-____, posprzątaj tu wreszcie!
Niedobrze…
Opuściłam kuchnię i szybkim krokiem skierowałam się do mojego pokoju.
- Mamo naprawdę nie mam teraz głowy do takich rzeczy…
Przecież wiesz, że od niedawna pracuję, a wieczorami studiuję. – Próbowałam się
usprawiedliwić.
- Ale dzisiaj masz wolne.
- No właśnie, mam wolne, więc chciałabym trochę odpocząć…
- Problem w tym, że masz tu straszny bałagan. Nie
dyskutuj tylko bierz się za sprzątanie. – Nadal naciskała.
- Dobrze, już dobrze.
Westchnęłam i
zamknęłam drzwi. Usiadłam na samym środku pokoju. Z tej perspektywy
pomieszczenie zdawało się tonąć w ciuchach i przeróżnych gratach.
Słabo zrobiło
mi się już na samą myśl, że będę musiała to ogarnąć. Przysunęłam do siebie
stertę ubrań i zaczęłam je składać. Znudziło mi się już przy czwartej bluzce.
Przetarłam twarz dłonią. Mówiąc, że od niedawna pracuję miałam na myśli
dorabianie jako sprzedawczyni w sklepie. Może nie płacili mi milionów, ale
zawsze to jednak coś. Szczerze mówiąc to nie mogłam się doczekać aż w końcu
wyfrunę z rodzinnego gniazdka. Po prostu chciałam się usamodzielnić . Wracając
do tematu to najzwyczajniej w świecie byłam zbyt zmęczona, żeby normalnie
myśleć. Naprawdę marzyłam tylko o tym, żeby położyć się do łóżka i pozwolić,
żeby zabrał mnie sen. Świetnie zdawałam sobie sprawę z tego, że jutro nie będę
wiedzieć gdzie co schowałam i znowu moją podłogę przykryje zawartość szuflad i
szaf.
Przeciągnęłam się
i ziewnęłam. Głowa kiwała mi się delikatnie na boki. Trochę podkręciłam tempo.
Mimo to skończyłam po ponad dwóch godzinach. Gdy zaczynałam byłam zmęczona, ale
w tej chwili byłam wykończona. Niestety myśl, że już jutro poniedziałek nie
puszczała mnie ani na chwilę. Po długiej kąpieli pogrążyłam się w upragnionym
śnie.
Budzik zadzwonił
punkt szósta. Miałam ochotę rzucić nim w ścianę, zresztą jak zawsze. Zwlekłam
się z łóżka, tak naprawdę to gdy chciałam przewrócić się na drugi bok to po
prostu z niego spadłam. Na szczęście upadłam na dywan. Ten wypadek doszczętnie
spędził mi sen z powiek. Wstałam i jeszcze trochę skołowana poszłam do
łazienki.
Oczywiście okazało
się, że zapomniałam zatankować samochód, więc bak był pusty. Musiałam pędzić na
autobus, ale nic to nie dało, bo i tak spóźniłam się do pracy. Na
szczęście szef był wyrozumiały i gdy mu
wytłumaczyłam, uznał, że przecież każdemu to mogło się zdarzyć. Usiadłam za
kasą. Tego dnia nie było zbyt wielu klientów. No cóż, w końcu to nie był jakiś
mega duży supermarket tylko zwykły średniej wielkości sklep samoobsługowy. Nie mogłam znaleźć sobie żadnego pożytecznego
zajęcia, więc wyjęłam z torby notatki z zajęć na uczelni. Tak, nosiłam je ze
sobą prawie wszędzie, bo raczej miałam mało wolnego czasu, a każda okazja była
dobra do powtórzenia materiału. Po pięciu minutach jak na złość musiał ktoś
przyjść.
- Dzień dobry. – Powiedziałam tak uprzejmie jak tylko
potrafiłam.
- Dzień dobry. – Odpowiedział z uśmiechem przybysz.
Skierował się w głąb budynku, a ja naprzemiennie
spoglądałam raz na kartki, a następnie w jego kierunku. Po niezbyt długiej
chwili wrócił i stanął na przeciwko mnie. Wyjął z koszyka i położył na ladę
taką ilość alkoholu jakby planował imprezę na nie wiadomo jaką ilość gości.
Spojrzałam na niego po raz kolejny. Uśmiechał się pewny siebie, ale nie o to
chodzi. Wyglądał na młodszego ode mnie.
- Mogę prosić o dowód osobisty? – Zapytałam trochę
niepewnie.
Na początku zauważyłam, że był zdziwiony, ale trwało to
tylko moment, bo wrócił do tego swojego uśmiechu. Przeszukał wszystkie
kieszenie, ale dowodu nie znalazł.
- Chyba zostawiłem go w innych spodniach. Wie Pani, ja po
prostu tak młodo wyglądam.
Przewróciłam zirytowana oczami.
- Skoro Pan tak młodo wygląda, niech Pan pójdzie do domu
i zaraz wróci z dokumentami, dobrze?
Nie mogłam wybrać, które emocje najbardziej okazywał,
zdziwienie czy złość.
- To jak będzie?
- Mieszkam daleko i trochę czasu zajęłoby mi zanim bym tu
wrócił…
- Ależ ja z chęcią zaczekam. – Czekałam na odpowiedź, ale
się nie doczekałam. – Niech Pan z powrotem zapakuje je do koszyka i odłoży na
miejsce, dobrze?
- Dobrze. – Wymamrotał pod nosem.
Zapakował je do
koszyka, ale nie odniósł ich tam gdzie powinien. Nim się zorientowałam biegł
już do wyjścia. Akurat jakiś szatyn otworzył drzwi.
- Niech Pan go łapie! – Krzyknęłam w ich stronę.
Trochę zdezorientowany zamknął drzwi i stanął tak, żeby
nie było do nich dostępu. Podeszłam do nich szybkim krokiem. Dobra, nie
oszukujmy się, podbiegłam. Miałam ochotę mocno wstrząsnąć tym złodziejaszkiem.
- Co ty sobie myślisz? – Zapytałam bardziej opanowanym
tonem niż zamierzałam. – Wiesz, że muszę zadzwonić na policję, prawda?
- Co? Nie. Proszę, tylko nie na policję. Przepraszam, nie
wiem co we mnie wstąpiło. Naprawdę nie chciałem. – Zaczął się tłumaczyć i
wydawało mi się, że naprawdę żałował.
Wbrew sobie spojrzałam na tego, dzięki któremu nie będę
musiała tłumaczyć się przed szefem. Brązowa, długa, ale ułożona grzywka wpadała
mu do oczu. Też na mnie patrzył, ale nie wiedziałam co chciał mi przekazać.
- Ile masz lat? – Odezwałam się do sprawcy tego całego
zamieszania.
- Niedługo szesnaście. – Głos mu drżał.
W duchu liczyłam, że jednak był trochę starszy.
- Trochę bez sensu niszczyć sobie życie już w tak młodym
wieku, co?
- Tak. To się nie powtórzy. Naprawdę nie chciałem. –
Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
Westchnęłam ciężko. Nie powinnam mu odpuścić, ale inaczej
nie umiałam. Wzięłam od niego koszyk.
- Znikaj mi z oczu…
- Naprawdę mogę?
-Tak, idź zanim zmienię zdanie.
Szatyn jak na zawołanie odsunął się od drzwi, a ten
chłopak wyszedł ze sklepu. Zastanawiałam sie czy przypadkiem nie będę tego
żałować.
- Dziękuje Panu za pomoc.
- Nie ma za co. Nie mógłbym postąpić inaczej. – Miał
przyjemny głos.
Odłożyłam te
butelki na ich miejsce. Miałam już dość tego dnia, a zegarek wybijał dopiero
jedenastą. Wróciłam za ladę, a szatyn po chwili przyszedł. Zaczęłam kasować wybrane
przez niego produkty.
- Mogę o coś zapytać?
- Oczywiście. – Odpowiedziałam akurat nabijając na kasę
płyn do mycia naczyń.
- Dlaczego go pu… Przepraszam. Dlaczego Pani go puściła?
– W jego głosie wyczułam nutkę szczerego zainteresowania.
- Tak naprawdę to sama nie wiem. Po prostu uznałam, że to
jeszcze dzieciak…
- Rozumiem.
Przez cały czas czułam na sobie jego wzrok. To było
trochę krępujące. Zorientowałam się, że wziął wiele produktów do sprzątania.
Niby to nic dziwnego, ale jak na mężczyznę to jednak trochę niespotykane.
Podałam mu cenę.
- Ah… Zapomniałbym, jeszcze jedno.
Cofnął się po… ściereczki do kurzu.
- Może mi to Pani doliczyć do rachunku?
- Już się robi.
Na pożegnanie uśmiechnął się do mnie. Wróciłam do
powtarzania materiału, ale niczego nie mogłam zapamiętać.
Reszta dnia minęła
spokojnie. O szesnastej trzydzieści byłam w domu. Szczerze mówiąc to niektórzy
mogliby pomyśleć, że niepotrzebnie pracuję w tym sklepie, przecież moi rodzice
mieli dobrze prosperującą firmę i stać ich było na moje studia oraz na kupno
lub wynajęcie mieszkania dla mnie. To prawda, było ich na to stać, ale ja
chciałam być w pełni samodzielna. Chciałam udowodnić, że potrafię poradzić
sobie bez ich pieniędzy.
Wieczorem poszłam,
a raczej pojechałam, bo gdy wróciłam samochód był już zatankowany, na studia.
Dzisiejsze zajęcia wyjątkowo mi się dłużyły. Pewnie przez to, że ciągle
zastanawiałam się czy dobrze rozwiązałam tę sytuację w sklepie. Gdy wracałam do
domu byłam już prawie nieprzytomna, ale i tak wsiadłam za kierownicę. Włączyłam
światła i ruszyłam przed siebie. Na drodze leżał śnieg, całe szczęście, że nie
było lodu. Jechałam ostrożnie, ale co z tego skoro powieki i tak same mi
opadały. Nagle dość niedaleko błysnęła mi jakaś postać przechodząca na drugą
stronę ulicy. Zatrzymałam się tak gwałtownie, że moja głowa prawie wylądowała na
kierownicy. Oddychałam bardzo szybko, z niepokojem uniosłam głowę w górę. Cała
się trzęsłam. Chłopak stał zszokowany, a w ręce trzymał telefon. Znajdował się
może dwadzieścia centymetrów od mojego auta. Otworzyłam drzwi i niemal
wyskoczyłam na zewnątrz.
- Co ty sobie myślisz? Mogłam cię zabić! – Przetarłam
czoło dłonią i wzięłam głęboki oddech. – W ogóle to powinieneś mieć jakieś
elementy odblaskowe.
- Przepraszam. Nie zwróciłem uwagi na to co robię.
- Okey… To też
moja wina. Mogłam bardziej uważać.
Dopiero teraz lepiej mu się przyjrzałam. Z zaskoczeniem
doszłam do wniosku, że to ten chłopak, a raczej mężczyzna, który kupował
dzisiaj te wszystkie rzeczy do sprzątania.
- Nic się nie stało? – Zapytałam trochę spokojniej.
- Nie, wszystko w porządku. – Odparł nadal nie mogąc
zrozumieć jakie miał szczęście.
Podeszłam do
samochodu, ale nie wsiadłam do środka. Oparłam się o jego maskę i zakryłam
twarz dłońmi. W tej chwili byłam na siebie wściekła, bo mało brakowało abym go
potrąciła, ale też byłam szczęśliwa, bo jednak brakowało. Było mi strasznie
gorąco, choć na dworze panowała minusowa temperatura, a moja kurtka leżała na
przednim siedzeniu. Próbowałam wmówić sobie, że nic się nie stało, ale jakoś
słabo mi to wychodziło. Ta jazda musiała się tak skończyć…
- Dobrze się czujesz? – Zapytał nieznajomy z podejrzanie
bliskiej odległości.
Odgarnęłam włosy z twarzy i spojrzałam w stronę, z której
dochodził jego głos. Od razu natrafiłam na jego zakłopotane oczy.
- Mniej więcej.
- Ale mniej czy więcej?
- Słucham?
- Skoro mniej więcej to pytam czy mniej czy więcej. –
Obdarzył mnie nieśmiałym uśmiechem.
- Chyba mniej.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy przeszliśmy na „ty”. W
tej chwili to nie miało żadnego znaczenia. Myśli kotłowały mi się w głowie.
Zbyt dużo wrażeń jak na jeden dzień. Najzabawniejsze było to, że teraz
najzwyczajniej w świecie staliśmy obok siebie i wpatrywaliśmy się w swoje oczy.
Po chwili odwróciłam wzrok od jego twarzy.
- Następnym razem uważaj. – Niestety to nie zabrzmiało
jak rozkaz tylko jak prośba.
Cicho odchrząknął. Chyba nie wiedział co ma odpowiedzieć.
Zamknęłam oczy. Źle się czułam. Ponownie schowałam twarz w dłoniach. Serce biło
mi jak szalone, to przez adrenalinę.
- Tak na marginesie to jestem Junhyung.
-____.
Kolejne minuty ciszy. Dziwne, że przez ten czas nie minął
nas żaden samochód.
- Jesteś w stanie jechać dalej?
- Problem w tym, że nie wiem. – Odpowiedziałam jak
najbardziej szczerze.
- Posłuchaj…
Odważyłam się jeszcze raz na niego spojrzeć.
- Co ja chciałem powiedzieć? – Zapytał rozkojarzony.
- Nie wiem, nie siedzę w twojej głowie.
- Dasz sobie radę. Pewnie nie masz już daleko do domu,
co?
- Zostało mi może pięć minut jazdy.
- No właśnie. To dość blisko. Wiesz, że kogoś mi
przypominasz?
- Naprawdę? – Spytałam niby nie orientując się o co mu
chodzi.
- Tak. Czy myśmy się nie spotkali rano w sklepie.
- Faktycznie. Nie skojarzyłam cię.
- Chyba już wiem gdzie będę robić zakupy.
Oboje się roześmialiśmy, ale tylko na chwilę. Ta sytuacja
nie była ani trochę zabawna. Po prostu oboje musieliśmy w jakiś sposób
rozładować stres. Pożegnałam się z nim i wsiadłam do samochodu. Trzymałam
kierownicę nadal trochę drżącymi dłońmi. Na miejsce zajechałam bez żadnych
niespodzianek. Nikomu nic nie powiedziałam, po prostu poszłam do swojego pokoju
tak szybko jak tylko się dało.
Następnego dnia
naprawdę przyszedł do mojej pracy. Trwało to dość długo. Czasem przychodził
tylko po to by ze mną porozmawiać. To chyba urocze, prawda? Choć trochę dziwne
zważając na to, że o mało go nie potrąciłam. Szczerze mówiąc to po upływie
pewnego czasu Junhyung – tak miał na imię – zaczął mi się podobać. Już na
pierwszy rzut oka można stwierdzić, że jest przystojny, ale mi chodzi również o
charakter. Nadal śmieszyło mnie to, że zawsze musi mieć ozdoby na dłoniach, bo
uważa, że bez tego są brzydkie… Każdy ma jakieś swoje odpały, jeśli można to
tak nazwać. Wracając do rzeczy to spotykaliśmy się w moim miejscu pracy już
ponad miesiąc. Na szczęście w końcu przejął inicjatywę.
- Tak sobie myślałem, że skoro spotykamy się prawie
codziennie to może moglibyśmy gdzieś razem pójść, a ty jak myślisz?
- Dobry pomysł. Może, w którąś sobotę?
- Może w najbliższą?
- Najbliższa jest już jutro. – Stwierdziłam po chwili
namysłu.
- Wiem. – Odpowiedział szeroko się uśmiechając. – To o
której?
- Zależy o której masz czas.
- Dla ciebie zawsze mam czas. – Obdarzył mnie kolejnym z
kolekcji swoich zniewalających uśmiechów.
- Już nie przesadzaj…
- Dobrze, nie będę. – Oparł się łokciami o ladę. – Może
o… osiemnastej?
- Pasuje mi.
- Mogę po ciebie przyjechać?
- Nie możesz, musisz.
Oboje na chwilę się zaśmialiśmy. Obojętnie jak głupio to
zabrzmi to w tej chwili chyba miałam motylki w brzuchu.
- Czyli jesteśmy umówieni?
- Tak, chyba, że zmieniłeś zdanie.
- Na to nie licz. To ja już pójdę. Widzimy się jutro.
- Poczekaj sekundę.
Podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek.
- Do jutra. – Powiedziałam wracając na swoje miejsce.
- Tak… Do jutra.
Wyszedł ze sklepu odrobinę skołowany, a ja już zadręczałam się pytaniem co jutro
ubiorę. Typowy problem. Nigdy nie pomyślałabym, że nasza znajomość tak się
rozwinie. Bo to będzie randka, prawda? Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że
nawet nie wiem gdzie pojedziemy. Mogłabym do niego zadzwonić, ale jednak z tego
zrezygnowałam.
Następnego dnia od
rana zachowywałam się jakbym wypiła z trzy dzbanki kawy. Minimum trzy dzbanki.
Przyjechał punktualnie. Zabrał mnie do restauracji. Dużo rozmawialiśmy,
opowiadał mi o swoich przyjaciołach, rodzinie o tym co lubi i o tym czego nie
lubi, a ja później musiałam się zrewanżować. W jego towarzystwie czułam się
naprawdę świetnie i wydawało mi się, że on w moim także. Po kolacji
pojechaliśmy do niego. Pierwsze na co zwróciłam uwagę to to, że w jego
mieszkaniu panował naprawdę idealny porządek.
- Rozgość się. Czuj się jak siebie.
- Masz ładny dom.
- Dziękuję.
Zaprowadził mnie do salonu. Usiadłam na kanapie, a on
obok mnie. W tym miejscu czułam się trochę nieswojo.
- Jak ci się podobał dzisiejszy wieczór? – Zapytał podając
mi kubek z herbatą.
- Bardzo. Mam nadzieję, że kiedyś go powtórzymy.
- Mamy dużo czasu. Na pewno nie napijesz się czegoś
mocniejszego?
- Nie, dziękuje. Mam słabą głowę do picia. –
Odpowiedziałam jak najbardziej szczerze.
- Ja też, ale czy to jakiś problem? – Uśmiechnął się łobuzersko.
- Troszeczkę. Muszę jakoś wrócić do domu. – Odpowiedziałam
zakłopotana tą całą sytuacją.
- Nie przesadzaj, przecież jesteś dorosła, zresztą jeśli
ja się napije to i tak nie będzie miał cię kto odwieźć.
Szczerze mówiąc to na to nie wpadłam.
- Co racja to racja…
- To jak? – Zapytał w jednej ręce trzymając dwa
kieliszki, a w drugiej butelkę wina.
- Może później. Pozwól, że spytam, lubisz sprzątać? –
Sama nie wiem dlaczego to powiedziałam, chyba po to, żeby zmienić temat.
- Tak, a czemu pytasz? – Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Po prostu pomyślałam, że ja cię raczej do domu nie
zaproszę…
- Dlaczego? Robię coś nie tak?
- Nie o to chodzi. Po prostu mój pokój wygląda jak po
przejściu huraganu i boję się, że byś tego nie wytrzymał.
- Pomógłbym ci posprzątać. – Powiedział po chwili
zastanowienia.
- Kusząca propoz…
Nie dokończyłam, bo nagle mnie pocałował. Spodziewałam
się, że do tego dojdzie, ale nie, że akurat w momencie gdy będę coś mówić. Teraz
czekałam tylko na to aby zapytał czy przeniesiemy naszą znajomość na wyższy
poziom i zostaniemy parą.
Scenariusz wyszedł krótki, ale mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Moja wena nadal do mnie nie powraca, chyba się obraziła. Ostatnio krucho u mnie z pomysłami, zresztą chyba to widać. Wszystko wydaje mi się do siebie podobne... Mogłam tu jeszcze coś dopisać, ale nie chciałam, żebyście musieli długo czekać aż coś dodam, więc wyszło na to, że scenariusz jest tak jakby wybrakowany. Tytułu także brak. Mam nadzieję, że mimo wszystko nie jest tak źle. Mogło być lepiej, ale ten scenariusz wyjątkowo mnie wymęczył, na nic sensownego nie mogłam wpaść. Oby następne opowiadanie lepiej mi poszło. Jutro poniedziałek, trzymajcie się jakoś.
Pierwszy raz zgodę się z tobą. Schemat tego taki oklepany i podobny do innych scenariuszy, ale mimo to mi się podobało bo Junhyung. Życzę Ci powrotu tej weny! Bo czekam na Lajuszka i dzidziusia <3
OdpowiedzUsuńA i dziękuję ♥
OdpowiedzUsuń