najlepszymi w moim życiu, ale zaś z drugiej istnym koszmarem. Te dwa odczucie całkiem się wykluczają. Dwa tygodnie, dwa odczucia, a ile uczuć, emocji.
 Zacisnęłam pięści na myśl, że to już koniec i więcej się nie zobaczymy. Westchnęłam ciężko i podeszłam do okna. Otworzyłam je szerzej. Dzisiejsza noc była ciepła, ale nie gorąca. Idealna. Bez pośpiechu przełożyłam nogi na drugą stronę, już po chwili siedziałam na dachu. Nie bałam się, to nie był pierwszy raz, gdy się tu znalazłam. Przez ułamek sekundy nawet poczułam ciepło bijące od jego skóry, gdy obejmował mnie ramieniem. Potrząsnęłam głową, żeby odgonić od siebie te wspomnienia. Każde z nich niszczyło mnie od wewnątrz. Każde skuwała moje serce kolejną porcją lodu, a przez to miałam wrażenie, że zamiast krwi płynie we mnie lodowata woda, która niedługo stężeje.
 Z tej perspektywy wszystko wyglądało trochę inaczej. Szkoda, że zmiana otoczenia nie sprzyja zmianie myśli. Z niemałym zainteresowaniem obserwowałam samochody, które przejeżdżały tędy od czasu do czasu. W duchu liczyłam, że może w którymś z nich go zobaczę. To głupie, wiem. Wiele bym oddała, żeby usłyszeć chociaż jeden jego szept. Nie mogłam pogodzić się z tym, że odszedł. Teoretycznie powinnam być przygotowana na taką ewentualność, ale praktycznie wcale tak nie jest. Wiedzieliśmy, że to nie do końca bezpieczna i uczciwa gra, ale wierzyliśmy w siebie nawzajem. Wierzyliśmy, że nam się uda. Może gdybyśmy rozstali się, bo nasza miłość się wypaliła, a nie pod czyjąś presją, to bym tak nie tęskniła. Tak naprawdę nawet nie zerwaliśmy. Nie wiem, co w tej sytuacji jest najgorsze, wszystko jest straszne. Nawet nie mogę się z nim skontaktować. Numer jego telefonu już nie istnieje, podobnie jak mój.
Nie płacz, przecież nie mogą nas pozamykać w klatkach. Obiecuję, że wrócę.
 Te słowa były ostatnimi, które od niego usłyszałam. Wyryły się w mojej pamięci. Był, nadal jest moją pierwszą miłością, a przecież o tym się nie zapomina. Cień uśmiechu, który wtedy przemknął po jego twarzy, mógłby bez problemu roztopić moje serce, gdybym tylko zobaczyła go na żywo. Nie zobaczę. Ciężko było mi pojąć, że straciłam go dzisiaj rano. Czas zaczął płynąć dużo wolniej od tego zdarzenia.
 Gdy zauważyłam znajome auto, szybko z powrotem wgramoliłam się do mieszkania. Zamknęłam za sobą okno. Cicho przeszłam do swojego pokoju. Nie zapalałam światła, ponieważ jakieś dwie godziny temu była awaria i pół miasta nie miało prądu. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki na schodach, a później pukanie do drzwi. Nic nie powiedziałam, nie zamierzałam się do nich odzywać. Po paru sekundach pomieszczenie rozjaśniło się przez światło latarki i zobaczyłam…  mojego tatę? Co on tu robił? Prawie się uśmiechnęłam, ale akurat zdałam sobię sprawę z tego, co to oznacza.
- Nigdzie nie jadę – powiedziałam stanowczo i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Mówiłaś, że nie wie.
- Bo nie wiedziała – odparła moja mama.
- Nie jestem głupia, a tak na marginesie to mam imię.
-____, posłuchaj…
Padłam twarzą na poduszkę, gdy tylko usłyszałam głos mojej matki, mówiący, że mam posłuchać. Nie chciałam jej słuchać. Jej szczególnie.
- Nie zachowuj się jak dziecko. Rano mówiłaś, że jesteś prawie dorosła.
- A ty powiedziałaś, że prawie robi dużą różnicę, więc uznałam, że skoro nie jestem dorosła, to będę zachowywać się jak dziecko. – Mój głos był przygłuszony, ale nadal wyraźnie zdenerwowany. Sama myśl o dzisiejszym poranku bolała.
- Przestań się uśmiechać, to nie jest zabawne.
- Przepraszam, ale nie przyzwyczaiłem się jeszcze, że ____ potrafi pyskować – odparł mój tata. Mogłam sobie wyobrazić, jak mama zirytowana przewraca oczami. Sama też często tak robiłam.
- Może gdybyś bardziej ingerował w jej wychowanie, to byś się przyzwyczaił.
Widywaliśmy się zawsze co drugi weekend, ale czasem częściej. Nie narzekałam, cieszyłam się, że te spotkania były regularne.
- Nie rób ze mnie takiego złego ojca. Przecież spotykamy się przynajmniej dwa razy w miesiącu.
- No właśnie, dwa razy w miesiącu. To prawie nic – powiedziała z wyrzutem.
Odchrząknęłam dość głośno.
- Nadal tu jestem.
- Dopóki nie usiądziesz i na nas nie spojrzysz, to tak jakby cię tu nie było.
- Okay, to jednak mnie nie ma. Rozmawiajcie sobie dalej – rzuciłam obojętnie.
Na chwilę zapadła głucha cisza.
-____, zrób to, o co matka cię prosi.
- Ale ona nie prosi.
Zaczynało mnie to nawet bawić. Nie chodzi o to, że była typem dziewczyny, która zawsze musi dostać to czego chce, po prostu byłam zdruzgotana tym , co rano się stało i musiałam się jakoś pocieszyć, dlatego robiłam im na złość.
- Dziecko, siadaj i porozmawiaj z nami normalnie – głos mojej rodzicielki był coraz bardziej zdenerwowany.
Zrezygnowana w końcu usiadłam. Spojrzałam w oczy ojca i bezgłosćie powiedziałam „nie prosi”. Ona rozkazuje, a nie prosi.
- Teraz będziesz mieszkać z ojcem.
- To nie wiem po co była ta awantura o mnie i Jongdae.
- Bo to, że nie będziesz tu mieszkać, nie znaczy, że ja i jego tata nie jesteśmy razem.
Zacisnęłam dłonie w pięści i wzięłam głęboki oddech. Kolejny ładunek gniewu wybuchł w mojej głowie. Wypuściłam słowa razem z powietrzem.
- Zawsze liczysz się tylko ty, a moje uczucia w ogóle cię nie interesują!
- Wszyscy wiedzą , że ja i jego ojciec jesteśmy razem. Jakby to wyglądało, jakbyście też byli razem? Co by ludzie powiedzieli?
- Obcy ludzie obchodzą cię bardziej od własnej córki? – zapytałam ze łzami w oczach. Nie chciałam znowu płakać, wolałam być wściekła. Zacisnęłam powieki i po krótkiej chwili wróciłam do zaciętego wyrazu twarzy.
- Przecież wiesz, że nie o to chodzi.
- Dobrze, będę pojadę z tatą, choć wiem, co chcesz tym osiągnąć. Po prostu chcesz, żeby Jongdae nie wiedział, gdzie ma mnie szukać. Jak pojadę, to przynajmniej nie będę musiała cię słuchać… Teraz wyjdźcie z mojego pokoju. Muszę się spakować.
Nie odezwali się, ale zrobili to czego od nich oczekiwałam, bo przecież nie prosiłam. Latarka została, więc bez problemy mogłam zabrać swoje rzeczy. Widocznie mojej mamie bardzo się spieszyło, bo kazała mi się wynosić w środku nocy. Oczywiście nie powiedziała tego wprost, ale przecież o to chodziło. Nie dość, że Jongdae nie mnie nie znajdzie, to jeszcze stracę to miejsce, w którym co noc przesiadywaliśmy. Dach tego domu. Jego pokój już stał pusty, mój za moment też się taki stanie.
 Dźwigając walizkę, zeszłam po schodach. Zatrzymałam się dopiero w salonie. Spojrzałam na ojca wyczekująco. Nie miałam do niego żalu. Do niego nie. Wstał i pożegnał się ze swoją byłą żoną. Obdarzyłam matkę tylko zirytowanym spojrzeniem i jako pierwsza wyszłam z domu. Ona nic nie powiedziała, a ja nie zamierzałam zaczynać rozmowy.
 W samochodzie usiadłam na miejscu obok kierowcy. Założyłam słuchawki i oparłam głowę o szybę. Gdy auto ruszyło, wszystko co znałam zaczęło się oddalać. Coraz szybciej. Może mieszkałam tu tylko dwa tygodnie, ale mój poprzedni dom znajdował się blisko tego, a teraz jechałam na drugi koniec miasta. Jednak to nadal to samo miasto, a ludzie wiedzą o ich związku. Masakra. Nie obchodziło mnie, co pomyślą ludzie. To ich wina jeśli nie mieli własnego życia i musieli zajmować się czyimś. Ja i Jongdae nie jesteśmy spokrewnieni, więc nie rozumiem tej całej sytuacji. To jakaś farsa.
 Obracałam telefon w dłoniach. Był mi prawie niepotrzebny. Dobrze, że chociaż kartę pamięci mi zostawili. Zabrać czyjąś kartę SIM, skandal po prostu. Odblokowałam komórkę. Witał mnie uśmiechnięty Jongdae. Jak go poznałam czyli parę miesięcy temu, powiedziałam mu, że wygląda trochę jak skrzyżowanie psa z kaczką. To chyba nie było zbyt trafne spostrzeżenie. Nie moja wina, że robił „dzióbek” jak kaczka. Był przy tym naprawdę uroczy. Chyba odebrał to wtedy jako coś obraźliwego, bo trochę się oburzył, ale koniec końców zaczęliśmy się z tego śmiać. To tylko jedno z nieskończonej ilości naszych wspomnień. Może ich ilość była nieskończona, ale nie zmieniało to faktu, że chciałam tworzyć nowe. Teraz jednak zostały mi chyba już tylko wspomnienia. Bez adresu, bez numeru.
 Gdy dojechaliśmy na miejsce, ledwo trzymałam się na nogach. Nagle przypomniałam sobie, że przecież mój ojciec ma partnerkę. Oby nie była zbytno narwana albo przesadnie miła. Nie miałam ochoty na nowe znajomości, dlatego ucieszyłam się, że już spała. Poznamy się dopiero jutro.
 Mój nowy pokój był trochę mniejszy od poprzedniego, ale nie przeszkadzało mi to. Już miałam się czym przejmować. Wzięłam prysznic i od razu położyłam się do łóżka. To był naprawdę długi dzień.
  Obudziłam się z szybciej bijącym sercem. Przelotnie spojrzałam na zegarek. Dwadzieścia po czwartej. Jakie szczęście, że trwają wakacje. Kogo obchodzi, że położyłam się cztery godziny temu? Mnie na pewno nie. Usiadłam trochę roztrzęsiona. Kręciło mi się w głowie. Próbowałam przypomnieć sobie ten adres, ale nic z tego. Może nigdy mi czegoś takiego nie mówił? Możliwe, że tylko mi się to przyśniło. Odtworzyłam w pamięci cały sen.
 Na samym początku siedzieliśmy nad jeziorem. Gapiłam się niego, zresztą jak zawsze. To chyba moje ulubione zajęcie. Do rzeczy… Wschód słońca i Jongdae w tym świetle… Boże… Miało być do rzeczy…  Zapytałam czy myśli, że nasi rodzice się zorientują, a on najpierw tylko pokiwał zamyślony głową. Nie wierzę, Jongdae wtedy myślał. Chyba mi się przewidziało. Nieważne. Później złapaliśmy kontakt wzrokowy i lekko się uśmiechnął. Gdy w końcu się odezwał, powiedział, że nie mam o tym teraz myśleć, bo nie warto. Mówił, że nawet jeśli się zorientują, to przecież i tak nie zmienią naszych uczuć. Żadne z nas wtedy nie pomyślało, że sprawy mogą się tak potoczyć. Wtedy przyznałam mu rację. Razem oglądaliśmy jak słońce budzi się do życia i powiem szczerze, że w tej chwili nic więcej nie potrzebowałam. Miałam przy sobie najzabawniejszego, najprzystojniejszego, najmilszego chłopaka, jakiego w życiu spotkałam. Sam w sobie był wszystkim czego tylko pragnęłam, a do tego ten piękny widok, który mogliśmy wspólnie oglądać. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Zburzył ten bajkowy nastrój, gdy wrócił do tematu rodziców. Powiedział, że jakby co jego mama mieszka w… gdzie? Sęk w tym, że ten adres chyba rozmył się przez plusk wody. Przyleciały kaczki, a ja zamiast się skupić na tym co powiedział, krzyknęłam, że jego siostry po niego przyszły i zaczęłam się głośno śmiać. Później… Później się całowaliśmy. Nie wiem jak to się stało, wcale nie wiem, ale potoczyliśmy się po brzegu i znaleźliśmy się w wodzie. Była naprawdę zimna, w końcu to był dopiero pierwszy tydzień kwietnia. Zerwałam się wtedy ze szkoły, zresztą on też. Jasne, że to nie był tylko sen. Teraz, jak już się rozbudziłam, pamiętam to dużo lepiej. Za nic w świecie nie przypomnę sobie tego adresu. Wiem tylko, że chodzi o sąsiednie miasto. Zrezygnowana z powrotem wtuliłam twarz w poduszkę. Tęskniłam za nim i nic nie mogło zagłuszyć tego uczucia.
 Już nie zasnęłam. Rano czekałam aż ktoś przyjdzie do mojego pokoju, bo tak naprawdę nie wiedziałam, gdzie mogę iść. Nie w tym domu. Wcześniej byłam tu tylko parę razy, ale nigdy na noc. Długo leżałam i przewracałam się z boku na bok, ale mijały minuty, a nikt nie przyszedł. Po ósmej wstałam i podeszłam do walizki. Nie zabrałam wszystkich rzeczy, ale na razie powinny wystarczyć. Wyjęłam pierwsze lepsze ciuchy i poszłam do łazienki, żeby się przebrać. Gdy otworzyłam drzwi, zorientowałam się, że wszyscy jeszcze śpią. W całym domu panowała cisza, którą oczywiście zagłuszyłam swoimi krokami.
 Minęła dziewiąta, a ja nadal siedziałam w swoim nowym pokoju. Moja mama raczej zawsze budziła mnie około dziewiątej, więc byłam przyzwyczajona do takiego wstawania. Cóż, może będę mogła zmienić nawyk. Sięgnęłam po telefon i uśmiechnęłam się lekko do niego. Zaczynam wariować, tak, to pewne. Nie ma to jak uśmiechać się do rzeczy martwych. Ustalmy, że nie uśmiechnęłam się do telefonu tylko do Jongdae na tapecie. Chciałabym móc uśmiechnąć się do niego na żywo, najlepiej tak w cztery oczy. Jeszcze bardziej chciałabym móc zobaczyć jego uśmiech.
 W końcu ktoś zapukał do drzwi, a po chwili się one otworzyły.
- Cześć, tato – rzuciłam, przeglądając galerię w telefonie.
- Zawsze myślałem, że młodzież śpi do późniejszych godzin – powiedział odrobinę zdziwiony.
- Nie, gdy mieszka się z mamą. Ona nie pozwoliłaby mi spać do dziesiątej. Chyba, że byłabym chora.
- Zjesz z nami śniadanie?
Spojrzałam na ojca i widząc zakłopotanie w jego oczach, musiałam powstrzymać impuls zaśmiania się.
- Jasne.
Przeszłam z nim do jadalni, w której zobaczyłam młodszą od mojej matki kobietę. Ciemne włosy sięgały jej poniżej ramion, patrzyła na mnie niepewnie piwnymi oczami. Zatrzymałam na niej wzrok na dłuższą chwilę, a później znów przeniosłam go na mężczyznę.
- Oboje wyglądacie tak, jakbyście się mnie bali. Jestem ____.
Podałam kobiecie rękę, a ona lekko ją uścisnęła i również mi się przedstawiła. Nie miałam nic przeciwko niej. Nie, dopóki… Nieważne.
 Po śniadaniu dalej zastanawiałam się, jak mogłabym znaleźć Jongdae. Niby istnieją portale społecznościowe, ale on raczej nigdy nie był ich zwolennikiem, bo i tak zawsze zapominał hasła. Zapominał go nawet, gdy było zapisane na kartce. Po prostu gubił tę kartkę. Może zmienił zdanie albo wpadł na to, żeby mnie poszukać. Oby tak było. Włączyłam laptopa i weszłam na pierwszy z portali. Nie było żadnych powiadomień, które mogłyby mnie zainteresować, a poprzez wyszukiwanie również nic nie znalazłam. Później kolejny portal i jeszcze jeden. Już miałam zrezygnować, gdy przypomniałam sobie o jeszcze jednej stronie.
- Zakładasz tu konto, żeby randkować,gdy nie będę patrzeć?
- Nie bądź zazdrosny, przecież to nie jakiś portal randkowy tylko taki normalny.
Jeśli pamiętał tę sytuację,to wybrałby właśnie ten portal. Wpisałam adres strony, zalogowałam się i niemal nie pisnęłam z radości. Nawet myśleliśmy tak samo. Jego wiadomość była naprawdę wyczerpująca.
____, odpisz jak najszybciej. Proszę.
Tak romantycznie. Teatralnie przewróciłam oczami i odpisałam. Napisał to zaledwie godzinę temu, więc liczyłam na prędką odpowiedź. Nawet nie zauważyłam, że nerwowo uderzałam palcami w blat. W zamyśleniu patrzyłam na swoją rękę. W końcu wybudził mnie dźwięk wiadomości.
Już myślałem, że się nie odezwiesz… Gdzie jesteś?
Napisałam mu skróconą relację z mojego wczorajszego dnia i kawałka dzisiejszego. Przy okazji zapytałam o ten adres. Później znów czekałam na odpowiedź. Pisaliśmy jeszcze przez chwilę, a następnie ustaliliśmy czas i miejsce spotkania. Nad jeziorem o piętnastej. Czyli za dwie godziny. Zastanawiałam się, czy mogę poprosić ojca o zawiezienie mnie tam. Nie zastanawiałam się długo, poprosiłam. Zgodził się. Może, dlatego że nie wspomniałam mu z kim zamierzam się spotkać… Przecież nie pytał.
 Siedziałam na trawie i czekałam na niego. Spóźniał się już dobre pół godziny. Zapomniałam wymienić się z nim numerami telefonów, więc nawet nie mogłam zadzwonić. Super. Zaczęłam się martwić, że może coś mu się stało, a później pomyślałam, że może zapomniał. Szybko wybiłam to sobie z głowy. O naszym spotkaniu chyba by nie zapomniał. Naglepoczułam, jak czyjeś dłonie zasłaniają mi oczy. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Wybacz, ale autobus mi uciekł – powiedział zdyszany.
- Nic się nie stało – odparłam spokojnie.
Rozsiadł się obok mnie. Niby nie widzieliśmy się tylko półtora dnia, ale przez ten krótki czas zdąrzyła powstać między nami dziwna bariera. Może wynikało to z sytuacji, w której się rozstaliśmy. Nasi rodzice wręcz zabraniali nam spotykania się, odseparowali nas od siebie. W jakimś stopniu na pewno wpłynęło to na nasze relacje. Czułam, że trzyma dystans, a ja nie miałam za bardzo odwagi, żeby go przełamać jednak musiałam to zrobić.
- Jongdae, wszystko w porządku?
Przysunęłam się bliżej niego. Po chwili objął mnie raminiem.
- Dlaczego pytasz?
- Nie jesteś taki jak zwykle. Nie żartujesz, nie śmiejesz się…
- Jest w porządku. Po prostu nie wiem, jak powinienem się teraz zachować.
Podniosłam głowę i spojrzałam w jego ciemne oczy. Był wyraźnie zakłopotany, chyba pierwszy raz widziałam go takiego.
- Dlaczego nie wiesz? – zapytałam, choć po części znałam odpowiedź.
Westchnął ciężko i odchylił się do tyłu, opierając się rękoma o trawę, żeby nie upaść. Widziałam w jego oczach zakłopotanie, troskę oraz zwątpienie i wcale mi się to nie podobało. Po chwili milczenia spuścił wzrok.
- Nie chcę mieszać w twoim życiu… - zaczął nieśmiało.
- O czym ty teraz mówisz? Przecież gdybym nie chciała się z tobą spotkać, to nie odpisałabym na wiadomość.
- Wiem, ale nigdy nie chciałem, żeby przeze mnie pogorszyły się twoje relacje z mamą.
- Och, przestań gadać takie głupoty, bo pomyślę, że podmienili cię po drodze. Moje relacje z matką nigdy nie były jakieś specjalnie dobre. Określiłabym je jako poprawne, a ty wyjeżdżasz z takim czymś.
- Czyli nie gniewasz się za to?
Pokręciłam głową. Nie wiem, dlaczego w ogóle pomyślał, że mogłabym być na niego za to zła, ale Jongdae stawiał rodzinę na trochę innym miejscu niż ja.
- Nie chodzi tylko o to, prawda?
- Zastanawiam się czy nasz związek ma sens.
Te słowa raniły moje uszy, sprawiały, że w żyłach czułam ten sam lód, który pojawił się po jego odejściu. Wtedy myślałam, że to koniec, a teraz ta wizja na chwilę oddalona, wróciła. Tym razem to ja uciekłam od jego spojrzenia. Jongdae był moją pierwszą prawdziwą miłością, a chyba większość dziewczyn w takiej sytuacji myśli, że to już ten jedyny.
- Mówisz poważnie? – zapytałam tak cicho, że gdy nie odpowiedział od razu, zaczęłam się zastanawiać czy w ogóle mnie usłyszał.
- Nie chodzi o to, że już cię nie kocham, po prostu nie wiem czy powinniśmy to ciągnąć.
To brzmiało mniej więcej jak: „Zostańmy przyjaciółmi”. Gdyby były tu jakieś drzwi, to bym wyszła i nimi trzasnęła.
- ____, nie myśl, że już nie czuję do ciebie tego co wcześniej…
- Powiedz mi lepiej, co robię źle – rzuciłam, siląc się na spokój.
- ____, ale nie o to chodzi…
- Więc o co? Sam jeszcze wczoraj mówiłeś, że rodzice nas nie rodzielą. Zmieniłeś zdanie?
Czułam, że jeśli ta rozmowa nie zmieni kierunku, to się pokłócimy albo nawet gorzej. Może do tego zmierzał.
- Cieszyłam się z naszego spotkania, myślałam, że ty też. Nie rozumiem, dlaczego za wszelką cenę chcesz nas poróżnić. Do tej pory byliśmy…
-… idealni – dokończył za mnie i lekko się uśmiechnął.
Jego nagła zmiana nastroju i podejścia mnie zaskoczyła.
Przysunął się bliżej mnie i prawą dłonią dotknął mojego policzka.
- Nie sądziłem, że tak łatwo zwątpisz w moje uczucia – szepnął i nawet nie dał mi szansy na odpowiedź.
Mówiłam, że tęskniłam za jego uśmiechem. Cóż, uśmiechał się przecież ustami, więc chyba nie można uznać, że zapomniałam wspomnieć o pocałunkach, one też były ściśle związane z ustami. Znałam je już na pamięć, ale mimo to nadal były ciekawe. Gdy już odsunęliśmy się od siebie, moje obawy zniknęły. Jego wyraz twarzy w tej chwili był niewiarygodnie znajomy. Teraz mogłam nazwać go moim Jongdae.
- Jak mogłeś mnie tak wkręcać? – zapytałam z wyrzutem.
- Wybacz. To twoje przerażenie było nawet trochę zabawne – powiedział, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Nie byłam przerażona – zaprzeczyłam stanowczo.
- Byłaś.
Przewróciłam oczami. Nie byłam przerażona, może trochę zaniepokojona…
- Nie wierzę, że dałaś się nabrać – po tych słowach nagle wybuchnął śmiechem.
- To nie jest śmieszne – odparłam i popchnęłam go na trawę. – Może powspominamy.
Jego wargi przywarły do moich, a może nawet było odwrotnie…




 Mój kryzys trwa dalej... Wybaczcie, że ten scenariusz jest taki, jaki jest, ale naprawdę na razie nie mam pomysłów. Chena praktycznie tu nie ma... Oby następny OneShot był lepszy. Męczyłam się i męczyłam, ale mimo to jakoś mi nie wyszło. Z trzech scenariuszy, które napisałam z Jongdae, wszystkie były nieudane. Chyba się nie lubimy XD
 Choć sama sobie przyznam, że początek był obiecujący, ale później straciłam wątek i już tak dobrze nie szło.
 Tak na marginesie, to na początku trochę inspirowałam się tłumaczeniem piosenki EXO - Hurt.
 W ogóle to życzę powodzenia tym, którzy niedługo piszą egzaminy gimnazjalne. W przyszłym roku sama będę musiała życzyć sobie powodzenia XD

3 komentarze:

  1. Genialnie odpisałaś uczucia bohaterki. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Scenariusz jak najbardziej udany ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne. Faktycznie mistrzowsko odpisałaś te wszystkie uczucia i myśli <3 kocham <3/Mio

    OdpowiedzUsuń