Scenariusz dla Love Lali.
-____, słyszysz mnie? – Zapytał jakiś
chłopak.
Jego roztrzęsiony głos był przygłuszony.
Jakby dochodził z oddali. Do kogo on mówił?
-____, obudź się, proszę…
Poczułam, że ktoś dotknął mojej lewej, a
może prawej, ręki. To było dziwne. Miałam ochotę szybko zabrać dłoń. Słyszałam
czyjś nierówny oddech, bardzo wyraźny. Okazało się, że to tylko ja… Nigdy
wcześniej nie słyszałam swojego oddechu tak dobrze, a przynajmniej tego nie
pamiętam. Powoli, bardzo powoli otworzyłam oczy. Oślepiło mnie przerażająco
białe światło. Z głębokiej ciemności w nieskazitelną biel, trochę trudna zmiana.
Ostrożnie obróciłam głowę. Czułam się jakby ktoś kopał w moją czaszkę od
wewnątrz. Zatrzymałam wzrok na ciemnych oczach chłopaka, siedzącego na krześle
obok łóżka, na którym leżałam.
-____…
Chciał dotknąć mojej twarzy, ale zdążyłam
się odsunąć. Musiałam ugryźć się w język, żeby nie powiedzieć czegoś w stylu:
„Odbiło ci, koleś?” Czego on ode mnie chciał i kim była ____? Przecież ja mam
na imię… Boże, jak ja mam na imię?! Moje serce gwałtownie przyspieszyło. Z
całej siły wytężyłam umysł, ale w głowie nadal miałam tylko pustkę. Może to
tylko efekt szoku i zaraz wszystko sobie przypomnę. Skupiłam swoją uwagę na
szatynie.
- Jak się czujesz? – Zapytał troskliwie i
mocniej ścisnął moją dłoń.
- Kim jesteś? – Miałam wrażenie, że po raz
pierwszy słyszę głos, który wydobył się z moich ust.
- Słucham?
Na jego twarzy malowało się niedowierzanie.
Zauważyłam, że jego brązowe włosy ciekawie kontrastowały z bladą skórą. Był
naprawdę… przystojny? Chyba lepiej pasuje do niego określenie ładny.
- Kim jesteś?
W momencie, w którym otworzył usta, żeby
coś powiedzieć do sali wszedł lekarz.
- Widzę, że już się obudziłaś – powiedział
z uśmiechem mężczyzna w średnim wieku.
Chłopak powiedział mu coś na ucho, na co
ten zrobił współczującą minę.
- To raczej przejściowe. Musimy być
cierpliwi.
Doktor wyprosił chłopaka z
pomieszczenia i zaczął wypytywać mnie o różne rzeczy. Jak się czuję,
czy coś mnie boli, a później czy potrafię powiedzieć coś o sobie. Nie
pamiętałam nawet swojego odbicia w lustrze. Zupełnie jakbym obudziła się w
czyimś ciele i umyśle, w czyimś życiu. Lekarz powiedział, że z czasem wszystko
wróci do normy, ale ja mu nie wierzyłam. Kiedyś wszystko będzie normalnie, ale
nie byłam pewna czy chcę, żeby tak było. Z jakiegoś powodu trafiłam do szpitala
z trzema złamanymi żebrami, silnym wstrząśnieniem mózgu i czymś tam jeszcze. Na
dodatek dowiedziałam się, że byłam dwa tygodnie w śpiączce. Może lepiej byłoby
gdybym nie poznała tej prawdy?
Gdy szatyn wrócił do pomieszczenia,
usiadł tam gdzie wcześniej i przez chwilę się nie odzywał. Nie wyglądał dobrze,
podkrążone oczy, rozczochrane włosy i ten nieobecny wzrok. Schował twarz w
dłoniach. Zrobiło mi się go żal, choć tak naprawdę go nie znałam, ale to
nieważne. Po prostu wyglądał tak bezradnie. Zauważyłam, że jego ramiona zaczęły
się delikatnie trząść. Nie mogłam dłużej na to patrzeć, odwróciłam wzrok.
Zacisnęłam zęby. Mijały minuty, a nic się nie zmieniało. Gdybym tylko wiedziała
jak ma na imię, może mogłabym coś powiedzieć.
- Naprawdę mnie nie pamiętasz? – Zapytał
drżącym, załamującym się głosem.
- Przepraszam, ale nie.
- Nie przepraszaj, to nie twoja wina.
Westchnęłam cicho. Niby nie moja, ale nie
zmienia to faktu, że wyrzuty sumienia dręczyły właśnie mnie. Doktor powiedział,
że jeśli dobrze pójdzie to jutro wypiszą mnie ze szpitala. Problem w tym, że
nie wiem gdzie mieszkam.
- Dlaczego nie przyszli do mnie moi
rodzice? – Utkwiłam spojrzenie w jego zapłakanych oczach.
Nie potrafił mi odpowiedzieć. Wytarł łzy z
policzków, ale one wciąż płynęły. Pierwszy raz widziałam płaczącego chłopaka,
chyba pierwszy raz. Sama już nie wiem, to trudne. Nic nie wiem, nie wiem, co
widziałam, co słyszałam,co czułam, jak żyłam, z kim żyłam, nic.
- Oni już do ciebie nie przyjdą –
powiedział dusząc w sobie szloch.
Ze zdziwienia otworzyłam szerzej oczy.
Dlaczego?
- Tak mi przykro…
- Poczekaj. O co chodzi? Nic nie rozumiem.
- Nie chcę ci tego teraz mówić.
- Ale ja chcę wiedzieć – odparłam
zdecydowanie.
Dlaczego moi rodzice nie chcieli mnie widzieć?
Zrobiłam coś źle?
- Później. Obiecuję, że ci powiem, ale
później.
Był zmęczony, więc nie chciałam go już
dalej męczyć.
- To głupie pytanie, ale jak masz na imię?
Zaśmiał się smutno.
- Powinienem się przedstawić. Jestem Kim
SeokJin. – Uśmiechnął się blado.
- Dobrze, więc SeokJin… opowiesz mi coś o
mnie?
To tak głupio brzmi, masakra.
-Opowiem, ale nie dzisiaj. Jest już późno.
Powinnaś iść spać.
Chciałam zaprotestować, ale gdy zobaczyłam
jego minę, nie miałam serca, żeby to zrobić.
- Rano przyjdę, dobranoc.
Po chwili wahania schylił się i pocałował
mnie w czoło. To było nawet miłe. Gdy się odwrócił mimowolnie się uśmiechnęłam.
Usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Przekręciłam się na drugi bok i zamknęłam w
oczy. Wizja ponownego odejścia w mrok trochę mnie przerażała, ale była
nieunikniona. Wzięłam głęboki oddech i powoli zaczęłam odpływać.
Do moich uszu dotarł znajomy
śmiech. Wyjrzałam przez okno. Obraz lekko się rozmywał, musieliśmy jechać dość
szybko. Światła ulicznych latarni łączyły się ze sobą w jedną jasną linię. Oczy
same mi się zamykały. W momencie, gdy oparłam głowę o szybę, dostałam SMS’a.
Wyjęłam telefon i uśmiechnęłam się widząc numer nadawcy wiadomości. Zaczęłam
czytać, a wtedy usłyszałam krzyk moich rodziców. Zdążyłam jedynie podnieść wzrok
i zobaczyć jak srebrna terenówka uderza w przód naszego samochodu. Nie
zdążyłam się nawet przestraszyć, poczułam tylko silny wstrząs.
Z szoku aż usiadłam. Serce biło mi
jak oszalałe, z trudem łapałam oddech. Po chwili do pomieszczenia wpadł lekarz
i jakaś pielęgniarka. Podali mi środki uspakajające. Dzięki nim znów mogłam
zasnąć.
Obudziłam się dość wcześnie, parę
minut po szóstej. Jina jeszcze nie było. Czekałam na niego cierpliwie, ale
po jakimś czasie zaczęłam się martwić. Jeśli on już nie przyjdzie, to nie będę
miała nikogo. Ani nie będę miała gdzie iść po wyjściu ze szpitala, a rano
dowiedziałam się, że jednak mnie dzisiaj wypisują. Co jakiś czas będę musiała
przychodzić na wizyty kontrolne i spotykać się z psychologiem, ale to było do
przewidzenia.
Chłopak zjawił się po południu. Nie
spodziewałam się, że tak bardzo ucieszę się na jego widok. Przyniósł mi moją
komórkę, która o dziwo nie ucierpiała i jakieś ubrania. Wychodzi na to, że
musiał mieć klucze do mojego mieszkania.
- Powiesz mi gdzie idziemy? -
Zapytałam gdy wyszliśmy z budynku.
- Do mnie.
- Do ciebie?
- Do mnie – odpowiedział spokojnie.
- Ale chyba nie mieszkasz sam, co?
Zatrzymał się nagle, zrobiłam to samo.
Widziałam, że był trochę zdenerwowany i smutny.
- Nie ufasz mi?
- Przecież nic takiego nie powiedziałam…
- Może się mnie boisz?
- Nie boję się, po prostu nic o tobie nie
wiem, a ty wiesz o mnie wszystko i to jest trochę niezręczne… - odparłam
zakłopotana.
Patrzył mi prosto w oczy.
- Przepraszam. Masz rację, to musi być
dziwne. Chodźmy.
Nawet nie zdążył się ruszyć, bo się do
niego przytuliłam. To był po prostu impuls. Chłopak na początku wstrzymał
oddech, ale po chwili objął mnie w talii. Gdy się od siebie odsunęliśmy,
zauważyłam, że był o wiele weselszy. Chwycił moją dłoń w swoją i splótł nasze
palce. Z każdą kolejną minutą czułam się w jego towarzystwie coraz lepiej i
coraz pewniej. Próbowałam przypomnieć sobie drogę, którą szliśmy, ale nic nie
chciało zaskoczyć. Zupełni tak jakby nigdy wcześniej mnie tu nie było.
Rozglądałam się próbując uchwycić jak najwięcej szczegółów.
Nie potrafiłam odnaleźć się w jego
mieszkaniu.
- Byłam tu kiedyś? – Zapytałam usadowiając
się na strasznie wygodnej kanapie, mogłabym z niej już nie wstawać. Może to po
prostu efekt zmęczenia.
- Byłaś i to nie raz.
Usiadł obok mnie.
- A ile?
-____, myślisz, że liczyłem? Nie
spodziewałem się, że kiedyś o tym zapomnisz – odparł spokojnie, a po tym zaczął
masować palcami swoje skronie i zamknął oczy.
- Boli cię głowa?
Odrobinę się do niego przysunęłam.
- Trochę, ale to nic takiego.
- Na pewno? Może masz gorączkę?
Przyłożyłam dłoń do jego czoła, ale szybko
ją cofnęłam.
- Przepraszam, nie chciałam – powiedziałam
odwracając wzrok.
- Nic się nie stało. – Uśmiechnął się.
Pierwszy raz poczułam, że w tym chłopaku
jest coś znajomego. Byłam niemal pewna, że już widziałam ten uśmiech. Musiałam
go widzieć, był taki szczery. Spojrzeniem zwiedziłam całe pomieszczenie, w rogu
stała przystrojona choinka. Jak to możliwe, że wcześniej jej nie zauważyłam?
Podeszłam do niej, a SeokJin po chwili zrobił to samo. Drzewko nie było jakieś
ogromne, ale też nie było małe. Obejrzałam je uważnie. Żadne z nas się nie
odzywało.
- Może zapalimy lampki? – Zapytał
niespodziewanie.
Pokiwałam jedynie twierdząco głową. Po
parunastu sekundach drzewko rozbłysnęło dziesiątkami kolorowych światełek. W
pierwszej chwili ich blask mnie poraził, musiałam zmrużyć oczy i odsunąć się od
choinki. Chłopak objął mnie w talii i przytulił się do moich pleców.
- Tęskniłem za tobą, wiesz? – Powiedział
cicho.
Chciałam odpowiedzieć „Ja za tobą też”, ale
jak to by zabrzmiało? To byłoby kłamstwo, bo nawet nie wiedziałam o jego
istnieniu.
- Ech, Jin, wiesz…
- Jak ty na mnie powiedziałaś? – Zapytał
szybko.
- No, Jin, a co?
Przekręciłam się tak, żeby móc spojrzeć w
jego oczy. Odbijały się w nich dziesiątki kolorowych światełek. Wyglądał
naprawdę uroczo. Uśmiechał się szeroko, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi.
Przybliżył swoją twarz do mojej. Poczułam, że moje serce zaczęło bić o wiele
szybciej.
- Przed wypadkiem tak na mnie mówiłaś.
- Naprawdę?
- Tak…
Zdziwiła mnie ta informacja, ale też
ucieszyła. Pocałował mnie w czoło, a później zmierzwił moje włosy.
- Muszę iść do twojego mieszkania, po
trochę twoich rzeczy.
- Czekaj, gdzie ja będę mieszkać?
- Tutaj.
- Co?
- Tutaj, ze mną.
Z nim? Sama z nim?
- Przecież nie możesz mieszkać sama,
przynajmniej przez rok. Zostań tutaj, rozgość się, a ja niedługo wrócę.
- Nie mogę pójść z tobą?
- Nie, lepiej zostań. Tylko ten jeden raz,
proszę.
Westchnęłam i w końcu się zgodziłam. Gdy
wyszedł zaczęłam spacerować po jego mieszkaniu i chyba trafiłam do jakiegoś
pokoju. Nacisnęłam włącznik światła. Zdziwiło mnie, że prawie cały pokój był
różowy. Po całym pomieszczeniu porozrzucane były przeróżne książki kulinarne
oraz kartki. Wzięłam do rąk kilka z jego biurka i zaczęłam je oglądać. Usiadłam
na krześle, które stało obok. Okazało się, że to były plakaty, ale nie takie
plakaty jakie często chłopcy mają w pokojach, bo przedstawiały one
szczeniaczki. Odłożyłam je na bok i chwyciłam zdjęcie oprawione w ramkę.
Patrząc na nie mimowolnie się uśmiechnęłam. Musieliśmy być ze sobą szczęśliwi,
a przynajmniej ta fotografia na to wskazywała. Odstawiłam ją na miejsce.
Wstałam i wyjrzałam przez okno znajdujące się nieopodal. Zaczął padać śnieg. Po
ubraniu kurtki i butów, wyszłam na dwór. Biały puch nieznacznie skrzypiał pod
moimi stopami. Wzięłam głęboki oddech, zimne powietrze wypełniło moje płuca. Po
chwili je wypuściłam obserwując jak para wydobywa się z moich ust. Płatki
śniegu spadające z nieba powoli otulały to miejsce przykrywając przy tym
wszystko inne. Ulice, łąki, chodniki, samochody, dachy domów niedługo utoną w
tej nieskazitelnej bieli. Przez nią świat wydawał się niewinny, niegroźny,
delikatny i spokojny, ale to wszystko jest tylko złudzeniem. Wyciągnęłam przed
siebie dłoń. Po krótkiej chwili wylądował na niej samotny płatek. Spojrzałam na
niego z bliska, ale niewiele mi to dało. Nie zmienia to faktu, że byłam pewna,
iż chociaż odrobinę różnił się od reszty. Niedługo potem się stopił. Ludzi
można porównać do płatków śniegu. Na pierwszy rzut oka wszyscy są tacy sami, po
powierzchownej obserwacji dochodzisz do wniosku, że jednak trochę się od siebie
różnią, ale gdy przyjrzysz im się dokładnie, zaczynasz rozumieć, że każdy z
nich jest wyjątkowy.
- ____, miałaś siedzieć w domu. Przeziębisz
się… - powiedział znajomy męski głos.
- Nie wiedziałam, że tak szybko wrócisz.
Przepraszam – odparłam nie odwracając się w jego stronę.
- Wszystko w porządku?
- Niezbyt.
To była najszczersza odpowiedź na jaką było
mnie stać, choć na język cisnęły mi się dziesiątki innych słów, ale zachowałam
je dla siebie, bo nie chciałam go ranić. Czy mogło być w porządku skoro moi
rodzice nie żyją? Skoro nic nie pamiętam? Choć to drugie może nie jest już
całkowitą prawdą. Stojąc tak na tym chłodzie doszłam do wniosku, że jednak coś
się zmieniło. Spojrzałam na niego odrobinę zagubiona.
- Oppa czy ty… - urwałam, bo nie byłam
pewna czy na pewno chcę go o to spytać, mogłam się mylić – uwielbiasz wiosenne
promienie słoneczne?
Zaskoczony pokiwał twierdząco głową.
Zamknęłam oczy próbując wydobyć z głębi swojego umysłu coś jeszcze,
ale nie było to łatwe. Za każdym razem gdy wydawało mi się, że potrafię złapać,
któreś ze wspomnień ono nagle się rozmywało. W końcu na coś trafiłam.
- I mrugasz lewą powieką, gdy jesteś głodny
– powiedziałam otwierając oczy, Jin stał przede mną uważnie mi się
przypatrując.
- Dokładnie tak.
Jego oczy lśniły mocniej niż dotychczas, a
może nawet mocniej niż zawsze. Powtarzałam sobie, że przecież mogę przypomnieć
sobie coś jeszcze. Zrobiło mi się gorąco i nie wiem czy to przez to, że jego
twarz była coraz bliżej mojej czy przez to, że w jakimś stopniu wróciła do mnie
pamięć. Poczułam jego ciepły oddech na policzkach. Był niebezpiecznie blisko.
Już niemal dotykał swoimi ustami moich, gdy usłyszeliśmy dźwięk klaksonu.
Odsunęłam się od niego jak oparzona i spojrzałam w stronę, z której dobiegał
dźwięk. Z czarnego samochodu wysiadło małżeństwo.
- To twoi rodzice, prawda?
- Tak, zawsze przychodzą nie w porę. –
Zirytowany pokręcił głową.
Przywitałam się z nimi nieśmiało. Może nie
miałam wrażenia, że są to dla mnie całkowicie obcy ludzie, ale też nie byli do
końca znajomi. Coś pomiędzy. Nie wypytywali mnie o zbyt wiele rzeczy, tylko jak
się czuję. Byli bardzo mili. Dowiedziałam się, że przyjechali do niego, a
raczej do nas, tylko na parę godzin. Szczerze mówiąc to wizja mieszkania z
Jinem trochę mnie zawstydzała. Może i był moim chłopakiem, ale jednak czułam
się dziwnie.
Wieczorem, gdy przyszedł do pokoju, w
którym na jakiś czas się zaszyłam, siedziałam na łóżku z kolanami podciągniętym
pod brodę. Chciałam pobyć trochę sama, ale przecież nie mogłam go wyprosić.
Ciekawe jak długo będę czuła się w tym domu jak gość, a nie jak mieszkaniec.
Nieznacznie przetarłam policzki rękawem bluzy. Usiadł obok mnie i przez chwilę
nic nie mówił, po prostu objął mnie ramieniem. Podniosło mnie to odroinę na
duchu.
- Na pewno jest ci z tym ciężko…
Westchnęłam cicho.
- Trochę. Nie wiem jak odwdzięczę ci się za
to wszystko.
- Wystarczy, że po prostu tu będziesz.
Nie musiałam na niego patrzeć, żeby
wiedzieć, że się uśmiechnął. Mimo to na niego spojrzałam, bo chciałam go
zobaczyć.
- Musimy iść – powiedział cicho.
Wstał, a ja zrobiłam to samo.
- Gdzie?
- Wiesz, który dzisiaj jest?
Pokiwałam przecząco głową. Zrobiło mi się
trochę głupio, że nie wiem nawet najprostszych rzeczy.
- 24 grudnia.
Moją pierwszą myślą było „I co w związku z
tym?”, ale gdy zrozumiałam, że dzisiaj jest wigilia, to zorientowałam się, że
nie mam dla niego żadnego prezentu. Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę
drzwi. Zatrzymałam się, a on razem ze mną.
- Coś nie tak? – Zapytał spoglądając w moje
oczy.
- Chyba nie powinnam wpraszać się na…
- Och, przestań. Nie żartuj sobie ze mnie,
dobrze?
- Nie żartuje tylko…
-____, daj spokój.
Przyciągnął mnie do siebie.
- To nawet zabawne, że będziemy mieszkać
razem –szepnął mi do ucha.
Uderzyłam go delikatnie w ramię, a on
zrobił minę jakbym przynajmniej go postrzeliła, a potem się roześmiał. Chciał
mnie pocałować, ale w tym momencie ktoś zapukał do drzwi.
- Znowu? – Powiedział zirytowany.
- Nie powinieneś otworzyć? – Zapytałam
stając na palcach, żeby być trochę wyższa. Jak się pierwszy raz spotkaliśmy to
powiedział, że jestem dla niego odrobinę za niska. Pamiętam, że pomyślałam
sobie, że jest kompletnym idiotą, bo co wzrost ma do znajomości? Tym bardziej,
że powiedział to, gdy zobaczyłam go pierwszy raz w życiu i nic nie zwiastowało
naszego następnego spotkania.
- Przecież ty też możesz to zrobić,
mieszkasz tutaj - odparł spokojnie i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Faktycznie.
Złożyłam na jego ustach motyli
pocałunek, a później odsunęłam się od niego i otworzyłam drzwi. Jego mama stała
bardzo blisko nich z niewinnym uśmiechem. Mogłabym przysiąc, że podsłuchiwała,
przecież już kiedyś tak zrobiła. To było wtedy, gdy pierwszy raz przyszłam do
Jina.
- Chciałam sprawdzić czy wszystko u was w
porządku i oznajmić, że jedzenie stygnie.
- Już idziemy.
Obejrzałam się na chłopaka. Stał na środku
pomieszczenia kompletnie zbity z tropu.
- Oppa, naengmyeon wystygnie, nie słyszałeś?
Rusz się.
- Ale jak coś zimnego może wystygnąć? –
Zapytał podchodząc do mnie.
Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do jadalni.
Gdy wszyscy usiedliśmy przy stole zorientowałam się, że przypomniałam sobie
naprawdę wiele rzeczy, ale uznałam, że powiem o tym później. Nie było sensu
zakłócać tej świątecznej atmosfery. Na początku atmosfera była niezręczna, ale
później się rozluźniła. Spojrzałam lekko zagubiona na Jina, a ten w odpowiedzi
szeroko się do mnie uśmiechnął. Chłopak zaczął mówić coś po chińsku, a jego
rodzice kiwali głowami udając, że coś rozumieją, a przynajmniej wydawało mi
się, że tylko udają, bo ja właśnie tak robiłam.
Gdy
jego rodzice wyszli, mocno mnie przytulił i nie puszczał. Czułam bicie jego
serca. Biło dla mnie, tylko dla mnie. On był tu dla mnie i dawał mi to jasno do
zrozumienia. Nie musiałam słyszeć jego słów czy nawet widzieć wyrazu jego
twarzy, żeby wiedzieć. Wiedzieć, że to nie koniec, to nowy początek. Miałam nadzieję, że od tej chwili wszystko w
moim życiu jakoś zacznie się układać. Cóż, miałam wspaniałe wsparcie.
Także tego... Przepraszam, że znów długo nic nie wrzucałam, ale sami rozumiecie, Święta itp. Scenariusz był wcześniej wysłany na konkurs, ale nie ma się czym chwalić, bo przegrałam XD Pierwotna wersja była z Jungkookiem, ale chciałam mieć zrealizowane zamówienie, więc zmieniłam go na Jina i oczywiście parę szczegółów też musiałam zmienić. Mam nadzieję, że nic nie przegapiłam. Przepraszam, że scenariusz jest taki krótki. Cóż, mogłabym jeszcze narzekać, ale nadal są Święta, więc się powstrzymam XD
Tak na marginesie to Wesołych Świąt i spełnienia marzeń, takie spóźnione.
Widać, że było z Jungkookiem, bo w jednym miejscu zapomniałaś zmienić imię. Ale bardzo mi się podoba. Ciekawy pomysł. Tobie też wszystkiego najlepszego.
OdpowiedzUsuńJuż zmieniłam, nie ma śladu XD
UsuńDla mnie, takie cudo. Matko boska baronowska... JINNIIIIEEEEEEEEEEEe ♥ Dobra trzeba się ogarnąć i coś normalnego sklecić, ale... JA NIE MOGĘ NOOOO. Jedzenie i jeszcze ten scenariusz, to wybuchowa mieszanka. GOMAWO ♥
OdpowiedzUsuń