25.10.2014

Kai - Chciałbym cię lepiej poznać... 1/2


Scenariusz dla Zhang Tucii.

 - Przejdź się po budynku, żeby mniej więcej wiedzieć gdzie co jest i czy ci się tu podoba, a później dopełnimy formalności.
- Dobrze, proszę Pani. – Odparłam lekko zdziwiona.
Liczyłam na to, że ona mnie oprowadzi, a wręcz byłam tego pewna.
 Zaczynając od początku to właśnie znajdowałam  się w szkole tańca, do której planowałam się zapisać. Posłuchałam młodej brunetki i udałam się na zwiedzanie. W duchu modliłam się, żeby żadna grupa nie miała teraz zajęć, bo gdybym im przeszkodziła to byłaby to trochę niezręczna sytuacja.
 Szłam jasnym korytarzem i chwytałam za klamki każdych napotkanych drzwi, a do otwartych pomieszczeń wchodziłam. W ten sposób zobaczyłam już parę sal, choć niektóre były zamknięte. Z moim szczęściem musiałam trafić gdzieś gdzie nie powinno mnie być. No i trafiłam.
Słyszałam plusk wody i donośne śmiechy, a mimo to nie zawróciłam. Byłam po prostu ciekawa co jest dalej i ta ciekawość mnie zgubiła. Nagle znalazłam się między rzędem szafek, a co gorsza na przeciwko grupy chłopaków. Niektórzy byli już całkowicie ubrani inni w samych spodniach, a jeden w… ręczniku? Tak, wokół pasa zawiązany miał śnieżnobiały ręcznik, który dość ciekawie kontrastował z jego opaloną skórą.
 Patrzyli na mnie i głupio się szczerzyli, wszyscy oprócz tego w ręczniku, on stał tyłem do mnie.
- Zgubiłaś się, koleżanko? – Zapytał jeden z nich rozbawiony.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Mogłabym teraz tak po prostu sobie iść, ale wyszłoby na to, że się ich boję lub coś w tym stylu.
- Nieśmiała jesteś? – Zapytał kolejny.
- Jaja sobie robicie czy co? Przecież żadne dziewczyny tu nie wchodzą. – Powiedział ten najciemniejszy.
- To się odwróć i zobacz. – Odpowiedziała reszta chórkiem.
Wykonał polecenie kolegów i się odwrócił. Mimowolnie zbadałam go wzrokiem. Był przystojny, nie mogłam napatrzeć się na jego oczy, później na usta, a na koniec na… brzuch. Nie dość, że przystojny to jeszcze dobrze zbudowany.
 Zauważył, że mu się przyglądam. Moje policzki zrobiły się delikatnie czerwone.
- Nie widziałem cię tu wcześniej. Jesteś nowa? – Zapytał na kompletnym luzie jakbyśmy znali się minimum kilka miesięcy.
- Ne(tak). – Odparłam zawstydzona. – Znaczy jeszcze nie jestem, bo jeszcze się nie zapisałam.
- A masz zamiar? – Zapytał obojętnie.
- Nie wiem.
 Czułam na sobie ich ciekawskie spojrzenia. Miałam ochotę stamtąd uciec, ale nie mogłam. Najbardziej spodobał mi się ten brunet, z którym przez chwilę rozmawiałam. Jeśli rozmową można nazwać wymianę czterech zdań to naprawdę z nim rozmawiałam.
- To ja już pójdę. – Wymamrotałam po jakimś czasie.
- To do zobaczenia. – Chłopak w ręczniku puścił do mnie oczko.
Ruszyłam w stronę wyjścia. Nagle przypomniało mi się, że mogłabym o coś zapytać. Odwróciłam się napięcie, a w tym samym momencie spadł mu ręcznik. Nawet się nie zaczerwienił, a ja wyglądałam teraz jak burak. Dobrze, że chociaż się zasłonił.
- Stęskniłaś się za nami? – Zapytał któryś z nich.
- Eee… To ja jednak już pójdę…
- Jak chcesz, nam nie przeszkadzasz. – Odezwał się znowu inny.
 Skierowałam się do wyjścia potykając się o własne nogi, mało brakowało, a bym się przewróciła. Wtedy dopiero mieliby ubaw. Albo tam było gorąco albo mi zrobiło się gorąco z powodu tych wrażeń. Musiałam się czegoś napić. Na szczęście na korytarzu stało wiele automatów, a ja akurat miałam przy sobie drobne. Kupiłam butelkę wody mineralnej i szybko wypiłam połowę.
  Odpuściłam sobie zwiedzanie na dziś. Wahałam się czy się tu zapisać czy może nie, ale w końcu zdecydowałam, że jednak tak. Wróciłam do Pani siedzącej w sekretariacie. Uniosła wzrok znad okularów i spojrzała na mnie zaciekawiona. Pewnie nadal byłam czerwona.
- Coś się stało? – Zapytała prawie zmartwiona.
- Nie, nie, wszystko w porządku. – Odpowiedziałam szybko.
- I co, zdecydowałaś się?
- Tak. Jakie papiery mam podpisać?
- Nie tylko ty, ale też twoi rodzice. - Powiedziała podając mi plik kartek. – Weź je i jeśli będziesz miała czas to najlepiej jutro przynieś, a wtedy ustalimy, do której grupy cię zapisać. Wszystko jasne?
- Tak, oczywiście.
Zaczęłam czytać dokumenty i wyszłam z budynku. Jak na złość musiałam jeszcze wpaść na tego chłopaka. Odbiłam się od niego jak piłeczka i wylądowałam na ziemi, a papiery znalazły się obok, każdy z innej strony.
- No, no chyba ją do ciebie ciągnie. – Ktoś zażartował, a reszta się zaśmiała.
- A co, zazdrościsz, że nie do ciebie? – Rzucił oschle. – Nic ci nie jest? – Zwrócił się do mnie.
- Nie, chyba nie.
Podał mi rękę i pomógł wstać, a następnie pozbierał kartki i mi je podał. Gdy nasze dłonie się zetknęły znów poczułam się niezręcznie. To było trochę dziwne, przecież w ogóle go nie znałam, nawet mnie nie zauroczył. Prawda, podobał mi się, ale której dziewczynie mógłby się nie spodobać… Wyglądał jakby ktoś wyciął go z jakiejś gazety i to nie pierwszej lepszej gazety. Prawdą jest też to, że czułam się niezręcznie w jego towarzystwie, ale to przez to, że go nie znałam. Zauroczenie lub miłość od pierwszego wejrzenia? Nie tym razem.
 Podziękowałam mu pospiesznie, schowałam papiery do torby i wyminęłam jego kolegów, a może przyjaciół, nie wiem. Szłam szybko, nienaturalnie szybko. Wyglądało to jakbym przed nimi, a może tylko przed nim, uciekała. Zwolnij, rozluźnij się, podpowiadał głos w mojej głowie. Chciałam posłuchać, ale to wcale nie było takie łatwe. Słyszałam ich kroki za mną. Miałam nadzieję, że się nie potknę, bo to było niestety bardzo prawdopodobne. Korciło mnie, żeby spojrzeć do tyłu, bo to wcale nie musiała być grupka chłopaków, ale się nie odważyłam. Wzięłam głęboki oddech i dopiero po chwili wypuściłam powietrze z ust. Ten mały czyn sprawił mi dziwną i niespodziewaną ulgę, ale to chyba dobrze. Na skrzyżowaniu skręciłam w prawo i wtedy obejrzałam się za siebie i… dostrzegłam tylko jakieś kobiety. Uderzyłam się otwartą dłonią w czoło, musiało to zabawnie wyglądać.
 W domu dałam rodzicom do podpisania te wszystkie dokumenty, a sam poszłam do swojego pokoju. Czas mijał mi jakoś strasznie wolno. Nagle przypomniało mi się, że nie odrobiłam zadań domowych. Poszukałam odpowiednich książek i zeszytów, a następnie zabrałam się do pracy. Nie zajęło mi to długo. Jutro dopiero środa. Mógłby być już piątek.
 Po lekcjach od razu udałam się do tej drugiej szkoły, tym razem tańca. W sekretariacie siedziała znów ta sama kobieta. Nawet mnie to ucieszyło. Miło było w nieznanym miejscu zobaczyć chociaż kogoś odrobinę znajomego. Podałam jej plik kartek. Wszystkie sprawdziła, a następnie włożyła do jakiejś teczki.
- Zajęcia odbywają się trzy razy w tygodniu. Najpierw trafisz do grupy dla początkujących, a gdy będziemy już wiedzieli co potrafisz być może cię przeniesiemy, a teraz powiedz mi w jakich godzinach dysponujesz wolnym czasem.
Ustaliłyśmy wszystkie szczegóły, wypytała mnie o jeszcze kilka rzeczy i wywnioskowała, że trafię do grupy trzeciej. Powiedziała, że ostatnio mają wielu początkujących i ci najczęściej idą właśnie do tej grupy. Pierwszą lekcję będę miała w czwartek, czyli jutro, kolejną w w sobotę, a następną we wtorek i tak co tydzień, a przynajmniej na razie. Nie byłam pewna czy przypadkiem nie trafię do grupy z tym chłopakiem, w końcu wczoraj był wtorek, a ja go spotkałam, więc ten dzień się zgadzał. Oby to był jednak zwykły zbieg okoliczności. Dzisiaj go nie zauważyłam, ale jutro wszystko się okaże.
 Następnego dnia od razu pokierowano mnie do damskiej szatni. O dziwo dziewczyny powitały mnie bardzo dobrze, nie spodziewałam się tego. Przebrałam się, a rzeczy wrzuciłam do szafki, która została mi wcześniej przydzielona. Ogólnie to były tylko dwie szatnie, ale za to naprawdę duże i podzielone na sektory. Każda grupa miała swój kącik od reszty z dwóch stron oddzielony szafkami, z jednej strony znajdowała się po prostu ściana, a tej ostatniej nic nie zakrywało, którędyś trzeba było tu wchodzić.
 Po przebraniu się podążyłam za resztą do sali, w której miałyśmy ćwiczyć. Na początku musiałam się wszystkim przedstawić i to była dość krępująca sytuacja, ale z zadowoleniem doszłam do wniosku, że tego chłopaka tam nie było. Kamień spadł mi z serca, bo znając życie walnęłabym go torbą, przydeptała albo potrąciła rowerem gdybym akurat na nim jechała. Może ukradłabym samochód wracając z napadu na bank i na pewno zamiast przejechać niezauważona to bym go przejechała. Kit, że nie mam prawa jazdy, taka sytuacja tym bardziej mogłaby się wydarzyć. Aktualnie nie miałam za bardzo czasu na napady, kradzieże itp., ale może kiedyś jak nie będę miała zajęcia to się skuszę, żeby sprawdzić czy ten gość nagle wybiegnie na drogę.
 Później zaczęła się lekcja. Nie działo się tam nic wartego opisania. Tańca nie da się dokładnie opisać. Można go zobaczyć i poczuć, ale nie da się przelać na papier całego jego uroku. Tak samo jak nie da się w pełni trafnie opisać pocałunku. Można próbować, ale tej magii po prostu nie da się wyjaśnić.
 Tego dnia nie stało się nic niezwykłego, być może to nawet dobry znak.
 Zanim się obejrzałam była już sobota, a moje myśli nadal były spokojne.Wszystko wróciło do normy. Niestety wszystko co dobre z czasem się kończy. W tym przypadku też tak było, choć zmiana na samym początku mnie ucieszyła. Na początku…
 Otóż po miesiącu nauki okazało się, że bardzo szybko się uczę i robię niesamowite postępy, więc padła decyzja przeniesienia mnie. Ucieszyła się, bo to oznaczało ciekawsze i trudniejsze zajęcia. Jaka ta radość była krótka… Przeniosłam swoje rzeczy do wolnej szafki w przedziale grupy numer sześć. Okazało się, ze rozkład zajęć jest bardzo podobny, zmieniły się tylko godziny. Cieszyłam się aż do pierwszych zajęć z nowymi ludźmi. Po pierwsze atmosfera nie była taka przyjazna jak w poprzedniej grupie, dało się tu wyczuć rywalizację, a po drugie on też tu był. Od razu wróciłam do myśli, że mogę przypadkiem mu coś zrobić. Zauważyłam, że miał duże powodzenie u dziewczyn i te widząć jak do mnie podchodzi od razu zwęszyły we mnie wroga, a może nawet konkurencje, ale mi nie chodziło o tego chłopaka. Po prostu chciałam rozwijać swoją pasję, a one już zdążyły mnie skreślić. Świetnie, po prostu bosko.
 No właśnie, podszedł do mnie. Odwróciłam się od niego niemal natychmiast. Do mojej głowy wdarło się wspomnienie jego spadającego ręcznika. Zdławiłam śmiech, który miał ogromną ochotę wydobyć się z mojego gardła.
- Cześć. Znowu się spotykamy. Przypadek? – Prawie szeptał mi do ucha.
- Tak. – Odpowiedziałam szybko, Szczerze mówiąc to bez zastanowienia.
- Czyżby? Ja nie byłbym tego taki pewien. – Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej i odrobinę pochylił, a przez to czułam jego ciepły oddech na moim prawym policzku. – Twoje włosy ładnie pachną.
- Słucham? – Zapytałam zdziwiona i odruchowo spojrzałam  mu w twarz, a dokładniej w oczy.
Dopiero teraz zorientowałam się jak bardzo był blisko. Niewiele brakowało abyśmy zetknęli się nosami. Zrobiło mi się gorąco.
- Powiedziałem, że twoje włosy ładnie pachną.  – Uśmiechnął się łobuzersko.
- Ymm dzięki. – Nie potrafiłam nic więcej wydukać.
- Ależ nie ma za co. Jakiego szamponu używasz?
Na szczęście nauczycielka w końcu przyszła. Chyba pierwszy pierwszy raz ucieszyłam się tak bardzo na widok osoby siedzącej w tym fachu. Chłopak niemal natychmiast się odsunął, ale nadal był obok mnie, a przez to nie potrafiłam się skupić. Próbowałam, ale nie potrafiłam. Nie nadążałam za resztą i wydawało mi się, że on stale się na mnie patrzy. Byłam chodzącym, a w tej chwili raczej tańczącym kłębkiem nerwów. Uczucie gorąca nie minęło. Zastanawiałam się czy jestem czerwona czy może jednak nie. Podczas krótkiej przerwy na napicie się i złapanie oddechu nikt do mnie nie podszedł, nie przywitał się. Wszyscy oprócz mnie mieli jakieś towarzystwo, a ten chłopak największe. Przerwa nie była długa, ale nie aż na tyle krótka bym nie zrozumiała, że z nikim tu nie nawiążę kontaktu.
 Chyba wiadomo, że po przerwie tańczyliśmy dalej, a raczej uczyliśmy się nowych rzeczy. W szatni też nikt się do mnie nie odzywał. Wyszłam stamtąd tak szybko jak to tylko było możliwe. Na całe szczęście po drodze do domu nikogo nie zabiłam torbą ani łokciem. To już kompletnie zepsułoby mi humor. Wchodząc do mieszkania powiedziałam coś czego nikt się nie spodziewał.
- Mamo, mogłabyś mnie wypisać z tej szkoły?
- Ale przecież ci się tam podobało. – Powiedziała zdziwiona.
- No właśnie, podobało, ale już mi się nie podoba. To jak?
- Nie wypiszę cię stamtąd.
- Co? Dlaczego?
- Bo to bardzo dużo formalności, a lepszej szkoły nie znajdziesz.
- Ale…
- Nie ma żadnego „ale”. – Przerwała mi stanowczo.
Zdenerwowana poszłam do swojego pokoju.
 Na kolejnych zajęciach nie było tak źle. Nawet nie zwrócił na mnie uwagi, nie wspominając już o reszcie, która chyba nie wiedziała o moim istnieniu. Jakoś to przetrwałam tak samo jak złośliwe docinki w szatni. Miałam ochotę się odgryźć, ale uznałam, że nie będę zniżać się do ich poziomu. Po miesiącu zdążyłam się nawet przyzwyczaić do tej ich ignorancji i niechęci, ale wszystko ma swoje granice.
 Na jednej lekcji nauczycielka mnie pochwaliła, więc jedna z tych zazdrośnic postanowiła mnie ukarać. Nieważne jak niedorzecznie to brzmi. Była za mną i w którymś momencie podłożyła mi nogę. Oczywiście zahaczyłam o nią i upadłam, ale wcześniej przy okazji ustawiłam stopę pod jakimś dziwnym kątem. Teraz leżałam na ziemi i trzymałam się za bolącą lewą kostkę.
- Nie ma to jak wywalić się tylko po to by zwrócić na siebie uwagę, co? – Rzucił ktoś szyderczo.
Zacisnęłam szczęki z dwóch powodów, żeby powstrzymać łzy gromadzące się w kącikach oczu i żeby nie powiedzieć czegoś niewłaściwego. Ku mojemu zdziwieniu pierwszego kucającego obok mnie zobaczyłam go. Chciał coś powiedzieć, ale do akcji wkroczyła nauczycielka.
- Gdzie cię boli? – Zapytała od razu.
- Kostka.
- Możesz wstać?
- Nie wiem.
Podniosłam się, ale gdy tylko oparłam ciężar ciała na lewej nodze, poczułam przeszywający ból. Niemal jęknęłam.
- Powinnaś iść do pielęgniarki.
- Chyba będę musiała tam doskoczyć…
- Jongin, stoisz tu blisko, zajmij się koleżanką.
- Dobrze, proszę Pani. – Odpowiedział tak szybko, że uznałam, że bez namysłu.
Zarzucił sobie moją rękę na kark i chwycił mnie w tali. On powoli szedł, a ja skakałam na jednej nodze. Dopiero zrozumiałam, że tak naprawdę to już znam jego imię. Uśmiechnęłam się odrobinę. Właśnie znaleźliśmy się na korytarzu.
- Bardzo boli? – W jego głosie wyczułam nutkę zmartwienia.
- Trochę.
- Jak to się stało?
- Nie wiem. – Skłamałam.
Nic nie powiedział. Żałowałam, że nie mogłam spojrzeć mu w twarz. Po chwili byliśmy pod gabinetem pielęgniarki. Zapukał i otworzył drzwi. Za biurkiem siedziała kobieta w średnim wieku i w okularach. Spojrzała na nas groźnie. Chyba miała pretensje, że zakłócamy jej spokój, żeby w końcu trochę popracowała.
- Posadź ją tam. – Powiedziała ostrym tonem i wskazała leżankę.
Z jego pomocą udało mi się jakoś na nią wgramolić.
- To ja już pójdę. Nie będę przeszkadzał.
- Słucham? Zostań, możesz się przydać. – Odparła zdenerwowana.
Jongin stanął przy drzwiach i oparł się o nie plecami. Nie uśmiechał się, coś go dręczyło. Rozglądał się po pomieszczeniu, a ja dyskretnie go obserwowałam. Nie był zbyt zadowolony, że musi tu siedzieć.  Szczerze mówiąc to mu się nie dziwiłam, chociażby dlatego, że piguła była nieznośna i złośliwa. Wypytała mnie co się stało, co mnie boli, a później mnie zbadała i stwierdziła, że to tylko zwichnięcie, ale przez jakiś czas powinnam oszczędzać tę nogę, a co za tym idzie, powinnam na razie odpuścić treningi.  Zbyt wesoła informacja to nie była, ale mogło być gorzej. Pielęgniarka zapytała czy mam jak wrócić i czy trzeba dzwonić po rodziców. Powiedziałam, że dam sobie radę. Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony. Chciał podejść i pomóc mi zejść z tej leżanki, ale nim się zorientował to ja już stałam na ziemi. Wyskoczyłam z gabinetu, a on wyszedł za mną i zamknął drzwi.
- Poczekaj, pomogę ci.
- Nie ma takiej potrzeby. Wróć na lekcje.
- Aniyo(nie).  Jeśli ci się coś po drodze stanie to będę miał wyrzuty sumienia.
- Ale ja naprawdę dam sobie radę.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale nic nie powiedział.
- No idź, a ja idę do szatni.
Wyminęłam go, choć trochę mi to zajęło. Jednak najpierw poszłam powiedzieć nauczycielce co wykryła pielęgniarka. Przy okazji upewniłam się, że chłopak zostanie w sali. Na koniec dostrzegłam, że był wyraźnie przybity.
 Po przebraniu się i wzięciu torby wyszłam z szatni i oczywiście musiało się coś stać. Nie, nie złamałam niczego ani nie skręciłam sobie karku. Tak tragicznie nie było. Mogłam się domyślić, że nie da mi spokoju. Na ławce w korytarzu siedział Jongin. Niemal zamarłam trzymając klamkę. Dopiero po chwili mnie zauważył i od razu się uśmiechnął. Ku mojemu zaskoczeniu był już przebrany.
- Jesteś. Już myślałem, że się nie doczekam. – Powiedział to w taki sposób jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi. Podszedł do mnie.
- Co ty tu robisz?
- Odprowadzam cię do domu. Daj mi torbę. – Wyciągnął do mnie rękę.
- Co? Nie potrzebuje twojej pomocy. – Powiedziałam stanowczo.
- Oj nie zgrywaj się już. Daj mi ją i jeszcze rękę.
Chyba nie wiedział jak to zabrzmiało, ale ja wiedziałam. Zrozumiał dopiero wtedy gdy zobaczył moją minę.
- Nie o to mi chodziło… - Podrapał się w tył głowy. – No wiesz…Po prostu oprzyj się o mnie tak jak w drodze do tej wiedźmy.
Cicho się zaśmiałam. Wiedźma to idealne określenie. Uśmiechnął się wyraźnie zadowolony. Podałam mu torbę, a on zarzucił ją sobie przez ramię. Po chwili wahania przybliżyłam się do niego.
- No śmiało, nie gryzę. – Pochylił się.
- Zerwałeś się z zajęć? – Spytałam ciekawsko gdy ruszyliśmy.
- Nie do końca. Powiedziałem, że mam coś ważnego do załatwienia. Tak w ogóle to jestem Kai.
- Kai? A nie Jongin?
- Znaczy… Na imię mam Jongin, ale znajomi mówią na mnie Kai.
- Szczerze mówiąc to twoje prawdziwe imię bardziej mi się podoba.
- Naprawdę? – Zapytał lekko zaskoczony.
- Tak. Ja jestem…
-____. Wiem. Przedstawiałaś się.
- Faktycznie. Kompletnie zapomniałam.
Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu. Zastanawiałam się o czym myślał i co myślał o mnie. To drugie interesowało mnie jeszcze bardziej niż to pierwsze. Odprowadził mnie pod same drzwi mojego domu.
- Teraz wiem gdzie mieszkasz, ale spokojnie nie będę cię w nocy straszył.
- Już się cieszyłam… - Powiedziałam udając zawiedzioną.
- A, co chciałabyś? – Zapytał rozbawiony.
- Cóż… Chyba nie, bo jakby twoje wielbicielki się o tym dowiedziały to chyba powybijałyby mi okna kamieniami.
- To bardzo możliwe.
Oboje się zaśmialiśmy. Podziękowałam mu, pożegnaliśmy się, a później zniknęłam w mieszkaniu. Dyskretnie wyjrzałam przez okno, które znajdowało się obok wejścia i patrzyłam jak chłopak odchodzi. Rodzice byli bardzo zmartwieni, ale zapewniłam ich, że to nic takiego. Dzięki tej kontuzji nie musiałam chodzić przez parę dni do szkoły, do tej normalnej i do tej tanecznej. Najgorsze było to, że później musiałam nadrabiać materiał, ale o tym później. To akurat nie jest istotne.
 W sobotę odwiedził mnie Kai. Pech, a może raczej szczęście chciało, że moi rodzice tego dnia pojechali do jakichś swoich znajomych. Udało mi się dokuśtykać do drzwi, choć zajęło mi to trochę czasu.
- Cześć, jak się czujesz?
- Dob…
- Mogę wejść? – Zapytał przerywając mi.
- Tak, jasne. Rozgość się…
- Jesteś sama w domu?
- Tak, a co?
- Nic, tylko pytam.
Jego zachowanie było trochę niepokojące, ale go nie skomentowałam. Wiadomo, standardowa formułka typu „Napijesz się czegoś?”,  w odpowiedzi  „Nie, dzięki”. Usiedliśmy na kanapie.
- Co się tak szczerzysz? – Zapytałam trochę zaczepliwie.
- Bo cię widzę. – Odpowiedział niemal natychmiast.
Poczułam jak moje policzki robią się czerwone. Gdyby tylko policzki, cała moja twarz zrobiła się czerwona.
- Śmiesznie teraz wyglądasz, wiesz?
- Nie wątpię… - Odpowiedziałam trochę zażenowana.
- To… Co będziemy robić? – Zapytał i przeciągnął się, a w ten sposób jego prawe ramię znalazło się na oparciu kanapy, prawie dotykał nim mojego karku.
- My?
- No tak, my. Chyba mnie teraz nie wygonisz, nie?
- Chyba nie…
- No właśnie, więc co będziemy robić? – Zapytał ponownie.
- Nie wiem, a co proponujesz?
- Proponuję to co ty chcesz.
- Może…
- Może, co?
- Nic takiego.
Chciałam powiedzieć, że moglibyśmy gdzieś iść, ale przypomniało mi się, że nie ruszam się z domu. Spojrzał na mnie podejrzliwie, a ja po chwili odwróciłam wzrok od jego oczu i przez przypadek mój wzrok przykuły jego usta. Przez chwilę milczeliśmy.
- To na pewno „nic takiego”?
- Na pewno.
Odchrząknął i znów zaczął mówić.
- Wiesz, że gdy jedna osoba patrzy na usta drugiej osoby, to podobno chce ją pocałować?
- Co? – Zapytałam odrobinę zmieszana i wbiłam wzrok w ścianę za chłopakiem.
- Tak słyszałem, ale to pewnie tylko brednie. – Zrobił niewinną minę.
Odsunęłam się trochę od niego, a wtedy zabrał rękę z oparcia sofy.
- Może coś obejrzymy? – Zapytał po chwili.
- O tej godzinie chyba nie puszczają niczego ciekawego.
- Jak nie sprawdzimy to się nie dowiemy.
- Naprawdę chcesz oglądać telewizję? – Zapytałam trochę zrezygnowana. Liczyłam na jakąś rozmowę, gapić się w telewizor mogłam sama.
- Zaproponowałbym wyjście gdzieś, ale w…
- W moim stanie to raczej niewskazane, to chciałeś powiedzieć?
- Dokładnie, skąd wiesz?
- Bo pomyślałam o tym już wcześniej.
Przetarłam oczy dłonią. Byłam zmęczona, choć nie wstałam dzisiaj jakoś specjalnie wcześnie.
- To może ja pójdę, a ty się zdrzemniesz, co? – Powiedział wstając.
- Nie, zostań, proszę. – Odpowiedziałam szybko. Zbyt szybko i ze zbyt wyraźną prośbą w głosie.
Kąciki jego ust powoli uniosły się w górę. Usiadł z powrotem.
- Skoro chcesz, żebym został to zostanę.
- Zależy czy ty chcesz zostać, możesz iść…
- Ale ja chcę zostać.
- To… to zostań. – Wydukałam zakłopotana.
Roześmiał się na chwilę, a później złapaliśmy kontakt wzrokowy, ale to też trwało tylko moment.
- Wiesz,____, lubię cię.
- Naprawdę?
- Tak, nie mam powodu by cię nie lubić.
- Twoje koleżanki jakoś mają.
Prychnął widocznie zirytowany.
- To nie są moje koleżanki, okay?
- Ale…
- To, że je znam nie znaczy, że są moimi koleżankami. Jeśli by tak było to byłyby także TWOIMI koleżankami, a nimi nie są, prawda?
- No, nie są. Myślałam, że je lubisz.
- Nie lubię, ale nie chcę być niemiły.
Spojrzałam na niego rozbawiona.
- Dobra, masz mnie. Może nie chodzi dokładnie o to, że nie chcę być niemiły.
- W takim razie, o co chodzi?
- Śmieszy mnie to ich uwielbienie dla mojej osoby, więc od czasu do czasu z nimi pogadam.
-Nie ładnie bawić się tak czyimiś uczuciami. – Powiedziałam to w taki sposób jakbym rozmawiała z pięciolatkiem i pomachałam mu przy tym palcem przed nosem.
- Przepraszam mamusiu, więcej tak nie zrobię. – Odpowiedział nadal się uśmiechając.
- Nie szczerz się tak, bo przez to wiem, że kłamiesz.
- Ty tak na poważnie mówiłaś?
Pokiwałam twierdząco głową.
- Ale to one same do mnie lgną. – Oburzył się.
- To nie reaguj, bo tylko dajesz im złudną nadzieję.
- Nie daję im żadnych nadziei. – Mówił coraz głośniej.
- Dajesz.
- Wcale nie., a nawet jeśli to dlaczego miałbym przestać.
- Właśnie przyznałeś, że się nimi bawisz.
Spojrzał na mnie zdenerwowany.
- Tak w ogóle to co ci do tego? – Zapytał wręcz agresywnie.
- Nic. – Odpowiedziałam cicho.
Szczerze mówiąc to zwróciłam uwagę na jego zachowanie, ponieważ nie chciałabym być na miejscu tych dziewczyn. Kiedyś już spotkało mnie coś podobnego i nie życzę tego nikomu, ale to inna historia. Bałam się, że Kai bawi się także mną.
- Przepraszam, nie chciałem tak zareagować. Trochę mnie poniosło.
Jego głos oderwał mnie od przykrych wspomnień.
-____, wszystko w porządku? – Patrzył na mnie wyraźnie zmartwiony.
- Tak, a przynajmniej tak mi się wydaję.
- Może chcesz o czymś ze mną porozmawiać?
- Nie, raczej nie.
- Na pewno?
- Na pewno.
Błądziłam wzrokiem po całym salonie. Czułam jak to wszystko, co spotkało mnie wcale nie tak dawno wraca. Czułam łzy, które pojawiały się w moich oczach. Zacisnęłam powieki.
- Co się dzieje? – Zadawał coraz więcej pytań.
- Nic, po prostu rozbolała mnie głowa.
Przez moment myślałam, że słone krople już płyną po moich policzkach, ale to było tylko złudzenie.
Niemal czułam ten chłodny wiatr, który towarzyszył rozstaniu z moim byłym. Zastanawiałam się czy przypadkiem nie zostawiłam otwartego okna, to byłoby do mnie bardzo podobne. Najpierw coś zrobię, a później o tym nie pamiętam.
- Może się przeziębiłaś? – Kolejne pytanie padło z jego strony.
- Może.
Teraz żałowałam, że nie pozwoliłam mu wtedy wyjść. Nie musiałabym martwić się, że przejrzy moje kłamstwa. Nie wszyscy przystojni chłopcy są idiotami, prawda? Cóż, myślę, że w tej chwili nie znajdę dobrej odpowiedzi na to pytanie. Zależy ona też od tego kogo tak naprawdę można nazwać idiotą…
- Dobrze się czujesz?
- Można tak powiedzieć.
Zaryzykowałam i otworzyłam oczy, na szczęście wszystko wróciło już do normy.
- O czym rozmawialiśmy? – Zapytałam rozproszona.
- O tym, że zareagowałem trochę za bardzo impulsywnie.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Spodziewasz się kogoś?
- Nie planowałam żadnego spotkania…
Wstałam i zaczęłam kuśtykać do drzwi.
- Pomóc ci?
- Nie, dam radę, ale dzięki za chęci.
Otworzyłam drzwi. Zanim zdążyłam w ogóle zobaczyć kto przyszedł już usłyszałam znajomy mi głos.
- No w końcu, już myślałam, że nie ma cię w domu. Jak noga? Mogę wejść? Muszę powiedzieć ci parę rzeczy. Tak na marginesie to cześć. – Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie. Mówiła tak szybko, że minęła chwila nim poukładłam sobie to wszystko w głowie.
- Tak, jasne, czuj się jak u siebie i cześć.
- Nie musisz mi tego mówić, zawsze się tak u ciebie czuję.
Obie się roześmiałyśmy. Lubiłam w niej to, że potrafiła mnie rozśmieszyć nawet przez przypadek. Czasami jej reakcje ciężko było przewidzieć, choć na ogół z nas dwóch to raczej ona była tą  spokojniejszą. Wiem, ciężko w to uwierzyć.
- Tylko jest coś o czym ci nie powiedziałam. – Zaczęłam zakłopotana zamykając za nią drzwi.
- Nie mów mi tylko, że wzięłaś ślub i nawet mnie na niego nie zaprosiłaś.
- Co? Nie, oczywiście, że nie. Jak mogłabym cię nie zaprosić?
- Masz rację, to, że mnie nie zaprosiłaś w tej sytuacji byłoby  gorsze niż to w jakim tak naprawdę wieku wyszłabyś za mąż.
Nadal mówiła szybko i trochę nieskładnie, byłam pewna, że stało się coś bardzo, ale to bardzo interesującego, ważnego i zapewne zabawnego.
- To o jaki problem chodzi?
- No wiesz, jest u mnie kolega…
- Kolega, tak?
- Tak…
- Ale kolega czy taki kolega, który nie jest tylko kolegą, wiesz o co mi chodzi.
- Kolega i tylko kolega.
- Gdzie ten twój kolega jest? Muszę powiedzieć mu parę słów.
- Jest w salonie.
Ruszyła w tamtą stronę, a ja jak zwykle dopiero po chwili zorientowałam się co ona zamierza.
- Ale czekaj, nie idź tam.
Pociągnęłam ją za rękaw bluzy.
- Przecież go nie pobiję.
- Nie byłabym tego taka pewna…
- Hej, przecież ja jeszcze nigdy nikogo nie uderzyłam… No… Może jednak ktoś by się znalazł, ale to tylko w obronie własnej.
- Mogłybyśmy pogadać później?
- Już rozumiem, chcesz zostać z nim sam na sam. Wiesz, rozmowa w cztery oczy przy świecach na pewno was do siebie zbliży.
- ----(imię przyjaciółki)! Przy jakich świecach? Jest środek dnia.
- A jaki to problem zapalić świece w ciągu dnia? No chyba, że ty potrzebujesz do tego światła księżyca. – Uśmiechnęła się wyraźnie zadowolona z tego, że udało jej się wyprowadzić mnie z równowagi.
- Zadzwonię do ciebie później, okay?
- Powiedz mi po prostu, że chcesz spędzić to popołudnie ze swoim nowym chłopakiem, a nie ze swoją przyjaciółką.
Niemal wypchnęłam ją za drzwi. Byłam pewna, że nie będzie na mnie za to zła, zrozumie.
- Dobra, przecież potrafię sama wyjść.
Gdy była już na zewnątrz a ja zamknęłam drzwi przypomniało mi się, że czegoś nie powiedziałam. Otworzyłam je i krzyknęłam:
- On nie jest moim chłopakiem, jasne?
Wróciłam do salonu. Kai patrzył na mnie rozbawiony.
- Myślałem, że tylko ja mam pokręconych przyjaciół.
- Widocznie nie tylko ty, ale jak mnie lepiej poznasz to też uznasz, że jestem pokręcona.
- Chciałbym cię lepiej poznać. – Odpowiedział po chwili i się uśmiechnął.



Szczerze mówiąc to ten scenariusz zaczęłam pisać już dawno temu, ale w pewnym momencie urwał mi się pomysł i tak wyszło, że dopiero teraz go dodaję. Generalnie to nie planowałam go dzielić, ale uznałam, że nie chcę, żebyście musieli czekać jeszcze jakiś tydzień albo dwa zanim uda mi się dopisać resztę. Niestety pierwsze skojarzenie z Jongin'em, które przychodzi mi do głowy to taniec i tak jakoś wyszło, że ten taniec tu jest. Mówię niestety, bo większość scenariuszy z nim jest właśnie związana z tańcem. Mam zamiar w drugiej części odbiec od tego tematu. Mam nadzieję, że scenariusz nie jest zbyt schematyczny... Myślę, że zdarzało mi się już gorsze rzeczy tu dodawać. Powiem jeszcze, że pomysł ze spadającym ręcznikiem ktoś mi podsunął XD Nie wiem czy kolejny scenariusz, który się pojawi to będzie właśnie druga część, bo niedawno zaczęłam pisać scenariusz z SungJoon'em, ale coś opornie mi to idzie. To do zobaczenia. 

6 komentarzy:

  1. Strasznie mi się spodobało ^^ ;D Czekam na kolejną część ;3 ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski! Czekam na kolejną część <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne! Czekam na kolejną część XD <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten scenariusz jest mega ciekawy. To dziwne, ale uważam, że dobra książka mogłaby powstać :3
    Dziękuję za Kaioszka ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, jeśli potrzebujesz korektora, jestem chętna do pomocy, GG: 52012166 , Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń