10.05.2014

Gunwoo - Myślałem, że jak zerwiemy, to będzie ci łatwiej



Scenariusz dla Choi Tucii. Miłego czytania^^

Właśnie siedziałam w kawiarni sama ze swoim przyjacielem , bo mój chłopak się nie zjawił. Mieliśmy spędzić to popołudnie we trójkę. Znaczy ja miałam zobaczyć się tylko z Gunwoo, ale razem z JunQ  zaplanowaliśmy dla niego niespodziankę. Dzwoniłam kilka razy, ale nie odbierał.
- Nie martw się, pewnie zapomniał.
- Zawsze pamiętał o naszych spotkaniach.
- Każdemu może się zdarzyć.
- Ale zawsze był taki odpowiedzialny i punktualny.
- Spokojnie ____. Pewnie był zmęczony, uciął sobie drzemkę i nadal śpi.
- Może masz rację.
- Na pewno szybko się znajdzie i będzie cię przepraszał.
Z minuty na minute mój niepokój narastał . Może mu się coś stało?? Nie, nie Gunwoo, na pewno nie. Po kilkunastu minutach pożegnałam się z blondynem i ruszyłam do mieszkania zaginionego. W pobliżu kawiarni znajdował się postój taksówek. Wsiadłam do jednej z nich i wskazałam kierowcy ulicę na którą ma mnie zawieść. Po 15 minutach byłam na miejscu. Zapłaciłam kierowcy i wyszłam z samochodu. Szybko, prawie biegnąc zbliżałam się do domu chłopaka. Wstukałam kod, żeby móc wejść na klatkę schodową, a stopnie pokonałam w mgnieniu oka parę razy się przy tym potykając, ale to nieistotny szczegół. Wpadłam zdyszana na czwarte piętro, zapukałam do drzwi i oparłam się ręką o ścianę. Otworzył mi dopiero po 10 minutach. Chciał coś powiedzieć, ale gdy tylko otworzył usta od razu ziewnął. Patrzyłam na niego zdenerwowana, choć poczułam wielką ulgę gdy okazało się, że JunQ miał rację. Bez słowa spojrzał na zegarek

- Bardzo cię przepraszam. Trochę mi się przysnęło. Może wejdziesz??
- Martwiłam się... - powiedziałam jeszcze trochę dysząc.
- Niepotrzebnie.
Otworzył szerzej drzwi, a ja skorzystałam z propozycji.
- Napijesz się czegoś??
- Nie, dziękuje.
- Ale pozwolisz, że zrobię sobie kawę??
- Oczywiście - odpowiedziałam zdziwiona jego pytaniem.
Usiadłam na kanapie w salonie i czekałam aż przyjdzie.
- Jeszcze raz bardzo cię przepraszam.
- Nic się nie stało.
Już nie byłam na niego zła. Cieszyłam się, że możemy spędzić ze sobą trochę czasu. Złożyłam mu życzenia urodzinowe.
- Tak na marginesie to co u ciebie??
- Dobrze tylko czasami źle się czu...
Urwał i przyłożył sobie rękę do głowy, a jego twarz wykrzywił grymas bólu.
- Gunwoo wszystko w porządku??
Odetchnął głęboko i upił spory łyk gorzkiego napoju.
- Byłeś z tym u lekarza??
- Ani(nie). To nic wielkiego.
- Ale mógłbyś pójść...
- Kochanie spokojnie. Dobrze się czuje.
 - Na pewno?? - zapytałam podejrzliwie.
- Na pewno - odpowiedział i pocałował mnie w czoło.
Rozmawialiśmy i śmialiśmy się do wieczora, a żaden podobny incydent już się nie powtórzył. Mieszkał sam, ale ja niestety z rodzicami, choć byłam już pełnoletnia. Przynajmniej mogłam późno wracać do mieszkania, teoretycznie. Praktycznie to musiałam być tam już przed północą.
- Muszę już iść.
- Ale dlaczego?? - zapytał lekko zawiedziony.
- Rodzice.
Pocałowałam go w policzek i wyszłam. Właśnie skręcałam, gdy ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłam się jak oparzona.
- Dogoniłem cię.
- Przestraszyłeś mnie.
- Mianhe (przepraszam) - odpowiedział smutny.
Zawsze tak robił. Nie potrafiłam się na niego gniewać.
- Odprowadzę cię, arasso(zgoda, dobrze)??
- Arasso.
Spletliśmy swoje dłonie i tak spacerowaliśmy. Szedł jakoś dziwnie, inaczej.
- Czemu tak się chwiejesz??
- Normalnie idę, wydaje ci się.
- Może jednak powinieneś iść do le...
- ____ gdyby ludzie chodzili do lekarzy z każdym głupstwem to po pierwsze zabrakłoby specjalistów, a po drugie byłyby straszne kolejki itp.
- Wiem, ale...
- Obiecuję, że jeśli źle się poczuje to pójdę, zgoda??
Pokiwałam twierdząco głową, ale wcale nie byłam zadowolona z tego układu. Przez resztę drogi milczeliśmy. Odezwał się dopiero gdy staliśmy przed moim domem.
- Kiedy się zobaczymy??
- Nie wiem – odpowiedziałam niemal obojętnie.
- Nie gniewaj się. Naprawdę wszyskto jest w porządku.
- Uznajmy, że ci wierzę.
Nie czekałam na odpowiedź, weszłam do mieszkania zamykając za sobą drzwi. Zdenerwował mnie ten jego przesadny spokój, ale zawsze taka byłam, zawsze martwiłam się na zapas. Usiadłam na podłodze, a plecami oparłam się o ścianę. Po chwili ktoś nieśmiało zapukał do drzwi. Podniosłam się ociężale i je otworzyłam.
- Czego chcesz??
- Nie lubię jak się kłócimy, a na dodatek bez powodu.
- Czy to źle, że się o ciebie martwię??
- Ani(nie)... Źle, że martwisz się niepotrzebnie. To zgoda?? – znów spojrzał na mnie tymi smutnymi oczami tym razem jeszcze z iskierką nadziei.
- Niech będzie.
- Komawo – odpowiedział uśmiechnięty, a następnie mnie przytulił.
- Do jutra.
- Masz jutro czas?? – zapytałam zdziwiona.
- Dla ciebie zawsze mam.
Pożegnałam go wesołym uśmiechem. Już nie mogłam doczekać się  następnego dnia. Rzadko miał dla mnie czas, bo pracował. Musiał się za coś utrzymać. Byłam sama w domu, ale z niewiadomych dla mnie powodów byłam strasznie zmęczona, więc położyłam się spać. Rano krzątałam się po domu bez życia, zresztą jak zwykle. Zjadłam śniadanie , wykonałam jeszcze parę porannych czynności i wyszłam do szkoły. Lekcje mijały powolnie, a z każdą kolejną coraz bardziej myślałam o chłopaku, który zawładnął moim sercem, a teraz także umysłem. Na ostatniej lekcji –chemii – już kompletnie „odleciałam”, ale nauczycielka była tak zafascynowana tematem, że nic nie zauważyła. Odliczałam minuty do dzwonka. 3...2...1 no dzwoń... Nauczycielka spojrzała na zegarek.
- Możecie się pakować.
Siedziałam w ostatniej ławce, więc gdy to powiedziała byłam już gotowa do wyjścia. Poderwałam się z miejsca i opuściłam sale jako pierwsza.
- W końcu wolność... Do jutrzejszego poranka, ale wolność.
Na dworze było dość ciepło. Nagle czyjeś dłonie zakryły mi oczy.
- Zgadnij kto to - powiedział mężczyzna próbując zmienić głos.
- Gunwoo, przecież wiem, że to ty - mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Brawo, - zabrał ręce i odwrócił mnie w swoją stron - a co chcesz w nagrodę??
Stanęłam na palcach, oparłam się dłońmi o jego klatkę piersiową, uniosłam głowę do góry, a na koniec złożyłam na jego ustach pocałunek.
- Tyle mi wystarczy.
- Ale mi nie.
Ponownie złączył nasze wargi ze sobą.
- Nie zostawisz mnie, prawda??
- Póki śmierć nas nie rozłączy.
Cicho się zaśmiałam.
- Takie rzeczy to na ślubie.
- Wydawało mi się, że mogę powiedzieć ci szybciej.
- Bo możesz i bardzo się z tego cieszę.
- Wiesz... Jesteśmy że sobą już dwa lata, a znamy się od czterech.
- Pamiętam, za kilka miesięcy dwa lata.
- Co racja to racja. Daj mi torbę.
- Będziesz śmiesznie wyglądać.
- Możliwe, ale bardziej zależy mi na tym żebyś nie musiała dźwigać niż na tym co pomyślą inni.
Wręczyłam mu posłusznie torbę. Od razu zaczęłam się śmiać.
- Pasuje do ciebie.
- Komawo. Nie lubisz gdy jestem troskliwy?? - lekko się zmartwił.
- Nie lubię, - urwałam na moment - kocham.
- Przestraszyłaś mnie.
- Wiem - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej jeśli to w ogóle możliwe.
Odwzajemnił ten gest. Nadal nie mogłam napatrzeć się na niego z tą torbą na ramieniu. Kolejny raz wybuchnęłam śmiechem. Spojrzał na mnie lekko zdezorientowany.
- Też cię kocham - powiedział po chwili, ale mój śmiech nie ucichł.
- Nie bierz tego do siebie, ale ja jednak lepiej z tym wyglądam - odpowiedziałam gdy udało mi się opanować.
- Jaka szkoda... Naprawdę mi przykro - nadął policzki i udawał obrażonego.
- Przepraszam.
- Znieważyłaś moją męskość.
- Twoje co??
Teraz żadne z nas nie potrafiło powstrzymać się od śmiechu. Przez całą drogę nasze nastroje były wyśmienite. Znów tak dziwnie szedł, pewnie przez obciążenie tylko jednego ramienia.
- To teraz to odkładamy i porywam cię na spacer.
- Nie wiem czy mogę.
- Możesz.
- Zapytam.
- Czekam.
Otworzyłam drzwi, weszłam do mieszkania zostawiając chłopaka na zewnątrz. Przekonanie rodziców trochę mi zajęło, ale ostatecznie się zgodzili. Zostawiłam torbę i do niego wróciłam.
- Za dwie godziny muszę być w domu.
- Już??
- Muszę zrobić lekcje.
- To nie traćmy czasu.
Pociągnął mnie za rękę.
- Gdzie idziemy??
- Jeszcze nie wiem. Czy to ważne?? Dla mnie liczy się, że będziemy razem.
- Nie słodź tak tylko mów co chcesz.
- Nic nie chce - odpowiedział oburzony - Mówię prawdę i tylko prawdę.
- Oj dobrze, dobrze.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
- Nie tak publicznie.`
- Wae(dlaczego)??
- Tak po prostu - uśmiechnęłam się niewinnie.
- Co ja bym bez ciebie robił...
- Nie mam pojęcia, ale pewnie byś się nudził.
- Ta twoja bezcenna skromność.
- Sam też nie jesteś lepszy- szturchnęłam go łokciem.
- Pewnie masz racje. Mam do ciebie jedno pytanie.
- Słucham??
- Chciałbym wiedzieć, dlaczego - przygryzł wargę, wziął głęboki oddech - wybrałaś mnie... Mogłabyś mieć każdego.
- Może bym mogła, ale nie każdy mógłby mieć mnie.
- Ale tak dokładniej dlaczego właśnie ja...
Jego pytania wydawały mi się trochę nie na miejscu, ale przecież nie mam niczego do ukrycia.
- Jesteś inny. Miły, troskliwy, zabawny, nie obrażasz się no i najważniejsze, po prostu się w tobie zakochałam.
- Ale nie kłamiesz??
- Nie. Wątpisz?? - zapytałam trochę niespokojnie.
- Chcę mieć pewność.
- Czy ty chcesz mi coś powiedzieć??
Moje myśli krążyły jedynie wokół rozstania. Nic nie odpowiedział. Momentalnie poczułam, że moje oczy robią się coraz bardziej mokre. Co to wszystko ma znaczyć?? Mijały minuty, a on nadal milczał ze wzrokiem wbitym w ziemie. Jeszcze przed chwilą było dobrze.
- Zrobiłam coś nie tak??
Jego postawa cały czas była taka sama. Nie wytrzymałam tego, odwróciłam się i odeszłam.Nie zatrzymał mnie, nic nie zrobił. Nogi miałam jak z waty. Co się popsuło?? Czy to moja wina?? Od jak dawna się ze mną męczysz?? Od jak dawna mnie nie kochasz?? Dlaczego mówisz mi to dopiero teraz?? Dlaczego nic nie zauważyłam?? Dlaczego mnie oszukiwałeś?? Nie potrafiłam wypowiedzieć tych słów na głos. Wybrałam najłatwiejszą drogę, uciekłam. Powinien mi to wyjaśnić, przecież chciałam znać powód jego zachowania, a sama się poddałam. Z zamyślenia wyrwał mnie telefon. Dostałam od niego SMS'a. Nie był długi i tak naprawdę niczego nie tłumaczył "Proszę zapomnij o mnie, o nas. Tak będzie dla ciebie lepiej. To koniec" Dla kogo lepiej?? Chyba dla ciebie... Miałam mu odpisać, ale jednak z tego zrezygnowałam. Po co pytał o to wszystko?? Dawał mi nadzieje przez te wszystkie lata... Gdy dotarłam do domu po moich policzkach już od dawna spływały słone krople. Zamknęłam się załamana w pokoju. Czułam jakby ktoś wyrwał mi serce i rzucił nim o chodnik. ____ dałaś się oszukać, a rodzice cię ostrzegali. Wiedziałam, że szybko o nim nie zapomnę, zbyt mi zależało. Nadal mi zależy. Schowałam twarz w poduszkę próbując zdusić w sobie płacz. Sięgnęłam po telefon. Z trudem usunęłam jego zdjęcia, nasze zdjęcia, nasze wspomnienia, nasze chwile, nasz wspólnie spędzony czas, mój sens. Numer także skasowałam, ale co mi to da skoro znam go na pamięć. Może to był jakiś zakład?? Nie, zakład nie trwałby dwa lata. W końcu uciekłam od tych zmartwień, zasnęłam. Obudził mnie rano głos mamy.
- ____ wstawaj, bo spóźnisz się do szkoły.
- Nigdzie nie idę - przewróciłam się na drugi bok - Nie zrobiłam zadań, w dodatku jest piątek. Napiszesz mi usprawiedliwienie - pod koniec załamał mi się głos.
- Coś się stało??
- Nie, po prostu źle się czuje. Mogę zostać??
- Dobrze, ale tylko ten jeden raz. Idę do pracy, tata też zaraz wychodzi.
Nie obchodzi mnie to... Zamknęłam oczy, nie chciałam łez, nie przez niego. Kiedyś było tak wspaniale, a może tylko tak sobie ubzdurałam. Spodziewałabym się tego po każdym, ale nie po nim. czy wybaczyłabym mu gdyby teraz przyszedł, wyjaśnił mi to i przeprosił?? Tak, wybaczyłabym, bo wiele dla mnie znaczy. Tęskniłam. Myślałam, że traktuje nasz związek poważnie. Właśnie... myślałam, byłam pewna na sto procent, a jednak się pomyliłam. Mimo tego bólu nie chciałabym zapomnieć, nie chciałabym zapomnieć najlepszych chwil w swoim życiu. Te dwa lata minęły tak szybko. Zawsze był przy mnie, a ja przy nim. Na początku każdy dzień był dla mnie męczarnią, nie potrafiłam go wyrzucić. Po paru tygodniach się pozbierałam, ale tylko na zewnątrz. Znów potrafiłam się śmiać, uśmiechać, żartować, normalnie rozmawiać mimo cierpienia, które rozrywało mnie od wewnątrz. Pewnego dnia odważyłam się zadzwonić do JunQ, nie kontaktowałam się z nim, bo jego widok od razu przypominał mi o Gunwoo, przecież był naszym wspólnym przyjacielem.
- Słucham?? - zapytał zmęczony głos po drugiej stronie.
- Cześć, wszys...
- ____??
- Tak.
- Dlaczego się nie odzywałaś?? - zapytał wręcz z wyrzutem.
- Miałam swoje powody, ale pewnie wiesz.
- To dlatego, że jest chory??
- Chory?? Kto jest chory?? - zapytałam zdezorientowana.
- Jak to kto?? To ty nie wiesz??
- O czym nie wiem??
- O Gunwoo... Dlaczego się rozstaliście??
- Bo... Bo kazał mi zapomnieć.
- Tak bez powodu??
- Tak.
- Wcale nie.
- Jak to nie??
- Przyjedź do mnie, to nie jest rozmowa na telefon.
- Za ile mam być??
- Jak najszybciej.
Rozłączył się. Ubrałam buty, rzuciłam krótkie "Wychodzę" i pospiesznie opuściłam dom. Chłopak mieszkał niedaleko, więc pokonanie dzielącego nas dystansu nie zajęło mi wiele czasu. Zapukałam do drzwi.
- Jesteś, wychodzimy.
- Dopiero przyszłam i chce wyjaśnień.
- Właśnie dlatego jedziemy.
- Gdzie??
- Do szpitala??
- Ale po co??
- Po wyjaśnienia.
Złapał taksówkę. Jechaliśmy tam dobre dwadzieścia minut. Zapłacił. Pielęgniarka zaprowadziła nas do sali, w której leżał. Leżał tam ON, wychudzony, nie miałam pewności czy nie śpi. Po chwili otworzył oczy. Widać było, że nie spodziewał się mojej wizyty tak samo jak ja nie spodziewałam się, że spotkamy się właśnie tutaj. Podeszłam chwiejnym krokiem do jego łóżka. Patrzył na mnie nieprzytomnymi, pustymi oczami, ale mimo to delikatnie się uśmiechał. Przykucnęłam obok.
- Co tu robisz??
- Przepraszam.
- Wytłumacz, dlaczego mnie zostawiłeś.
- Dla twojego dobra. Nie chciałem żebyś musiała oglądać mnie w takim stanie. Zostało mi mało czasu.
- Na co jesteś chory??
Z moich oczu płynęły słone łzy, przez nie obraz był zamazany. Kręciło mi się w głowie, ręce się trzęsły, głos się łamał, myśli zabijały. Mnie tylko myśli, ale go...
 - Mam guza tylnego dołu czaszki, czyli guza mózgu.
- Od dawna wiedziałeś??
- Kazałaś mi iść do lekarza gdy gorzej się poczuje. Poszedłem, bo chciałem cię upewnić, że wszystko jest w porządku, ale okazało się, że jednak nie jest. Myślałem, że jak zerwiemy to będzie ci łatwiej.
- Nie będzie, nie jest. Straciliśmy dużo czasu, który mogliśmy spędzić razem.
Podniósł rękę i zimną dłonią wytarł łzy z moich policzków.
- Nie płacz, nie warto.
- Powiedz mi, że to tylko głupi żart, proszę.
- Nie chce już kłamać.
- Przez te tygodnie myślałam, że tylko się mną bawiłeś...
- Mam nadzieję, że ułożysz sobie życie beze mnie.
Nie potrafiłam nic powiedzieć. tak bardzo chciałam, żeby to był tylko koszmar. Wolałabym dowiedzieć się, że mnie zdradzał i nie kochał niż to, że już go więcej nie zobaczę.
- Kocham cię ____ i zawsze będę przy tobie. Może nie ciałem, ale duszą i sercem zawsze. Będę czekał na ciebie tam na górze. Zawsze byłaś najważniejsza. Chciałem nawet ci coś dać - spojrzał na przyjaciela, a ten podszedł bliżej i wręczył mi małą szkatułkę.
Otworzyłam ją powoli, prawie wypadła mi z rąk. W środku spoczywał pierścionek.
-  Podoba ci się??
Pokiwałam twierdząco głową.
- To dobrze. Jest twój tak jak ja. Miej go przy sobie, może przyniesie ci szczęście. Znajdź sobie chłopaka, załóż z nim rodzinę, bądź szczęśliwa, a gdy do mnie przyjdziesz będziemy razem już na zawsze. Tylko proszę cię, nie spiesz się. ____ żyj jakby nic się nigdy nie stało, jakbym istniał jedynie w twojej głowie. Proszę cię o jeszcze jedno, obiecaj mi, że nie zrobisz niczego głupiego tylko po to by do mnie dołączyć. Nie chcę tego, chcę patrzeć jak bierzesz z każdego dnia tyle ile się da, a gdy przyjdzie odpowiedni moment to po prostu wrócimy do siebie. Wydaje się to trudne, ale wiem, że dasz radę. Nie każę ci zapomnieć, bo sam też tego nie zrobię, każę ci żyć, ale tak naprawdę.
- Nie wiem czy sobie poradzę...
Złapał mnie za rękę.
- Ale ja wiem, że tak. Jesteś silna, zawsze byłaś i zawsze będziesz. Dopilnuje tego - uśmiechnął się tak szeroko na ile pozwoliły mu siły - Chodź tu bliżej.
Zrobiłam to, a wtedy pocałował mnie w czoło. Przerażało mnie, że to już się nie powtórzy, być może to ostatni raz.
- Kocham cię.
- Też cię kocham ____. Powodzenia i do zobac...
Nie dokończył, a maszyna stojąca obok łóżka zaczęła piszczeć. Linia na jej ekranie była prosta. Wołałam lekarzy, ale powiedzieli, że jest już za późno. Wyprowadzili mnie stamtąd. Osunęłam się po ścianie na podłogę. Spojrzałam jeszcze raz na pierścionek, założyłam go na palec, a następnie schowałam twarz w dłoniach. Póki śmierć nas nie rozłączy, a nawet dłużej...

Nie wiem czy nie pojawiły się jakieś błędy. Jak na mnie to długo nic nie dodawałam, przepraszam. Mam nadzieję, że scenariusz w jakiś sposób wam to wynagrodził. Na początku miał wyglądać inaczej, ale wyszło jak wyszło. Chyba nie jest najgorzej, ale wy mi to powiecie... Mam nadzieję, że szczerze skomentujecie. To do kolejnego scenariusza.

6 komentarzy:

  1. Czytałaś moją reakcję na koniec ;_; Mimo, że lubię jak jest smutno, to zawsze liczę na happy end. Gunwoo weź zmartwychwstań. JEBAAALLL. Przepraszam, że nazwałam cię dupkiem bez uczuć. Wybaczysz mi prawda? Tylko prosze cię zmartwychwstań nooooooo. Nie zostawiaj jej samej, ona cię potrzebuje. TTTTTTTT_____TTTTTTTTT

    OdpowiedzUsuń
  2. Za bardzo przeżywam Twoje opowiadania>.< BARDZO lubię Gunwoo ale nie tylko dlatego mi się to spodobało. Fajnie na prawdę bardzo fajnie chociaż... nie wiem czy to odpowiednie słowo przy takim zakończeniu. Ono natomiast było inne od tych które dotychczas czytałam i dobrze^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przeżywaj jeszcze bardziej XD Może jednak dla własnego bezpieczeństwa nie, moja wyobraźnia jest czasami nieobliczalna.

      Usuń
  3. Ryczę jak opentana, tak bardzo ze mnie oczy szczypią. Przypomina mi to fragmenty z dramy i filmu Koizora, boże... Gunwoo to Hiro a ja to Mika, brakuje tylko ciąży i poronienia ;;;;
    misiu, jak będziesz otwierać kolejkę, chcialabym kontynuacje tego, ale juz z JunQ xd <3 juz se wyobrazilam *-*
    Dziekuje za scenariusz. Kocham smutne scenariusze, ale nastepnym razem chyba będę chciala weselszy xdd bo inaczej zaplacze sie na śmierć xdd <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zapamiętam, że jak otworzę kolejkę (zostały tylko dwa scenariusze do napisania) to chcesz kontynuację. No patrz, a myślałam, że może ci się nie spodobać...

      Usuń