15.03.2014

Sehun - Zagadka część 6

 Wiecie to będzie już chyba ostatnia część... Hee scenariusz oczywiście szczególnie dla Ciebie. Miłego czytania^^

- David zaniesie Go do mojego ojca, a ja pójdę z Nim... - odezwał się w końcu Max.
- Zgoda, ale zadzwoń i powiedz czy Joe z tego wyjdzie... - odpowiedział mój przyjaciel.
Drugi chłopak skinął głową i odszedł z bratem poległego alfy. Zostaliśmy w trójkę, ja, Sehun i Alex. Ten ostatni ogólnie rzadko się odzywał, ale od czasu tej bitwy zupełnie milczał.
Pomyślałam znów o tych co się poświęcili... Nie znałam ich dobrze, ale i tak chciałam żeby wrócili, a szczególnie Luke. Może jednak nie traktowałam go jak brata?? Chyba nie, bardziej jak dobrego kolegę, a może nawet przyjaciela. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale powstrzymałam je ostatkiem sił. Po kilkunastu minutach drogi dotarliśmy pod chatkę. Podałam blondynowi klucz, a on otworzył drzwi. Ledwo zdążyłam zdjąć buty i kurtkę aż usłyszałam głos za sobą.
-____ musimy porozmawiać.
- O czym?? - zapytałam odwracając się w jego stronę.
- O wszystkim... Jest już raczej bezpiecznie, więc odstawie Cię do domu.
- M...Mwoh(co)?? Chyba nie mówisz poważnie.
- Mówię. I tak już zbytnio Cię naraziłem, miałaś więcej szczęścia niż ja rozumu. Nie powinienem był Cię w ogóle w to mieszać, bo...
- Też uważasz, że te wampiry zleciały się tu przeze mnie??
Bardzo często mówiłam szybciej niż myślałam.
- Nie, ale może gdybyśmy się nie poznali to nie doszłoby do tego...
- Świetnie. Wiedziałam, po wiedziałam. Jesteś taki sam jak David.
- Słucham?! Nie porównuj mnie do Niego.
- Prawda boli, co??
- Jaka prawda?? Przecież ja taki nie jestem...
- Może jeszcze nie jesteś, ale taki się stajesz. Widzisz winę w każdym tylko nie w sobie. Powiedz mi jaki niby miałam na to wpływ?? Co takiego zrobiłam, że mnie obwiniasz?? Czy to ja zrzuciłam Ich z tego klifu??  Nie zrobiłam tego, więc o co Ci chodzi?? Przepraszam, że pojawiłam się w Twoim życiu, ale zwróć uwagę na to, że Ty w moim pojawiłeś się pierwszy...
Milczał. Uznałam, że nie jestem już tam mile widziana, więc  ubrałam się, zabrałam torbę, z którą tu przyszłam i wyszłam. Nawet nie spojrzał czy idę w dobrą stronę, widocznie już nic dla niego nie znaczyłam, moja osoba już go nie obchodziła. Tego właśnie bałam się od samego początku naszej znajomości, tego że wszystko zniknie jak mydlana bańka, roztrzaska się o coś albo pęknie sama z siebie. Czy on myśli, że będę w stanie zapomnieć?? To jest wręcz niemożliwe.W mieszkaniu byłam sama, no tak mama u cioci, a tata gdzieś daleko stąd. Może to dobrze, przynajmniej będę  miała trochę spokoju, ale jak mam się do niego na nowo przyzwyczaić. Poszłam do swojego pokoju, rzuciłam torbę w kąt, usiadłam na parapecie i oparłam głowę o szybę. Przypomniał mi się dzień, w którym dowiedziałam się, że rodzice się rozwodzą,  moja przyjaciółka nawet nie raczyła wtedy odebrać telefonu, kto wie może to by coś zmieniło. Może doradziłaby mi coś, a może gdyby tata nie odszedł też byłoby inaczej, tego się nie dowiem. Zgłodniałam, a w lodówce niczego nie było, więc musiałam iść coś kupić. Mimowolnie poszłam do tego sklepu, w którym zaczęła się ta idiotyczna historia, ta historia przez którą teraz cierpię, a zresztą nie tylko ja. Brałam wszystko co wpadło mi w ręce, na całe szczęście market nie był duży. Niosłam kilka reklamówek w jednej ręce, cóż drugiej używać nie mogłam. Przygotowałam coś ma szybko. Po najedzeniu się wróciłam na poprzednie miejsce. Znów obserwowałam ludzi. Wypadałoby wziąć się w garść, ale po co?? Dla kogo?? Byłam ciekawa ile tak wytrzymam, kiedy w końcu zwariuje. Pewnie niedługo. Jak on mógł pomyśleć, że to moja wina, a tym bardziej tak powiedzieć?? Nie wiem i pewnie tak zostanie. Przecież nie znaliśmy się nawet miesiąc, a ja zachowuje się jakbym straciła osobę z którą łączy mnie wyjątkowo silna przyjaźń, a może nawet coś więcej. Najgorsze jest to, że właśnie tak się czułam. Nigdy nie wierzyłam w miłość, a teraz stała się ona dla mnie przekleństwem i ciężarem. Kiedyś to musiało się rozpaść, ale dlaczego tak szybko... Chyba po prostu mam pecha i to na mnie pada całe zło. Wychodzi na to, że kawałek z życia boli bardziej niż jego całość.W tej chwili nie potrafiłam nawet pozytywnie myśleć. Nie miałam na nic ochoty, położyłam się spać już kilka minut po dwudziestej pierwszej. Rano bolała mnie głowa. Wzięłam tabletkę i popiłam ją woda, poczekałam kilka minut, ale nie zadziałała. Zjadłam niechętnie śniadanie i ponownie się położyłam. Wydawało mi się jakby głowa miała mi zaraz pęknąć. Pulsowało mi w skroniach, kręciło się w głowie, zrobiło mi się gorąco i niedobrze, nagle zaczęłam widzieć czarne plamy, a następnie zemdlałam. Przytomność odzyskałam po chwili. Upadając zrzuciłam z szafki szklankę. Wstając podparłam się ręką o podłogę, oczywiście trafiłam w potłuczone szkło.
- Auć... Jak zawsze, pełno miejsca wkoło, a ja włożyłam dłoń w szkło, ten talent...
Powiedziałam jeszcze kilka zdań pod nosem, a potem posprzątałam przezroczyste odłamki. Obwiązałam zranioną rękę bandażem, nie było to łatwe, bo miałam ograniczoną możliwość ruchu, a przez to ta zwykła czynność zajęła mi aż piętnaście minut. Głowa nadal mnie bolała. Wydaje mi się, że to przez zmęczenie. Nie jadłam zbyt dużo, nie spałam dobrze ostatnio. Wcześniej tego nie odczuwałam, bo działa na mnie adrenalina, ciągle coś się działo, a teraz chwila spokoju i proszę... Ponownie się położyłam, ale znów nie mogłam zasnąć. Jak tak dalej pójdzie to się wykończę, może tak powinno być.
- ____ weź się w garść. Sama dasz sobie świetnie radę. Po co ci ten palant??
No właśnie po co... Ciągle zadaje sobie to pytanie, a nadal nie znam na nie odpowiedzi.
Czułam się dziwnie, tak obco. Czuć się obco we własnym mieszkaniu, do czego to dochodzi. Leżałam bez ruchu i zamkniętymi oczami, ale to nic nie dało.
- Dość. Nie wytrzymam tak dłużej.
Wstałam, wzięłam laptopa i usiadłam na parapecie. "Serfowałam" w internecie bez celu. Kompletnie nie miałam pomysłu co robić. Strasznie mi się nudziło. Miałam wielką ochotę pójść do chatki, żeby go zobaczyć, na dodatek byłam ciekawa jak czuje się Joe i czy w ogóle jeszcze kiedyś coś poczuje. Męczyła mnie ta myśl, więc przebrałam się i wyszłam. Wiał silny i zimny wiatr, a po chwili zaczął padać śnieg. Na dworze było prześlicznie, ale aktualnie nie potrafiłam się tym cieszyć. W mieście mijały mnie same pary, na szczęście w lesie nikogo nie było. Ciekawe dlaczego nikt się tam nie zapuszczał. Może coś przeczuwali?? Wątpię, ale co ja tam wiem... Tak naprawdę to niczego nie wiedziałam i wcale nie działa na mnie zasada "Im mniej wiesz tym lepiej śpisz", było odwrotnie. Zatrzymałam się przed drzwiami, zwątpiłam. Miałam ochotę się wycofać, ale uznałam, że dotarłam już tak daleko, teraz nie mogę zawrócić. Zapukałam delikatnie. Nie musiałam długo czekać.
- Witaj ____... Wejdziesz??
- Cześć Alex. Oczywiście, dziękuje.
Chłopak zamknął za mną drzwi.
- Może się czegoś napijesz??
- Nie, dziękuje. Powiesz mi jak czuje się Joe??
- Joe... Jest w śpiączce, stracił bardzo dużo krwi, doktor nie mógł zrobić nic więcej, ale powiedział, że mamy być dobrej myśli.
- Przykro mi... a gdzie jest Sehun??
- W swoim pokoju. Pójdę po Niego, zaczekaj tu.
Odszedł. Bałam się reakcji mojego przyjaciela, a raczej byłego przyjaciela. Blondyn był wyraźnie niezadowolony moim widokiem. Zabolało mnie to.
- Czego chcesz?? - zapytał ozięble.
- Chciałam zobaczyć co u Was...
- Nie powinno Cię już to interesować.
- Ale Sehun dlaczego taki jesteś??
- Jaki?? Jestem po prostu sobą.
- Wcześniej taki nie byłeś...
- Udawałem, nie chciałem Cię zranić, ale to zaszło za daleko.
- Nie chciałeś mnie zranić?? A co teraz robisz??
- Mówię Ci prawdę. Lepiej już idź.
- Nigdzie nie pójdę dopóki mi tego nie wyjaśnisz.
- Jak mam Ci to niby wytłumaczyć?? Jestem jaki jestem i nie będę się dla nikogo zmieniać, a tym bardziej nie będę robił tego dla Ciebie - patrzył mi prosto w oczy.
Wydawało się, że mógłby mrozić wzrokiem, a przynajmniej mnie. Zamieniał moje serce w lód.
- Dlaczego mi to robisz?? Co ja Ci zrobiłam??
- Ty nic, ale przez Ciebie stało się wiele zła.
- Sehun przystopuj trochę... - do rozmowy wtrącił się drugi chłopak.
- To nie Twoja sprawa Alex. Odejdź i nie wracaj. - znów zwrócił się do mnie.
-Proszę przestań... Ja naprawdę nie chciałam, żeby to wszystko się wydarzyło.
- Teraz już za późno.
- Powiesz mi chociaż jak Joe się obudzi??
- Ani(nie). Nie interesuj się już Nami.
- Myślisz, że będę potrafiła?? To, że Ty umiesz tak po prostu o mnie zapomnieć nie znaczy, że ja też tak zrobię, nie dam rady.
- To już nie mój problem.
- Nie sądziłam, że taki jesteś...
- Wyjdź i zostaw Nas w spokoju. Zacznij żyć od nowa, jakby nic nigdy się nie stało, jakbyś nigdy mnie nie spotkała.
Odwrócił się i odszedł. Po chwili wyszłam stamtąd, przez całą drogę płakałam. Postanowiłam, że już nigdy nie pozwolę się tak zranić, że nie będę tak szybko i łatwo obdarzać kogoś zaufaniem. Stanę się taka jak on, będę zimna, będę myśleć tylko o sobie, zamienię serce w lód i już nikogo do niego nie dopuszczę, bo gdy stopnieje to po prostu zniknie, a wtedy będę pusta. Moje życie nie będzie miało sensu, więc wolę żyć z bryłą lodu zamiast serca niż ponownie zostać skrzywdzoną, nie będę już kochać, to boli, a ja i tak wystarczająco się jeszcze nacierpię. Dotarłam zrozpaczona do domu. Chciałam zniknąć.
- Od dzisiaj... Od jutra przestanę o Nim myśleć. Zmienię się, nie dopuszczę już nigdy do takiej sytuacji - powiedziałam do siebie przez łzy.
Zrobiłam sobie herbatę. Moje myśli znów powędrowały do tego pierwszego dnia, kiedy wszystko się zaczęło i do dnia dzisiejszego, w którym wszystko się skończyło. Miał racje, to nigdy nie powinno się zdarzyć, a ja nigdy nie powinnam dowiedzieć się, że takie istoty jak on istnieją naprawdę. Traktowałam go jak normalnego człowieka, który nie jestem nikim nadzwyczajnym, choć wiedziałam, że jest "inny", ale nie chciałam żeby to odczuł. Dla mnie mógł być obojętnie kim, ale widocznie ja nie byłam dla niego wystarczająco dobra. Widocznie od początku nasza znajomość nic dla niego nie znaczyła. Niestety ja głupia się w nim zakochałam, moim błędem było drążenie tego tematu i nie dawanie mu spokoju, mogłam odpuścić. Czasu już nie cofnę, ale to nie tak, że żałuje poznania go, ja po prostu żałuje, że doszło do tej chorej sytuacji, w której życie straciło trzech chłopaków, a niedługo może niedługo czwarty. Zastanawiam się czy to już koniec tej zagadki czy może jednak nie...Instynktownie czuję, że będę musiała jeszcze trochę się pomęczyć. Instynkt to jedyne co mi pozostało...Zawsze brakowało mi szczęścia, ale starałam kierować się sercem,a teraz będę musiała to zmienić. Prowadzić mnie intuicja i rozum, ale czy to wystarczy?? Nie wiem, ale mam nadzieję, że tak. Znów się położyłam, byłam strasznie zmęczona. Te myśli tak mnie przygniotły, że w końcu odpłynęłam w ramiona Morfeusza. Nie wiem ile spałam, ale gdy obudziło mnie jakieś stukanie w okno było już ciemno. Wstałam przestraszona i przez nie wyjrzałam, ale niczego nie dostrzegłam. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Zeszłam na dół i spojrzałam przez wizjer, na szczęście stał tam znajomy chłopak.
- Wystraszyłeś mnie... - powiedziałam otwierając drzwi.
- Przepraszam, nie chciałem. Wpuścisz mnie??
- Jasne, wchodź. To co Cię do mnie sprowadza??
- Chciałem Ci przekazać, że Joe się obudził.
- To świetnie - rozpogodziłam się - Jeśli mogę spytać to co z Sehunem??
- Po tej waszej rozmowie nadal chcesz wiedzieć?? Chyba naprawdę Go lubisz... Cały czas jest naburmuszony i szybko się denerwuje.
- Oh... Po prostu byłam ciekawa.
- Idę, bo jeszcze zaczną mnie szukać, trzymaj się.
- Dziękuję i nawzajem.
Odszedł, a ja wróciłam na górę. Tej nocy już nie zasnęłam, nawet się nie kładłam. Cieszyłam się, że z najmłodszym chłopakiem już lepiej, ale chciałabym móc ich odwiedzić. Teoretycznie nic nie stało na przeszkodzie, ale praktycznie... Praktycznie to już coś innego.
Mam przyjaciół, znajomych, mam wszystko, ale nie mam tego najważniejszego. Nie mam Sehuna... Może użalam się nad sobą, ale to naprawdę jest dla mnie trudne. Miałam straszną ochotę znów tam iść i powiedzieć mu co czuję, jak mnie to boli. Niestety, nie było mnie na to stać, raczej nie wykrztusiłabym z siebie tego. Zmieniając temat to już za dwa dni idę do szkoły. Świetnie... Przez te dwa dni starałam się zapomnieć albo chociaż mniej o tym myśleć i oczywiście mi nie wyszło. Może dobrze, że wracam do szkoły. Będę miała przynajmniej jakieś zajęcie, kto wie może poznam tam kogoś ciekawego...Nic się nie zmieniło, nauczyciele nadal byli wredni, ludzie z mojej klasy nadal zachowywali się jak nadpobudliwe przedszkolaki, a chłopcy nadal byli brzydcy. O wiele bardziej wolałam moją poprzednią szkołę, bo ta była jakaś taka dziwna. Patrzyli na mnie jakbym była od nich gorsza, czasem nawet odnosiłam wrażenie jakby niektóre dziewczyny chciały mnie uderzyć, może mi się wydawało. Minął już tydzień od ponownego zaczęcia nauki. Szczerze to teraz miałam mniej czasu, więc tak jakby ów chłopak zniknął z pierwszego planu, ale nadal mimo wszystkich moich starań myślałam o nim codziennie. W jakimś sensie spełniałam swoje postanowienia, bo stałam się bardziej niedostępna i cicha, ale co z tego skoro nadal nie mogłam wyrzucić go z głowy. Wychodziłam sobie spokojnie z tego przeklętego budynku gdy nagle ujrzałam w oddali znajome postacie. Nie, to nie mogli być oni... Bez namysłu zaczęłam podchodzić coraz bliżej i bliżej, a moim oczom ukazało się dwóch mężczyzn. Podobni do siebie, jeden z tym śnieżnobiałym uśmiechem, a drugi tryskał energią, wręcz nie potrafił ustać w miejscu.
- Co... Ale jak to... Przecież Wy... Nic nie rozumiem.
- Opowiemy Ci po drodze - powiedzieli równo.
- Po drodze do czego?? - zapytałam skołowana i wciąż zastanawiałam się czy przypadkiem nie zasnęłam na lekcji.
-  No do chatki... - odpowiedział zdziwiony moim zachowaniem Paul.
- Ale ja tam nie mogę iść, bo Sehun będzie zły...
Spojrzeli na mnie, a potem na siebie.
-____ czy Ty się dobrze czujesz?? - zapytał Luke.
- Średnio, ale On mi powiedział, że mam nie mieszać się w wasze sprawy.
- Trzeba to wyjaśnić - znów odezwał się ten sam chłopak co ostatnio.
- Jak to możliwe, że żyjecie??
Dopiero teraz byłam pewna, że widzę ich naprawdę, musiałam zapytać.
- Zwykłe szczęście. Spadliśmy jakoś tak, że fala wyniosła nas na brzeg... - tym razem odezwał się drugi z przybyszów.
- A co z...
- Seth... On czuje się gorzej od Nas, ale żyję, więc nie jest tak źle - jak zwykle wyprzedził moje myśli złoty wilk.
- To jest niepojęte. Czy ja na pewno sobie czegoś nie zrobiłam i nie zapadłam w śpiączkę?? Takich rzeczy się dowiaduję. A może jestem chora psychicznie??
- Nie, raczej nie. Raczej wszystko jest w porządku, a my chyba jesteśmy prawdziwi. Prawda Luke??
- Ne(tak), a teraz już chodźmy, bo nie mogę uwierzyć, że Sehun tak powiedział. Przecież bardzo Cię lubił...
- Powiedział, że udawał.
- On udawał?? Przecież On nawet kłamać nie potrafi... Znam Go najlepiej, mnie na pewno nie oszuka - oburzył się delikatnie szary wilk.
- A może On naprawdę nigdy mnie nie lubił??
- Głupoty gadasz. Może Ty na serio jesteś chora psychicznie...
- Bardzo śmieszne Paul...
- A no wiem. Już ja wszystko z Niego wyciągnę, zobaczysz.
Przez całą drogę wypytywałam ich co się dokładnie stało czy byli już wcześniej przywitać się z resztą. Dowiedziałam się, że byli już w chatce, a co lepsze powiedzieli, że byli u mnie w domu i zapytali mojej mamy, do której szkoły chodzę. Czeka mnie pogadanka w domu, ciekawe co sobie pomyślała... Luke właśnie otwierał drzwi. O dziwo blondyn gdy mnie zobaczył nie zdenerwował się.
- Sehun idziesz ze mną, już - powiedział od razu na wejściu Paul.
Wyszli na zewnątrz.
- Zaprowadziłbym Cię do salonu, ale doskonale wiesz gdzie to jest...
- Tak, spędziłam tu trochę czasu, na początku nawet nie sama.
- Pamiętam...
W pomieszczeniu siedział Max, David i Alex. Spojrzałam zdziwiona na chłopaka stojącego obok mnie.
- Joe i Seth są w domu Doktora, bo potrzebują stałej opieki lekarskiej.
- Teraz już rozumiem...
Syn Doktora i chłopak kruczoczarnymi włosami się ze mną przywitali, brat alfy nadal mnie nie lubił, zresztą ja jego też. Po jakichś dziesięciu minutach dołączyło do nas także dwóch pozostałych.
- ____  moglibyśmy porozmawiać, ale tak w cztery oczy??
- Arasso(zgoda).
Teraz to my wyszliśmy na dwór. Chłopak złapał mnie za rękę.
- ____ przepraszam, nie powinienem był tak mówić. Po prostu byłem zdenerwowany...
- Wiem, że nie było Ci łatwo, ale masz racje nie powinieneś był tego wszystkiego mówić.
- Przepraszam... Wybaczysz mi??
- Tak od razu??
Przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
- Tak, tak od razu...
- Niech Ci będzie.
Wtuliłam głowę w jego klatkę piersiową. Staliśmy tak jeszcze kilka minut, potem chłopak zaczął kołysać się ze mną na boki. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudził mnie głos mojej mamy.
- ____ wstawaj, musisz się jeszcze spakować.
- Jeszcze chwila...
Obróciłam się na drugi bok. Zaraz... Spakować... Co??
Tak jak mówiłam to chyba ostatnia część, ale zasady się nie zmieniły i to do Was należy wybór. Zakończenie niby jest, ale jeśli chcecie to ja mam jeszcze pomysł na to opowiadanie. Stylistycznie też jest średnio, ale tak bywa jak piszę się trochę jednego dnia, a trochę drugiego i tak dalej... Tylko wydaje mi się, że robi się ono coraz bardziej przytłaczające i nudne, dlatego właśnie wybór zostawiam Wam... Krytyka jak zwykle mile widziana i zachęcam do komentowania^^

9 komentarzy:

  1. Przeczytałam scenariusz z Sehunem dzisiaj dopiero,a to jest takie świetne!!<3 Czekam na więcej,bardzo mi się podoba :3 ~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej później niż wcale, prawda?? Dziękuję^^

      Usuń
  2. Ja chce więccej części

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobre, najbardziej podobała mi się chyba końcówka. Naprawdę dziękuję za ten scenariusz ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz dalej napisać. Po co ona ma sie pakowac? ej, jestem ciekawa ;;;;;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja pierwsza myśl co do pakowania to ,że to był tylko sen x.x

      Usuń
    2. No i prawidłowo pomyślałaś, o to chodziło. Dlatego napisałam, że zakończenie niby jest, a przynajmniej byłoby gdybym przestała to pisać...

      Usuń
  5. Po pierwsze: nie jest nudne
    Drugie: pisz dalej
    Trzecie: końcówka tym razem mnie zawiodła
    Czwarte; pisz dalej
    Piąte: życzę weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wszystkie pięć punktów i też życzę Ci weny :)

      Usuń