25.12.2014

Jin - Nowy początek


Scenariusz dla Love Lali.


-____, słyszysz mnie? – Zapytał jakiś chłopak.
Jego roztrzęsiony głos był przygłuszony. Jakby dochodził z oddali. Do kogo on mówił?
-____, obudź się, proszę…
Poczułam, że ktoś dotknął mojej lewej, a może prawej, ręki. To było dziwne. Miałam ochotę szybko zabrać dłoń. Słyszałam czyjś nierówny oddech, bardzo wyraźny. Okazało się, że to tylko ja… Nigdy wcześniej nie słyszałam swojego oddechu tak dobrze, a przynajmniej tego nie pamiętam. Powoli, bardzo powoli otworzyłam oczy. Oślepiło mnie przerażająco białe światło. Z głębokiej ciemności w nieskazitelną biel, trochę trudna zmiana. Ostrożnie obróciłam głowę. Czułam się jakby ktoś kopał w moją czaszkę od wewnątrz. Zatrzymałam wzrok na ciemnych oczach chłopaka, siedzącego na krześle obok łóżka, na którym leżałam.

-____…
Chciał dotknąć mojej twarzy, ale zdążyłam się odsunąć. Musiałam ugryźć się w język, żeby nie powiedzieć czegoś w stylu: „Odbiło ci, koleś?” Czego on ode mnie chciał i kim była ____? Przecież ja mam na imię… Boże, jak ja mam na imię?! Moje serce gwałtownie przyspieszyło. Z całej siły wytężyłam umysł, ale w głowie nadal miałam tylko pustkę. Może to tylko efekt szoku i zaraz wszystko sobie przypomnę. Skupiłam swoją uwagę na szatynie.
- Jak się czujesz? – Zapytał troskliwie i mocniej ścisnął moją dłoń.
- Kim jesteś? – Miałam wrażenie, że po raz pierwszy słyszę głos, który wydobył się z moich ust.
- Słucham?
Na jego twarzy malowało się niedowierzanie. Zauważyłam, że jego brązowe włosy ciekawie kontrastowały z bladą skórą. Był naprawdę… przystojny? Chyba lepiej pasuje do niego określenie ładny.
- Kim jesteś?
W momencie, w którym otworzył usta, żeby coś powiedzieć do sali wszedł lekarz.
- Widzę, że już się obudziłaś – powiedział z uśmiechem mężczyzna w średnim wieku.
Chłopak powiedział mu coś na ucho, na co ten zrobił współczującą minę.
- To raczej przejściowe. Musimy być cierpliwi.
Doktor wyprosił chłopaka z pomieszczenia  i zaczął wypytywać mnie o różne rzeczy. Jak się czuję, czy coś mnie boli, a później czy potrafię powiedzieć coś o sobie. Nie pamiętałam nawet swojego odbicia w lustrze. Zupełnie jakbym obudziła się w czyimś ciele i umyśle, w czyimś życiu. Lekarz powiedział, że z czasem wszystko wróci do normy, ale ja mu nie wierzyłam. Kiedyś wszystko będzie normalnie, ale nie byłam pewna czy chcę, żeby tak było. Z jakiegoś powodu trafiłam do szpitala z trzema złamanymi żebrami, silnym wstrząśnieniem mózgu i czymś tam jeszcze. Na dodatek dowiedziałam się, że byłam dwa tygodnie w śpiączce. Może lepiej byłoby gdybym nie poznała tej prawdy?
 Gdy szatyn wrócił do pomieszczenia, usiadł tam gdzie wcześniej i przez chwilę się nie odzywał. Nie wyglądał dobrze, podkrążone oczy, rozczochrane włosy i ten nieobecny wzrok. Schował twarz w dłoniach. Zrobiło mi się go żal, choć tak naprawdę go nie znałam, ale to nieważne. Po prostu wyglądał tak bezradnie. Zauważyłam, że jego ramiona zaczęły się delikatnie trząść. Nie mogłam dłużej na to patrzeć, odwróciłam wzrok. Zacisnęłam zęby. Mijały minuty, a nic się nie zmieniało. Gdybym tylko wiedziała jak ma na imię, może mogłabym coś powiedzieć.
- Naprawdę mnie nie pamiętasz? – Zapytał drżącym, załamującym się głosem.
- Przepraszam, ale nie.
- Nie przepraszaj, to nie twoja wina.
Westchnęłam cicho. Niby nie moja, ale nie zmienia to faktu, że wyrzuty sumienia dręczyły właśnie mnie. Doktor powiedział, że jeśli dobrze pójdzie to jutro wypiszą mnie ze szpitala. Problem w tym, że nie wiem gdzie mieszkam.
- Dlaczego nie przyszli do mnie moi rodzice? – Utkwiłam spojrzenie w jego zapłakanych oczach.
Nie potrafił mi odpowiedzieć. Wytarł łzy z policzków, ale one wciąż płynęły. Pierwszy raz widziałam płaczącego chłopaka, chyba pierwszy raz. Sama już nie wiem, to trudne. Nic nie wiem, nie wiem, co widziałam, co słyszałam,co czułam, jak żyłam, z kim żyłam, nic.
- Oni już do ciebie nie przyjdą – powiedział dusząc w sobie szloch.
Ze zdziwienia otworzyłam szerzej oczy. Dlaczego?
- Tak mi przykro…
- Poczekaj. O co chodzi? Nic nie rozumiem.
- Nie chcę ci tego teraz mówić.
- Ale ja chcę wiedzieć – odparłam zdecydowanie.
Dlaczego moi rodzice nie chcieli mnie widzieć? Zrobiłam coś źle?
- Później. Obiecuję, że ci powiem, ale później.
Był zmęczony, więc nie chciałam go już dalej męczyć.
- To głupie pytanie, ale jak masz na imię?
Zaśmiał się smutno.
- Powinienem się przedstawić. Jestem Kim SeokJin. – Uśmiechnął się blado.
- Dobrze, więc SeokJin… opowiesz mi coś o mnie?
To tak głupio brzmi, masakra.
-Opowiem, ale nie dzisiaj. Jest już późno. Powinnaś iść spać.
Chciałam zaprotestować, ale gdy zobaczyłam jego minę, nie miałam serca, żeby to zrobić.
- Rano przyjdę, dobranoc.
Po chwili wahania schylił się i pocałował mnie w czoło. To było nawet miłe. Gdy się odwrócił mimowolnie się uśmiechnęłam. Usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Przekręciłam się na drugi bok i zamknęłam w oczy. Wizja ponownego odejścia w mrok trochę mnie przerażała, ale była nieunikniona. Wzięłam głęboki oddech i powoli zaczęłam odpływać.
 Do moich uszu dotarł znajomy śmiech. Wyjrzałam przez okno. Obraz lekko się rozmywał, musieliśmy jechać dość szybko. Światła ulicznych latarni łączyły się ze sobą w jedną jasną linię. Oczy same mi się zamykały. W momencie, gdy oparłam głowę o szybę, dostałam SMS’a. Wyjęłam telefon i uśmiechnęłam się widząc numer nadawcy wiadomości. Zaczęłam czytać, a wtedy usłyszałam krzyk moich rodziców. Zdążyłam jedynie podnieść wzrok i zobaczyć jak srebrna terenówka uderza w przód naszego samochodu. Nie zdążyłam się nawet przestraszyć, poczułam tylko silny wstrząs.
 Z szoku aż usiadłam. Serce biło mi jak oszalałe, z trudem łapałam oddech. Po chwili do pomieszczenia wpadł lekarz i jakaś pielęgniarka. Podali mi środki uspakajające. Dzięki nim znów mogłam zasnąć.
 Obudziłam się dość wcześnie, parę minut po szóstej. Jina jeszcze nie było. Czekałam na niego cierpliwie, ale po jakimś czasie zaczęłam się martwić. Jeśli on już nie przyjdzie, to nie będę miała nikogo. Ani nie będę miała gdzie iść po wyjściu ze szpitala, a rano dowiedziałam się, że jednak mnie dzisiaj wypisują. Co jakiś czas będę musiała przychodzić na wizyty kontrolne i spotykać się z psychologiem, ale to było do przewidzenia.
 Chłopak zjawił się po południu. Nie spodziewałam się, że tak bardzo ucieszę się na jego widok. Przyniósł mi moją komórkę, która o dziwo nie ucierpiała i jakieś ubrania. Wychodzi na to, że musiał mieć klucze do mojego mieszkania.
- Powiesz mi gdzie idziemy?  - Zapytałam gdy wyszliśmy z budynku.
- Do mnie.
- Do ciebie? 
- Do mnie – odpowiedział spokojnie.
- Ale chyba nie mieszkasz sam, co?
Zatrzymał się nagle, zrobiłam to samo. Widziałam, że był trochę zdenerwowany i smutny.
- Nie ufasz mi?
- Przecież nic takiego nie powiedziałam…
- Może się mnie boisz?
- Nie boję się, po prostu nic o tobie nie wiem, a ty wiesz o mnie wszystko i to jest trochę niezręczne… - odparłam zakłopotana.
Patrzył mi prosto w oczy.
- Przepraszam. Masz rację, to musi być dziwne. Chodźmy.
Nawet nie zdążył się ruszyć, bo się do niego przytuliłam. To był po prostu impuls. Chłopak na początku wstrzymał oddech, ale po chwili objął mnie w talii. Gdy się od siebie odsunęliśmy, zauważyłam, że był o wiele weselszy. Chwycił moją dłoń w swoją i splótł nasze palce. Z każdą kolejną minutą czułam się w jego towarzystwie coraz lepiej i coraz pewniej. Próbowałam przypomnieć sobie drogę, którą szliśmy, ale nic nie chciało zaskoczyć. Zupełni tak jakby nigdy wcześniej mnie tu nie było. Rozglądałam się próbując uchwycić jak najwięcej szczegółów.
 Nie potrafiłam odnaleźć się w jego mieszkaniu.
- Byłam tu kiedyś? – Zapytałam usadowiając się na strasznie wygodnej kanapie, mogłabym z niej już nie wstawać. Może to po prostu efekt zmęczenia.
- Byłaś i to nie raz.
Usiadł obok mnie.
-  A ile?
-____, myślisz, że liczyłem? Nie spodziewałem się, że kiedyś o tym zapomnisz – odparł spokojnie, a po tym zaczął masować palcami swoje skronie i zamknął oczy.
- Boli cię głowa?
Odrobinę się do niego przysunęłam.
- Trochę, ale to nic takiego.
- Na pewno? Może masz gorączkę?
Przyłożyłam dłoń do jego czoła, ale szybko ją cofnęłam.
- Przepraszam, nie chciałam – powiedziałam odwracając wzrok.
- Nic się nie stało. – Uśmiechnął się.
Pierwszy raz poczułam, że w tym chłopaku jest coś znajomego. Byłam niemal pewna, że już widziałam ten uśmiech. Musiałam go widzieć, był taki szczery. Spojrzeniem zwiedziłam całe pomieszczenie, w rogu stała przystrojona choinka. Jak to możliwe, że wcześniej jej nie zauważyłam? Podeszłam do niej, a SeokJin po chwili zrobił to samo. Drzewko nie było jakieś ogromne, ale też nie było małe. Obejrzałam je uważnie. Żadne z nas się nie odzywało.
- Może zapalimy lampki? – Zapytał niespodziewanie.
Pokiwałam jedynie twierdząco głową. Po parunastu sekundach drzewko rozbłysnęło dziesiątkami kolorowych światełek. W pierwszej chwili ich blask mnie poraził, musiałam zmrużyć oczy i odsunąć się od choinki. Chłopak objął mnie w talii i przytulił się do moich pleców.
- Tęskniłem za tobą, wiesz? – Powiedział cicho.
Chciałam odpowiedzieć „Ja za tobą też”, ale jak to by zabrzmiało? To byłoby kłamstwo, bo nawet nie wiedziałam o jego istnieniu.
- Ech, Jin, wiesz…
- Jak ty na mnie powiedziałaś? – Zapytał szybko.
- No, Jin, a co?
Przekręciłam się tak, żeby móc spojrzeć w jego oczy. Odbijały się w nich dziesiątki kolorowych światełek. Wyglądał naprawdę uroczo. Uśmiechał się szeroko, a ja nie wiedziałam o co mu chodzi. Przybliżył swoją twarz do mojej. Poczułam, że moje serce zaczęło bić o wiele szybciej.
- Przed wypadkiem tak na mnie mówiłaś.
- Naprawdę?
- Tak…
Zdziwiła mnie ta informacja, ale też ucieszyła. Pocałował mnie w czoło, a później zmierzwił moje włosy.
- Muszę iść do twojego mieszkania, po trochę twoich rzeczy.
- Czekaj, gdzie ja będę mieszkać?
- Tutaj.
- Co?
- Tutaj, ze mną.
Z nim? Sama z nim?
- Przecież nie możesz mieszkać sama, przynajmniej przez rok. Zostań tutaj, rozgość się, a ja niedługo wrócę.
- Nie mogę pójść z tobą?
- Nie, lepiej zostań. Tylko ten jeden raz, proszę.
Westchnęłam i w końcu się zgodziłam. Gdy wyszedł zaczęłam spacerować po jego mieszkaniu i chyba trafiłam do jakiegoś pokoju. Nacisnęłam włącznik światła. Zdziwiło mnie, że prawie cały pokój był różowy. Po całym pomieszczeniu porozrzucane były przeróżne książki kulinarne oraz kartki. Wzięłam do rąk kilka z jego biurka i zaczęłam je oglądać. Usiadłam na krześle, które stało obok. Okazało się, że to były plakaty, ale nie takie plakaty jakie często chłopcy mają w pokojach, bo przedstawiały one szczeniaczki. Odłożyłam je na bok i chwyciłam zdjęcie oprawione w ramkę. Patrząc na nie mimowolnie się uśmiechnęłam. Musieliśmy być ze sobą szczęśliwi, a przynajmniej ta fotografia na to wskazywała. Odstawiłam ją na miejsce. Wstałam i wyjrzałam przez okno znajdujące się nieopodal. Zaczął padać śnieg. Po ubraniu kurtki i butów, wyszłam na dwór. Biały puch nieznacznie skrzypiał pod moimi stopami. Wzięłam głęboki oddech, zimne powietrze wypełniło moje płuca. Po chwili je wypuściłam obserwując jak para wydobywa się z moich ust. Płatki śniegu spadające z nieba powoli otulały to miejsce przykrywając przy tym wszystko inne. Ulice, łąki, chodniki, samochody, dachy domów niedługo utoną w tej nieskazitelnej bieli. Przez nią świat wydawał się niewinny, niegroźny, delikatny i spokojny, ale to wszystko jest tylko złudzeniem. Wyciągnęłam przed siebie dłoń. Po krótkiej chwili wylądował na niej samotny płatek. Spojrzałam na niego z bliska, ale niewiele mi to dało. Nie zmienia to faktu, że byłam pewna, iż chociaż odrobinę różnił się od reszty. Niedługo potem się stopił. Ludzi można porównać do płatków śniegu. Na pierwszy rzut oka wszyscy są tacy sami, po powierzchownej obserwacji dochodzisz do wniosku, że jednak trochę się od siebie różnią, ale gdy przyjrzysz im się dokładnie, zaczynasz rozumieć, że każdy z nich jest wyjątkowy.
- ____, miałaś siedzieć w domu. Przeziębisz się… - powiedział znajomy męski głos.
- Nie wiedziałam, że tak szybko wrócisz. Przepraszam – odparłam nie odwracając się w jego stronę.
- Wszystko w porządku?
- Niezbyt.
To była najszczersza odpowiedź na jaką było mnie stać, choć na język cisnęły mi się dziesiątki innych słów, ale zachowałam je dla siebie, bo nie chciałam go ranić. Czy mogło być w porządku skoro moi rodzice nie żyją? Skoro nic nie pamiętam? Choć to drugie może nie jest już całkowitą prawdą. Stojąc tak na tym chłodzie doszłam do wniosku, że jednak coś się zmieniło. Spojrzałam na niego odrobinę zagubiona.
- Oppa czy ty… - urwałam, bo nie byłam pewna czy na pewno chcę go o to spytać, mogłam się mylić – uwielbiasz wiosenne promienie słoneczne?
Zaskoczony pokiwał twierdząco głową. Zamknęłam oczy próbując  wydobyć z głębi swojego umysłu coś jeszcze, ale nie było to łatwe. Za każdym razem gdy wydawało mi się, że potrafię złapać, któreś ze wspomnień ono nagle się rozmywało. W końcu na coś trafiłam.
- I mrugasz lewą powieką, gdy jesteś głodny – powiedziałam otwierając oczy, Jin stał przede mną uważnie mi się przypatrując.
- Dokładnie tak.
Jego oczy lśniły mocniej niż dotychczas, a może nawet mocniej niż zawsze. Powtarzałam sobie, że przecież mogę przypomnieć sobie coś jeszcze. Zrobiło mi się gorąco i nie wiem czy to przez to, że jego twarz była coraz bliżej mojej czy przez to, że w jakimś stopniu wróciła do mnie pamięć. Poczułam jego ciepły oddech na policzkach. Był niebezpiecznie blisko. Już niemal dotykał swoimi ustami moich, gdy usłyszeliśmy dźwięk klaksonu. Odsunęłam się od niego jak oparzona i spojrzałam w stronę, z której dobiegał dźwięk. Z czarnego samochodu wysiadło małżeństwo.
- To twoi rodzice, prawda?
- Tak, zawsze przychodzą nie w porę. – Zirytowany pokręcił głową.
Przywitałam się z nimi nieśmiało. Może nie miałam wrażenia, że są to dla mnie całkowicie obcy ludzie, ale też nie byli do końca znajomi. Coś pomiędzy. Nie wypytywali mnie o zbyt wiele rzeczy, tylko jak się czuję. Byli bardzo mili. Dowiedziałam się, że przyjechali do niego, a raczej do nas, tylko na parę godzin. Szczerze mówiąc to wizja mieszkania z Jinem trochę mnie zawstydzała. Może i był moim chłopakiem, ale jednak czułam się dziwnie.
 Wieczorem, gdy przyszedł do pokoju, w którym na jakiś czas się zaszyłam, siedziałam na łóżku z kolanami podciągniętym pod brodę. Chciałam pobyć trochę sama, ale przecież nie mogłam go wyprosić. Ciekawe jak długo będę czuła się w tym domu jak gość, a nie jak mieszkaniec. Nieznacznie przetarłam policzki rękawem bluzy. Usiadł obok mnie i przez chwilę nic nie mówił, po prostu objął mnie ramieniem. Podniosło mnie to odroinę na duchu.
- Na pewno jest ci z tym ciężko…
Westchnęłam cicho.
- Trochę. Nie wiem jak odwdzięczę ci się za to wszystko.
- Wystarczy, że po prostu tu będziesz.
Nie musiałam na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że się uśmiechnął. Mimo to na niego spojrzałam, bo chciałam go zobaczyć.
- Musimy iść – powiedział cicho.
Wstał, a ja zrobiłam to samo.
- Gdzie?
- Wiesz, który dzisiaj jest?
Pokiwałam przecząco głową. Zrobiło mi się trochę głupio, że nie wiem nawet najprostszych rzeczy.
- 24 grudnia.
Moją pierwszą myślą było „I co w związku z tym?”, ale gdy zrozumiałam, że dzisiaj jest wigilia, to zorientowałam się, że nie mam dla niego żadnego prezentu. Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi. Zatrzymałam się, a on razem ze mną.
- Coś nie tak? – Zapytał spoglądając w moje oczy.
- Chyba nie powinnam wpraszać się na…
- Och, przestań. Nie żartuj sobie ze mnie, dobrze?
- Nie żartuje tylko…
-____, daj spokój.
Przyciągnął mnie do siebie.
- To nawet zabawne, że będziemy mieszkać razem –szepnął mi do ucha.
Uderzyłam go delikatnie w ramię, a on zrobił minę jakbym przynajmniej go postrzeliła, a potem się roześmiał. Chciał mnie pocałować, ale w tym momencie ktoś zapukał do drzwi.
- Znowu? – Powiedział zirytowany.
- Nie powinieneś otworzyć? – Zapytałam stając na palcach, żeby być trochę wyższa. Jak się pierwszy raz spotkaliśmy to powiedział, że jestem dla niego odrobinę za niska. Pamiętam, że pomyślałam sobie, że jest kompletnym idiotą, bo co wzrost ma do znajomości? Tym bardziej, że powiedział to, gdy zobaczyłam go pierwszy raz w życiu i nic nie zwiastowało naszego następnego spotkania.
- Przecież ty też możesz to zrobić, mieszkasz tutaj - odparł spokojnie i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Faktycznie.
 Złożyłam na jego ustach motyli pocałunek, a później odsunęłam się od niego i otworzyłam drzwi. Jego mama stała bardzo blisko nich z niewinnym uśmiechem. Mogłabym przysiąc, że podsłuchiwała, przecież już kiedyś tak zrobiła. To było wtedy, gdy pierwszy raz przyszłam do Jina.
- Chciałam sprawdzić czy wszystko u was w porządku i oznajmić, że jedzenie stygnie.
- Już idziemy.
Obejrzałam się na chłopaka. Stał na środku pomieszczenia kompletnie zbity z tropu.
- Oppa, naengmyeon wystygnie, nie słyszałeś? Rusz się.
- Ale jak coś zimnego może wystygnąć? – Zapytał podchodząc do mnie.
Wzruszyłam ramionami i ruszyłam do jadalni. Gdy wszyscy usiedliśmy przy stole zorientowałam się, że przypomniałam sobie naprawdę wiele rzeczy, ale uznałam, że powiem o tym później. Nie było sensu zakłócać tej świątecznej atmosfery. Na początku atmosfera była niezręczna, ale później się rozluźniła. Spojrzałam lekko zagubiona na Jina, a ten w odpowiedzi szeroko się do mnie uśmiechnął. Chłopak zaczął mówić coś po chińsku, a jego rodzice kiwali głowami udając, że coś rozumieją, a przynajmniej wydawało mi się, że tylko udają, bo ja właśnie tak robiłam.

 Gdy jego rodzice wyszli, mocno mnie przytulił i nie puszczał. Czułam bicie jego serca. Biło dla mnie, tylko dla mnie. On był tu dla mnie i dawał mi to jasno do zrozumienia. Nie musiałam słyszeć jego słów czy nawet widzieć wyrazu jego twarzy, żeby wiedzieć. Wiedzieć, że to nie koniec, to nowy początek.  Miałam nadzieję, że od tej chwili wszystko w moim życiu jakoś zacznie się układać. Cóż, miałam wspaniałe wsparcie.


Także tego... Przepraszam, że znów długo nic nie wrzucałam, ale sami rozumiecie, Święta itp. Scenariusz był wcześniej wysłany na konkurs, ale nie ma się czym chwalić, bo przegrałam XD Pierwotna wersja była z Jungkookiem, ale chciałam mieć zrealizowane zamówienie, więc zmieniłam go na Jina i oczywiście parę szczegółów też musiałam zmienić. Mam nadzieję, że nic nie przegapiłam. Przepraszam, że scenariusz jest taki krótki. Cóż, mogłabym jeszcze narzekać, ale nadal są Święta, więc się powstrzymam XD 
Tak na marginesie to Wesołych Świąt i spełnienia marzeń, takie spóźnione.

3 komentarze:

  1. Widać, że było z Jungkookiem, bo w jednym miejscu zapomniałaś zmienić imię. Ale bardzo mi się podoba. Ciekawy pomysł. Tobie też wszystkiego najlepszego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie, takie cudo. Matko boska baronowska... JINNIIIIEEEEEEEEEEEe ♥ Dobra trzeba się ogarnąć i coś normalnego sklecić, ale... JA NIE MOGĘ NOOOO. Jedzenie i jeszcze ten scenariusz, to wybuchowa mieszanka. GOMAWO ♥

    OdpowiedzUsuń