Nie ma to jak w letni, upalny poranek wylegiwać się na…
podłodze w pokoju swojego wybranka. Podłoga przynajmniej była chłodna.
Przekręciłam głowę na bok, żeby móc na niego spojrzeć. Nadal nie mogłam
przyzwyczaić się do jego nowego koloru włosów. Pomarańczowe kosmyki raziły po
oczach, a na dodatek promienie słoneczne wpadające do pomieszczenia przez
otwarte drzwi balkonowe, odbijały się od nich, przy tym nadając im jeszcze
więcej blasku. Zmrużyłam oczy. Sięgnęłam ręką po jego okulary przeciwsłoneczne,
ściągnęłam mu je z nosa i sama ubrałam. Nie protestował, dziwne.
- Oppa…
Nie odpowiedział. Miał zamknięte oczy. Niedawno wstał z
łóżka, a teraz znowu spał. Wstałam i cichutko udałam się do kuchni. Szybko
przemknęłam przez korytarz, a następnie przez salon, reszta chłopaków oglądała
jakiś film, a przez to nawet mnie nie zauważyli, choć przeszłam dosłownie za
ich plecami. Wzięłam miskę i udałam się do łazienki. Nalałam do niej lodowatej
wody i wróciłam do pokoju Byunghun’a. Przechyliłam naczynie dokładnie nad jego
głową. Woda chlusnęła, a on natychmiastowo wstał. Spojrzał na mnie zaskoczony,
a ja uśmiechnęłam się niewinnie, chowając za plecami miskę. Wiedziałam, że ją
widział, ale chciałam go jeszcze trochę podenerwować.
- Dlaczego to zrobiłaś??
- Bo… - Musiałam wymyślić coś na poczekaniu. – Bo ja
mówiłam ci takie ważne rzeczy, a ty nie słuchałeś.
Na początku był jeszcze bardziej zdziwiony, ale po chwili
zrobił minę „na pieska”.
- Przepraszam, wybaczysz mi??
- Zastanowię się.
Odwróciłam się do niego plecami.
- Powiedz mi jeszcze raz to co mówiłaś wcześniej.
Dobrze, że nie widział mojej miny. Szybciej, ____ myśl.
- Nie będę się powtarzać.
Chłopak stanął przede mną i pocałował mnie w czoło.
- To się więcej nie powtórzy, obiecuję.
- Niech ci będzie, wybaczam.
Uśmiechnął się promiennie.
- Zaraz, czy ty nie masz moich okularów??
- Eee… Mam takie same. – Odpowiedziałam niepewnie.
- To gdzie są moje??
- To gdzie są moje??
- Pewnie tam gdzie je zostawiłeś.
- I powiesz mi jeszcze, że specjalnie kupiłaś za duże.
- Nie wiedziałam, że znasz mnie aż tak dobrze.
Roześmiał się, a następnie zabrał swoją „zgubę”. Rozejrzałam
się po pokoju. Jedno mi w nim nie pasowało.
- Nie znudziły ci się już zielone ściany?? – Zapytałam znienacka.
- Chyba nie, a co??
- Pomyślałam, że moglibyśmy je pomalować.
- Ciekawa propozycja. Jaki kolor proponujesz??
- Czerwony. Pasuje do ciebie i to twój ulubiony.
- Dziwne, że sam na to nie wpadłem.
- To ty jedź po farbę, a ja idę do domu.
- Poczekaj. – Chwycił mój nadgarstek i przyciągnął do
siebie.- Nie jedziesz ze mną??
- Zależy czy chcesz, żebym pojechała.
- Bardzo chcę.
- No to postanowione. Nie jadę.
- Mwoh(co)??
- Żartowałam. – Dałam mu buziaka w policzek.
Wyszliśmy z mieszkania trzymając się za ręce, zresztą jak
zawsze. Byliśmy nierozłączni. Nie mogłabym być w związku z kimś innym. On był
idealny i jedyny w swoim rodzaju. Jak każdej parze zdarzały nam się sprzeczki,
ale jak przychodziło co do czego, to nie potrafiliśmy wytrzymać bez siebie
dłużej niż trzech dni. Chyba mogę zaryzykować stwierdzeniem, że byłam od niego
uzależniona. Miałam nadzieję, że on czuje do mnie to samo co ja do niego i jak
na razie wszystko na to wskazywało. ‘Oby tak dalej. Szczerze mówiąc to nie
obchodziło nas to czy ludzie będą na nas patrzeć. W sklepie kupiliśmy wszystkie
potrzebne rzeczy i wróciliśmy do domu. Chciałam już zacząć malować, ale mnie
powstrzymał.
- Jutro zaczniemy. Teraz to nie ma sensu. Chodź do
ogródka.
Pociągnął mnie za rękę. Powietrze było już trochę
przyjemniejsze. Spojrzałam w górę, z jednej strony widziałam czarne chmury, zapowiadało się na deszcz. Gdy odwróciłam się,
żeby mu to powiedzieć, dostałam prosto w czoło strumieniem wody. Zakryłam twarz
dłońmi. Mogłam przewidzieć, że się zemści i przewidziałam. Wcześniej poprosiłam
Changjo, żeby położył pistolet na wodę na krześle stojącym w ogrodzie i
przykrył poduszką. Sprawdziłam czy wykonał moją prośbę. Uśmiechnęłam się widząc
plastikową zabawkę. Chwyciłam ją i wycelowałam w mojego chłopaka, na szczęście
była napełniona. Trafiłam w jego nos. Schował się za krzakami i nagle wyskoczył
z balonem w dłoni. Nie on sam, był tam też Niel i Ricky.
-____, chodź do nas.
Spojrzałam w stronę, z której dochodził znajomy głos. Za
roślinami na przeciwko tamtych siedzieli Chunji, Changjo i C.A.P. Szybko się tam schroniłam, ruszyłabym się
chwilę później, a wodna bomba rozbiłaby się na moim brzuchu. Za nami leżało
pełno amunicji. Odrzuciłam spluwę na bok i sięgnęłam po „granat”.
- Nie mają z nami szans. – Odezwał się Minsoo, a my mu przytaknęliśmy.
– Na „trzy” wstajemy i rzucamy w ich stronę.
Siedzieliśmy cicho, czekając na rozkaz. Nagle obok nas rozbiły
się balony.
- Raz, dwa i trzy.
Wstaliśmy niemal równo, rzucając w zdziwionych
przeciwników. Trafiłam prosto w te jaskrawe włosy.
- Marchewka dostał. – Zaśmiałam się i od razu schowałam
widząc minę poszkodowanego.
Reszta też się zaśmiała.
- Faktycznie trochę przypominasz marchewkę.
- Siedź cicho Niel. Masz szczęście, że jesteśmy w jednej
drużynie.
Bitwa trwała jeszcze przez jakiś czas, ale Byunghun
ciągle był naburmuszony.
- Hej, L.Joe. – Zaczęłam dziwnie pewna siebie.
Raczył na mnie spojrzeć.
- Jeśli chcesz się zemścić to najpierw musisz mnie
złapać.
Po jego wyrazie twarzy dostrzegłam, że podoba mu się ten
pomysł. Nie musiał nic mówić, wiedziałam to. Zauważyłam, że zrobił krok do
przodu, więc rzuciłam się biegiem do drzwi balkonowych. Też przyspieszył, ale
zdążyłam zamknąć mu je prosto przed nosem. Już nie był zły. Zapukał grzecznie,
ale tylko pokręciłam przecząco głową. Nagle spokojnie gdzieś odszedł.
Spróbowałam się domyślić gdzie się wybierał.
- Drzwi wejściowe…
Popędziłam do nich. Już delikatnie się otwierały, chyba
nie chciał hałasować. Zatrzasnęłam je.
- Kochanie… Wpuścisz mnie do domu?? – Zapytał pełen
nadziei.
- Nie, przecież wygrałam.
- Ale to mój dom.
- Ale wygrałam, dzisiaj śpisz na trawce albo na
wycieraczce.
- To daj mi chociaż lusterko.
- Wolisz lusterko ode mnie??
- Aniyo(nie). Otworzysz??
Otworzyłam, bo co innego niby miałam zrobić?? Przecież i
tak niedługo musiałam wrócić do siebie.
- Nie jestem marchewką.
- Na pewno?? – Zapytałam rozbawiona.
Nie odpowiedział i się obraził. Przeprosiłam go, ale
nadal się do mnie nie odzywał. W końcu nie wytrzymałam i też się obraziłam. Teraz
to on zmiękł i mnie przepraszał. Oboje puściliśmy w niepamięć tamtą sytuację i znów wszystko
było w porządku. Umówiliśmy się, o której po mnie przyjdzie. Upierałam się, że
przecież sama tu trafię i nie musi po mnie przychodzić, ale nie chciał ustąpić,
więc ja odpuściłam. Podobało mi się, że był taki troskliwy i opiekuńczy. Tak
samo jak na początku naszego związku, a nawet jak na naszym pierwszym
spotkaniu. Teraz też chciał mnie odprowadzić. Przytuliłam się do jego ramienia.
Szliśmy w ciszy, ale nie w takiej niezręcznej. Milcząc rozkoszowaliśmy się
swoim towarzystwem, do szczęścia nie potrzebne były nam słowa. Wystarczyły
gesty, dotyk. Mimowolnie zaczęłam wspominać nasze wspólne chwile. Jakbym bała się, że coś mi je odbierze, że
ktoś mi go odbierze. Mocniej ścisnęłam jego ramię, żeby upewnić się, że na
pewno nie jest iluzją, że jest prawdziwy tak jak ja. Był tu, był tu ze mną, był
tu dla mnie. Spojrzałam na niego, a on na mnie, uśmiechnął się czule. Nie
patrzyłam pod nogi, a przez to się potknęłam, ale nie pozwolił mi upaść. Był
niczym mój anioł stróż. I właśnie w tym momencie jedno ze wspomnień opanowało
mój umysł.
Spieszyłam się do domu. Byłam już spóźniona,
ale chyba nie to było najgorsze. Gdzieś niedaleko piorun trafił w słup wysokiego
napięcia, a przez to w mojej okolicy nie było prądu. To znaczyło, że latarnie
uliczne nie działały. Pech chciał, że właśnie wracałam z kina. Od przystanku autobusowego
moje mieszkania dzieliło mnie jakieś
pięćset metrów, ale wizja przejścia takiej odległości w całkowitym mroku nie
napawała mnie optymizmem. Na dodatek telefon mi się rozładował, a z nieba spadały
krople deszczu. Nad tym wszystkim i tak panowała gęsta mgła. Każdy nawet najcichszy dźwięk przyprawiał mnie
o palpitacje serca. Patrząc w dół ledwo widziałam swoje buty. Szłam bardzo ostrożnie,
a mimo to potknęłam się o krawężnik. Nie wiedziałam, że przez cały czas szłam
ulicą. Boleśnie obiłam sobie kolana i łokcie. Gdy próbowałam się podnieść
rozrywający ból w prawej nodze uniemożliwił mi to. Drżącą dłonią dotknęłam tego
miejsca. Materiał dżinsów był wytrzymały, ale nie uchronił mnie przed krwawiącą
raną. Może gdyby nie ten strach i ciemność to do domu doskoczyłabym na jednej
nodze. Czekałam aż ten ból choć trochę ustąpi. Wydawało mi się, że minęła
wieczność zanim dostrzegłam ostre światło latarki. Byłam przekonana, że to moi
rodzice, ale prawda okazała się inna. Chłopak niepewnie się do mnie zbliżył.
- Co ci się stało?? Co tu robisz??
- Przewróciłam się i nie mogę wstać. Kim
jesteś?? – Zapytałam niespokojnie.
- Mam na imię Byunghun. Mogę ci jakoś pomóc.
- Możesz iść po moich rodziców.
Nie widziałam tego, ale rozejrzał się na
boki.
- Nie powinnaś zostawać tu sama. To
niebezpieczne. Nie wiadomo czy jakiś typek nagle nie wyjdzie zza rogu i wiesz.
- To nie wiem jak możesz mi pomóc.
- Może… - zawahał się, sam wątpiąc w
słuszność swoich słów. – Może podasz mi swój adres, a ja cię zaniosę??
To było podejrzane.
- A skąd mam wiedzieć, że jesteś uczciwy??
Skierował promień światła na swoją twarz.
- Wyglądam na kogoś kto mógłby ci zrobić
krzywdę??
Przyjrzałam mu się dokładnie. Był lekko
roztrzęsiony i skołowany. Zwróciłam też uwagę na to, że był w podobnym wieku do
mnie. Tak czy siak, czy zgodzę się czy nie, jeśli chciałby mi coś zrobić to
zrobiłby to i tak.
- Dobra, podam ci ten adres.
Wiem, że to było nieodpowiedzialne, ale czy
miałam jakiś wybór?? No właśnie, nie miałam. Jakbym tu została to też mogłoby
się wydarzyć wiele rzeczy, o których nawet nie chciałam myśleć. Chłopak dał mi
latarkę, a następnie ostrożnie wziął na ręce.
Z podróży w przeszłość wyrwał mnie głos tego samego
chłopaka. Nadal miałam bliznę na kolanie. Oprócz tego, że przy naszym pierwszym
spotkaniu był blondynem to nic się nie zmieniło.
- Wszystko w porządku??
- Ne(tak), ne…
- Na pewno??
- Zastanawiałam się co mogłoby się stać gdybyś mnie wtedy
nie znalazł na tej ulicy. – Powiedziałam nadal tak jakby trochę nieobecna.
- Nieważne co mogło się stać, ważne, że się nie stało.
Nie zaprzątaj sobie tym głowy.
- Pamiętasz miny moich rodziców.
- Bezcenne.
Zaśmialiśmy się, ale to było rozbawienie zmieszane z
niepokojem. Niepotrzebnie poruszyłam ten temat, ale teraz za późno było na
odwrót.
- Posłuchaj ____. Obiecaj mi, że nie będziesz już o tym
myślała. Już o tym kiedyś rozmawialiśmy. Obiecasz??
- Chciałabym, ale nie mogę ci obiecać. Postaram się, ale
nie obiecuję, arasso(zgoda, dobrze)??
- Arasso. – Odpowiedział trochę niepewnie.
Odstawił mnie pod same drzwi. Już miał odejść gdy nagle
się odwrócił i mnie przytulił. W taki sposób jakby chciał ochronić mnie przed całym
złem tego świata, jakbyśmy mieli się więcej nie spotkać, a to byłoby nasze
pożegnanie. Odgoniłam od siebie tą fałszywą myśl. Czasem po prostu
niespodziewanie ogarniała mnie niepewność. Później rzucił tylko krótkie „Do
jutra”, a ja odpowiedziałam tym samym, a następnie zamknęłam drzwi. Rano nie
mogłam doczekać się jego przyjścia. Liczyłam, że wczorajsze zmartwienia już
odeszły. Na początku wszystko na to wskazywało, ale tylko na początku. Miałam
nadzieję, że jeszcze wszystko się ułoży. W mieszkaniu przywitałam się z resztą
chłopaków, żeby za chwilę móc zniknąć w pokoju L.Joe.
- Idź się przebierz, żeby nie pobrudzić tych ciuchów.
Podał mi jakąś swoją bluzkę. Już chciałam zapytać o
spodnie, ale przypomniało mi się, że przecież miałam założone szorty, a za
długa koszulka je zakryje. Poszłam do łazienki.
Swoją bluzkę tam zostawiłam i wróciłam przebrana do pokoju. Podał mi
wałek malarski, bo malowanie ścian pędzlem zajęłoby całe wieki. Mało
rozmawialiśmy, ale chciałam jakoś przełamać to milczenie.
- Oppa… - Zaczęłam i spojrzałam mu w oczy.
- Tak??
- A co by się stało gdyby te ubrania, które masz na sobie
przypadkiem się pobrudziły??
- Nic takiego, a czemu pytasz??
- Odwróć się.
Posłusznie wykonał polecenie. Z podłogi wzięłam średniej
wielkości pędzel i namalowałam mu serce na plecach, a w środku napisałam
pierwsze litery naszych imion. Tandetne, wiem, ale miałam nadzieję, że chociaż
się uśmiechnie.
- Skończyłam. – Powiedziałam zadowolona. – Ale jeszcze
wysycha, więc nie ruszaj się zbytnio.
Odwrócił się twarzą do mnie.
- Co ty kombinujesz?? – Zapytał jakoś dziwnie, nieswojo.
- Zobaczysz.
Po jakichś dwudziestu minutach powiedziałam mu, że chyba
może już zobaczyć. Ściągnął koszulkę. Nie ukrywam, że w pokoju zrobiło się
jakoś goręcej niż wcześniej. Cały czas trzymał ją w dłoniach i badał wzrokiem.
Serce z każdą sekundą biło mi szybciej, bałam się jego reakcji. Dlaczego przez
tak długi czas nic nie powiedział?? W końcu podniósł wzrok i nasze spojrzenia
się spotkały. Odetchnęłam z ulgą gdy w jego oczach znów zobaczyłam tą
bezgraniczną radość. Na szczęście mój Byunghun wrócił. Nie obchodziło mnie nic
oprócz tego, najważniejsze, że wrócił. Nawet nie zorientowałam się kiedy po
moim policzku spłynęła samotna łza. L.Joe podszedł do mnie bliżej, najwyraźniej
zaniepokojony tą jedną słoną kroplą. Otarł ją wierzchem dłoni.
- Dlaczego płaczesz?? – Zapytał z niewiadomych dla mnie
powodów szepcząc.
- Ze szczęścia.
- A co się takiego stało??
- Jesteś tu ze mną, jesteś tu dla mnie. To chyba
wystarczający powód bym mogła płakać ze szczęścia.
Zarumienił się prawie niewidocznie.
- Mimo to nie lubię jak płaczesz. Wolę widzieć cię jak
się uśmiechasz.
Był niebezpiecznie blisko, teraz to ja spłonęłam rumieńcem.
- Co jest?? – Zapytał lekko skołowany.
- Nie zapominaj, że jesteś półnagi. – Powiedziałam to
tłumiąc chichot.
- Tą bluzkę to ja sobie chyba na ścianie powieszę.
- Właśnie, mieliśmy malować ściany.
- Mogą poczekać, przecież nie uciekną. – Dostrzegłam dziwny
błysk w jego oczach.
Pocałował mnie chyba bardziej namiętnie niż zwykle.
Usłyszałam trzask zamykającego się okna. Samo się nie zamknęło, mógł to zrobić
tylko przeciąg, a żeby powstał przeciąg ktoś musiałby otworzyć drzwi.
Gwałtownie odsunęłam się od chłopaka. Zmieszałam się trochę widząc Minsoo z
dwojgiem ludzi na oko w wieku moich rodziców. Byunghun ich nie widział, bo stał
do nich tyłem. Znów chciał złączyć nasze usta, ale przekazałam, że nie jesteśmy
sami. Spojrzał na ludzi, którzy nam przerwali, a oczy niemal nie wyszły mu z
orbit.
- Chłopcy mówili, że malujesz pokój i pomaga ci twoja
dziewczyna. To ona, tak?? – Zapytała starsza kobieta.
Dopiero w tym momencie to do mnie dotarło. No tak,
musiałam wywrzeć świetne wrażenie na rodzicach mojego chłopaka. Oboje byliśmy
teraz czerwieni na twarzach.
- Bo… My mieliśmy akurat przerwę i tu jest tak ciepło,
więc zdjąłem koszulkę… Mogliście powiedzieć, że mam się was spodziewać. Na pewno
lepiej bym się przygotował.
- Gorzej chyba się nie dało. – Wymamrotałam pod nosem.
- Oj, uwierz mi, że się dało.
Rzuciłam mu oburzone spojrzenie i delikatnie uderzyłam w
ramię.
- To może ja zrobię Państwu coś do picia, a oni zaraz dołączą??
– Zapytał C.A.P.
Nowi przybysze pokiwali twierdząco głowami i ruszyli za
chłopakiem.
- Trochę głupio wyszło, nie?? – Zapytałam, choć znałam
odpowiedź.
- Nie przesadzaj. Pierwsze koty za płoty, a ślubu,
przecież jeszcze nie bierzemy.
- Co racja to racja. Pójdę się przebrać.
- Poczekam na ciebie.
W łazience jeszcze raz przeanalizowałam jego wypowiedź "Pierwsze
koty za płoty, a ślubu, przecież JESZCZE nie bierzemy.” Co niby ma znaczyć to „jeszcze”??
Aż strach się bać. Nie wspomniałam o tym słówku L.Joe. Może sam nie wiedział co
powiedział?? Na pewno. Choć jakby się nad tym zastanowić to przecież nie był
głupi…
Ten scenariusz chyba posiada rekordową liczbę dialogów, bo nie przypominam sobie, żebym gdzieś indziej ich tyle umieściła. Powiem szczerze, że pomysłu to ja zbytnio nie miałam, a opisów nie ma, bo ostatnio nie mam głowy do takich rzeczy :/ Zauważyłam, że każdy scenariusz z L.Joe mi nie wychodzi. Love Lala, twój mąż jest moim przekleństwem. Mogą pojawić się błędy, bo pisałam po nieprzespanej nocy [w dodatku nieprzespanej z własnej woli XD no w połowie], a że jestem leniwa [to już chyba wiecie] to błędów mi się nie chciało sprawdzać. Po prostu chciałam to skończyć zanim pojadę do przyjaciółki i wyszło jak wyszło. Miałam wielką ochotę dodać jakiś dramatyczny moment [jak zawsze], ale wiem jak lubisz szczęśliwe zakończenia, więc nic tam nie namieszałam. Kiedyś prosiłaś, żeby w jakimś scenariuszu była bitwa wodna [o dziwo nie zapomniałam], więc jest tu, bardzo skrócona, ale jest. Szczerze mówiąc to ten scenariusz nie ma za bardzo sensu. Jeszcze taki krótki wyszedł -.- Choć napisałam go dzisiaj, więc długość chyba mi wybaczycie. Nie ma to jak narzekanie.... Już wam głowy nie zawracam i czekam na komentarze..
PS: Ostatnio czytałam taką książkę pt. "Chemia Śmierci" i wszystkie pomysły na słodkie scenariusze wyparowały, więc następny będzie chyba smutny, ale jeszcze nie jestem pewna.
Tak z innej beczki. Nowy teledysk Infinite jest boski, piosenka oczywiście też <3
OMO *.* świetny scenariusz......taki słodki ^^ a to jest to co tygryski lubią najbardziej ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na następny
HWAITING!!!!!!!!
May
WKURZA MNIE TO ŻE JUŻ 3 RAZ SKASOWAŁ MI SIĘ KOMENTARZ, ZANIM WYSŁAŁAM.
OdpowiedzUsuńOd początku. Jak czytałam scen. to od razu przyszedł mi tytuł do głowy "dzieciuchy". Dlaczego? jest tu sporo zachowania dziecinnego. Obrażanie, "wojna" na lanie się wodą itd. Czuję się dziwna i stara, bo ostatnio strasznie takie zachowanie mnie irytuje u osób które ukończyły 16 lat.
Główna bohaterka (w moim przypadku Gaeul) strasznie mnie irytuje. Nie wiem dlaczego, ale wkurza mnie.
Momentami było... może nie nudno, ale schemat powtarzający się w większości opowiadań, książek, mang, że aż usypia.
Trochę negatywów się uzbierało, ale są i pozytywy. Podoba mi się moment gdy malują ściany i ona to serduszko maluje na koszulce. Przesłodkie ♥
I właśnie od tego momentu do końca mi się bardzo podoba. Moje słoneczko kochane na końcu się jeszcze pojawia *-* ♥
Tytuł tej książki, przypomniał mi o niedawno co czytanej przeze mnie książki Chemii Łez. Chcę smutne, chcę smutne ;;;
Wowowoow. Cudny *^* I jest bitwa wodnaaaaa <3 Gomawo ♥
OdpowiedzUsuńByły momenty w których się uśmiałam takie jak „marchewka"; „Ale to mój dom" czy „Oj, uwierz mi, że się dało". Takie „proste" ale pasowały i mnie śmieszył. Były jednak i takie których nie zrozumiałam np „Szczerze mówiąc to nie obchodziło nas to czy ludzie będą na nas patrzeć."; „Na szczęście mój Byunghun wrócił."; „Obiecaj mi, że nie będziesz już o tym myślała. Już o tym kiedyś rozmawialiśmy." Myślałam że będzie do nich nawiązanie na końcu lub coś się za tym „kryje" a oni mają jakąś tajemnicę czy coś... Fragmenty gdzie ona mówiła jaki to wspaniały jest jej chłopak były trochę podobne do innych Twoich opowiadań. Ogólnie cały pomysł mi się podoba. Opisanie kilku dni z życia chłopaka i dziewczyny bez żadnych dramatycznych (czy podobnych do tego) akcji może być ciekawe i właśnie Ty to przyjemnie ubrałaś w słowa^^
OdpowiedzUsuńTaakie słoooodkie >.< Nie mogę się doczekać następnego ^-^
OdpowiedzUsuń