JunQ kucnął przy mnie, ale nic nie mówił. Nawet na niego
nie spojrzałam, nie miałam siły. Zbyt wiele wydarzyło się tego dnia. Los zbyt
wiele mi zabrał, zabrał więcej niż dał. Moja głowa już od godziny spoczywała w
dłoniach. Łzy ciągle płynęły, cała się trzęsłam, zrobiło mi się zimno, bo
szpitalna podłoga, na której siedziałam była chłodna, a może to moje serce
stało się chłodne. Nigdy wcześniej nie czułam się tak źle, nawet wtedy gdy mnie
zostawił. Nie, wtedy po prostu zerwał ze mną kontakt, a teraz mnie zostawił,
odszedł.
Już go nigdy nie zobaczę, nie w tym życiu. To tak strasznie bolało.
Gdybym tylko wiedziała… Nie zmarnowalibyśmy ostatnich chwil.
- ____ chodź, nie możesz tu zostać. – Głos chłopaka był
roztrzęsiony, ale także przepełniony troską.
- Nie chce. Zostaw mnie w spokoju. – Powiedziałam
stanowczo.
Wydawało mi się, że mogłabym siedzieć tu do końca, do
mojego końca.
- Dla mnie to też jest trudne. Gunwoo jest… był moim
najlepszym przyjacielem. Wiem co czujesz.
- Właśnie BYŁ, wiesz co to znaczy?? Już z nim nie
porozmawiam…
Podniosłam głowę i na niego spojrzałam. Obraz był trochę
zamazany, ale w kącikach jego oczu dostrzegłam połyskujące krople, które po
chwili spłynęły po bladych policzkach, żeby swoją drogę skończyć spadając z
brody.
- On nie chciałby, żebyś płakała. Chodź, dla niego. –
Ledwo mówił.
Miał racje, obiecałam że będę silna, że wytrzymam. Gdy
wstałam świat nagle zawirował. Junkyu przytrzymał mnie żebym się nie
przewróciła. Czułam jakby moja cała chęć życia zniknęła, chyba tak było. Nie
chciałam jechać taksówką, bo bałam się, że kierowca będzie wypytywał o to co
się stało, a wtedy znów coś by we mnie pękło. Ta droga strasznie mi się
dłużyła, między nami panowała cisza. Odprowadził mnie pod same drzwi. Gdy tylko
przekroczyłam próg domu od razu pobiegłam do swojego pokoju i trzasnęłam
drzwiami. Byłam bezsilna. Chciałam się na czymś wyżyć, wyrzucić z siebie te
wszystkie negatywne emocje, smutek, żal, ból, złość. Usiadłam na dywanie, a
pusty wzrok wbiłam w nasze wspólne zdjęcie. Więcej ich nie będzie. Nie
wytrzymałam.Wstałam, chwyciłam w dłonie ramkę i w przypływie rozpaczy z całej
siły rzuciłam nią o ścianę. Szkło rozbiło się z hukiem. Ten odgłos dźwięczał w
mojej głowie przez jeszcze kilka minut. Ruszyłam się dopiero gdy zniknął.
Schyliłam się, dłonią odgarnęłam ostre kawałki przezroczystego materiału, żeby
wziąć tylko fotografie. To nie pomogło. Wszystko zostało takie samo. Nadal
byłam sama, nie przywrócę go do życia. Schowałam zdjęcie pod poduszkę. Miejsce
na jasnym prześcieradle gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się moja ręka
teraz były czerwone plamy. Przeniosłam wzrok na swoje dłonie. Czerwony płyn
swoje koryto miał w kilku ranach na palcach prawej ręki.. Widocznie za mocno
ścisnęłam szkło. Nawet nie wiedziałam kiedy to się stało, nawet nie poczułam.
Ten ból był niczym w porównaniu do tego, który rozrywał mnie od środka.
Poszłam po jakiś bandaż i obwiązałam dłoń. Na całe szczęście rodzice pojechali
do babci. Sprzątnęłam pozostałości ramki i położyłam się. Tak bardzo chciałam
zasnąć i się nie obudzić, tak bardzo chciałam z nim być. Dręczona tymi myślami
zapadłam w upragniony sen. Koszmary nie dawały mi spokoju. Tak naprawdę to nie
były koszmary, to były wspomnienia, ale świadomość, że już nigdy się nie
powtórzą była prawdziwą udręką. Kładłam się z płaczem, obudziłam się także z
płaczem. Nie dawał mi on ulgi, ale nie mogłam zatrzymać łez. Szczypały mnie
oczy, miałam dość, a to dopiero pierwszy dzień.
Do południa leżałam w łóżku i pewnie bym
z niego nie wyszła gdyby nie dzwonek do drzwi. Nie miałam wątpliwości do
tego kto zakłócał mój „spokój”. Bez pośpiechu ruszyłam w kierunku drzwi
wejściowych i otworzyłam je.
- Cześć…
- Cześć, po co przyszedłeś??
- Chciałem zobaczyć jak się trzymasz.
- A jak niby mam się trzymać?? Tylko nie mów, że wszystko
się ułoży, bo oboje wiemy, że to nieprawda.
- Może mógłbym ci jakoś pomóc??
- Jak??
- Nie wiem… Po prostu mi też nie jest łatwo i pomyślałem,
że może moglibyśmy wspierać się nawzajem. Tak chyba będzie dla nas lepiej.
Miał racje. Po tragicznym wydarzeniu gdy człowiek siedzi
sam w czterech ścianach przychodzą mu do głowy czasem różne, głupie pomysły.
Wpuściłam go do domu. Siedzieliśmy w salonie. Przez przypadek zauważył bandaż
na mojej prawej dłoni.
- Co ty sobie zrobiłaś?? – Zapytał z wyrzutem.
- To przez przypadek, naprawdę.
- Ale nie kłamiesz??
- Aniyo(nie).
Do wieczora zamieniliśmy zaledwie parę zdań, przez
większość czasu milczeliśmy. Szczerze to nie mogłam się doczekać kiedy sobie
pójdzie. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Do jedzenia też mnie nie
ciągnęło. Wypiłam szklankę wody i znów poszłam spać. Tylko w snach mogłam go
spotkać. Dni, a nawet tygodnie przelatywały mi przez palce, nie robiłam nic
oprócz chodzenia do szkoły. Nic już nie miało sensu… Junkyu często do mnie dzwonił, ale ja odrzucałam
połączenia. Za bardzo mi go przypominał, choć nie byli podobni. Rodzicom powiedziałam
co się stało, zrozumieli że muszę wszystko poukładać. Pewnego wieczoru uznałam,
że jednak wypadałoby kiedyś wyjść na spacer. Z nieba leciały małe krople.
Deszcz w jakimś stopniu ukoił moje zszargane nerwy. Moje ubrania stawały się
coraz bardziej mokro, a mi było coraz bardziej zimno. Spojrzałam na połyskujący
w tej szarości pierścionek. Uśmiechnęłam się blado. Szłam przed siebie, choć
nie było to łatwe. Z każdym kolejnym krokiem słabłam na duchu. Najlepiej byłoby
się stąd wyprowadzić, bo chyba z Gunwoo byłam w każdym miejscu w tej okolicy.
Wszystko wracało. Minęłam jakiś most. Zawróciłam. Położyłam łokcie na barierce
i wpatrywałam się w ciemność. W jednej chwili ogarnęła mnie chęć, żeby skoczyć.
Ta wizja była na swój sposób atrakcyjna. Nie musiałabym się męczyć. Rozpadało
się mocniej. Deszcz dudnił o metalową barierkę, odbijał się echem w mojej
głowie. Nogę włożyłam między szczebelki. Było strasznie ślisko, ale ja naprawdę
byłam zdesperowana. Miałam dość, nie widziałam już dla siebie szansy. Udało mi
się przejść na drugą stronę, teraz chłód metalu czułam na plecach. Na tym
skrawku ziemi nie mieściły się nawet całe moje stopy.Wystarczy się puścić. To niewiele. Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki
oddech. Nagle do usłyszałam, że ktoś mnie woła. Na pewno mi się wydaje.Ten głos był wyraźny i stawał się coraz
głośniejszy. Przez ulewę nie rozpoznałam go od razu. Rozluźniłam uścisk na
jednym ze szczebelków.
- Co ty robisz!? Chodź tu, zawróć. Jebal(błagam)!!
Chłopak był jeszcze daleko. Nie zwracałam uwagi na jego
słowa. Myślałam, że to będzie łatwiejsze.
Nie potrafiłam skoczyć, nie potrafiłam nawet spaść. Jego dłoń z wielką siłą zacisnęła się na moim
nadgarstku.
- Odbiło ci?? Dzisiaj sobie nie popływasz.
Spojrzałam na niego zdenerwowana. Szarpnęłam ręką, a
przez to straciłam równowagę. Pięty ześlizgnęły się z podłoża. Byłam od niego
słabsza, więc ta próba uwolnienia się tak naprawdę nic nie dała.
- ____ daj mi drugą rękę!!
Nie wykonałam jego polecenia. Chciałam, żeby puścił. Zamiast
spadać w dół byłam ciągnięta ku górze. Coś jeszcze mówił, ale ja byłam jakby
nieobecna. Nie rozumiałam co działo się wokół mnie. Po kilku minutach stałam
tam gdzie na samym początku. Można powiedzieć, że stałam. JunQ przyciskał mnie do siebie, gdyby nie to
zapewne bym się przewróciła.
- Co ty chciałaś zrobić?? Nie pomyślałaś jakby czuli się
twoi rodzice?? Jakbym ja się czuł?? Zachowałaś się jak egoistka. Nie rób tego
ani niczego podobnego nigdy więcej, proszę. Straciłem już przyjaciela, ciebie
muszę chronić, obiecałem mu to.
Nie patrzyłam na jego twarz, ale słyszałam, że płakał.
Zrobiło mi się głupio i przykro. Znów miał rację, a ja naprawdę zachowałam się
egoistycznie, zraniłabym wszystkich i czuliby się tak jak ja teraz, a nikomu
tego nie życzyłam.
- Przepraszam… - Wyjąkałam po chwili.
Puścił mnie. Drżącą dłonią wytarłam słone krople z jego
policzków.
- Nie przepraszaj. Rozumiem, że wydaje ci się, że
wszystko się dla ciebie skończyło, ale to nieprawda. Jeszcze kiedyś to zrozumiesz.
- Późno się zrobiło, lepiej wrócę do domu. – Zmieniłam
temat.
- Obiecaj.
Spojrzałam głęboko w jego oczy, tak jakbym chciała
dotrzeć do jego duszy.
- Obiecuje.
Powinnam się już odwrócić i odejść tak jak miałam w
planach, ale nadal uparcie wpatrywaliśmy się w siebie. Zdążył się już
pozbierać. Chyba po raz pierwszy spojrzałam na niego nie jak na brata, ale jak
na mężczyznę.
- Jutro muszę wstać do szkoły, cześć. – Rzuciłam oschle
na pożegnanie.
- Jutro jest sobota.
Zastanowiłam się przez chwile. Ciekawe kiedy straciłam
rachubę czasu.
- Tak czy siak już się z tobą żegnam.
- Na pewno idziesz do domu??
- Tak…
Spojrzał podejrzliwie, ale nic nie powiedział. Ruszyłam w
drogę powrotną. Deszcz powoli zaczynał słabnąć, ale zastąpił go zimny wiatr. Pewnie nieźle się rozchoruje. Prawie się
nie pomyliłam. Faktycznie rano nie czułam się najlepiej, ale gorączki nie
miałam. Bolało mnie gardło i męczył katar. Znów dom był pusty, rodzice poszli
do pracy. Wczorajszej nocy wiele sobie uświadomiłam. Może jeszcze mogę być
szczęśliwa?? Jakby nie patrzeć to Gunwoo tego chciał. Mimo to spotykając się z
kimś czułabym, że go zdradzam. Moje myśli były naprawdę strasznie poplątane. Z
jednej strony za nim tęskniłam, ale z drugiej nie chciałam cały czas rozpaczać
po jego stracie, bo świetnie zdawałam sobie sprawę z tego, że już nie wróci.
Bezsens. Poszłam coś zjeść. Właśnie miałam ugryźć przed chwilą sporządzoną
kanapkę gdy dźwięk pukania do drzwi rozbiegł się po mieszkaniu. Wstałam lekko
sfrustrowana od stołu. Szczerze mówiąc to byłam prawie pewna kto mnie
odwiedził, to było oczywiste.
- Wejdziesz??
Nie odmówił. Był zdziwiony moją nagłą przemianą, ale co tu
dużo mówić, ja także.
- Co ty taka szczęśliwa jesteś??
- To źle??
- Nie, wspaniale. Tak tylko pytam. Ciesze się, że już lepiej się czujesz.
- Lepiej to za dużo powiedziane, ale chciałabym, żeby
moje życie chociaż w jakimś stopniu wróciło do normy.
Uśmiechnął się blado.
- Nie obrazisz się jak dokończę, a tak dokładniej zacznę
śniadanie??
- Nie. W sumie to też zgłodniałem.
- Wiesz gdzie jest lodówka, obsłuż się.
- Ale ja myślałem, że może…
- Że niby ja mam ci zrobić coś do jedzenia?? Nie żartuj.
Duży jesteś, dwie rączki masz, dasz sobie radę.
Westchnął zawiedziony, ale po kilku minutach siedział
naprzeciwko mnie pochłaniając z niewyobrażalną prędkością dopiero co
przygotowaną kanapkę. Skończył jeść szybciej niż ja. Nawet nie wiem kiedy
samotna łza spłynęła po moim policzku. Spojrzał zatroskany. Przy tym samym
stole siedziałem z NIM. Wytarłam ją pospiesznie. Nie chciałam znów płakać, z
każdą łzą traciłam kawałek siebie, traciłam miłe wspomnienia związane z Gunwoo,
a one były mi potrzebne. Nie byłam gotowa, żeby zapomnieć i wątpiłam, że kiedyś
będę gotowa.
- Nie martw się tak. Wiesz, że możesz na mnie polegać,
prawda??
- Tak, zawsze mogłam.
Dosłownie zawsze. Znaliśmy się od podstawówki i z każdym
problemem zawsze przychodziłam do niego. Jeszcze nigdy mnie nie zwiódł. Jeśli
coś szło nie po mojej myśli to albo mnie wspierał słowami, które gdyby płynęły
z innych ust zabrzmiałyby banalnie, ale wypowiedziane przez niego podnosiły mnie
na duchu albo starał się mnie rozśmieszyć i odciągnąć uwagę od problemów. Teraz
nie było inaczej. Właśnie pokazywał mi chyba najgłupsze miny jakie w życiu
widziałam. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. To bardzo miłe, że tak się
starał. Gotów był zrobić z siebie kretyna tylko po to, żeby wywołać uśmiech na
mojej twarzy i w wielu przypadkach to mu się udawało. Gdy zaczęłam spotykać się
z jego najlepszym przyjacielem - którego
sam mi przedstawił - nasze kontakty stopniowo się rozluźniały, bo nie miałam już
tak dużej ilości wolnego czasu, ale on nikt nie robił mi z tego powodu wyrzutów.
Cieszył się moim szczęściem. Może czuł coś więcej niż ja, a może po prostu byliśmy
ze sobą tak bardzo zżyci. Byliśmy, ale już nie jesteśmy. Każdą możliwą chwilę
spędzałam z Gunwoo, a o nim prawie zapomniałam. Powinnam dbać o naszą przyjaźń,
ale wtedy nie zdawałam sobie z tego sprawy. Czy to źle, że w mojej głowie był
tylko mój chłopak?? Nie, ale złe jest to, że pozwoliłam JunQ się od nas
oddalić. Zabrałam mu przyjaciela. Został sam. Nie raz do mnie dzwonił, bo
potrzebował rozmowy, a ja zbywałam go, bo wolałam miło spędzić dzień. On nigdy
tak nie zrobił, zawsze był gdy go potrzebowałam. Prawda jest okrutna. Od dwóch
lat przychodziłam do niego jedynie wtedy gdy miałam problem. Teraz nadarzyła się
okazja, żeby odbudować starą znajomość, ale co musiało się stać, żebym
zrozumiała, że miłość i przyjaźń są tak samo ważne. Musiałam stracić ukochaną
osobę. Nie zasłużył na samotność, z którą go zostawiłam. Uśmiech natychmiastowo
zniknął, a następnie spojrzałam na niego smętnie. Był skołowany, jeszcze przed
chwilą się śmiałam.
- Przepraszam, tak strasznie mi teraz przykro…
-____ za co przepraszasz??
- Za wszystko. Za to, że nie potrafiłam znaleźć dla
ciebie nawet kilku minut dziennie. Za to, że nie obchodziły mnie twoje
zmartwienia. Gdybym wtedy się nad tym zastanowiła…
- Niczego by to nie zmieniło. Nie chciałem niszczyć
waszego szczęścia. – Powiedział to poważnym tonem, którego zazwyczaj nie
używał.
- Ja naprawdę nie zdawałam sobie sprawy z tego jak cię
raniłam…
- Nadal ranisz.
Jego wzrok był wbity w podłogę. Czyli jednak on liczył na coś więcej…
- Przepraszam, nie wiedziałam. Nie zauważyłam…
- Nigdy nie zauważałaś, ale wtedy całkowicie przestałaś
widzieć. Stałem się dla ciebie, dla was niewidzialny, nieistotny.
Sama myśl o tym jak potwornie musiał się czuć bolała. To
był mój błąd. Dla niego ten błąd był straszny w skutkach.Opuściliśmy go, a to,
że zrobiliśmy to nieświadomie niczego nie zmieniało, to była moja wina.
- Dlaczego nic nie powiedziałeś??
- Byliście idealną parą, a ja nie chciałem wchodzić
między was, wtrącać się w wasze życie. Wolałem nie przeszkadzać, a jeśli,
któreś z was mnie akurat potrzebowało pojawiałem się z dobrą radą. Tak było
lepiej dla was, a mi zawsze najbardziej zależało na twoim szczęściu. Nawet
jeśli miało się to dla mnie skończyć w ten właśnie sposób.
- Jak to możliwe, że nigdy nic nie zauważyłam?? Nawet
przez myśl mi nie przeszło, że ty mogłeś się we mnie z…
- Zakochać?? Spokojnie, to nie trwa od początku naszej
znajomości. Przepraszam, nie powinienem. Nie chciałem zniszczyć naszej
przyjaźni.
- Nie zniszczyłbyś jej. Nie wiem co powiedzieć.
- To nieważne, zapomnij.
Ja już lepiej pójdę.
Nie zatrzymywałam go. Było już za późno. Oczywiście to
nie tak, że nie kochałam Gunwoo. Wydaje mi się, że on wiedział. Na naszym
pożegnaniu co chwilę spoglądał na JunQ. Za późno na przeprosiny, niczego już
nimi nie naprawię, zbyt dużo się wydarzyło. Kilka kolejnych dni było istną
udręką. Nie mogłam myśleć o niczym innym, dręczyły mnie wyrzuty sumienia.
Wiedziałam, że on już nie zadzwoni, na pewno nie pierwszy. Musiałam się
przełamać i do niego pójść. Szczęściu czasem trzeba pomóc, prawda?? Stojąc
przed drzwiami jego mieszkania chciałam zawrócić, ale nie mogłam odpuścić, nie
teraz. Nieśmiało uderzyłam w nie trzy razy. Nie czekałam nawet dwóch minut, ale
czas dłużył się w nieskończoność. Otworzył drzwi, ale się nie odezwał. Unikał
mojego wzroku.
- Powinniśmy o tym
porozmawiać.
- Niby po co??
Przyzwyczaiłem się już do tego, że nie jestem w twoim typie.
- Ale ja nic takiego
nie powiedziałam.
Moje oburzenie zaskoczyło
nawet mnie.
- Nie dam rady bez
ciebie.
- Szkoda, że dopiero
teraz zdajesz sobie z tego sprawę. Jaki dziś masz problem?? Zła ocena czy może
jakaś kłótnia ze znajomymi?? – Zapytał ironicznie.
- Kłótnia z najlepszym
przyjacielem. Ta sytuacja mnie dołuje, ale jeśli on nie będzie chciał ze mną
rozmawiać to zrozumiem. Ma do tego prawo. Zrozumiem jeśli zerwie ze mną
wszelkie kontakty, ale proszę o jedno, o szczerą rozmową. Jest może w domu??
Wpuścił mnie do
mieszkania. Staliśmy w przedpokoju. Jego głos był zimny jak nigdy. Pierwsza
część tej wymiany zdań nie była przyjemna, powiedział wszystko co leżało mu na
sercu. Przez tak długi okres czasu trochę się tego nazbierało.
- Wiem, że to
głupie, ale może moglibyśmy spróbować jeszcze raz. Od początku.
- Chcesz??
- Chyba tak.
Gdyby mi nie zależało to pewnie bym tu nie przyszła.
Obdarzył mnie
uśmiechem, nawet nie wiedziałam jak mi tego brakowało.
- Skoro już
pytasz czy będę twoim chłopakiem to nie wypada odmówić.
- Czyli??
- Czyli…
Chwycił moje
dłonie i przyciągnął do siebie. Pochylił się i mnie pocałował.
- Ale nie
będziesz zły jeśli zostawię zdjęcia, pamiątki i… pierścionek?? – Zapytałam z
niepokojem.
- Nie. Wiem, że
nigdy nie będę tak ważny jak on, ale wiem też, że mimo to moje uczucia się nie
zmienią. Nie musisz się tym martwić, ja naprawdę wszystko rozumiem.
Tego dnia rozpoczął
się dla mnie nowy rozdział życia. Czasem opłaca się ryzykować…
Mało JunQ w tym scenariuszy, ale tak jakoś wyszło.Tucia nie wiem czy taki scenariusz ci odpowiada. Pewnie się zorientowaliście, że już nie można zamawiać scenariuszy. Trochę się ich nazbierało, a mianowicie 48 [nie licząc tego] i jeszcze wypadałoby dodawać rozdziały na drugiego bloga. Wena mnie nie chcę, więc nie potrafię określić kiedy mniej więcej coś napiszę. Czekam na wasze szczere opinie, a przy tym scenariuszy akurat można mi wiele wypomnieć.
Cudowne.
OdpowiedzUsuńKoniec komentarza. Tak bardzo kreatywnie XD
Jest dla mnie idealne. Tak mi szkoda jest JunQ, naprawdę cierpiał. Kocham jak piszesz scenariusze, kocham wszystkie, ale naprawdę na dzien dzisiejszy ten z JunQ i z Layem (ten gdzie mi go porwali :c) sa na pierwszym miejscu. Kocham smutne, dramatyczne, ale dobrze sie kończące historie (choć te bez hpendu tez kocham)
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo. Nie moge sie doczekać az napiszesz kolejne, a masz tego no... sporo xd <3
ej nie żeby coś ale się popłakałam ,,, to było piękne
OdpowiedzUsuńPiękne. :)
OdpowiedzUsuń