6.12.2014

Eric Nam - Głupek


Scenariusz dla Łucji YomiYu Yuuki.

 Wzięłam głęboki oddech i powoli opadłam na oparcie krzesła. Po chwili dość przystojny zielonooki kelner przyniósł moją kawę. Nie przepadałam za tym napojem, ale czasami był po prostu potrzebny, żeby jakoś przetrwać resztę dnia. Dzisiaj właśnie był jeden z tych dni.
- Bardzo proszę – powiedział mężczyzna stawiając filiżankę na stoliku przede mną.
- Dziękuję.
- Życzy pani sobie czegoś jeszcze?
- Myślę, że na razie kawa wystarczy.
- Jakby co proszę wołać. Na pewno przyjdę.
Uśmiechnęłam się przy okazji dając tym znak mężczyźnie, że zrozumiałam. Ukłonił się i odszedł. Nie potrafiłam oderwać się od myśli dotyczących obowiązków i niedalekiej przyszłości.
Zawsze tak było. Zamiast trochę się rozluźnić, to jeszcze bardziej się nakręcałam i stresowałam, ale to nieistotne. W momencie, gdy wzięłam pierwszy łyk gorzkiego napoju, usłyszałam lekko drwiący kobiecy głos, dochodzący gdzieś z mojej lewej strony. Niemal automatycznie spojrzałam w tamtą stronę.
- To nie ma sensu. Nie pasujemy do siebie.
Niska brunetka patrzyła na jakiegoś szatyna.
- Ale… Przecież… - chłopak był wyraźnie zdezorientowany.
- To koniec, rozumiesz? – Powiedziała ostro.
Szatyn spuścił głowę i zacisnął powieki. Do moich uszu dotarły jakieś nieudolnie tłumione śmiechy. Było mi go naprawdę szkoda. Nie znałam go, ale sam fakt, że dziewczyna rzuciła go tak przy ich znajomych – może to byli tylko jej znajomi – sprawiał, że mu współczułam. Zastanawiałam się, co mogło pójść nie tak w ich związku. To głupie, wiem. Nie powinno interesować mnie to, co robią inni ludzie. Muszę zająć się swoim życiem, a przynajmniej powinnam to zrobić. Wracając do sprawy, brunetka wyszła z kawiarni razem z tymi, którym było tak wesoło. Szatyn opadł zrezygnowany, a może nawet załamany, na krzesło. Wyglądał jakby miał się za chwilę rozpłakać. Patrzyłam na niego dyskretnie. Dziwiło mnie, że tak się przejął tym rozstaniem, z taką twarzą mógłby mieć każdą dziewczynę. Widocznie niektórzy faceci naprawdę mają uczucia. Zaczął się rozglądać, więc wbiłam wzrok w filiżankę, którą trzymałam w dłoniach. Może tylko mi się wydawało, ale miałam wrażenie, że zatrzymał wzrok na mojej skromnej osobie. Ostatnio  często czułam na sobie spojrzenia innych ludzi, ale nie miałam pojęcia o co im wszystkim mogło chodzić. Dopiłam jeszcze gorącą kawę, założyłam kurtkę i skierowałam się do wyjścia. Gdy tylko otworzyłam drzwi, powitał mnie zimny podmuch wiatru. Na dworze panowała minusowa temperatura. Przeszłam zaledwie kilka metrów, kiedy jednak postanowiłam zawrócić. Nie mogłam wymazać z pamięci wyrazu twarzy tego chłopaka. Weszłam do budynku trochę zmieszana. Pech chciał, że musiałam minąć akurat tego kelnera, który wcześniej mnie obsługiwał.
- Zapomniała pani czegoś?
- Nie, po prostu… - westchnęłam. – Nieważne.
Znów nieznacznie się ukłonił i wrócił do pracy. Niepewnie usiadłam na krześle na przeciwko tego szatyna.  Spojrzał na mnie niechętnie, czułam się jak kompletna idiotka.
- Cześć –powiedziałam po chwili.
Odchrząknął i wyprostował się. Spojrzał prosto w moje oczy jakby chciał dopatrzeć się w nich powodu mojego zachowania bez konieczności pytania. Byłam coraz bardziej zestresowana.
- Cześć – odpowiedział nieodwracając wzroku.
- Wszystko w porządku?
- Jasne, czemu miałoby być inaczej? – Jego głos był przesiąknięty ironią.
Zaczynałam żałować swojej decyzji.
- Wyglądałeś na przygnębionego…
- Obserwowałaś mnie?
- Nie, ja po prostu… usłyszałam  twoją rozmowę z tą dziewczyną – przygryzłam dolną wargę.
- Coś jeszcze? – Odrobinę się zirytował.
- Myślałam, że może potrzebujesz rozmowy…
- Miałbym rozmawiać o moich sprawach z osobą, której w ogóle nie znam?
- Masz rację to głupi pomysł. Przepraszam, że zawracam ci głowę.
Wstałam i zawahałam się. Chłopak uważnie obserwował każdy mój ruch. Westchnęłam cicho. Wyjęłam z kieszeni małą karteczkę i położyłam ją na stoliku przed nim.
- Gdybyś jednak chciał porozmawiać…
Szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia. Miałam ochotę walnąć w coś głową. Może dzięki temu w końcu dotarłoby do mnie, że sprawy innych ludzi to nie mój interes. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak się wygłupiłam. Co on sobie o mnie pomyślał… Może, że jestem jakaś szurnięta? Nie ma się czym przejmować, pewnie więcej go nie spotkam.
 Po drodze wstąpiłam do pobliskiego sklepu i kupiłam parę rzeczy. Gdy siedziałam na kanapie w swoim mieszkaniu nagle mnie oświeciło. Przecież dałam mu swój numer telefonu…
- No pięknie. Mogłam dopisać na tej kartce adres, datę i miejsce urodzenia, imię i nazwisko, dorzucić swój dowód osobisty, przecież to całkowicie bezpieczne – powiedziałam drwiąco sama do siebie.
Mimo wszystko nie było tak źle. Fakt, dałam mu numer, ale akurat tego numeru prawie nie używałam. Sęk w tym, że dzwoniłam z niego tylko do jednej osoby i tylko jedna osoba dzwoniła do mnie na ten numer. Chodzi o moją kuzynkę. Ośmioletnia dziewczynka, która znalazła się w domu dziecka, a ja za wszelką cenę chciałam ją stamtąd zabrać. Dobra, tak całkiem szczerze, to ona nie jest moją kuzynką. To córka przyjaciółki mojej matki. Dlaczego matki, a nie mamy? Odpowiedź jest prosta, ona nigdy nie była mamą, sama nie wiem czy w ogóle była matką. Określenie, które lepiej pasowało do tej kobiety to po prostu moja rodzicielka. Nigdy się mną nie zajmowała, wolała chodzić na zakupy za nieswoje pieniądze. Na początku korzystała z tych, które mój ojciec dawał jej jako alimenty. Za te pieniądze powinna była mnie utrzymywać.  Ojca nigdy nie poznałam. Później ta kobieta, która mnie urodziła, zaczęła kraść. W końcu doszło do tego, że postanowiła skoczyć na bank, ale oczywiście nie mogła zrobić tego sama. Wzięła ze sobą mamę małej Jessie. Generalnie to była dobra i uczciwa kobieta, ale ciężka sytuacja finansowa popchnęła ją do tego czynu. Teraz obie odsiadują wyrok. Dowiedziałam się, ze tego feralnego dnia zginęła jedna osoba, mężczyzna, który chciał zadzwonić na policję. Moja matka miała broń. Gdy jej wspólniczka zorientowała się, co się stało, uciekła z pieniędzmi i chciała wyjechać za granicę, dlatego dostała wysoki wyrok, ale i tak niższy niż moja rodzicielka. To było pięć lat temu. Miałam wtedy piętnaście lat, więc trafiłam do domu dziecka razem z Jessie. Traktowałam ją jak siostrę.  Zajmowałam się nią, prawie nie spuszczałam jej z oka. W końcu skończyłam osiemnastkę i musiałam znaleźć sobie jakieś mieszkanie. Nie mogłam wziąć ze sobą wtedy pięcioletniej dziewczynki. Na szczęście na samym początku pomagali mi ludzie, którzy pracowali w placówce, z której musiałam odejść. Uczyłam się i pracowałam. Na początku roznosiłam ulotki, nie dostawałam za to zbyt wiele. Później wieczorami pracowałam w jakiejś knajpce i nadal się uczyłam. Pieniędzy musiało starczyć mi na życie i na zapłacenie właścicielowi mieszkania. Wynajmowałam kawalerkę i nadal ją wynajmuję. Niestety knajpka zbankrutowała. Zatrudniłam się w jakimś markecie, ale zwolnili mnie stamtąd. Zostałam na lodzie. Przez ten czas odwiedzałam Jessie prawie codziennie. Starałam się coś jej przynosić, ale czasem brakowało mi nawet na jedzenie. Jakiś czas temu dałam jej telefon, żeby gdyby coś się stało mogła do mnie zadzwonić, a sama wzięłam jakąś starą komórkę. Nie mam kasy, a mam dwa telefony (można powiedzieć, że w pewnym sensie trzy, choć ten ostatni już nie jest mój). Dziwne, nie? Nie mam kasy, a byłam w kawiarni. To już w ogóle jest dziwne. Pewnego dnia na moje konto bankowe wpłynęła nawet spora ilość gotówki. Okazało się, że zmarła moja babcia. Matka mojego ojca. Nigdy jej nie widziałam, ale podobno przepisała mi część spadku. Przyznam, że to było moje zbawienie, bo jakieś trzy miesiące zalegałam z czynszem. Zawsze chciałam studiować, ale gdy skończyłam liceum nie zrobiłam tego. Musiałam pracować. Mamy styczeń, a przelew dostałam w zeszłym miesiącu. Chodzi o to, że chciałabym zabrać Jessie do siebie, ale nie mogę. Aktualnie nie mam pracy i nie skończyłam żadnych studiów, a przez to moje szanse zmalały do zera. Mam zamiar dalej się uczyć, ale najpierw muszę znaleźć pracę. Mogą mi płacić tyle ile przy rozdawaniu ulotek tylko, żeby godziny mi odpowiadały. Najlepiej  wieczorem, bo od września planowałam iść na te cholerne studia, które odbywałyby się w ciągu dnia.
 Ze snu wyrwał mnie dzwonek komórki. Otworzyłam oczy, było ciemno.
- Słucham? – Zapytałam w końcu znajdując małe urządzenie.
- Potrzebuję rozmowy, mówiłaś, że mogę dzwonić.
Podniosłam się do siadu i przetarłam oczy dłonią.
- Zamieniam się w słuch.
- Wolałbym pogadać twarzą w twarz. – Powiedział niepewnie, chyba był zestresowany.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, było dziesięć po siódmej.
- Gdzie?
- W tej kawiarni, w której się poznaliśmy?
- Za dwadzieścia minut będę.
Rozłączyłam się nie czekając na odpowiedź. Poszłam się przebrać, a potem ruszyłam na miejsce spotkania. Nawet nic nie zjadłam, ale w ogóle nie byłam głodna.
 Gdy dotarłam na miejsce jego jeszcze nie było. Usiadłam przy stoliku i czekałam. Spóźnił się parę minut. Zamówił kawę.
- Nic nie bierzesz? – Zapytał patrząc mi w oczy.
- Dzisiaj nie.
- Słuchaj, przepraszam za wczoraj. Byłem zdenerwowany.
- Rozumiem, na twoim miejscu pewnie zareagowałabym podobnie i nie ukrywam, że zachowałam się dziwnie.
- Czemu dziwnie? Chciałaś mi pomóc, tak? Przecież to miłe z twojej strony, choć trochę wścibskie – uśmiechnął się delikatnie.
- Trochę? Trochę bardzo.
- Ale to chyba dobrze, że myślisz o innych.
- Sama nie wiem…
- Gdyby było więcej ludzi takich jak ty…
- … to nie istniałoby coś takiego jak prywatność – uśmiechnęłam się kwaśno, a chłopak zrobił zdziwioną minę.
- Nie o to mi chodziło – powiedział spokojnym tonem. – Tak w ogóle to mogłabym dowiedzieć się jak masz na imię?
W pierwszej chwili zrobiło mi się głupio, że mu się nie przedstawiłam.
- ____, a ty?
- Yoondo, ale mów mi Eric.
- O czym chciałeś porozmawiać?
- Tak naprawdę to chyba o niczym – odparł odrobinę zawstydzony.
- To po co dzwoniłeś?
- Po prostu chciałem się z tobą spotkać, bo wydałaś mi się interesująca.
Zaskoczył mnie tym. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Wpatrywał się we mnie uparcie. Gdy kelner przyniósł jego kawę, odwróciłam wzrok. Znów ten sam mężczyzna. Czułam się dziwnie, miałam ochotę się stąd ulotnić. Szatyn odchrząknął, żeby zwrócić moją uwagę, ale nie udało mu się to.
- Jeśli chcesz to idź, nic cię tu nie trzyma – powiedział łagodnie.
No właśnie, nic mnie tu nie trzymało. Chciałam wrócić do domu, ale myśl, że mogę więcej nie zobaczyć tego chłopaka trochę mnie zabolała. To trochę śmieszne, bo w ogóle go nie znam.
- Gdybym ja jeszcze kiedyś wiedziała czego chcę.
To była prawda, nigdy nie byłam dobra w podejmowaniu decyzji. Przechylił głowę odrobinę na bok. Przez to, że to zrobił skojarzył mi się z psem. To porównanie trochę mnie rozśmieszyło.
- Zrobiłem coś zabawnego? – Zapytał zdziwiony.
- Nie, choć… Nie, to głupie.
- O co chodzi?
- To nic takiego, po prostu coś mi się przypomniało.
Znów zapanowała między nami cisza. Zrobiło się niezręcznie, może było tak już od początku. Powoli popijał kawę. Mijały minuty, które ciągnęły się jak godziny. Na zewnątrz zrobiło się już jasno. Z nieba zaczął padać śnieg.
-____, może przejdziemy się na spacer?
- Spacer? – Zapytałam w taki sposób jakbym pierwszy raz usłyszała to słowo. – Możemy iść.
Pomógł mi założyć kurtkę. Pierwszy raz ktoś tak zrobił. Na dworze było strasznie zimno, ale nie wiało. Szliśmy powoli, ale dość blisko siebie.
- Musisz uważać mnie za jakiegoś podrywacza. Wczoraj rozstałem się z dziewczyną, a dzisiaj już proponuję ci spotkanie i spacer.
- Nawet nie zdążyłam o tobie pomyśleć w ten sposób.
- A w jaki sposób o mnie myślisz?
Zdziwiona tym pytaniem uniosłam brwi.
- Może o tobie nie myślę? – Zapytałam niemal retorycznie.
- Może – wzruszył ramionami.
Mijaliśmy roześmianie pary, wesołe rodziny, szczęśliwe małżeństwa. W tym tłumie czułam się strasznie samotna, zastanawiałam się czy on też. Zobaczyłam, że się uśmiechał. Westchnęłam cicho. Dręczyło mnie jedno pytanie.
- Tęsknisz za nią?
- Tak… Ciężko nie tęsknić za kimś z kim spędziło się parę miesięcy.
- Jak długo byliście razem?
- Osiem miesięcy – patrzył gdzieś przed siebie, w punkt, którego nie potrafiłam dostrzec.
- Co się tak właściwie stało?
- Ciężko mi o tym mówić…
- Przepraszam. To nie moja sprawa.
- Powiedziała mi, że wcale nie chodziło jej o mnie. Bardziej interesowało ją towarzystwo, w którym się obracam. Już od jakiegoś czasu spotykała się z moim przyjacielem. Już z byłym przyjacielem – jego głos odrobinę się załamywał, prawie niesłyszalnie.
- Pewnie ci ciężko…
- Trochę.
Jego oczy lśniły. Gdy mrugnął po jego prawym policzku spłynęła łza. Nie wypuściłam powietrza z płuc. Moja dłoń niemal automatycznie powędrowała do jego twarzy, delikatnie starłam z niej słoną kroplę. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co zrobiłam. Szybko zabrałam rękę.
- Przepraszam, nie chciałam, ja po prostu…
- Nic się nie stało. Naprawdę. Nie tłumacz się, nie masz powodu – uśmiechnął się blado, ale w jego oczach nadal dostrzegalny był smutek.
Spuściłam głowę, znów czułam się głupio. Miałam nadzieję, że nie zinterpretował tego w jakiś zły sposób. Nie wiedziałam, co robię. Przywykłam do ścierania łez z policzków Jessie. Wczoraj u niej nie byłam, muszę dzisiaj ją odwiedzić. Chyba zorientował się, że myślami  byłam gdzieś indziej.
- Wszystko w porządku? – Zapytał cicho.
- Tak, tak, jest okay – odpowiedziałam smętnie.
Ruszyliśmy w dalszą drogę. Staraliśmy się rozmawiać ze sobą, ale szło nam to opornie. Po jakimś czasie zatrzymałam się.
- Muszę już iść.
- Tak nagle? Powiedziałem coś złego?
- Nie, po prostu muszę kogoś odwiedzić.
Skręciłam w pobliską uliczkę. Nie odwracałam się. Coś mi w tym chłopaku nie pasowało, w jednej chwili był pewny siebie, a w drugiej przypominał mi bezbronne dziecko.
-____, poczekaj!
Czego on jeszcze chciał?
- Zobaczymy się jeszcze? – Zapytał, gdy mnie dogonił.
- To zależy od ciebie – powoli wypuściłam powietrze z ust. – Jeśli będziesz chciał to zadzwonisz. Naprawdę muszę już iść.
- Do zobaczenia.
Przyspieszyłam kroku. Miałam wrażenie, że Eric nie ruszył się z miejsca, że nie poszedł do domu, ale nie odwróciłam się. Skręciłam w lewo, a później w prawo, dalej szłam prosto.
 Zapukałam do drewnianych drzwi. Nikt nie zareagował, zapukałam jeszcze raz, tylko że mocniej. Otworzyła mi niska kobieta. Od razu mnie rozpoznała.
- Dzień dobry – powiedziałam życzliwie.
- Dzień dobry, ____. Wjedź - odpowiedziała uśmiechając się.
Przepuściła mnie w drzwiach. Jasnoniebieskie ściany przywitały mnie chłodno. To nie tak, że było tu jakoś specjalnie źle i strasznie. Po prostu było ciężko. Inni – nie licząc opiekunów- nie traktowali mnie zbyt dobrze, a to przez to, co zrobiła moja matka. Wieści szybko się roznoszą. Na szczęście Jessie lubili. Kobieta zaprowadziła mnie do niej. Dziewczynka prawie zaczęła piszczeć na mój widok. Uśmiechnęłam się szeroko. Podbiegła do mnie, wzięłam ją na ręce. Nie była już taka lekka jak kiedyś.
- Jak tam?
- Dobrze. Wiesz, że pada śnieg?
- Wiem, widziałam.
- Ulepisz ze mną bałwana? – Zapytała, a jej oczy świeciły się radośnie.
Roześmiałam się, w zeszłym roku było to samo.
- Jasne, że ulepię, ale nie dzisiaj.
- Dlaczego?
- Bo śniegu jest jeszcze za mało.
- To… jutro?
- Jutro albo pojutrze, dobrze?
- Dobrze – zgodziła się, ale wiedziałam, że liczyła na to, że już jutro ulepimy tego bałwana.
- Co wczoraj robiłaś?
Dziewczynka zaczęła wymieniać, zajęło jej to dobre kilka minut. Odstawiłam ją na ziemię, bo rozbolały mnie ramiona. Pociągnęła mnie za rękę i kazała usiąść na kanapie. Posłusznie usiadłam, a ona rozłożyła się obok mnie. Zaczęła szczegółowo opowiadać o wydarzeniach z wczorajszego dnia. Mimo swojego wieku, potrafiła zainteresować swoją opowieścią, choć wiedziałam, że połowę z tych rzeczy wymyśla na poczekaniu. Dopiero po jakichś czterech godzinach poszłam do domu. Obiecałam jej, że jutro się zobaczymy.
 Do mieszkania dotarłam parę minut po czternastej. Włączyłam telewizor i skakałam po przypadkowych kanałach. Nie leciało nic godnego uwagi. Za każdym razem gdy zamykałam oczy widziałam jego twarz. To chyba nie do końca normalne. Na wspomnienie jego miny, gdy powiedział mi co się stało, wstrzymywałam oddech.
 Około piętnastej zjadłam obiad. Reszta dnia minęła mi spokojnie, bez niespodzianek. Można powiedzieć, że się nudziłam. Próbowałam czytać książkę, ale nie mogłam się skupić. Bolała mnie głowa. W telewizji leciały same nudne komedie. Dość szybko położyłam się spać. Rano zjadłam śniadanie i wyszłam z domu. Zadzwonił telefon, gdy byłam już w połowie drogi do domu dziecka.
- Słucham?
- Cześć, ____. To jak? Spotkamy się dzisiaj?
Przygryzłam dolną wargę. Co ja mu miałam powiedzieć?
- Chciałabym, ale mam już plany na dzisiaj.
Słyszałam, że westchnął.
- Na wieczór też?
Niby nie, ale znając życie, to po powrocie do domu na pewno nie będzie mi się chciało nigdzie wychodzić.
- Też.
- Szkoda. Do zobaczenia. Mam nadzieję, że już niedługo.
- Do zobaczenia.
Rozłączyłam się. Nie wiem, po co chciał się ze mną znów spotkać. Wczoraj rozmowa nam się nie kleiła.
 Gdy robiłam kulę, która miała być głową bałwana, poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwróciłam się jak oparzona. Brązowa grzywka prawie zakrywała jego ciemne oczy.
- Eric? Co ty tutaj robisz?
Byłam zszokowana jego obecnością. Jessie do mnie podbiegła i zabrała mi śnieżnej kulę z rąk. Może myślała, że rzucę nią w szatyna?
- Chciałem cię zobaczyć – kąciki jego ust uniosły się w górę.
Przez chwilę myślałam, że może on nie jest całkiem normalny, ale szybko zganiłam się za te przypuszczenia.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
- Wczoraj za tobą poszedłem i… - był zawstydzony.
- Śledziłeś mnie? – Zapytałam trochę głośniej niż zamierzałam.
- Nie śledziłem… Pomyślałem, że cię tu znajdę.
Byłam zdenerwowana. Miałam ochotę mu coś powiedzieć, ale ktoś nam przerwał.
- Ładnego ulepiłyśmy bałwana? – Dziewczynka ciągnęła go za kurtkę.
- Jessie, ile razy mówiłam ci, że masz nie rozmawiać z obcymi?
- Ale przecież on nie jest obcy, ty z nim rozmawiasz – powiedziała zaskoczona moim wybuchem. – Chcesz ulepić z nami kolegę dla bałwanka? – Znów zwróciła się do chłopaka.
Spojrzał na mnie niepewnie. Nic nie powiedziałam, nawet na niego nie patrzyłam.
- Jeśli chcesz, to mogę go z wami ulepić – odpowiedział nieśmiało, a dziewczynka chwyciła go za rękaw i pociągnęła w stronę pierwszej śnieżnej budowli.
Po chwili za nimi poszłam, ale trzymałam się w pewnej odległości. Dreptałam w miejscu i obserwowałam ich. Jessie przypadkiem uderzyła go w nos. Z trudem powstrzymałam się od śmiechu. Wrócili do lepienia bałwana. Dogadywali się bardzo dobrze. Nagle dziewczynka go popchnęła, a z racji, że kucał, przewrócił się na plecy. Mała zaczęła się śmiać, a ja postanowiłam, że chyba powinnam wkroczyć do akcji.  Podeszłam do niej i schyliłam się.
- Powinnaś przeprosić Erica, jest dla ciebie miły. Nie możesz się tak zachowywać – powiedziałam łagodnie, ale zdecydowanie.
Spuściła głowę.
- Przepraszam – zwróciła się do szatyna.
- Nic się nie stało – odpowiedział podnosząc się do siadu.
Jessie podbiegła do niego i przytuliła go.
- Nie jesteś na mnie zły? – Zapytała smutna.
- Nie, oczywiście, że nie.
- To wstawaj i pomóż mi skończyć.
Chłopak się roześmiał, był przy tym taki uroczy… Znaczy… Dobra, był uroczy. Chciałam wrócić na miejsce, w którym wcześniej stałam, ale on delikatnie chwycił moją dłoń.
- Gdzie idziesz?
- Nigdzie, po prostu…
Nagle jego twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej.
- Po prostu? – Zapytał przekrzywiając na bok głowę.
- Po prostu chciałam trochę się oddalić.
- Dlaczego?
- Bez powodu.
- Na pewno?
Jego oddech musnął moją twarz.
- Tak.
Puścił moją dłoń. Wróciłam na miejsce, w którym wcześniej stałam. Wzięłam głęboki oddech, trochę kręciło mi się w głowie. Gdy spojrzał w moją stronę lekko się uśmiechnęłam, odpowiedział mi tym samym. Minęła godzina zanim w końcu skończyli, gdybym im pomogłam poszłoby szybciej, ale jakoś nie miałam na to ochoty. Eric położył się na śniegu, a moja „kuzynka” po chwili zrobiła to samo. Westchnęłam i podeszłam do nich.
- Jessie, wstań. Będziesz cała mokra i się przeziębisz.
- Ale śnieg jest wygodny, ty też się połóż – zaproponowała.
- Zobaczysz, że będziesz chora.
Szatyn zaczął robić aniołka na śniegu, a dziewczynka zrobiła to samo.
- Eric, powiedz jej coś.
- Co mam jej powiedzieć? Przecież to jeszcze dziecko, a dzieci muszą się wyszaleć.
Rzuciłam mu oburzone spojrzenie. Miał rację, ale nie chciałam, żeby mała się przeziębiła. Patrzyłam na nich niezadowolona. W końcu znudziła im się ta zabawa. Dziewczynka pożegnała się z szatynem, a później ze mną i pobiegła do domu, bo to był jej dom.
- Tylko się przebierz! – krzyknęłam za nią.
- Dobrze!
Ruszyłam w stronę swojego mieszkania.
- Hej, gdzie się tak spieszysz?
Spiorunowałam go wzrokiem, byłam na niego zła.
- Nie twoja sprawa.
- Co się stało?
- Nie wiesz?
- Przecież nie zrobiłem nic złego.
- Jessie będzie przez ciebie chora.
- Nie możesz tego z góry zakładać.
- Ale tak będzie – powiedziałam uparcie.
- Wcale nie – odpowiedział spokojnie.
- Skąd wiesz?
- A skąd ty wiesz, że będzie?
Nie odpowiedziałam, nie wiedziałam. Spuściłam głowę trochę zażenowana. Chwycił mój podbródek i uniósł moją głowę. Spojrzałam mu w oczy. Wydawało mi się, że był zmartwiony, ale nie wiedziałam dlaczego.
- Słabo wyglądasz – powiedział po chwili.
Otworzyłam szeroko oczy z niedowierzania. Schyliłam się, a gdy się wyprostowałam rzuciłam mu garść śniegu w twarz. To nawet nie była śnieżka. Chciałam zrobić to jeszcze raz, ale chwycił mnie za ramiona.
- Tylko żartowałem – szeroko się uśmiechnął.
- Głupek – odparłam cicho.
- Słucham?
- Jesteś głupi.
- Jestem głupi?
- Jesteś głupi – zaczynało mnie to bawić.
- Nie jestem głupi.
- Jesteś.
Knuł coś, widziałam to w jego oczach. Wzruszył ramionami jakby się poddał, ale udawał, byłam tego pewna.
- Może jestem. Odprowadzić cię do domu?
- Jeśli chcesz.
Dał mi do zrozumienia, że mam wziąć go pod rękę. Szliśmy tak już dobre dwadzieścia minut. Dużo rozmawialiśmy. Potrafił mnie rozśmieszyć. Gdy staliśmy przed moją klatką schodową, uśmiechnął się ukazując rządek białych zębów. Spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Co cię tak rozśmieszyło?
- Nic, po prostu w twoim towarzystwie nie potrafię być poważny. Działasz na mnie w dziwny sposób. – Zagryzł dolną wargę. - ____, mogę cię… przytulić?
W pierwszej chwili myślałam, że się przesłyszałam.
- Możesz.
Objął mnie w tali. Odwzajemniłam ten uścisk. Oparłam głowę na jego ramieniu. Po chwili mnie puścił.
- Miłego dnia.
- Do jutra?
- Mam nadzieję – podarował mi jeszcze jeden uśmiech.
Gdy wchodziłam po schodach o mało się nie przewróciłam. Czułam się zupełnie inaczej niż rano. Wieczorem zrozumiałam, co się stało. Zakochałam się. To głupio brzmi, bo znam go od trzech dni. Tęskniłam za jego głosem, śmiechem, za jego oczami i spojrzeniem. Tęskniłam za uściskiem jego ramion, czułam się w nich tak bezpiecznie jak nigdy. To dziecinne, ale prawdziwe.
 Po tygodniu nic się nie zmieniło. Nie powiedziałam mu, co odkryłam. Minął miesiąc, a ja coraz bardziej się do niego przywiązywałam. Zaprosił mnie do siebie. Na początku wszystko było dobrze, ale nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszedł otworzyć.
- Mamo? Tato? Co wy tu robicie? – Zapytał zaskoczony.
- Chcieliśmy zrobić ci niespodziankę – odpowiedział dość wysoki kobiecy głos.
- Mogliście zadzwonić – był wyraźnie zestresowany.
Nagle on i jego rodzice znaleźli się w salonie.
- Dzień dobry – nieśmiało się przywitałam.
- Nie mówiłeś nam, że masz nową dziewczynę – powiedział jego ojciec.
- Bo to tylko moja przyjaciółka.
Przyjaciółka. To słowo odbiło się echem w mojej głowie. Nie koleżanka, przyjaciółka.
- To może jednak przyjdziemy później, a teraz pójdziemy coś zjeść. Do widzenia – kobieta uśmiechnęła się do mnie.
- Do widzenia – odpowiedziałam cicho.
Po chwili Eric wrócił do salonu, ale już bez towarzystwa.
- Przepraszam, nie wiedziałem, że przyjdą.
- Nic się nie stało.
Na stoliku przede mną leżał gruby album ze zdjęciami.
- Mogę go obejrzeć?
- Jasne, tylko obiecaj, że nie będziesz się śmiać.
- Obiecuję.
Niestety już przy czwartej stronie złamałam obietnicę. Zdarzyło mi się to jeszcze parę razy.
 Minął kolejny miesiąc, a my spotykaliśmy się codziennie. Czasami nawet tylko na kilkanaście minut. Nie miałam już tyle wolnego czasu, bo chodziłam do pracy, ale każda minuta spędzona z nim umilała mi dzień. Wydawało mi się, że też zaczął traktować mnie w trochę inny sposób. Częściej mnie przytulał, ciągle szukał kontaktu wzrokowego, pisał i dzwonił. Za każdym razem, gdy go widziałam, czułam motylki w brzuchu. Wszystko było dobrze. Niestety tylko do czasu.
 Już od początku naszego spotkania, wiedziałam, że coś jest nie tak. Nie mówił tyle, co zawsze. Nie śmiał się.
- Co się stało? – Zapytałam w końcu.
- Nic takiego – odpowiedział smutny.
- Przecież widzę. Powiedz mi.
Uciekał gdzieś wzrokiem. Jego oczy lśniły, widziałam to już po raz drugi.
- Eric, co się dzieje?
Pociągnął nosem i wziął głęboki oddech.
- Muszę wyjechać.
- Ale wrócisz?
- Nie wiem.
W tej chwili cały świat zawalił mi się na głowę. Był dla mnie wsparciem i był mi bliski. Przywiązałam się do niego, stał się częścią mnie, a teraz chciał tak po prostu odejść.
- Dlaczego wyjeżdżasz?
Spuścił głowę.
- Mój tata zmarł.
Nie wiedziałam, co mu powiedzieć. Nie wiedziałam jak to jest stracić tak bliską osobę, bo nigdy jej nie miałam. O tym też już mu kiedyś powiedziałam.
- Przykro mi.
- Muszę zaopiekować się mamą. Jest jej bardzo ciężko.
- Tobie na pewno też.
- Nie bądź na mnie zła.
- Nie jestem, rozumiem.  Twoja mama cię potrzebuję.
- Muszę do niej jechać, bo nie zgodziła się na wprowadzenie się do mnie.
- Rozumiem, to twoja rodzina. Mam nadzieję, że jakoś się trzyma.
Każde słowo z trudem przechodziło przez moje gardło. To przez to, że coś ściskało moje serce. Chciałam być silna, dla niego. Spojrzałam mu w oczy. Od jakiegoś czasu były one moim oknem na świat, mogłam znaleźć w nich wszystko. Przyciągnął mnie do siebie.
- Kocham cię. – Wyszeptał czule.
- Ja ciebie też… - Odpowiedziałam zamykając oczy.
Po paru sekundach jego usta dotknęły moich. Ostrożnie odwzajemniłam pocałunek. Nie trwał on długo, ale wystarczająco aby dotarło do mnie, że to pożegnanie będzie wyjątkowo trudne. Rozstanie zbliżało się nieubłaganie.
- Wiesz, co teraz powiem, prawda? – Zapytał gładząc moje włosy.
Z trudem przełknęłam ślinę i pokiwałam twierdząco głową. Nie otwierałam oczu, chciałam zostawić te wszystkie łzy na później, przecież on nie musiał ich oglądać. Na chwilę oparł swoje czoło o moje.
- Będę tęsknił, ale tak będzie lepiej.
- Ciekawe dla kogo…
- Nie zaczynaj, proszę. Dobrze wiesz, że widziałem w tobie przyszłość. – W jego głosie brzmiała wyraźna prośba, ale też przeprosiny.
- Ja nadal ją w tobie widzę.
-____, tak mi przykro.
- Przepraszam, przecież to nie twoja wina.
Pociągnęłam nosem. Powtarzałam sobie w uchu „nie rozklejaj się, jesteś silna”, ale to w ogóle nie działało.
- Nie lubię gdy płaczesz. – Powiedział uśmiechając  się blado.
Wtuliłam się w niego, odwzajemnił ten uścisk i zaczął nami delikatnie kołysać.
- Twoja mama nie może przyjechać tutaj? Wtedy mógłbyś zostać. Proszę, potrzebuję cię…
Westchnął ciężko.
- Będzie dobrze…
- Odpowiesz mi?
- Przepraszam.
- Wrócisz?
- Chciałbym. – W jego głosie słyszałam szczerość.
Odsunęłam się od niego.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- Dzisiaj.
- Czyli widzimy się ostatni raz?
Pokiwał twierdząco głową.
- Możemy się odwiedzać – powiedziałam po chwili.
- Myślę, że tylko jeszcze bardziej będzie nas to bolało, bo za każdym razem będziemy przeżywać to samo.
- Ale…
Pocałował mnie w czoło.
- Uwierz mi, tak będzie lepiej.
- To wszystko jest takie głupie..
Starłam łzy, które popłynęły po moich policzkach.
- Znam cię niecałe trzy miesiące, a czuję się jakby to były lata.
- Bałem się, że tylko ja tak mam.
- To… cześć – powiedziałam zdławionym głosem.
- Cześć.
Oddaliliśmy się od siebie już o paręnaście metrów, gdy zawróciłam. Podbiegłam do niego i po raz ostatni wtuliłam się w niego. Czułam każde drganie jego klatki piersiowej. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, dostrzegłam, że on też płakał. Teraz pożegnaliśmy się już ostatecznie.
 W domu nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Wszystko straciło sens. Będę musiała wrócić do codzienności, którą Eric zaburzył. Pojawił się nagle i zniknął nagle. Wniósł wiele w moje życie, ale też wyniósł coś z niego. To tak strasznie bolało, ale go rozumiałam. Nie miałam mu tego za złe, po prostu było mi ciężko. Nagle dostałam SMS’a, od niego. Napisał, żebym wyjrzała przez okno, a później usunęła jego numer. To rozrywało moje serce, ale skasowałam jego numer. Łzy nieustannie płynęły po moich policzkach. Podeszłam do okna i otworzyłam je. Na chodniku narysowane kredą było duże serce.
Roześmiałam się cicho, a potem oparłam się o ścianę i powoli osunęłam się na ziemię. Schowałam twarz w dłoniach.
- Głupek. 


Generalnie ten scenariusz mi się nie kleił (widocznie miałam słaby śnieg...), chyba to widać. W niektórych momentach Eric schodził na drugi plan, ale mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Sama nie wiem o czym chciałam, żeby ten scenariusz był. Mam nadzieję, że się nie zanudziliście, nie zasnęliście i w ogóle dotarliście do końca. W zamówieniu było, że zakończenie może być smutne, więc chyba jest, choć zawsze można sobie dopowiedzieć, że wszystko się ułożyło. Scenariusz jest długi, ale tak naprawdę nic w nim nie ma... To chyba tyle ode mnie. Mogłabym jeszcze trochę ponarzekać, ale nie chcę was męczyć w mikołajki.
Tak na marginesie to wszystkiego najlepszego :)
Czekam na komentarze (na te złe też).

8 komentarzy:

  1. Jezu płaczę... Eric ty głupku...
    Scenariusz jest dobry, bardzo mi się podobał. No i co tu dużo mówić? Weny życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och cudowny *_* No...płaczę serio jest super :3 Szkoda że nie będzie następnej części bo bardzo bym chciała :( Ale życzę bardzo dużo weny! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W planach nie mam następnej części, ale kto wie... Może kiedyś mnie natchnie i ją napiszę, ale na pewno nie stanie się to szybko, bo czeka na mnie jeszcze wiele zamówień. Czas pokaże :)

      Usuń
  3. Oke więc najpierw chciałam przeprosić że nie komentowałam twoich opowiadań a gdy już w końcu się za to zabrałam to scenariusz z Ericem taa~~ Przepraszam
    Co do tego opowiadania na prawdę mi się podoba ^^ Są coraz lepsze *.* Zakończenie jest urocze i słodkie jednocześnie, dziękuję :3 Mogłabyś dać coś więcej o charakterze Erica bo zaczęłaś np "wydaje mi się dziwny" i myślałam że będzie do tego nawiązanie trochę później, dlaczego z nią tak chce się spotykać ale w sumie to można łatwo się domyślić ^^' Osobiście podoba mi się też niedokończony wątek z Jessie ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musisz przepraszać... Ale cieszę się, że się odezwałaś, bo już myślałam, że cię porwali albo odcieli internet XD Faktycznie powinnam coś tam napisać o jego charakterze, ale jakoś mi to umknęło.
      Dziękuję za skomentowanie przy okazji scenariusza z Xiuminem :)

      Usuń
  4. Chciałam jeszcze napisać że BAAARDZO podobał mi się scenariusz z Xiuminem. Był taki oryginalny, inny (w dobrym znaczeniu tego słowa) i w ogóle świetny <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo podobał mi się ten scenariusz, ciekawa historia :) Życzę weny i zapraszam do siebie http://200-percent-of-love.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  6. Poryczalam się... Lubię płakać :) weny życzę

    OdpowiedzUsuń