Wszystko mnie bolało… Ciekawe ile byłam nieprzytomna. Ręce
miałam zawiązane za oparciem krzesła, nogi związane ze sobą, a usta zaklejone
taśmą. Znajdowałam się w dużym i pustym pomieszczeniu.
Po drugiej stronie „pokoju” ujrzałam swojego chłopaka. Miał rozbity łuk brwiowy i rozdartą w kilku miejscach koszule, a z nosa kapała mu krew. Miał zamknięte oczy, pewnie jeszcze się nie obudził. Próbowałam się ruszyć, ale wtedy sznury coraz boleśniej ocierały się o moje nadgarstki i kostki. W końcu zaprzestałam tej i tak nic nie dającej czynności. Próbowałam sobie przypomnieć, co się wydarzyło. Musiałam nieźle się wysilić żeby znaleźć coś w pamięci.
Po drugiej stronie „pokoju” ujrzałam swojego chłopaka. Miał rozbity łuk brwiowy i rozdartą w kilku miejscach koszule, a z nosa kapała mu krew. Miał zamknięte oczy, pewnie jeszcze się nie obudził. Próbowałam się ruszyć, ale wtedy sznury coraz boleśniej ocierały się o moje nadgarstki i kostki. W końcu zaprzestałam tej i tak nic nie dającej czynności. Próbowałam sobie przypomnieć, co się wydarzyło. Musiałam nieźle się wysilić żeby znaleźć coś w pamięci.
Szłam z Krisem
wieczorem,chcieliśmy szybciej dotrzeć do domu, więc wybraliśmy drogę prowadzącą
przez las i to był nasz błąd.Poczułam tylko silne uderzenie w głowę, nie wiem,
co działo się dalej.
Kompletna pustka… Nagle do pomieszczenia weszło kilku
mężczyzn. Od razu ponownie zamknęłam oczy, nic chciałam, żeby się zorientowali.
Głośno rozmawiali, ale nie dowiedziałam się niczego nadzwyczajnego.
Bałam się ponownie spojrzeć, ale zrobiłam to.
- No patrzcie chłopcy, ktoś tu się obudził -powiedział wyraźnie najstarszy z nich i zabrał ten kawałek taśmy klejącej, przez który nie mogłam mówić.
- Jak się spało?? Twój kolega chyba zdrzemnął się na dłużej.
Zebrałam w sobie odwagę, która była gdzieś głęboko ukryta i zapytałam.
- O co tu chodzi?? Dlaczego tu jesteśmy??
- Od Ciebie nic nie chcieliśmy, ale teraz to się zmieniło. Twoi starzy tak jak jego są bogaci, a my lubimy kasę tylko nie lubimy się przemęczać. Jeśli będziecie grzeczni to nic Wam nie będzie - ponownie najstarszy, dałabym mu około 36 może 37 lat, ale to tak na moje oko.
- Ale moi rodzice są na wakacjach - odpowiedziałam niepewnie.
- Myślisz, że nie wrócą, gdy dotrze do Nich wiadomość, że ich jedyne dziecko zostało uwięzione??
- Skąd wiesz, że nie mam rodzeństwa??
- Nie Twój zakichany interes.
Już nic nie mówiłam. Pozostało mi jedynie czekanie. Po parędziesięciu minutach, a może po kilkunastu, nie wiem, bo każda sekunda w tym miejscu nieubłaganie się ciągnęła obudził się Kris. Rozejrzał się nerwowo, gdy nasze spojrzenia się spotkały uspokoił się na chwilę by potem wybuchnąć.
- Kim Wy jesteście i czego od Nas chcecie?!
- Ej dzieciaku trochę grzeczniej. Dowiesz się w swoim czasie.
Widać, że chciał coś powiedzieć, ale mężczyzna zakleił mu usta taśmą.
- Tak będzie lepiej dla Was, jeszcze byś zdenerwował moich kolegów, a wtedy nie byłoby już tak miło.
Miło?? Teraz też tak nie jest. Wydawało mi się, że tu nie chodzi tylko o okup, za tym musi kryć się coś więcej. Trzeba tylko dowiedzieć się co. Łatwe to na pewno nie będzie, ale spróbować można tylko trochę później. Miałam nadzieję, że ten koszmar szybko się skończy. Niby nic takiego złego nam się nie robili oprócz przetrzymywania, ale nigdy nie wiadomo, co takim szaleńcom strzeli do głów. Nie rozumiałam, czemu posadzono mnie tak daleko Yifana, przy nim czułabym się bezpieczniej. O dziwo nawet nie chciało mi się płakać, raczej byłam zdenerwowana niż smutna. Cały czas wmawiałam sobie, że to tylko sen, że zaraz na pewno się obudzę, ale tak się nie stało. To wszystko było prawdziwe, to wszystko właśnie się działo.
- No patrzcie chłopcy, ktoś tu się obudził -powiedział wyraźnie najstarszy z nich i zabrał ten kawałek taśmy klejącej, przez który nie mogłam mówić.
- Jak się spało?? Twój kolega chyba zdrzemnął się na dłużej.
Zebrałam w sobie odwagę, która była gdzieś głęboko ukryta i zapytałam.
- O co tu chodzi?? Dlaczego tu jesteśmy??
- Od Ciebie nic nie chcieliśmy, ale teraz to się zmieniło. Twoi starzy tak jak jego są bogaci, a my lubimy kasę tylko nie lubimy się przemęczać. Jeśli będziecie grzeczni to nic Wam nie będzie - ponownie najstarszy, dałabym mu około 36 może 37 lat, ale to tak na moje oko.
- Ale moi rodzice są na wakacjach - odpowiedziałam niepewnie.
- Myślisz, że nie wrócą, gdy dotrze do Nich wiadomość, że ich jedyne dziecko zostało uwięzione??
- Skąd wiesz, że nie mam rodzeństwa??
- Nie Twój zakichany interes.
Już nic nie mówiłam. Pozostało mi jedynie czekanie. Po parędziesięciu minutach, a może po kilkunastu, nie wiem, bo każda sekunda w tym miejscu nieubłaganie się ciągnęła obudził się Kris. Rozejrzał się nerwowo, gdy nasze spojrzenia się spotkały uspokoił się na chwilę by potem wybuchnąć.
- Kim Wy jesteście i czego od Nas chcecie?!
- Ej dzieciaku trochę grzeczniej. Dowiesz się w swoim czasie.
Widać, że chciał coś powiedzieć, ale mężczyzna zakleił mu usta taśmą.
- Tak będzie lepiej dla Was, jeszcze byś zdenerwował moich kolegów, a wtedy nie byłoby już tak miło.
Miło?? Teraz też tak nie jest. Wydawało mi się, że tu nie chodzi tylko o okup, za tym musi kryć się coś więcej. Trzeba tylko dowiedzieć się co. Łatwe to na pewno nie będzie, ale spróbować można tylko trochę później. Miałam nadzieję, że ten koszmar szybko się skończy. Niby nic takiego złego nam się nie robili oprócz przetrzymywania, ale nigdy nie wiadomo, co takim szaleńcom strzeli do głów. Nie rozumiałam, czemu posadzono mnie tak daleko Yifana, przy nim czułabym się bezpieczniej. O dziwo nawet nie chciało mi się płakać, raczej byłam zdenerwowana niż smutna. Cały czas wmawiałam sobie, że to tylko sen, że zaraz na pewno się obudzę, ale tak się nie stało. To wszystko było prawdziwe, to wszystko właśnie się działo.
- My pójdziemy poinformować o cenie i miejscu dostarczenia
forsy, a Wy siedźcie grzecznie.
Banda przestępców wyszła z pomieszczenia. Kris zaczął się
szarpać, ale niczego to nie dało. Sama tego wcześniej próbowałam, to tylko
sprawiało więcej bólu. Unikałam jego spojrzeń, nie wiem dlaczego. Po prostu nie
potrafiłam patrzeć mu w oczy. Po… Nie
mam pojęcia po jakim czasie porywacze wrócili. Spojrzeli na mnie dziwnie.
- Twój Tatuś nie chce płacić.
Zamurowało mnie, przecież jestem jego córką.
- Dlaczego??
- Może go nie obchodzisz??
Zabolała mnie sama myśl o tym. Dlaczego nie chce mnie
wykupić?? Ma pieniądze, więc ok co chodzi…
- Ale spokojnie chłoptasiu, z Tobą nie ma żadnych problemów.
Przyznam, że teraz się bałam. Spojrzałam przestraszona na
Krisa. Jego wzrok był wbity w ziemię.
- Co się teraz ze mną stanie?? – zapytałam ledwo słyszalnie.
- Pożyjemy zobaczymy, choć Ty możesz nie dożyć.
Spuściłam głowę, nie miałam pojęcia co powiedzieć. Łzy
cisnęły mi się do oczu, ale z całych sił je powstrzymywałam. Bardzo chciałam
cofnąć czas i nigdy nie wyjść na ten spacer.
Dlaczego on nie chce mnie stąd wypuścić?? Nie rozumiem… Jaką wartość mają pieniądze w porównaniu do
ludzkiego życia, czy naprawdę ma gdzieś to co się ze mną stanie?? Może nie jest
czegoś pewien… Nagle gdzieś z oddali usłyszałam jakieś wesołe nawoływania. Teraz albo nigdy. Zaczęłam wołać o pomoc. Nie
trwało to długo, bo któryś z mężczyzn stanął za mną i zakrył mi usta dłonią, a
do gardła podsunął nóż. Zamarłam, przez chwilę nawet przestałam oddychać. Zrobiło mi się słabo. Porywacz zabrał ostrze,
teraz już stał naprzeciwko mnie, był chyba tylko kilka lat starszy. Następnie
się nachylił, uniósł dłoń i uderzył mnie w twarz.
- To za niepotrzebne wrzaski.
Zakleił mi buzię taśmą i odszedł. Znów spojrzałam na Yifana
w jego oczach dostrzegłam taką wściekłość, że gdyby tylko mógł rzuciłby się z pięściami na
tamtego. Policzek niemiłosiernie piekł, nie mam pewności czy nie leciała krew.
Mężczyźni znów wyszli z pomieszczenia. Spuściłam głowę i zamknęłam coraz
bardziej ciążące mi powieki. Przynajmniej w śnie zaznam odrobiny
spokoju. Tak jak się spodziewałam zasnęłam już po kilku minutach.
Obudził mnie jakiś hałas. Rozejrzałam się nerwowo. Jeden z przestępców
podnosił się z podłogi głośno przy tym przeklinając, chyba się o coś
potknął. To był ten sam, który mnie wtedy uderzył. Wydawało mi się jakby
głowa miała mi zaraz pęknąć. Po chwili przyszła reszta. Zastanawiało
mnie co będzie dalej. Wpatrywali się w nas nic nie mówiąc. Zadzwonił
czyjś telefon.
- I co, macie tą forsę??
Rozłączył się i zwrócił się w stronę mojego chłopaka.
- Wypuścimy Cię.
Zrobił jakiś ruch rękoma przy tym dając znak swoim wspólnikom. Założyli Krisowi na głowę jakiś płócienny worek czy coś podobnego. Jeden go przytrzymał, a drugi w tym czasie zawiązał mu ręce za plecami. Chłopak próbował się uwolnić, ale tamci trzymali go mocno. Wyprowadzili go z pomieszczenia, a po chwili usłyszałam warkot silnika. Zostałam sama z porywaczami. Ta myśl nie napawała mnie zbytnim optymizmem. Coraz gorzej się czułam.Chyba dopiero teraz zdałam sobie sprawę w jakim beznadziejnym byłam położeniu. Ta sytuacja nie była zła, ona była tragiczna. Nikt się nie odzywał, ja nie mogłam. Mijały minuty, a może godziny, a nic się nie działo. Jedyne co zmieniało się w pokoju to to, że raz byłam sama, a raz z nimi. Logiczne, że w końcu zgłodniałam, ale gdy o tym wspomniałam znów dostałam w twarz. Po tym incydencie najstarszy ostro zganił tamtego, a mi przyniósł jedzenie. Ta reakcja mnie zdziwiła. Ten porywacz był jakiś podejrzany. Był jakiś inny niż na początku, po telefonie do moich rodziców coś się zmieniło. Już nic nie wiedziałam. Nagle do pomieszczenia wpadło kilkunastu uzbrojonych mężczyzn. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie wiem kiedy spluwa znalazła się przy mojej skroni.
- Odsuńcie się, bo...
Serce podeszła mi do gardła.
- ----(imię najstarszego przestępcy) chyba nie chcesz mieć Jej na sumieniu - powiedział któryś z nowych przybyszów.
----?? Wydaje mi się, że już kiedyś słyszałam to imię... Wiem, pewnego dnia wróciłam wcześniej do domu i usłyszałam kłótnie moich rodziców, ale czy mogło chodzić o tą samą osobę?? Opuścił pistolet, rzucił go na ziemię, a ręce podniósł. Po chwili byłam już uwolniona. Przed budynkiem czekał na mnie Yifan, od razu wziął mnie w objęcia. Nadal nic z tego nie rozumiałam, ale nieważne. Była tu też moja mama, ale ojca nie było. Nie wytrzymałam i zaczęłam płakać cały czas przytulając się do Krisa. Gdy go wyprowadzali spojrzał na mnie z widoczną skruchą i powiedział ciche przepraszam. To było strasznie dziwnie, jeśli mu tak przykro to mógł mnie wypuścić. Policjanci powiedzieli, że jutro mam przyjechać na komendę i złożyć zeznania. W mieszkaniu od razu coś zjadłam, a następnie żądałam wyjaśnień. Rodzice milczeli. Miałam tego dość, spakowałam trochę ubrań, zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy i wprowadziłam się do mojego chłopaka. Na pożegnanie powiedziałam, że wrócę dopiero, gdy mi to wyjaśnią. Rodzina Yifana przyjęła mnie bez wahania. Może dlatego, że znałam ich od dziecka. Siedzieliśmy teraz w jego pokoju.
- Kris, a może Twoi rodzice coś wiedzą??
- Nie, chyba nie... ____ zapomnij o tym.
- Nie potrafię. To nie jest takie łatwe jak myślisz.
- Wiem, że to nie jest łatwe, ale nie możesz cały czas się tym zadręczać.
- Może masz rację.
- Na pewno mam rację. Przejdziemy się gdzieś??
- Lepiej nie...
- Jak chcesz. To może obejrzymy jakiś film??
- Na to się zgodzę.
Chłopak zaczął czytać tytuły, ale nie potrafiłam się skupić.
- Pojedziesz jutro ze mną na policję??
- Oczywiście.
- Skąd wiedzieli gdzie mnie szukać??
- Wiesz, opowiedziałem im jak ten budynek wyglądał od środka i około ile minut mnie odwozili.
- Dziękuję...
- Nie mogłem postąpić inaczej. To co oglądamy??
- Nie wiem, sam coś wybierz.
Włączył telewizor, włożył płytę, wziął pilota, usiadł na kanapie i objął mnie ramieniem.
- Nawet ciekawy.
- No, ale widziałem lepsze.
- Ja też, ale zły nie jest.
- Z Tobą nic nie jest złe.
Pocałował mnie w policzek, położyłam głowę na jego ramieniu. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudził mnie jego głos.
-____ chodź na kolację...
- Już?? Ile spałam?? - zapytałam przecierając oczy dłonią.
- Trzy godziny.
- Już idę.
Korciło mnie żeby podpytać Państwa Wu o tą sprawę, ale powstrzymałam się. Później znów byliśmy w jego pokoju. Tego dnia jakoś nic specjalnego się już nie działo. Z samego rana stawiliśmy się na komendzie. Przesłuchiwali mnie kilka godzin, ale to czego się tam dowiedziałam zwaliło mnie z nóg. Cały świat wywrócił się do góry nogami.
- Idziemy do mojego domu.
- Po co?? - zapytał zdziwiony moim zachowaniem.
- Później Ci wyjaśnię.
Przez całą drogę coś mówił, ale nie zwracałam na niego uwagi. Muszę szybko to wyjaśnić. Ciekawe czy mieli zamiar kiedyś wyjawić mi prawdę, szczerze w to wątpię. Wpadłam do mieszkania zdenerwowana. Blondyn nadal nie miał pojęcia o co chodzi.
- Zamierzaliście mi to w ogóle powiedzieć?!
-____ o co chodzi?? - zapytała matka.
- Już Wy wiecie o co chodzi. Oszukiwaliście mnie przez osiemnaście lat, dość tego.
Spojrzeli na siebie zakłopotani.
- To nie tak jak myślisz...
- Miejcie chociaż tyle honoru, żeby powiedzieć mi to prosto w oczy.
-____ uspokój się...
- Nie będę się uspokajać, mam prawo być wściekła. Dlaczego dowiaduje się o tym w taki sposób??
- Ani ja ani Tata nie chcieliśmy żeby tak wyszło.
- Przestań, dobrze wiesz, że On nie jest moim ojcem, a Ty nie jesteś moją matką. Proszę tylko o wyjaśnienia, czy to naprawdę tak wiele??
- Chcieliśmy dla Ciebie jak najlepiej...
- Dlatego nie chciałeś zapłacić?! To wszystko jest bez sensu. Rodzice Krisa też wiedzieli??
- Nie do końca...
- Chwila,____ wytłumaczysz mi to??
Spojrzałam na mojego chłopaka, był zmartwiony.
- Policjanci powiedzieli mi, że Oni tak naprawdę są dla mnie obcymi ludźmi, a w dodatku moim ojcem jest... - głos zaczął mi się łamać - ----, a moja mama nie żyje...
Nie odpowiedział, nie dziwię się. Znów spojrzałam na nich.
- Jak mogliście to zrobić... Byliście jego znajomymi, a w najtrudniejszym momencie postąpiliście jak... Nie skomentuje tego.
- Wydawało Nam się, że tak będzie lepiej. Chciałabyś żyć z takim człowiekiem??
- Może gdybyście wtedy nie wystąpili o odebranie mu praw rodzicielskich to nie zacząłby zajmować się tym.
- Posłuchaj, ---- po śmierci Twojej matki załamał się i nie był w stanie dobrze się Tobą zająć.
- To trzeba było zaprowadzić Go do psychologa albo psychiatry. Nie chcę mieć z Wami już nic wspólnego. Jestem pełnoletnia i mogę mieszkać gdzie chcę, więc wyprowadzam się do Yifana.
Nie zapytałam go czy mogę, bo wiedziałam, że się zgodzi. Nawet nie próbowali mnie zatrzymać. Zabrałam jeszcze trochę rzeczy i wyszliśmy.
-____ przykro mi...
- To bez znaczenia.
- Chyba wiesz, że możesz na mnie polegać.
Pokiwałam twierdząco głową.
- To dobrze. Powiedziałbym, że nie ma czym się przejmować, ale nie chcę kłamać.
- Chyba jako jedyny mnie nie okłamujesz...
- Możesz mi powiedzieć wszystko.
- Wiem, ale muszę przemyśleć to czego się dowiedziałam.
- Rozumiem. To nie zmienia niczego między Nami, prawda??
- Z mojego punktu widzenia nie, ale nie wiem jak z Twojego.
- To jest nieważne. Moje uczucia są niezmienne.
Cieszyłam się, że mam takiego wspaniałego chłopaka u swojego boku. Został mi tylko on. Nie każdy na moim miejscu zachowałby się tak jak ja, ale nie mogłam inaczej, to za bardzo mnie zraniło.
- Musimy to powiedzieć moim rodzicom.
- To chyba nie będzie trudne.
- Raczej nie.
Dłonie mi się trzęsły, za dużo informacji na raz. Zastanawiałam się jakby potoczyło się moje życie, gdyby tamci ludzie mnie nie zabrali. Gdyby nie Kris pewnie zrobiłabym teraz coś głupiego. Przez resztę drogi milczeliśmy. Przez kilka dni byłam jakby nieobecna, to naprawdę za dużo jak dla mnie. Państwo Wu już wiedzieli wszystko. Nie potrafiłam myśleć normalnie. Przez chwilę nawet myślałam o odwiedzeniu ojca w areszcie, ale nie wiedziałam czy potrafiłabym z nim rozmawiać. Jeszcze nie teraz, te rany były jeszcze zbyt świeże. Yifan uznał, że nie będzie o nic pytać. To chyba dobrze... Nasze relacje były coraz gorsze. Nie potrafiłam się z nim dogadać, dopiero teraz dostrzegłam jak wiele nas dzieli. Mimo to nie chciałam go stracić, ale nie potrafiłam już nawet spojrzeć mu w oczy. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jeszcze trochę i zniszczę to wszystko co tak długo razem budowaliśmy, ale nie umiałam tego powstrzymać. Wszystko się zawaliło, moje całe życie się zmieniło, nawet mój sposób patrzenia na ludzi. Chyba zbyt się tym przyjęłam, ale jak niby miałam tego uniknąć... Mijały dni, a my oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej. Nie mogłam w to uwierzyć, nie chciałam w to wierzyć. Chciałam znów normalnie żyć. Za każdym razem, gdy go widziałam nie mogłam nic powiedzieć. Jakby ktoś zaciskał na moim gardle sznur. Wystarczy, muszę wziąć się w garść póki mam jeszcze co ratować. Właśnie siedzieliśmy razem w pokoju. Przełknęłam ślinę, wzięłam głęboki oddech.
- Kris przepraszam, że tak Cię traktuje, ale to dla mnie trudne...
- Już myślałem, że nigdy Cię nie usłyszę. Nie przepraszaj, sam nie wiem jakbym zachował się w takiej sytuacji.
Podszedł do mnie i podał mi rękę.
- Chodź że mną.
- Gdzie??
- Na balkon.
Gdy dotknęłam jego dłoni przeszły mnie przyjemne dreszcze. Trafiliśmy na zachód słońca. Widok był prześliczny. Oparłam się o barierkę, chłopak po chwili zrobił to samo. Uśmiechnęłam się pierwszy raz od wizyty na komendzie. Już prawie zapomniałam jak to jest być szczęśliwą.
- Dziękuję...
- Za co??
- Za to, że nadal ze mną jesteś.
- Jesteś dla mnie dużo ważniejsza niż myślisz.
Może miał rację. Staliśmy tak jeszcze kilka minut.
- Chodź, bo się przeziębisz.
- Możemy wziąć bluzy.
- Możemy, się możemy także się przejść.
Wahałam się chwilę, ale w końcu się zgodziłam. Ubraliśmy się cieplej i wyszliśmy z domu.
- Myślałem o poszukaniu mieszkania jedynie dla nas.
- Wiesz, że to poważna propozycja.
- Wiem, ale teraz też mieszkamy razem tylko, że jeszcze z moimi rodzicami. Nie wolałabyś własnych czterech ścian??
- Wolałabym, ale skąd weźmiemy pieniądze?? Przecież oboje się jeszcze uczymy.
- No na razie rodzice Nam pomogą.
- To może lepiej wynająć.
- Masz rację, zresztą jak zwykle.
Przyciągnął mnie do siebie i delikatnie pocałował. Brakowało mi tego.
- Kocham Cię ____.
- Ja Ciebie też.
Tym razem to ja złączyłam nasze usta w pocałunku. Chodziliśmy po mieście kilkadziesiąt minut. Wieczorem jest tu ładniej niż za dnia, a z takim towarzystwem to już w ogóle. Wstąpiliśmy jeszcze do sklepu po zakupy.
- Kris weźmy jakieś ciastka...
- Idź wybierz, a ja wezmę resztę zakupów.
Nie mogłam się zdecydować i wzięłam dwie paczki. Dłużej i tak zajęło mi znalezienie Yifana.
- Tu jesteś.
- Jestem, czekałem na Ciebie. Co tak długo??
- Tak wyszło.
Wrzuciłam paczki do koszyka i poszliśmy do kasy. Oczywiście to on niósł wszystkie reklamówki. Nie dość, że zaczęło strasznie padać to jeszcze ochlapał mnie jakiś samochód. Tylko mnie, bo Yifan zdążył odskoczyć i się ze mnie śmiał.
- Bardzo śmieszne...
- Masz rację, bardzo - znów wybuchnął niekontrolowanym śmiechem..
Nadęłam policzki i zaczęłam udawać obrażoną. Specjalnie szłam szybciej.
- ____ poczekaj, ja nie mam tak lekko jak TY.
Jeszcze bardziej przyspieszyłam. Zmusiłam go żeby za mną pobiegł.
- Szybciej się nie dało?? - zapytał lekko zdyszany.
- Czy ja wiem... Może tak, może nie. Sprawdzimy??
- Co?? Nie, chyba że Ty będziesz to dźwigać.
- To nie. Będę musiała się przebrać.
- Zamknę Cię w łazience.
- Nie próbuj, bo pożałujesz.
- Co zrobisz w ramach zemsty??
- Jeszcze nie wiem, ale wymyślę. Dobrze Ci radze, nie denerwuj mnie.
- Nie mam zamiaru.
- I przy tym zostańmy.
Po drodze "trochę" zmokliśmy. Najpierw ja poszłam przebrać się w suche ciuchy, a potem on. Wykorzystałam sytuacje i podstawiłam krzesło tak żeby nie można było ruszyć klamką. Po chwili usłyszałam wołanie mojego chłopaka.
-____ otwórz mi!!
- Mówiłam, że coś wymyślę.
- Ale ja niczego nie zrobiłem...
- Masz nauczkę jakbyś następnym razem pomyślał o takim czymś.
- Dobrze, nie będę, ale mnie wypuść.
- Za chwilę, za jakąś godzinkę.
- Za ile?!
- Za dwie godzinki.
- Nie podoba mi się ten żart.
- Ale mi się podoba.
-____...
- Tak??
- Otwieraj...
- Drzwi są tak daleko, a mi nie chcę się wstawać z podłogi.
Nie odpowiedział.
- Dobra... Już idę.
Odstawiłam krzesło i mu otworzyłam. Nie ruszył się z miejsca.
- Nie to nie, zamykam.
- Poczekaj.
Wyszedł. Później się trochę droczyliśmy. Rano obudził mnie śniadaniem do łóżka. Zjedliśmy je razem. Było zupełnie tak jak kiedyś i miałam nadzieję, że już tak zostanie.
-____, a może Cię namaluje, co Ty na to??
Tylko nie to... Kris i malowanie... Nie jestem aż tak dobra w kłamaniu, muszę powiedzieć mu to jakoś delikatnie.
- Może innym razem??
- Nie podobają Ci się moje rysunki??
Wyglądał jakby miał zaraz się rozpłakać.
- Podobają, ale nie lubię, gdy ktoś mnie rysuje...
- Nie wierzę.
- Yifan tylko o to chodzi. Twoje prace są naprawdę ładne.
- Niech Ci będzie, ale wrócimy jeszcze do tego tematu.
Odetchnęłam z ulgą. Może zapomni, a przynajmniej mam taką nadzieję.
Dobrze nam się układało, już prawie zapomniałam o tamtych wydarzeniach. Dni mijały całkiem spokojnie.
-Pamiętasz jak mówiłem o mieszkaniu??
- Oczywiście, a co??
- Znalazłem odpowiednie, a z rodzicami rozmawiałem i powiedzieli, że na razie będą za nie płacić.
- Czyli ustaliłeś już wszystko beze mnie...
- To nie tak, po prostu chciałem załatwić to jak najszybciej. To miała być taka niespodzianka.
- Duża ta niespodzianka, ale nie gniewam się. Kiedy mnie tam zabierzesz??
- Jak będziemy się wprowadzać.
- Dopiero??
- To już za tydzień.
- Chyba, że tak...
Byłam bardzo ciekawa gdzie ono jest i jak wygląda. Znając Yifana to pewnie niedaleko jego rodzinnego domu. Jak się okazało nie pomyliłam się. Dziesięć minut spacerkiem i już byliśmy na miejscu. Akurat staliśmy w salonie.
- Może coś tu powiesimy?? Jakaś pusta ta ściana...
- Tu będą moje rysunki.
Zaczął wymieniać, który w jakim miejscu. Niby nie miałam nic przeciwko, ale...
- Zgadzasz się??
- Tak, jasne.
- I chciałem jeszcze o coś zapytać. Może przeniesiemy naszą znajomość na wyższy poziom??
Byłam trochę skołowana.
- Co masz na myśli.
- Tyle razem przeżyliśmy i mieszkamy ze sobą. - uklęknął i wyjął pierścionek z kieszeni- Sprawisz mi tą przyjemność i zostaniesz moją żoną??
W pierwszej chwili odebrało mi mowę, ale w drugiej już prawie skakałam z radości.
- Oczywiście, że tak.
Włożył mi pierścionek na palec.
- To była druga niespodzianka, która bardziej Ci się podobała??
- Chyba ta, na pewno ta.
- To mam jeszcze jedną.
Zniknął w jednym z pomieszczeń, a wrócił z wielką sztalugą. Zrobiłam duże, zdziwione oczy. Już wiedziałam do czego zmierzał.
- To teraz Cię namaluje.
Powiedział to z taką radością w głosie, że nie mogłam mu odmówić. Wszystko się ułożyło i mam nadzieję, że już nigdy nic nas nie poróżni.
Końcówka też jakaś taka dziwna... I co Love Lala mówiłam, że będzie nudny... Teraz czekać na Twój scenariusz z Hongkim, ale ja i tak już wiem, że będzie ciekawszy od tego. No i mam jedno pytanie. Wpadłam na taki głupi pomysł... Mianowicie chodzi o to, że skończę to opowiadanie z Sehunem [napiszę ostatnią część] i może zaczęłabym inne w częściach. Myślałam żeby to było z Lulu, bo na niego mam jakoś zawsze dziwnie dużo pomysłów. I też myślałam, żeby było coś z Ulfami, ale nie wiem czy to nie będzie zbyt podobne, choć poszłabym w zupełnie inną stronę tylko te Ulfy byłyby podobne. Chciałam Was zapytać co o tym sądzicie i czy ktoś w ogóle by to czytał. No i oczywiście pytam jak podobał Wam się ten dość krótki scenariusz...
- I co, macie tą forsę??
Rozłączył się i zwrócił się w stronę mojego chłopaka.
- Wypuścimy Cię.
Zrobił jakiś ruch rękoma przy tym dając znak swoim wspólnikom. Założyli Krisowi na głowę jakiś płócienny worek czy coś podobnego. Jeden go przytrzymał, a drugi w tym czasie zawiązał mu ręce za plecami. Chłopak próbował się uwolnić, ale tamci trzymali go mocno. Wyprowadzili go z pomieszczenia, a po chwili usłyszałam warkot silnika. Zostałam sama z porywaczami. Ta myśl nie napawała mnie zbytnim optymizmem. Coraz gorzej się czułam.Chyba dopiero teraz zdałam sobie sprawę w jakim beznadziejnym byłam położeniu. Ta sytuacja nie była zła, ona była tragiczna. Nikt się nie odzywał, ja nie mogłam. Mijały minuty, a może godziny, a nic się nie działo. Jedyne co zmieniało się w pokoju to to, że raz byłam sama, a raz z nimi. Logiczne, że w końcu zgłodniałam, ale gdy o tym wspomniałam znów dostałam w twarz. Po tym incydencie najstarszy ostro zganił tamtego, a mi przyniósł jedzenie. Ta reakcja mnie zdziwiła. Ten porywacz był jakiś podejrzany. Był jakiś inny niż na początku, po telefonie do moich rodziców coś się zmieniło. Już nic nie wiedziałam. Nagle do pomieszczenia wpadło kilkunastu uzbrojonych mężczyzn. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie wiem kiedy spluwa znalazła się przy mojej skroni.
- Odsuńcie się, bo...
Serce podeszła mi do gardła.
- ----(imię najstarszego przestępcy) chyba nie chcesz mieć Jej na sumieniu - powiedział któryś z nowych przybyszów.
----?? Wydaje mi się, że już kiedyś słyszałam to imię... Wiem, pewnego dnia wróciłam wcześniej do domu i usłyszałam kłótnie moich rodziców, ale czy mogło chodzić o tą samą osobę?? Opuścił pistolet, rzucił go na ziemię, a ręce podniósł. Po chwili byłam już uwolniona. Przed budynkiem czekał na mnie Yifan, od razu wziął mnie w objęcia. Nadal nic z tego nie rozumiałam, ale nieważne. Była tu też moja mama, ale ojca nie było. Nie wytrzymałam i zaczęłam płakać cały czas przytulając się do Krisa. Gdy go wyprowadzali spojrzał na mnie z widoczną skruchą i powiedział ciche przepraszam. To było strasznie dziwnie, jeśli mu tak przykro to mógł mnie wypuścić. Policjanci powiedzieli, że jutro mam przyjechać na komendę i złożyć zeznania. W mieszkaniu od razu coś zjadłam, a następnie żądałam wyjaśnień. Rodzice milczeli. Miałam tego dość, spakowałam trochę ubrań, zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy i wprowadziłam się do mojego chłopaka. Na pożegnanie powiedziałam, że wrócę dopiero, gdy mi to wyjaśnią. Rodzina Yifana przyjęła mnie bez wahania. Może dlatego, że znałam ich od dziecka. Siedzieliśmy teraz w jego pokoju.
- Kris, a może Twoi rodzice coś wiedzą??
- Nie, chyba nie... ____ zapomnij o tym.
- Nie potrafię. To nie jest takie łatwe jak myślisz.
- Wiem, że to nie jest łatwe, ale nie możesz cały czas się tym zadręczać.
- Może masz rację.
- Na pewno mam rację. Przejdziemy się gdzieś??
- Lepiej nie...
- Jak chcesz. To może obejrzymy jakiś film??
- Na to się zgodzę.
Chłopak zaczął czytać tytuły, ale nie potrafiłam się skupić.
- Pojedziesz jutro ze mną na policję??
- Oczywiście.
- Skąd wiedzieli gdzie mnie szukać??
- Wiesz, opowiedziałem im jak ten budynek wyglądał od środka i około ile minut mnie odwozili.
- Dziękuję...
- Nie mogłem postąpić inaczej. To co oglądamy??
- Nie wiem, sam coś wybierz.
Włączył telewizor, włożył płytę, wziął pilota, usiadł na kanapie i objął mnie ramieniem.
- Nawet ciekawy.
- No, ale widziałem lepsze.
- Ja też, ale zły nie jest.
- Z Tobą nic nie jest złe.
Pocałował mnie w policzek, położyłam głowę na jego ramieniu. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudził mnie jego głos.
-____ chodź na kolację...
- Już?? Ile spałam?? - zapytałam przecierając oczy dłonią.
- Trzy godziny.
- Już idę.
Korciło mnie żeby podpytać Państwa Wu o tą sprawę, ale powstrzymałam się. Później znów byliśmy w jego pokoju. Tego dnia jakoś nic specjalnego się już nie działo. Z samego rana stawiliśmy się na komendzie. Przesłuchiwali mnie kilka godzin, ale to czego się tam dowiedziałam zwaliło mnie z nóg. Cały świat wywrócił się do góry nogami.
- Idziemy do mojego domu.
- Po co?? - zapytał zdziwiony moim zachowaniem.
- Później Ci wyjaśnię.
Przez całą drogę coś mówił, ale nie zwracałam na niego uwagi. Muszę szybko to wyjaśnić. Ciekawe czy mieli zamiar kiedyś wyjawić mi prawdę, szczerze w to wątpię. Wpadłam do mieszkania zdenerwowana. Blondyn nadal nie miał pojęcia o co chodzi.
- Zamierzaliście mi to w ogóle powiedzieć?!
-____ o co chodzi?? - zapytała matka.
- Już Wy wiecie o co chodzi. Oszukiwaliście mnie przez osiemnaście lat, dość tego.
Spojrzeli na siebie zakłopotani.
- To nie tak jak myślisz...
- Miejcie chociaż tyle honoru, żeby powiedzieć mi to prosto w oczy.
-____ uspokój się...
- Nie będę się uspokajać, mam prawo być wściekła. Dlaczego dowiaduje się o tym w taki sposób??
- Ani ja ani Tata nie chcieliśmy żeby tak wyszło.
- Przestań, dobrze wiesz, że On nie jest moim ojcem, a Ty nie jesteś moją matką. Proszę tylko o wyjaśnienia, czy to naprawdę tak wiele??
- Chcieliśmy dla Ciebie jak najlepiej...
- Dlatego nie chciałeś zapłacić?! To wszystko jest bez sensu. Rodzice Krisa też wiedzieli??
- Nie do końca...
- Chwila,____ wytłumaczysz mi to??
Spojrzałam na mojego chłopaka, był zmartwiony.
- Policjanci powiedzieli mi, że Oni tak naprawdę są dla mnie obcymi ludźmi, a w dodatku moim ojcem jest... - głos zaczął mi się łamać - ----, a moja mama nie żyje...
Nie odpowiedział, nie dziwię się. Znów spojrzałam na nich.
- Jak mogliście to zrobić... Byliście jego znajomymi, a w najtrudniejszym momencie postąpiliście jak... Nie skomentuje tego.
- Wydawało Nam się, że tak będzie lepiej. Chciałabyś żyć z takim człowiekiem??
- Może gdybyście wtedy nie wystąpili o odebranie mu praw rodzicielskich to nie zacząłby zajmować się tym.
- Posłuchaj, ---- po śmierci Twojej matki załamał się i nie był w stanie dobrze się Tobą zająć.
- To trzeba było zaprowadzić Go do psychologa albo psychiatry. Nie chcę mieć z Wami już nic wspólnego. Jestem pełnoletnia i mogę mieszkać gdzie chcę, więc wyprowadzam się do Yifana.
Nie zapytałam go czy mogę, bo wiedziałam, że się zgodzi. Nawet nie próbowali mnie zatrzymać. Zabrałam jeszcze trochę rzeczy i wyszliśmy.
-____ przykro mi...
- To bez znaczenia.
- Chyba wiesz, że możesz na mnie polegać.
Pokiwałam twierdząco głową.
- To dobrze. Powiedziałbym, że nie ma czym się przejmować, ale nie chcę kłamać.
- Chyba jako jedyny mnie nie okłamujesz...
- Możesz mi powiedzieć wszystko.
- Wiem, ale muszę przemyśleć to czego się dowiedziałam.
- Rozumiem. To nie zmienia niczego między Nami, prawda??
- Z mojego punktu widzenia nie, ale nie wiem jak z Twojego.
- To jest nieważne. Moje uczucia są niezmienne.
Cieszyłam się, że mam takiego wspaniałego chłopaka u swojego boku. Został mi tylko on. Nie każdy na moim miejscu zachowałby się tak jak ja, ale nie mogłam inaczej, to za bardzo mnie zraniło.
- Musimy to powiedzieć moim rodzicom.
- To chyba nie będzie trudne.
- Raczej nie.
Dłonie mi się trzęsły, za dużo informacji na raz. Zastanawiałam się jakby potoczyło się moje życie, gdyby tamci ludzie mnie nie zabrali. Gdyby nie Kris pewnie zrobiłabym teraz coś głupiego. Przez resztę drogi milczeliśmy. Przez kilka dni byłam jakby nieobecna, to naprawdę za dużo jak dla mnie. Państwo Wu już wiedzieli wszystko. Nie potrafiłam myśleć normalnie. Przez chwilę nawet myślałam o odwiedzeniu ojca w areszcie, ale nie wiedziałam czy potrafiłabym z nim rozmawiać. Jeszcze nie teraz, te rany były jeszcze zbyt świeże. Yifan uznał, że nie będzie o nic pytać. To chyba dobrze... Nasze relacje były coraz gorsze. Nie potrafiłam się z nim dogadać, dopiero teraz dostrzegłam jak wiele nas dzieli. Mimo to nie chciałam go stracić, ale nie potrafiłam już nawet spojrzeć mu w oczy. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jeszcze trochę i zniszczę to wszystko co tak długo razem budowaliśmy, ale nie umiałam tego powstrzymać. Wszystko się zawaliło, moje całe życie się zmieniło, nawet mój sposób patrzenia na ludzi. Chyba zbyt się tym przyjęłam, ale jak niby miałam tego uniknąć... Mijały dni, a my oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej. Nie mogłam w to uwierzyć, nie chciałam w to wierzyć. Chciałam znów normalnie żyć. Za każdym razem, gdy go widziałam nie mogłam nic powiedzieć. Jakby ktoś zaciskał na moim gardle sznur. Wystarczy, muszę wziąć się w garść póki mam jeszcze co ratować. Właśnie siedzieliśmy razem w pokoju. Przełknęłam ślinę, wzięłam głęboki oddech.
- Kris przepraszam, że tak Cię traktuje, ale to dla mnie trudne...
- Już myślałem, że nigdy Cię nie usłyszę. Nie przepraszaj, sam nie wiem jakbym zachował się w takiej sytuacji.
Podszedł do mnie i podał mi rękę.
- Chodź że mną.
- Gdzie??
- Na balkon.
Gdy dotknęłam jego dłoni przeszły mnie przyjemne dreszcze. Trafiliśmy na zachód słońca. Widok był prześliczny. Oparłam się o barierkę, chłopak po chwili zrobił to samo. Uśmiechnęłam się pierwszy raz od wizyty na komendzie. Już prawie zapomniałam jak to jest być szczęśliwą.
- Dziękuję...
- Za co??
- Za to, że nadal ze mną jesteś.
- Jesteś dla mnie dużo ważniejsza niż myślisz.
Może miał rację. Staliśmy tak jeszcze kilka minut.
- Chodź, bo się przeziębisz.
- Możemy wziąć bluzy.
- Możemy, się możemy także się przejść.
Wahałam się chwilę, ale w końcu się zgodziłam. Ubraliśmy się cieplej i wyszliśmy z domu.
- Myślałem o poszukaniu mieszkania jedynie dla nas.
- Wiesz, że to poważna propozycja.
- Wiem, ale teraz też mieszkamy razem tylko, że jeszcze z moimi rodzicami. Nie wolałabyś własnych czterech ścian??
- Wolałabym, ale skąd weźmiemy pieniądze?? Przecież oboje się jeszcze uczymy.
- No na razie rodzice Nam pomogą.
- To może lepiej wynająć.
- Masz rację, zresztą jak zwykle.
Przyciągnął mnie do siebie i delikatnie pocałował. Brakowało mi tego.
- Kocham Cię ____.
- Ja Ciebie też.
Tym razem to ja złączyłam nasze usta w pocałunku. Chodziliśmy po mieście kilkadziesiąt minut. Wieczorem jest tu ładniej niż za dnia, a z takim towarzystwem to już w ogóle. Wstąpiliśmy jeszcze do sklepu po zakupy.
- Kris weźmy jakieś ciastka...
- Idź wybierz, a ja wezmę resztę zakupów.
Nie mogłam się zdecydować i wzięłam dwie paczki. Dłużej i tak zajęło mi znalezienie Yifana.
- Tu jesteś.
- Jestem, czekałem na Ciebie. Co tak długo??
- Tak wyszło.
Wrzuciłam paczki do koszyka i poszliśmy do kasy. Oczywiście to on niósł wszystkie reklamówki. Nie dość, że zaczęło strasznie padać to jeszcze ochlapał mnie jakiś samochód. Tylko mnie, bo Yifan zdążył odskoczyć i się ze mnie śmiał.
- Bardzo śmieszne...
- Masz rację, bardzo - znów wybuchnął niekontrolowanym śmiechem..
Nadęłam policzki i zaczęłam udawać obrażoną. Specjalnie szłam szybciej.
- ____ poczekaj, ja nie mam tak lekko jak TY.
Jeszcze bardziej przyspieszyłam. Zmusiłam go żeby za mną pobiegł.
- Szybciej się nie dało?? - zapytał lekko zdyszany.
- Czy ja wiem... Może tak, może nie. Sprawdzimy??
- Co?? Nie, chyba że Ty będziesz to dźwigać.
- To nie. Będę musiała się przebrać.
- Zamknę Cię w łazience.
- Nie próbuj, bo pożałujesz.
- Co zrobisz w ramach zemsty??
- Jeszcze nie wiem, ale wymyślę. Dobrze Ci radze, nie denerwuj mnie.
- Nie mam zamiaru.
- I przy tym zostańmy.
Po drodze "trochę" zmokliśmy. Najpierw ja poszłam przebrać się w suche ciuchy, a potem on. Wykorzystałam sytuacje i podstawiłam krzesło tak żeby nie można było ruszyć klamką. Po chwili usłyszałam wołanie mojego chłopaka.
-____ otwórz mi!!
- Mówiłam, że coś wymyślę.
- Ale ja niczego nie zrobiłem...
- Masz nauczkę jakbyś następnym razem pomyślał o takim czymś.
- Dobrze, nie będę, ale mnie wypuść.
- Za chwilę, za jakąś godzinkę.
- Za ile?!
- Za dwie godzinki.
- Nie podoba mi się ten żart.
- Ale mi się podoba.
-____...
- Tak??
- Otwieraj...
- Drzwi są tak daleko, a mi nie chcę się wstawać z podłogi.
Nie odpowiedział.
- Dobra... Już idę.
Odstawiłam krzesło i mu otworzyłam. Nie ruszył się z miejsca.
- Nie to nie, zamykam.
- Poczekaj.
Wyszedł. Później się trochę droczyliśmy. Rano obudził mnie śniadaniem do łóżka. Zjedliśmy je razem. Było zupełnie tak jak kiedyś i miałam nadzieję, że już tak zostanie.
-____, a może Cię namaluje, co Ty na to??
Tylko nie to... Kris i malowanie... Nie jestem aż tak dobra w kłamaniu, muszę powiedzieć mu to jakoś delikatnie.
- Może innym razem??
- Nie podobają Ci się moje rysunki??
Wyglądał jakby miał zaraz się rozpłakać.
- Podobają, ale nie lubię, gdy ktoś mnie rysuje...
- Nie wierzę.
- Yifan tylko o to chodzi. Twoje prace są naprawdę ładne.
- Niech Ci będzie, ale wrócimy jeszcze do tego tematu.
Odetchnęłam z ulgą. Może zapomni, a przynajmniej mam taką nadzieję.
Dobrze nam się układało, już prawie zapomniałam o tamtych wydarzeniach. Dni mijały całkiem spokojnie.
-Pamiętasz jak mówiłem o mieszkaniu??
- Oczywiście, a co??
- Znalazłem odpowiednie, a z rodzicami rozmawiałem i powiedzieli, że na razie będą za nie płacić.
- Czyli ustaliłeś już wszystko beze mnie...
- To nie tak, po prostu chciałem załatwić to jak najszybciej. To miała być taka niespodzianka.
- Duża ta niespodzianka, ale nie gniewam się. Kiedy mnie tam zabierzesz??
- Jak będziemy się wprowadzać.
- Dopiero??
- To już za tydzień.
- Chyba, że tak...
Byłam bardzo ciekawa gdzie ono jest i jak wygląda. Znając Yifana to pewnie niedaleko jego rodzinnego domu. Jak się okazało nie pomyliłam się. Dziesięć minut spacerkiem i już byliśmy na miejscu. Akurat staliśmy w salonie.
- Może coś tu powiesimy?? Jakaś pusta ta ściana...
- Tu będą moje rysunki.
Zaczął wymieniać, który w jakim miejscu. Niby nie miałam nic przeciwko, ale...
- Zgadzasz się??
- Tak, jasne.
- I chciałem jeszcze o coś zapytać. Może przeniesiemy naszą znajomość na wyższy poziom??
Byłam trochę skołowana.
- Co masz na myśli.
- Tyle razem przeżyliśmy i mieszkamy ze sobą. - uklęknął i wyjął pierścionek z kieszeni- Sprawisz mi tą przyjemność i zostaniesz moją żoną??
W pierwszej chwili odebrało mi mowę, ale w drugiej już prawie skakałam z radości.
- Oczywiście, że tak.
Włożył mi pierścionek na palec.
- To była druga niespodzianka, która bardziej Ci się podobała??
- Chyba ta, na pewno ta.
- To mam jeszcze jedną.
Zniknął w jednym z pomieszczeń, a wrócił z wielką sztalugą. Zrobiłam duże, zdziwione oczy. Już wiedziałam do czego zmierzał.
- To teraz Cię namaluje.
Powiedział to z taką radością w głosie, że nie mogłam mu odmówić. Wszystko się ułożyło i mam nadzieję, że już nigdy nic nas nie poróżni.
Końcówka też jakaś taka dziwna... I co Love Lala mówiłam, że będzie nudny... Teraz czekać na Twój scenariusz z Hongkim, ale ja i tak już wiem, że będzie ciekawszy od tego. No i mam jedno pytanie. Wpadłam na taki głupi pomysł... Mianowicie chodzi o to, że skończę to opowiadanie z Sehunem [napiszę ostatnią część] i może zaczęłabym inne w częściach. Myślałam żeby to było z Lulu, bo na niego mam jakoś zawsze dziwnie dużo pomysłów. I też myślałam, żeby było coś z Ulfami, ale nie wiem czy to nie będzie zbyt podobne, choć poszłabym w zupełnie inną stronę tylko te Ulfy byłyby podobne. Chciałam Was zapytać co o tym sądzicie i czy ktoś w ogóle by to czytał. No i oczywiście pytam jak podobał Wam się ten dość krótki scenariusz...
Końcówka słodka ^^ fajne :) mogłabyś napisać o Kai ? <3
OdpowiedzUsuńNa razie nie przyjmuje zamówień, gdy otworzę kolejkę to poinformuje i wtedy możesz napisać
UsuńCudne *-*Krisi rozwala talentem artystycznym XD Hongki będzie nudniejszy, gwarantuje to. Możesz zacząć pisać wielopartówkę. Nie obrażę się jeśli znajdzie się pomysł na Teen Top
OdpowiedzUsuńZobaczymy jak napiszesz. Chyba, że pomieszam różne osoby z różnych zespołów w tej wielopartówce... Lepiej nie, bo nie wiadomo co z tego wyjdzie XD
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWspaniałe opowiadanie *u* Jak dla mnie wcale nie jest dziwne a nawet jeśli Ci się wydaje że krótkie to mogę napisać że wszystko jest okej. Ładnie i z pomysłem opisane^^
OdpowiedzUsuńWybacz że po takim czasie daję komentarz i znów mi się usunął>.<
Nieważne kiedy, ważne że jest. Każdy komentarz pomaga :] I takie pytanko, co myślisz o wielopartówce wspomnianej pod gifem??
UsuńOjć przepraszam ale jak mam być szczera to nie czytałam tej z Sehunem>.<
UsuńZ reguły lubię wieloczęściowe. Nie przeczytałam Twojego bo zdążyłam się pogubić w tych które czytałam.
Już poprawiam swój błąd i zaczynam czytać^^' O ile następne Twoje opowiadanie nie będzie już tym wieloczęściowym to pod nim mogę napisać co myślę?? Lub mogę też za jakiś czas tutaj napisać...
Nic się nie stało, tylko chciałam wiedzieć czy ktoś w ogóle czytałby to z Lulu, bo zastanawiam się czy to napisać. Kolejny scenariusz będzie albo zakończeniem tego z Sehunem albo jakiś normalny.
Usuń