21.09.2014

Junhyung - [brak pomysłu na tytuł]

Scenariusz dla Zhang Tucii i Love Lali.


-____, posprzątaj tu wreszcie!
 Niedobrze… Opuściłam kuchnię i szybkim krokiem skierowałam się do mojego pokoju.
- Mamo naprawdę nie mam teraz głowy do takich rzeczy… Przecież wiesz, że od niedawna pracuję, a wieczorami studiuję. – Próbowałam się usprawiedliwić.
- Ale dzisiaj masz wolne.
- No właśnie, mam wolne, więc chciałabym trochę odpocząć…
- Problem w tym, że masz tu straszny bałagan. Nie dyskutuj tylko bierz się za sprzątanie. – Nadal naciskała.
- Dobrze, już dobrze.
 Westchnęłam i zamknęłam drzwi. Usiadłam na samym środku pokoju. Z tej perspektywy pomieszczenie zdawało się tonąć w ciuchach i przeróżnych gratach.
Słabo zrobiło mi się już na samą myśl, że będę musiała to ogarnąć. Przysunęłam do siebie stertę ubrań i zaczęłam je składać. Znudziło mi się już przy czwartej bluzce. Przetarłam twarz dłonią. Mówiąc, że od niedawna pracuję miałam na myśli dorabianie jako sprzedawczyni w sklepie. Może nie płacili mi milionów, ale zawsze to jednak coś. Szczerze mówiąc to nie mogłam się doczekać aż w końcu wyfrunę z rodzinnego gniazdka. Po prostu chciałam się usamodzielnić . Wracając do tematu to najzwyczajniej w świecie byłam zbyt zmęczona, żeby normalnie myśleć. Naprawdę marzyłam tylko o tym, żeby położyć się do łóżka i pozwolić, żeby zabrał mnie sen. Świetnie zdawałam sobie sprawę z tego, że jutro nie będę wiedzieć gdzie co schowałam i znowu moją podłogę przykryje zawartość szuflad i szaf.
 Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Głowa kiwała mi się delikatnie na boki. Trochę podkręciłam tempo. Mimo to skończyłam po ponad dwóch godzinach. Gdy zaczynałam byłam zmęczona, ale w tej chwili byłam wykończona. Niestety myśl, że już jutro poniedziałek nie puszczała mnie ani na chwilę. Po długiej kąpieli pogrążyłam się w upragnionym śnie.
 Budzik zadzwonił punkt szósta. Miałam ochotę rzucić nim w ścianę, zresztą jak zawsze. Zwlekłam się z łóżka, tak naprawdę to gdy chciałam przewrócić się na drugi bok to po prostu z niego spadłam. Na szczęście upadłam na dywan. Ten wypadek doszczętnie spędził mi sen z powiek. Wstałam i jeszcze trochę skołowana poszłam do łazienki.
 Oczywiście okazało się, że zapomniałam zatankować samochód, więc bak był pusty. Musiałam pędzić na autobus, ale nic to nie dało, bo i tak spóźniłam się do pracy. Na szczęście  szef był wyrozumiały i gdy mu wytłumaczyłam, uznał, że przecież każdemu to mogło się zdarzyć. Usiadłam za kasą. Tego dnia nie było zbyt wielu klientów. No cóż, w końcu to nie był jakiś mega duży supermarket tylko zwykły średniej wielkości sklep samoobsługowy.  Nie mogłam znaleźć sobie żadnego pożytecznego zajęcia, więc wyjęłam z torby notatki z zajęć na uczelni. Tak, nosiłam je ze sobą prawie wszędzie, bo raczej miałam mało wolnego czasu, a każda okazja była dobra do powtórzenia materiału. Po pięciu minutach jak na złość musiał ktoś przyjść.
- Dzień dobry. – Powiedziałam tak uprzejmie jak tylko potrafiłam.
- Dzień dobry. – Odpowiedział z uśmiechem przybysz.
Skierował się w głąb budynku, a ja naprzemiennie spoglądałam raz na kartki, a następnie w jego kierunku. Po niezbyt długiej chwili wrócił i stanął na przeciwko mnie. Wyjął z koszyka i położył na ladę taką ilość alkoholu jakby planował imprezę na nie wiadomo jaką ilość gości. Spojrzałam na niego po raz kolejny. Uśmiechał się pewny siebie, ale nie o to chodzi. Wyglądał na młodszego ode mnie.
- Mogę prosić o dowód osobisty? – Zapytałam trochę niepewnie.
Na początku zauważyłam, że był zdziwiony, ale trwało to tylko moment, bo wrócił do tego swojego uśmiechu. Przeszukał wszystkie kieszenie, ale dowodu nie znalazł.
- Chyba zostawiłem go w innych spodniach. Wie Pani, ja po prostu tak młodo wyglądam.
Przewróciłam zirytowana oczami.
- Skoro Pan tak młodo wygląda, niech Pan pójdzie do domu i zaraz wróci z dokumentami, dobrze?
Nie mogłam wybrać, które emocje najbardziej okazywał, zdziwienie czy złość.
- To jak będzie?
- Mieszkam daleko i trochę czasu zajęłoby mi zanim bym tu wrócił…
- Ależ ja z chęcią zaczekam. – Czekałam na odpowiedź, ale się nie doczekałam. – Niech Pan z powrotem zapakuje je do koszyka i odłoży na miejsce, dobrze?
- Dobrze. – Wymamrotał pod nosem.
 Zapakował je do koszyka, ale nie odniósł ich tam gdzie powinien. Nim się zorientowałam biegł już do wyjścia. Akurat jakiś szatyn otworzył drzwi.
- Niech Pan go łapie! – Krzyknęłam w ich stronę.
Trochę zdezorientowany zamknął drzwi i stanął tak, żeby nie było do nich dostępu. Podeszłam do nich szybkim krokiem. Dobra, nie oszukujmy się, podbiegłam. Miałam ochotę mocno wstrząsnąć tym złodziejaszkiem.
- Co ty sobie myślisz? – Zapytałam bardziej opanowanym tonem niż zamierzałam. – Wiesz, że muszę zadzwonić na policję, prawda?
- Co? Nie. Proszę, tylko nie na policję. Przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło. Naprawdę nie chciałem. – Zaczął się tłumaczyć i wydawało mi się, że naprawdę żałował.
Wbrew sobie spojrzałam na tego, dzięki któremu nie będę musiała tłumaczyć się przed szefem. Brązowa, długa, ale ułożona grzywka wpadała mu do oczu. Też na mnie patrzył, ale nie wiedziałam co chciał mi przekazać.
- Ile masz lat? – Odezwałam się do sprawcy tego całego zamieszania.
- Niedługo szesnaście. – Głos mu drżał.
W duchu liczyłam, że jednak był trochę starszy.
- Trochę bez sensu niszczyć sobie życie już w tak młodym wieku, co?
- Tak. To się nie powtórzy. Naprawdę nie chciałem. – Patrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
Westchnęłam ciężko. Nie powinnam mu odpuścić, ale inaczej nie umiałam. Wzięłam od niego koszyk.
- Znikaj mi z oczu…
- Naprawdę mogę?
-Tak, idź zanim zmienię zdanie.
Szatyn jak na zawołanie odsunął się od drzwi, a ten chłopak wyszedł ze sklepu. Zastanawiałam sie czy przypadkiem nie będę tego żałować.
- Dziękuje Panu za pomoc.
- Nie ma za co. Nie mógłbym postąpić inaczej. – Miał przyjemny głos.
 Odłożyłam te butelki na ich miejsce. Miałam już dość tego dnia, a zegarek wybijał dopiero jedenastą. Wróciłam za ladę, a szatyn po chwili przyszedł. Zaczęłam kasować wybrane przez niego produkty.
- Mogę o coś zapytać?
- Oczywiście. – Odpowiedziałam akurat nabijając na kasę płyn do mycia naczyń.
- Dlaczego go pu… Przepraszam. Dlaczego Pani go puściła? – W jego głosie wyczułam nutkę szczerego zainteresowania.
- Tak naprawdę to sama nie wiem. Po prostu uznałam, że to jeszcze dzieciak…
- Rozumiem.
Przez cały czas czułam na sobie jego wzrok. To było trochę krępujące. Zorientowałam się, że wziął wiele produktów do sprzątania. Niby to nic dziwnego, ale jak na mężczyznę to jednak trochę niespotykane. Podałam mu cenę.
- Ah… Zapomniałbym, jeszcze jedno.
Cofnął się po… ściereczki do kurzu.
- Może mi to Pani doliczyć do rachunku?
- Już się robi.
Na pożegnanie uśmiechnął się do mnie. Wróciłam do powtarzania materiału, ale niczego nie mogłam zapamiętać.
 Reszta dnia minęła spokojnie. O szesnastej trzydzieści byłam w domu. Szczerze mówiąc to niektórzy mogliby pomyśleć, że niepotrzebnie pracuję w tym sklepie, przecież moi rodzice mieli dobrze prosperującą firmę i stać ich było na moje studia oraz na kupno lub wynajęcie mieszkania dla mnie. To prawda, było ich na to stać, ale ja chciałam być w pełni samodzielna. Chciałam udowodnić, że potrafię poradzić sobie bez ich pieniędzy.
 Wieczorem poszłam, a raczej pojechałam, bo gdy wróciłam samochód był już zatankowany, na studia. Dzisiejsze zajęcia wyjątkowo mi się dłużyły. Pewnie przez to, że ciągle zastanawiałam się czy dobrze rozwiązałam tę sytuację w sklepie. Gdy wracałam do domu byłam już prawie nieprzytomna, ale i tak wsiadłam za kierownicę. Włączyłam światła i ruszyłam przed siebie. Na drodze leżał śnieg, całe szczęście, że nie było lodu. Jechałam ostrożnie, ale co z tego skoro powieki i tak same mi opadały. Nagle dość niedaleko błysnęła mi jakaś postać przechodząca na drugą stronę ulicy. Zatrzymałam się tak gwałtownie, że moja głowa prawie wylądowała na kierownicy. Oddychałam bardzo szybko, z niepokojem uniosłam głowę w górę. Cała się trzęsłam. Chłopak stał zszokowany, a w ręce trzymał telefon. Znajdował się może dwadzieścia centymetrów od mojego auta. Otworzyłam drzwi i niemal wyskoczyłam na zewnątrz.
- Co ty sobie myślisz? Mogłam cię zabić! – Przetarłam czoło dłonią i wzięłam głęboki oddech. – W ogóle to powinieneś mieć jakieś elementy odblaskowe.
- Przepraszam. Nie zwróciłem uwagi na to co robię.
- Okey…  To też moja wina. Mogłam bardziej uważać.
Dopiero teraz lepiej mu się przyjrzałam. Z zaskoczeniem doszłam do wniosku, że to ten chłopak, a raczej mężczyzna, który kupował dzisiaj te wszystkie rzeczy do sprzątania.
- Nic się nie stało? – Zapytałam trochę spokojniej.
- Nie, wszystko w porządku. – Odparł nadal nie mogąc zrozumieć jakie miał szczęście.
 Podeszłam do samochodu, ale nie wsiadłam do środka. Oparłam się o jego maskę i zakryłam twarz dłońmi. W tej chwili byłam na siebie wściekła, bo mało brakowało abym go potrąciła, ale też byłam szczęśliwa, bo jednak brakowało. Było mi strasznie gorąco, choć na dworze panowała minusowa temperatura, a moja kurtka leżała na przednim siedzeniu. Próbowałam wmówić sobie, że nic się nie stało, ale jakoś słabo mi to wychodziło. Ta jazda musiała się tak skończyć…
- Dobrze się czujesz? – Zapytał nieznajomy z podejrzanie bliskiej odległości.
Odgarnęłam włosy z twarzy i spojrzałam w stronę, z której dochodził jego głos. Od razu natrafiłam na jego zakłopotane oczy.
- Mniej więcej.
- Ale mniej czy więcej?
- Słucham?
- Skoro mniej więcej to pytam czy mniej czy więcej. – Obdarzył mnie nieśmiałym uśmiechem.
- Chyba mniej.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy przeszliśmy na „ty”. W tej chwili to nie miało żadnego znaczenia. Myśli kotłowały mi się w głowie. Zbyt dużo wrażeń jak na jeden dzień. Najzabawniejsze było to, że teraz najzwyczajniej w świecie staliśmy obok siebie i wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Po chwili odwróciłam wzrok od jego twarzy.
- Następnym razem uważaj. – Niestety to nie zabrzmiało jak rozkaz tylko jak prośba.
Cicho odchrząknął. Chyba nie wiedział co ma odpowiedzieć. Zamknęłam oczy. Źle się czułam. Ponownie schowałam twarz w dłoniach. Serce biło mi jak szalone, to przez adrenalinę.
- Tak na marginesie to jestem Junhyung.
-____.
Kolejne minuty ciszy. Dziwne, że przez ten czas nie minął nas żaden samochód.
- Jesteś w stanie jechać dalej?
- Problem w tym, że nie wiem. – Odpowiedziałam jak najbardziej szczerze.
- Posłuchaj…
Odważyłam się jeszcze raz na niego spojrzeć.
- Co ja chciałem powiedzieć? – Zapytał rozkojarzony.
- Nie wiem, nie siedzę w twojej głowie.
- Dasz sobie radę. Pewnie nie masz już daleko do domu, co?
- Zostało mi może pięć minut jazdy.
- No właśnie. To dość blisko. Wiesz, że kogoś mi przypominasz?
- Naprawdę? – Spytałam niby nie orientując się o co mu chodzi.
- Tak. Czy myśmy się nie spotkali rano w sklepie.
- Faktycznie. Nie skojarzyłam cię.
- Chyba już wiem gdzie będę robić zakupy.
Oboje się roześmialiśmy, ale tylko na chwilę. Ta sytuacja nie była ani trochę zabawna. Po prostu oboje musieliśmy w jakiś sposób rozładować stres. Pożegnałam się z nim i wsiadłam do samochodu. Trzymałam kierownicę nadal trochę drżącymi dłońmi. Na miejsce zajechałam bez żadnych niespodzianek. Nikomu nic nie powiedziałam, po prostu poszłam do swojego pokoju tak szybko jak tylko się dało.
 Następnego dnia naprawdę przyszedł do mojej pracy. Trwało to dość długo. Czasem przychodził tylko po to by ze mną porozmawiać. To chyba urocze, prawda? Choć trochę dziwne zważając na to, że o mało go nie potrąciłam. Szczerze mówiąc to po upływie pewnego czasu Junhyung – tak miał na imię – zaczął mi się podobać. Już na pierwszy rzut oka można stwierdzić, że jest przystojny, ale mi chodzi również o charakter. Nadal śmieszyło mnie to, że zawsze musi mieć ozdoby na dłoniach, bo uważa, że bez tego są brzydkie… Każdy ma jakieś swoje odpały, jeśli można to tak nazwać. Wracając do rzeczy to spotykaliśmy się w moim miejscu pracy już ponad miesiąc. Na szczęście w końcu przejął inicjatywę.
- Tak sobie myślałem, że skoro spotykamy się prawie codziennie to może moglibyśmy gdzieś razem pójść, a ty jak myślisz?
- Dobry pomysł. Może, w którąś sobotę?
- Może w najbliższą?
- Najbliższa jest już jutro. – Stwierdziłam po chwili namysłu.
- Wiem. – Odpowiedział szeroko się uśmiechając. – To o której?
- Zależy o której masz czas.
- Dla ciebie zawsze mam czas. – Obdarzył mnie kolejnym z kolekcji swoich zniewalających uśmiechów.
- Już nie przesadzaj…
- Dobrze, nie będę. – Oparł się łokciami o ladę. – Może o… osiemnastej?
- Pasuje mi.
- Mogę po ciebie przyjechać?
- Nie możesz, musisz.
Oboje na chwilę się zaśmialiśmy. Obojętnie jak głupio to zabrzmi to w tej chwili chyba miałam motylki w brzuchu.
- Czyli jesteśmy umówieni?
- Tak, chyba, że zmieniłeś zdanie.
- Na to nie licz. To ja już pójdę. Widzimy się jutro.
- Poczekaj sekundę.
Podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek.
- Do jutra. – Powiedziałam wracając na swoje miejsce.
- Tak… Do jutra.
Wyszedł ze sklepu odrobinę skołowany,  a ja już zadręczałam się pytaniem co jutro ubiorę. Typowy problem. Nigdy nie pomyślałabym, że nasza znajomość tak się rozwinie. Bo to będzie randka, prawda? Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że nawet nie wiem gdzie pojedziemy. Mogłabym do niego zadzwonić, ale jednak z tego zrezygnowałam.
 Następnego dnia od rana zachowywałam się jakbym wypiła z trzy dzbanki kawy. Minimum trzy dzbanki. Przyjechał punktualnie. Zabrał mnie do restauracji. Dużo rozmawialiśmy, opowiadał mi o swoich przyjaciołach, rodzinie o tym co lubi i o tym czego nie lubi, a ja później musiałam się zrewanżować. W jego towarzystwie czułam się naprawdę świetnie i wydawało mi się, że on w moim także. Po kolacji pojechaliśmy do niego. Pierwsze na co zwróciłam uwagę to to, że w jego mieszkaniu panował naprawdę idealny porządek.
- Rozgość się. Czuj się jak siebie.
- Masz ładny dom.
- Dziękuję.
Zaprowadził mnie do salonu. Usiadłam na kanapie, a on obok mnie. W tym miejscu czułam się trochę nieswojo.
- Jak ci się podobał dzisiejszy wieczór? – Zapytał podając mi kubek z herbatą.
- Bardzo. Mam nadzieję, że kiedyś go powtórzymy.
- Mamy dużo czasu. Na pewno nie napijesz się czegoś mocniejszego?
- Nie, dziękuje. Mam słabą głowę do picia. – Odpowiedziałam jak najbardziej szczerze.
- Ja też, ale czy to jakiś problem? – Uśmiechnął się łobuzersko.
- Troszeczkę. Muszę jakoś wrócić do domu. – Odpowiedziałam zakłopotana tą całą sytuacją.
- Nie przesadzaj, przecież jesteś dorosła, zresztą jeśli ja się napije to i tak nie będzie miał cię kto odwieźć.
Szczerze mówiąc to na to nie wpadłam.
- Co racja to racja…
- To jak? – Zapytał w jednej ręce trzymając dwa kieliszki, a w drugiej butelkę wina.
- Może później. Pozwól, że spytam, lubisz sprzątać? – Sama nie wiem dlaczego to powiedziałam, chyba po to, żeby zmienić temat.
- Tak, a czemu pytasz? – Spojrzał na mnie zaskoczony.
- Po prostu pomyślałam, że ja cię raczej do domu nie zaproszę…
- Dlaczego? Robię coś nie tak?
- Nie o to chodzi. Po prostu mój pokój wygląda jak po przejściu huraganu i boję się, że byś tego nie wytrzymał.
- Pomógłbym ci posprzątać. – Powiedział po chwili zastanowienia.
- Kusząca propoz…
Nie dokończyłam, bo nagle mnie pocałował. Spodziewałam się, że do tego dojdzie, ale nie, że akurat w momencie gdy będę coś mówić. Teraz czekałam tylko na to aby zapytał czy przeniesiemy naszą znajomość na wyższy poziom i zostaniemy parą.




Scenariusz wyszedł krótki, ale mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Moja wena nadal do mnie nie powraca, chyba się obraziła. Ostatnio krucho u mnie z pomysłami, zresztą chyba to widać. Wszystko wydaje mi się do siebie podobne... Mogłam tu jeszcze coś dopisać, ale nie chciałam, żebyście musieli długo czekać aż coś dodam, więc wyszło na to, że scenariusz jest tak jakby wybrakowany. Tytułu także brak. Mam nadzieję, że mimo wszystko nie jest tak źle. Mogło być lepiej, ale ten scenariusz wyjątkowo mnie wymęczył, na nic sensownego nie mogłam wpaść. Oby następne opowiadanie lepiej mi poszło. Jutro poniedziałek, trzymajcie się jakoś.

2 komentarze:

  1. Pierwszy raz zgodę się z tobą. Schemat tego taki oklepany i podobny do innych scenariuszy, ale mimo to mi się podobało bo Junhyung. Życzę Ci powrotu tej weny! Bo czekam na Lajuszka i dzidziusia <3

    OdpowiedzUsuń