17.11.2014

Kai - Chciałbym cię lepiej poznać 2/2


Lekko zaskoczona uniosłam brwi. Usiadłam z powrotem na kanapie. Patrzył na mnie delikatnie się uśmiechając. Siedzieliśmy tak po prostu patrząc sobie w oczy przez dłuższą chwilę. Teraz już wiedziałam, dlaczego wszystkie dziewczyny traciły dla niego głowę. Niemal czułam jak mnie do siebie przyciąga, a nie robił nic szczególnego. Po prostu miał w sobie to „coś”.
- Myślisz, że moglibyśmy się lepiej poznać? – Zapytał przerywając milczenie.
- Nie wiem, może…
- Co musiałbym zrobić?
- To się okaże. – Uśmiechnęłam się.
- Nie powiesz mi?
- Nie, sama nie wiem. Zobaczymy jak będziesz się zachowywał i jak będziemy się dogadywać. – odpowiedziałam i usadowiłam się wygodniej na sofie.
Westchnął cicho.
- Okay, niech tak będzie. Kiedy wracasz na treningi?

- Nie mam pojęcia, ale na pewno nie będzie mnie przez kolejny tydzień, a co będzie dalej ciężko stwierdzić.
- Szkoda, nawet nauczycielka pytała jak się czujesz.
Zaśmiałam się na krótko. Rozległ się dzwonek telefonu, ale nie mojego. Chłopak sięgnął do kieszeni i wyjął z niej komórkę. Odebrał, ale nie rozmawiał długo. Wymieniliśmy się spojrzeniami, ale to ja jako pierwsza wstałam.
- Muszę już iść. – Powiedział robiąc to, co przed chwilą ja.
- Wiem, chcę odprowadzić cię do drzwi.
Głupio się przyznać, ale gdy poszedł w końcu odetchnęłam z ulgą. Lubiłam go, ale jego zachowanie wydawało mi się dziwne, spieszył się ze wszystkim. Miałam przeczucie, że coś jest nie tak. Od jakiegoś czasu byłam wyczulona na takie rzeczy, tym razem wolałam pomyśleć dwa razy przed zaprzyjaźnieniem się z kimś. Nie chciałam znowu skończyć na lodzie i dowiedzieć się, że tak naprawdę byłam tylko zabawką. Nie wiem czy po raz kolejny dałabym radę przyjąć taki cios. Z dołka po poprzednim rozstaniu pomogła mi wyjść przyjaciółka, do której teraz powinnam zadzwonić, bo w innym wypadku mnie udusi. Krążyłam niespokojnie po mieszkaniu czekając aż odbierze. Widać, że jej się nie spieszyło, pewnie nie słyszała. W momencie gdy już miałam się rozłączyć, usłyszałam jej głos po drugiej stronie. Wydobyła ze mnie wszystkie informacje, nawet te, których nie zamierzałam jej przekazać. Po prostu zapętliłam się w tym, co mówiłam, a ona nie przerywała mi aż do tego momentu, w którym sama zdałam sobie sprawę z tego, że gadam same brednie. Później ona zaczęła nawijać, że powinnam się z nim umówić i najlepiej rozkochać go w sobie, a następnie zostawić, żeby zobaczył jak to jest być oszukiwanym. Prawie na nią nawrzeszczałam, gdy ta nagle wybuchnęła śmiechem, tłumacząc, że tylko żartowała, ale nie byłam pewna czy mówiła prawdę. Faktycznie taka lekcja pokazałaby mu, że ludzie to nie zabawki, ale według mnie nikt nie zasługiwał na takie traktowanie i… lubiłam go. Mimo to jaki był dla tych dziewczyn i być może dla mnie, bo przecież nie miałam pewności, co do jego szczerości, to lubiłam go.
-____, jesteś tam?
- Jestem, zamyśliłam się.
- To wszystko mamy ustalone?
Nie miałam zielonego pojęcia o tym, co my niby ustalałyśmy.
- O co ci chodzi?
- Przecież wiesz, przed chwilą o tym mówiłam.
- Przyznaj, że po prostu chcesz, żebym powiedziała, że cię nie słuchałam. – Odparłam po chwili.
- Brawo, ty Sherlocku, w końcu się zorientowałaś.
Rozmawiałyśmy jeszcze jakiś czas. Po rozłączeniu się, nie miałam pojęcia, co robić. Nie mogłam przestać myśleć o tym, co powiedziała żartując. Z jednej strony ten pomysł nie wydawał się aż tak głupi, ale z drugiej był idiotyczny. Nonsens.
 Reszta dnia minęła bez niespodzianek, ale to chyba dobrze. Kolejny tydzień dłużył się jak nigdy. Powoli przestawałam odczuwać ból w nodze, ale jakoś mnie to nie cieszyło. Przyznam, że bałam się, że jak wyzdrowieję to Kai przestanie się mną interesować, a może już przestał. Może zniechęciłam go tą rozmową o jego „koleżankach”? Może powinnam była zachować to dla siebie? Nie, niby z jakiej racji? Za nim się obejrzałam minął kolejny tydzień, a on nadal nie dawał żadnego znaku życia. Byłam głupia dając mu swój numer telefonu, a nie biorąc jego, a zresztą nawet jakbym miała ten przeklęty numer to pewnie i tak bym nie zadzwoniła, bo przez to mógłby pomyśleć, że mi zależy, a przecież mi nie zależy, a może jednak tak odrobinę. Złapałam się za głowę. Ewidentnie za dużo o nim myślałam. To głupie, bo przecież mi nie zależało…
 Przewróciłam się na drugi bok i zacisnęłam mocniej powieki. Próbowałam zasnąć, ale w tą niedzielną, a raczej już poniedziałkową, noc sen chyba nie był mi przeznaczony.  Po jakimś czasie zaprzestałam prób. Wstałam, usiadłam przy biurku i zapaliłam lampkę.  Znałam swój pokój na tyle dobrze, że nawet po ciemku wiedziałam gdzie wszystko się znajduje. Mieszkałam tu od urodzenia. Włączyłam laptopa. Miałam nieodpartą ochotę na sprawdzenie na ilu portalach randkowych ten chłopak ma konta. Na pewno nie były mu potrzebne, ale przeczuwałam, że jednak je ma i nie pomyliłam się. Jedno, drugie, trzecie, czwarte… Po przeczytaniu tego, co o sobie wypisywał zdenerwowana zamknęłam komputer. Jego kłamstwa niemal raziły mnie w oczy, a może to tylko bardzo jasne światło komputera. Przeciągnęłam się ziewając. Spojrzałam na zegarek, który właśnie pokazywał pięć po drugiej. Nie opłacało mi się ponowne położenie się do łóżka, bo za niecałe cztery godziny i tak musiałabym wstać. Biorąc pod uwagę to, że byłam naprawdę rozbudzona nie zasnęłabym przez kolejną godzinę albo nawet przez dwie, więc na sen nie zostałoby mi wiele czasu, a wstając byłabym bardziej zmęczona niż teraz. Próbowałam sobie przypomnieć czy miałam mieć dzisiaj jakieś sprawdziany i z zadowoleniem doszłam do wniosku, że nie. Zabrałam z pokoju wcześniej przygotowane ubrania i poszłam wziąć zimny prysznic. Miałam tylko nadzieję, że moi rodzice się nie obudzą, ale na szczęście tak się nie stało. Gdy wróciłam do swojego pokoju zapaliłam lampkę i sprawdziłam czy na pewno odrobiłam wszystkie zadania i znów na moje szczęście nie znalazłam żadnych zaległości. Kręciłam się na obrotowym krześle tak długo aż zaczęło mi się kręcić też w głowie, czyli szczerze mówiąc nie za długo. Położyłam głowę na biurku i czekałam aż wszystko wróci do normy. Nie pamiętam kiedy ostatnio zachowywałam się tak głupio, ale to nie było złe. Każdemu czasem zdarzają się dni, w których opanowuje go głupota, a może to tylko mi się takie zdarzają… Jestem głupia, ale on jest głupszy. Od kiedy tak często używam słowa „głupi”? Usiadłam prosto i przeczesałam włosy palcami. Później przeszłam się do kuchni i po cichu zjadłam śniadanie. Śniadanie o prawie czwartej nad ranem, miło. Zastanawiałam się, co bym zrobiła gdybym nagle go spotkała. Udawałabym, że nic się nie stało, czy wygarnęłabym mu wszystko? Hmm… Odpowiem na to później, tak samo jak na to czy każdy przystojny chłopak to idiota. Co do tego drugiego pytania, to zaczynam myśleć, że jednak tak.
 Szczęście w nieszczęściu, że nie chodziłam z moją przyjaciółką do tej samej klasy, a nawet do tej samej szkoły. Szczęście, bo jeśli byłybyśmy razem w klasie, to na pewno od razu bym się jej wygadała, ale nieszczęście, bo gdybyśmy były jednak chociaż w tej samej szkole, to od razu mogłaby mi coś doradzić, a tak muszę czekać do południa, a może do wieczora, bo ta rozmowa nie jest dobra na telefon. Moją pierwszą lekcją była historia, do której zazwyczaj nic nic nie miałam, ale dzisiaj myślałam, że na niej umrę. Kolejne czterdzieści pięć minut tortur prowadziła nauczycielka od fizyki.Kolejne, kolejne i kolejne, i następne, i jeszcze jedne…  Gdy te dzisiejsze koszmary na jawie minęły niemal w podskokach wyszłam ze szkoły. Szczerze mówiąc to czułam się już dobrze. Ani nie bolała mnie kostka, ani nie bolała mnie myśl, że być może już nie będę miała okazji z nim szczerze pogadać. Było tak aż do pewnej chwili.
- Hej, ____, nie zauważyłaś mnie? – Zapytał chłopak wesoło.
Odwróciłam się w stronę, z której dochodził głos z kamienną miną.
- Coś się stało?
- Co ty robisz pod moją szkołą, a raczej skąd wiesz gdzie chodzę do szkoły? – Zapytałam nie czując kompletnie niczego.
- Ma się swoje źródła. – Uśmiechnął się ukazując rządek śnieżnobiałych zębów, ale to już na mnie nie działało.
- A dokładniej?
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Nie śledziłeś mnie, prawda?
- Ja cię nie śledziłem, po prostu szedłem po twoich śladach.
Chciałam mu wszystko wygarnąć, ale jednak wolałam milczeć. Wiedziałam, że tak będzie. Może udawanie, że nic nie wiem nie jest takie złe? Jest złe, ale on na razie nie musi wiedzieć, że ja wiem.  Za to ja wiem, że on nie wie, iż ja wiem. Koniec z tą wiedzą…
- Dlaczego po prostu nie przyszedłeś do mnie do domu?
- Nie wiem. Chciałem cię zobaczyć, a tak jakoś bałem się reakcji twoich rodziców na mnie.
To dlatego, że chciałeś mnie zobaczyć  nie odzywałeś się przez nie wiadomo ile czasu? Powinnam była o to zapytać.
- Skąd wiedziałeś, że moi rodzice byli w domu?
- Widziałem samochód.
- Czekaj, bo czegoś tu nie rozumiem…  Jak szłam do szkoły ty szedłeś za mną?
- Tak jakby.
- I stoisz tu od rana?
Pokiwał twierdząco głową.
- Czyli byłeś na wagarach?
- Nie pierwszy raz i nie ostatni.  – Uśmiechnął się łobuzersko, a ja miałam ochotę przemówić mu do rozsądku.
- To teraz ja idę do siebie, a ty idziesz do siebie, jasne?
- Co? Nie czekałem tu na ciebie tyle czasu, żeby po takim krótkim spotkaniu iść do domu. Odprowadzę cię, zgoda?
- Zgoda.
Zobaczymy kto w tej grze w kotka i myszkę będzie kotkiem, a kto myszką… Coś czuję, że nasze role niedługo się zamienią. Może jednak taka lekcja mu się przyda. Może skończę z nim szybciej niż on ze mną. Gadam jakbyśmy byli przynajmniej parą i jakbym miała jakiś świetny plan. Wystarczyłby dobry plan, nie musiałby być świetny. Ważne, żeby był skuteczny.
-____, słuchasz mnie?
- Jasne, że tak.
- To kiedy wracasz na treningi?
- Chyba nie wracam.
- Dlaczego? – Zapytał zaskoczony.
- Ponieważ nie czuję się tam dobrze i chyba jednak wolę postawić na naukę, a na dodatek boję się, co następnym razem wywiną te dziewczyny. – To nie było kłamstwo, nawet udało mi się przekonać rodziców. Może to lekkomyślne, ale naprawdę nie zamierzałam tam wracać.
- Nie martw się, jakby co to cię obronię.
Uśmiechnęłam się do niego. Na pewno, jak książę na białym rumaku, prawda?
- Pewnie tak, ale wiesz, chyba jednak wolę nie ryzykować.
- Szkoda… Bez ryzyka nie ma zabawy.
Wiesz o tym najlepiej, co?
- Święte słowa. – Odpowiedziałam śmiejąc się.
- To czemu nie chcesz ryzykować? – Uparcie drążył temat.
- Sama nie wiem. Może jestem z tych, którzy od ryzyka wolą stabilizację? – Zapytałam kryjąc prawdziwy sens tego pytania.
- Może. Ja lubię zabawę, ale oczywiście nie we wszystkim. Uważam, że np. w związku najważniejsza jest wcześniej wspomniana przez ciebie stabilizacja oraz wzajemne zaufanie, a ty jak myślisz?
Przez cały czas szukał ze mną kontaktu wzrokowego. Ciężko sobie wyobrazić jak bardzo ten chłopak by mi się podobał, gdybym niczego w życiu nie przeszła i gdybym go nie przejrzała. Taki idealny, czyż nie?
- Też tak myślę, ale ważna jest też szczerość.
- Oh, zapomniałem o tym, miałem to słowo na końcu języka.
Nie wątpię…
- Co robisz dziś wieczorem? – Zapytał patrząc mi głęboko w oczy.
- Szczerze mówiąc to nic, a co?
- Nic, tak tylko chciałem się dowiedzieć.
- Ah okay.
- ____? - Odezwał się po dłuższej chwili.
- Tak?
- Może chciałabyś gdzieś ze mną wyjść?
- Masz czas? – Zapytałam udając bardzo zainteresowaną.
- Dla ciebie zawsze. – Kolejny zniewalający uśmiech.
Zachichotałam niby zakłopotana tym jakby komplementem. Chyba naczytałam się za dużo książek. Muszę trochę przystopować, bo jeszcze się czegoś domyśli. Odchrząknęłam odrobinę zmieszana swoim zachowaniem.
- To jak, zgadzasz się?
- Tak, tylko o której się spotkamy?
- Przyjdę po ciebie o dziewiętnastej, pasuje ci?
- Tak, tak, to do zobaczenia.
Ruszyłam szybko przed siebie, ale nie minęło nawet kilka sekund, gdy złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Ostrożnie uniosłam wzrok i spojrzałam w jego ciemne oczy. Cała jego twarz, nie tylko oczy, z tej odległości zapierała dech w piersiach.
- Gdzie się tak śpieszysz? – Zapytał przybliżając się do mnie jeszcze bardziej.
Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Bałam się, że będę się jąkać. Wolałam milczeć. Mijało nas wiele ludzi, musieliśmy wyglądać przekomicznie, staliśmy tak blisko siebie na środku chodnika i nic nie mówiliśmy.  Albo mi się wydawało, albo był coraz bliżej. Nie wydawało mi się, czułam jego ciepły oddech na swoich ustach. Odsunęłam się jak oparzona. Udało mi się to w ostatniej, naprawdę ostatniej chwili.
- Nie uważasz, że to trochę za szybko? – Zapytałam niemal bezgłośnie.
Podrapał się w tył głowy i wzruszył ramionami.
- Może odrobinę.
- Do wieczora. – Rzuciłam na pożegnanie i zostawiłam go tam samego.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który sam nasuwał mi się na usta. Nie wiedziałam czy działo się tak, bo cieszyłam się z dzisiejszego spotkania, czy może, dlatego że… No właśnie, dlaczego?
 W domu nie mogłam usiedzieć w miejscu. Ciągle spoglądałam na zegarek, a gdy w końcu nadeszła wyczekiwana godzina, a Jongin się nie pojawiał, zaczęłam się martwić. To było najgorsze, nie byłam zdenerwowana i wkurzona, byłam tylko zmartwiona. Zupełnie jakby był dla mnie ważny. Chciałam wybić go sobie z głowy i zacząć myśleć tak jak wcześniej, ale w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi i porzuciłam ten pomysł szybciej niż na niego wpadłam.
- Przepraszam za spóźnienie, po prostu…
- Nic się nie stało, nie musisz się tłumaczyć.
Dopiero po chwili wręczył mi bukiet kwiatów, który trzymał w ręce. Zostawiłam go w domu i wyszliśmy.
- To gdzie idziemy? Do restauracji, kina czy może gdzie indziej?
- Może po prostu przejdziemy się na spacer?
- Tylko? – Zapytał zaskoczony.
- Chyba tak… Restauracja jest jakaś taka zobowiązująca, a w kinie nic ciekawego teraz nie grają. Chyba, że miałeś jakieś plany, to możemy iść gdzieś indziej.
- Nic nie planowałem, a spacer jest bardzo dobrym pomysłem.
Najpierw chodziliśmy po mieście, a później poszliśmy do parku. Pytał o wiele rzeczy, ale także opowiadał dużo o sobie. Z każdą kolejną minutą coraz bardziej zaplątywałam się w sieć jego kłamstw i chyba mógłby mi nawet powiedzieć, że ma w domu jednorożca, a ja bym mu uwierzyła. Usiedliśmy na ławce i wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że kogoś spotkaliśmy. Minęła nas roześmiana grupka dziewczyn, ale po chwili zawróciły, a wtedy rozpoznałam, że to te same, które chodziły na tańce do naszej, a raczej jego grupy. Były zszokowane naszym widokiem razem. Mój towarzysz zauważył je dopiero po chwili.
- Kai, ty i ona? To jakiś żart, czy co? – Spojrzała na swoje koleżanki, które nic nie mówiły, ale ich miny rozbiły to za nie.
- Ja i ____ jesteśmy parą, macie z tym jakiś problem? - Gdy to mówił objął mnie ramieniem.
Najwidoczniej nie wiedziały, co powiedzieć, bo odeszły oburzone.
- Zaraz, od kiedy my niby jesteśmy parą? - Zapytałam gdy byłam pewna, że już nas nie usłyszą.
- Od dzisiaj, od teraz. Nie przyjmuję odmowy.
Zaśmialiśmy się oboje. Na szczęście w tym momencie wrócił do mnie zdrowy rozsądek.
- Moją chyba będziesz musiał przyjąć…
- Co? Chyba żartujesz. – Powiedział niemal oburzony.
Lubiłam pewnych siebie chłopaków, ale nie przesadzajmy.
- Wiesz, chyba to dla mnie za szybko.
- Przecież znamy się od dawna.
- Faktycznie z widzenia znam cię już dość długo, ale tak naprawdę to dopiero niedawno zaczęliśmy ze sobą rozmawiać.
- Nie przesadzaj…
- Nie przesadzam, po prostu jestem realistką.
Odchrząknął i wyprostował się. Nie miałam żadnej pewności, ale wydawało mi się, że po raz pierwszy ktoś mu odmówił.
- Jesteś strasznie sztywna.
- Możliwe, ale przynajmniej nie jestem naiwna.
Zrobił zaskoczoną minę, ale nic nie powiedział. Po chwili wstałam.
- Muszę już iść. Do kiedyś.
Rzucił mi krótkie „cześć” i też wstał, ale poszedł w inną stronę. Nie należę do tych, które chodzą z chłopakiem, żeby po prostu go „mieć”, związek powinien raczej opierać się na „być”. Być wsparciem dla tej drugiej osoby, ale żeby ta osoba też „była” dla nas. Myślę, że niektórzy jeszcze do tego nie dorośli albo nie dostrzegają tej różnicy.
 Mijały dnia, a on się nie odzywał. Zastanawiałam się czy się obraził, a to było bardzo możliwe. Już miałam jego numer i mogłabym zadzwonić, ale byłoby tak jakoś dziwnie, niezręcznie. Pewnie nie chce mieć ze mną nic wspólnego, jakby nie patrzeć to przecież dałam mu kosza. Źle zrobiłam? Jestem po prostu ostrożna. Nagle rozdzwoniła się moja komórka.
- Słucham?
-____? – Zapytał nieśmiało znajomy męski głos.
- Tak?
- Przepraszam.
- Za co mnie przepraszasz?
- Masz rację, że to wszystko jakoś tak za szybko poszło. Może… Może moglibyśmy spróbować jeszcze raz?
- Ale jak spróbować? O co dokładnie ci chodzi? – Wolałam wiedzieć na czym stoję.
- No…  - zakaszlał, żeby ukryć zmieszanie. – Spróbować lepiej się poznać i być może wtedy… Znaczy, tylko lepiej się poznać.
- Na pewno chcesz?
- Oczywiście, gdybym nie chciał, to bym nie dzwonił.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę. Nie byłam pewna czy powinnam się z nim spotkać ponownie. Wcześniej wydawało mi się, że chciał mnie po prostu oszukać, ale czy wtedyjezcze by próbował? Przecież mógłby mieć każdą. No właśnie, mógłby mnieć każdą, a ja go spławiłam. Pewnie uraziło to jego męską dumę. Z niewiadomego powodu mnie to rozśmieszyło. Po zastanowieniu doszłam do wniosku, że skoro on chce grać, to czemu by nie dać mu nauczki. Najgorsze co mogłoby się wtedy stać, to jedynie to, że nie mógłby mnie odhaczyć na liście, ale za to dziesięć innych dziewczyn na pewno. Przeciągnęłam się na krześle, zamknęłam oczy i westchnęłam. Czekała mnie naprawdę żmudna robota. Musiałam wymyślić jak go podejść, żeby się nie zorientował, ale też powinnam jakoś uodpornić się na jego miłe słówka. Szykowała się ryzykowna rozgrywka, przecież w każdej chwili mogłam się zakochać. Miłość jest ślepa i temu chyba nikt nie zaprzeczy.
 Wiatr bawił się kosmykami jego włosów. Tego dnia był taki miły i szarmancki. Miał wiele uroku osobistego, za wiele. Cały czas starał się mnie rozśmieszyć i nawet mu się to udawało. W jego towarzystwie czułam się bardzo dobrze. Tym razem nawet na chwilę nie zapadła niezręczna cisza. Zaczęłam już sądzić, że być może niesłusznie go oskarżam. Nie mogłam się zdecydować. Moja kobieca intuicja zostawiła mnie samej sobie, ale w tym przypadku raczej by mi nie pomogła. Ścisnął mocniej moją dłoń.
- Ładnie tu, prawda? – Zapytał kierując na mnie swoje spojrzenie.
- Tak, wiem, że kiedyś tu byłam, ale kompletnie niczego nie pamiętam.
- Lubię tu przychodzić. Tutaj nikt nie mi nie przeszkadza, nikt nie krzyczy, po prostu panuje tu spokój.
- Myślałam, że lubisz zabawę.
- Bo lubię, ale ile czasu można spędzać na imprezach? Każdy czasem potrzebuje się wyciszyć.
Spojrzałam przed siebie. Światło księżyca odbijało się od tafli jeziora, tworzyło na nim białą drogę. Dzisiaj była pełnia, a przez to, że na niebie nie było chmur, widok był naprawdę niesamowity. Wzięłam głęboki oddech. Siedzieliśmy na pomoście. Z przyzwyczajenia zaczęłam machać nogami.
- Wiesz, że podobno w lesie za nami biega jakiś świr z siekierą? – Powiedział to poważnym tonem.
Zerknęłam na niego rozbawiona.
- Próbujesz mnie przestraszyć? Jeśli tak, to musisz wymyślić coś lepszego.
- Nie próbuję, mówię prawdę. To dlatego nikt już tu nie przychodzi.
- Jakoś ciężko mi w to uwierzyć. Skąd niby ten gość się urwał?
- Kiedyś niedaleko był szpital psychiatryczny, a gdy postanowiono go przenieść  to trzeba było przenieść także pacjentów. Podczas przewożenia ludzi do nowo zbudowanego ośrodka, oddalonego o paręnaście kilometrów stąd, uciekł mężczyzna, który miał wtedy około trzydziestu lat i podobno biega po lesie w poszukiwaniu swoich znajomych ze szpitala, bo chce ich uwolnić, ale gdy spotka kogoś innego, to myśli, że to któryś z jego opiekunów przyszedł po niego, żeby zamknąć go z powrotem w izolatce.
- Z którego kiepskiego horroru wziąłeś tę historię?
- Z żadnego. Nie słyszałaś o tym?
- Jakimś cudem nie.
Wzruszył ramionami.
- Możesz mi wierzyć albo nie, jak chcesz.
Cieszyłam się, że znów mogłam go zobaczyć. Ostatnio nie było go przez trzy dni w mieście i nie mieliśmy okazji się spotkać, a tak się jakoś złożyło, że od tego dnia gdy do mnie zadzwonił spotykaliśmy się niemal codziennie. Nadal byłam nieufna, ale coraz bardziej mnie do siebie przekonywał. Miałam nadzieję, że moje przypuszczenia, co do niego okażą się niesłuszne.
- Zmieńmy temat. Może zatańczymy?
- Zwariowałeś? Nie umiem tańczyć.
Jego śmiech odbijał się echem po okolicy.
- Dlatego chodziłaś na lekcje tańca?
- Chodziło mi o to, że nie potrafię tańczyć w parze. Wiesz o co mi chodzi.
- Nie przesadzaj.
Wstał ciągnąc mnie ku górze. Dałam się przekonać. Położyłam dłonie na jego karku, a on na mojej tali.
- Tak bez muzyki?
- Mi jest niepotrzebna.
Musieliśmy śmiesznie wyglądać, choć wcale nie szło nam tak źle. Przez to, że zachowywaliśmy kontakt wzrokowy plątały mi się nogi. Od pewnego czasu podobał mi się bardziej niż wcześniej i bardziej ciekawiło mnie to jak się czuje, czy to co robi. Deski starego pomostu skrzypiały pod naszymi stopami. Nagle z lasu wybiegł jakiś człowiek ubrany w stare i podarte ciuchy, a w ręce trzymał siekierę.  Od razu odsunęłam się od chłopaka i cofnęłam o dwa kroki do tyłu. Mężczyzna był coraz blizej. W piwerszym momencie nawet się zlękłam, ale nie minęły dwie minuty gdy coś rzuciło mi się w oczy, a mianowicie buty tego gościa. Były nowe. Roześmiałam się, a Jongin spojrzał na mnie zaskoczony.
- Dobra próba, prawie się nabrałam.
-____, o co ci chodzi? – Zapytał udając przestraszonego.
Podeszłam blizej do tego chłopaka, z tej odległości zauważyłam, że siekiera też była sztuczna, zwykła zabawka. Zdjęłam nieznajomemu kaptur z głowy. Okazało się, że to jeden z tych chłopaków, którym weszłam do szatni. Spuścił wzrok lekko zażenowany.
- Skąd wiedziałaś? – Zapytał Kai żegnając się z kolegą, znów byliśmy sami.
- Jego buty były nowe.
- Jakby ktoś przyszedł, żeby cię zabić też patrzyłabyś na jego buty?
- Może…
- Jak myślisz, woda jest zimna?
- Chyba nie zamierzasz sprawdzać?
- Czemu nie?
- Bo się przeziębisz i będziesz cały mokry.
- Martwisz się o mnie? – Zapytał przybliżając się.
Był naprawdę niebezpiecznie blisko, a ja nawet nie mogłam się cofnąć, bo wylądowałabym w jeziorze.
- Po prostu nie chcę, żebyś był chory…
- Czyli się o mnie martwisz.
Nawet nie miałam argumentów na swoją obronę. Martwiłam się o niego, to prawda, choć nie chciałam się do tego przyznać. Stał się dla mnie ważny i wiedziałam, że jeśli to wszystko jest tylko grą, to skończenie jej będzie bolało. Zaangażowałam się. Zamknęłam oczy. Nie minęło nawet kilka sekund, gdy stało się to czego się nie spodziewałam, a nie, zaraz… wiedziałam to od początku.
- Zgłupiałeś do reszty?! – Zapytałam wypluwając resztki wody.
- Nie bądź taka sztywna.
- Mogliśmy się utopić. Sprawdzałeś chociaż jak tu jest głęboko?
Podrapał się w tył głowy i wydobył z siebie jedynie coś na dźwięk „eeeeee…”.
- Ale z ciebie dzieciak. – Powiedziałam kierując się w stronę brzegu.
- Hej, gdzie idziesz?
Nie odpowiedziałam mu. Było mi tak zimno, że aż szczękałam zębami. Najgorsza była świadomość, że będę musiała w tym stanie wracać do domu. Dogonił mnie gdy stałam już na twardym gruncie.
- Myślałem, że będzie zimniej, a ty?
- Chyba zaraz ci przywalę.
- Śmiało, zasłużyłem sobie. – Odparł nadstawiając policzek.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Westchnęłam i usiadłam na ziemi.
- Stało się coś? – Zapytał zmartwiony.
- Nie, ale mogło.
Ubrania kleiły mi się do ciała, z każdą chwilą był mi coraz zimniej.
- Może rozpalimy ognisko? – Uśmiechnął się najwyraźniej zadowolony ze swojego pomysłu.
- Żeby ktoś wezwał straż pożarną?
- Jesteś zła?
Usiadł obok mnie.
- Nie, po prostu…
- Po prostu?
- To było nieodpowiedzialne i głupie.
- Ale zabawne.
- Nie, wcale nie.
- Chcesz się założyć?
Pokręciłam przecząco głową.
- Mogę ci udowodnić, że to było zabawne.
- Niby w jaki sposób?
- Sprawdzę czy masz łaskotki…
- Co? Nie mam.
- Skoro nie masz, to tym bardziej mogę sprawdzić. Nie masz się czego być.
Podniosłam się niemal natychmiast i zaczęłam uciekać w stronę miasta. Miałam łaskotki, a on mógł wykorzystać to przeciwko mnie. Dość szybko poczułam ucisk na nadgarstku. Znów znalazłam się w jego ramionach, ale na szczęście nie spełnił swojej groźby. Jego ciemne oczy wpatrywały się prosto w moje, ale nie trwało to długo, bo złączył nasze usta w pocałunku. Musiałam stanąć na palcach. Poczułam motylki w brzuchu. Nagle usłyszałam jakieś śmiechy za swoimi plecami. Oboje spojrzeliśmy w tamtą stronę. Zobaczyłam paru kolegów Jongina. Czyli jednak. Nawet nie musiał tego mówić. Łzy napłynęły mi do oczu, ale udało mi się nie dopuścić do tego by popłynęły. Spojrzałam na niego nie dowierzając, ale nic nie powiedział.
- Czyli… to wszystko to tylko…
- Zakład, mała. – Odezwał się ten z plastikową zabawką. – No, Kai, wybrałeś, choć zajęło ci to naprawdę wiele czasu.
- A ja myślałam, że jesteś inny… - Powiedziałam z wyrzutem, ale udawał, że nie słyszy. – Jesteś jak wszyscy. Miałam rację, co do tego, że bawisz się dziewczynami. Szkoda, bo uwierzyłam, że jesteś dobrym chłopakiem.  Wiesz, co jest najgorsze? – Nasze spojrzenia się spotkały, ale już nie potrafiłam czytać z jego oczu, które tyle razy mnie okłamały. – Domyślałam się, że to zrobisz, a mimo to zaryzykowałam i uwierzyłam ci, a teraz…  Oby już żadna dziewczyna nie nabrała się na twoje gierki.
Odwróciłam się napięcie, minęłam grupkę odrobinę skołowanych chłopaków i z powrotem skierowałam się w stronę miasta. Słone łzy płynęły po moich policzkach, co jakiś czas je wycierałam. Było mi wstyd przed samą sobą, przecież od początku wiedziałam. Gdy byłam w połowie drogi, a ubrania i włosy miałam już prawie suche, usłyszałam jego głos wołający moje imię. Nie odwróciłam się, nie obchodziło mnie to, co chciał powiedzieć. To już nie miało sensu. Przyspieszyłam. Teraz wizja przejechania go podczas powrotu z napadu na bank nie wydawała się aż taka zła i tragiczna. Nie zamierzałam się mścić, choć może powinnam.
-____, czekaj.
Szedł już obok mnie, ale skutecznie unikałam jego wzroku. Mówił coś, ale nie słuchałam. Złapał mnie za ramiona i zatrzymał. Chwycił mój podbródek i uniósł go do góry, żebym na niego spojrzała.
- Przepraszam. – Powiedział niemal bezgłośnie,
Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? Może wyjawisz mi, którą jestem, co?
- ____, to nie tak.
- A jak?
- Ja… Faktycznie, na początku to był tylko zakład, ale tylko na początku. Lubię cię, naprawdę.
- Myślisz, że teraz ci uwierzę? Zaufałam ci, a  ty…
- Wiem, przykro mi. Przepraszam. Jestem idiotą.
- W to akurat uwierzę, choć czegoś brakuje.
- Jestem samolubnym idiotą, ale cię lubię i nauczyłaś mnie wielu rzeczy, choć pewnie nie zdajesz sobie z tego sprawy. Chciałbym to cofnąć.
- Ale nie możesz.
- Wiem. Nie płacz, proszę.
- Jak mam nie płakać? Myślisz, że to, co zrobiłeś nie boli? Myślisz, że traktowałam cię jak ty mnie? Jak zabawkę? Tak myślisz?
- Nie myślę tak, ty jesteś inna i chyba właśnie przez to jest mi tak cholernie przykro.
- Dobrze wiedzieć, że przez to, a nie przez to, co zrobiłeś.
Chciałam się odwrócić i odejść, ale w tym momencie przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Na początku próbowałam się wyrwać, ale był silniejszy. W końcu się poddałam.
- Przepraszam… Chyba będę powtarzał to tak długo aż mi w końcu wybaczysz.
- Czyli do końca życia.
- Może zacznę już teraz. ____, wiesz, nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty.
- Ale ja już spotkałam kogoś takiego jak ty.
- Czyli…
- Czyli znów będę musiała przez to przejść.
Rozluźnił uścisk, żeby móc spojrzeć mi w oczy. Wydawało mi się, że patrzył na mnie w ten sposób jak ja wcześniej na niego, ale pewnie tylko się łudziłam.
- Spróbujesz mi wybaczyć?
- Niby po co?
- Bo jest mi przykro i cię lubię. – Odpowiedział szybko.
- Co na to twoi koledzy?
- Powiedziałem im, że kończę z zakładami.
- Skąd mam wiedzieć, że to prawda?
- Nie możesz tego wiedzieć, czasem musisz ryzykować, żeby się przekonać.
- Ryzykowałam i co z tego wyszło…
- Przepraszam…
- A co z kontami na portalach randkowych?
- Co? Skąd ty to wiesz?
- Nie jestem głupia, tylko naiwna.
- Już je usunąłem.
- Czyżby?
- Możesz sprawdzić.
Starł łzy z moich policzków.
- Przepraszam. Spróbuję to naprawić.
Przytuliłam się do niego. Jeśli odejdzie, będzie brakowało mi jego ramion – oczywiście nie tylko – ale jeśli zostanie, nie będę pewna czy mówi prawdę. Czy znajomość z nim jest warta tej niepewności? Nie wiem, ale gdyby nie był, to siedziałabym już w domu z kubełkiem lodów i gorącą herbatą. To połączenie jest dobre tylko na rozstania. Chyba dzisiaj by mi nie smakowało…
- Przepraszam. –Szepnął mi do ucha.

Nie wiem czemu wy chcecie czytać te brednie. Ten scenariusz to historia niczym z "Trudnych Spraw", taki chaos XD Miałam wiele pomysłów na ten scenariusz, nie wspominając już o zakończeniu. Najpierw napisałam go trochę inaczej, ale uznałam, że jest zbyt sztuczny, więc jakoś go zmieniłam, ale sama nie jestem pewna czy na lepsze. Wiem, zakończenie jest do kitu, a raczej nawet go nie ma, ale jak myślę, że piszę ten scenariusz trzeci tydzień i go napisać nie mogę. to aż mnie telepie. Zgaduję, że gdyby nie było happy endu, to byście mnie udusili, więc słaby, ale jest, choć nie pasuje... Coś może się nie zgadzać, bo jak wcześniej pisałam, przerabiałam to coś, co skończyliście czytać i być może przeoczyłam jakiś niepasujący fragment. Myślałam, że lepiej mi to wyjdzie, ale ja zawsze tak myślę. Jak dalej będę dodawać takie badziewia, to chyba zostanę sama (oby to się nie stało). Mam nadzieję, że zostawicie po sobie jakiś ślad.
Tak na marginesie to oba scenariusze mają bardzo podobną długość i podobną liczbę słów, a to akurat jest przypadkiem.

4 komentarze:

  1. Omo, wspaniałe... Uwielbiam czytać twoje scenariusze. Świetne pomysły, mało błędów (te nieliczne są naprawdę drobne, typu literówki). I to co piszesz nie jest krótkie, z czego bardzo się cieszę, bo niestety wiele osób w ogóle się nie rozpisuje. Chciałabym, żeby moje opowiadanie wychodziło tak jak twoje... Życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku cudowny *o* No kocham serio uwielbiam twojego bloga ! Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. omo <3 jakie to jest wszystko cudowne, jak ty to robisz....oh unnie, mam prośbę ja dopiero zaczynam możesz proszę wejść na mojego bloga i ocenić moje prace? byłabym bardzo wdzięczna <3
    o to link:http:
    http://chanrae.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo ćwiczę, bo trening czyni mistrza :) Zaraz wejdę na twojego bloga. Pierwszy raz ktoś nazwał mnie unnie, to fajne uczucie XD

      Usuń