28.02.2014

Sehun - Zagadka część 5

Scenariusz dla... dla Hee XD Mam nadzieję, że cieszycie się z kolejnej dawki Sehuna... Chcecie żebym jeszcze kontynuowała ten... tą... to coś?? XD Mi to obojętne, to zależy od Was. Trochę o niczym, ale to nic nowego... Miłego męczenia się^^


- Okluczaj...
- Już, przecież próbuje...
Oboje nie byliśmy w najlepszym stanie psychicznym, tylko że Luke miał tylko kilka zadrapań, a ja prawdopodobnie złamaną rękę. Prawa dłoń mi się trzęsła, a lewą nie mogłam sobie pomóc. W końcu mi się udało.

- Widzisz tą zasłonę??
- Gdzie??
-Tam na końcu pokoju, odsłon ją.
Zrobiłam to co kazał i ujrzałam schody, a obok jakiś przełącznik, znów spojrzałam na chłopaka.
- Naciśnij.
Zapaliło się światło. Schodziliśmy coraz niżej, im niżej tym zimniej. Stopni było naprawdę dużo, co kilkanaście schodów chwila płaskiego podłoża, a następnie ciągnęły się w drugą stronę, raz w lewo, a raz w prawo. Gdy dotarliśmy na dół ujrzałam potężne, metalowe drzwi, znów na niego spojrzałam.
- Otwórz.
Już chciałam powiedzieć, że nie mam klucza.
- To ten sam co do drzwi wejściowych.
Odkluczyłam, tym razem uderzyło we mnie gorące powietrze. W pierwszej chwili zrobiło mi się niedobrze, ale trwało to tylko kilkanaście sekund.  Wąski korytarz, a po każdej ze stron po cztery pary drzwi (cztery sztuki) , a na wprost jeszcze jedne.
- Drugie od lewej, w mojej prawej kieszeni od spodni są klucze.
Czułam się trochę niezręcznie, ale je wzięłam. Próbowałam każdym po kolei, udało mi się dopiero przed ostatnim kluczem. Światło zapaliło się automatycznie. Pomieszczenie nie było duże, ale małe też nie. Znajdowało się tam łóżko, biurko, a obok krzesło, fotel, nieduża kanapa, szafa i komoda, a wszystko było w białych i czarnych barwach. Luke położył rannego na łóżku. Wychodząc pociągnął mnie za ramię i zamknął drzwi.
- Posłuchaj teraz siedzisz w tym na maksa. Nie ma odwrotu, rozumiesz??
Pokiwałam jedynie twierdząco głową, nadal starałam się to wszystko zrozumieć.
- Musisz iść z tym do lekarza - powiedział wskazując na moją rękę -ale nie do szpitala, przyprowadzę tu mężczyznę, który o wszystkim wie.
- Nikomu nic nie powiedział??
- Nie, to ojciec Maxa...
- Nim zajmie się najpierw. Zadzwonię i pójdę po doktora, a Ty tu zostaniesz i będziesz patrzeć co się z Nim dzieje, dobrze??
- Ne(tak). Ile Cię nie będzie??
- Około 20 minut, zamknij się od środka, a ja zamknę te drzwi - wskazał na stalowe wrota - i te wyjściowe, rozumiesz??
- Jasne, powodzenia.
Ruszył do wyjścia, a ja weszłam z powrotem do pokoju, przestawiłam krzesło, żeby stało obok łóżka, usiadłam na nim i wpatrywałam się w chłopaka. Miałam nadzieję, że nic mu nie będzie. ____ kogo ty oszukujesz?? Przecież widzisz jak on wygląda. Nie jest dobrze, nie jest źle, jest tragicznie. Moje życie zmieniło się całkowicie i tak już zostanie. Luke miał rację, teraz nie ma odwrotu. Jego mokra [ no wiecie śnieg] blond grzywka opadała mu perfekcyjnie na czoło prawie całkowicie zasłaniając ciemne brwi, idealnie komponowała się z bladą skórą. Niegdyś delikatnie różowe wargi były teraz niemal białe. Ani drgnął. W momencie gdy łzy spłynęły mi delikatnie po policzku ktoś otworzył drzwi. Starłam szybko słone krople rękawem.
- Tu jest... - usłyszałam znajomy głos.
Wstałam i odwróciłam się do nich przodem.
- Dzień dobry Panu...
- Witam, to Ty jesteś ___, tak??
- Tak.
- Tobą zajmę się później.
Wysoki opalony mężczyzna poszedł i przykucnął obok Sehuna. Odwiązał bluzę i zaczął oglądać ranę.
- Muszę szybko zszywać. Luke podaj mi torbę.
Chłopak zrobił to bez słowa. Lekarz wyjął nici chirurgiczne [boję się igieł i strzykawek, już wiecie czym mnie straszyć XD]. Nie mogłam na to patrzeć, wyszłam stamtąd. Oparłam się plecami o ścianę i osunęłam się powoli na ziemię, czoło oparłam na kolanach. Ręka cały czas bolała, jakby ktoś łamał ją ponownie, a na dodatek zacięcie na policzku[pamiętacie??] znów zaczęło bezlitośnie piec. Dam radę, nie mogę nic z tym zrobić, nie mogę pomóc, więc będę podnosić ich na duchu, a przynajmniej postaram się.
- Trzeba przetoczyć mu krew, ale nie mam przy sobie odpowiedniej...
- Ja mu oddam, niech Doktor bierze tyle ile potrzeba, a nawet więcej...
Usłyszałam stłumione głosy.
- Dobrze, usiądź.
Zamienili jeszcze parę zdań, a ja słuchałam uważnie, ale nie dowiedziałam się niczego konkretnego. Po kilkunastu minutach, Luke mnie zawołał. Podniosłam się ciężko i wróciłam do pomieszczenia. Nie zmieniło się prawie nic, na szafce leżały strzykawki, przeszły mnie delikatne dreszcze.
- Teraz Twoja kolej, która ręka?? - zapytał życzliwie mężczyzna.
- Lewa...
- Połóż ją tutaj.
Pozbierał swoje rzeczy z komody przy okazji robiąc mi miejsce.
- Nie mam rentgenu... Słyszałaś coś, gdy to się zdarzyło??
- Tak, trzask.
- Porusz palcami.
Wykonałam polecenie.
- Prawidłowo... Bolało??
- Tak...
- Teraz powiesz mi gdzie boli dokładnie.
Ścisnął delikatnie najpierw moją dłoń, a potem nadgarstek.
- Tutaj...
- Przekręć ją żeby leżała bokiem.
Z moich ust mimowolnie wydobył się cichy jęk.
- Złamana, ale nie wiem czy z przemieszczeniem. Raczej nie, bo palcami możesz ruszać, a tutaj masz małego krwiaka, oprócz tego nie widać żadnego wybrzuszenia.
Dopiero teraz zorientowałam się, że z jednej strony spuchło.
- Założę Ci gips, później przyjdziesz do mnie do gabinetu i zobaczymy czy zrasta się prawidłowo.
-Dobrze.
Kilka chwil później miałam już unieruchomioną rękę, gips zaczynał się trochę przed łokciem, a kończył za nadgarstkiem. Na szyi zawiązał mi chustę i usadowił w niej chorą kończynę.
- Idę, jakby coś się pogorszyło albo polepszyło dzwońcie.
Oboje skinęliśmy głowami  Chłopak dla pewności odprowadził doktora do domu zostawiając mnie samą. Robiłam to co przedtem. Znów ogarnął mnie strach, a w mojej głowie roiło się od pytań typu „Co będzie gdy…”. Wrócił szybciej niż poprzednio.
- Trzymasz się?? – zapytał wchodząc do pokoju.
- Można tak powiedzieć, a Ty??
- Też coś w tym stylu. Muszę poszukać innych…
- Sam?? – odwróciłam się, nie wiedziałam, że stał tak blisko, stanowczo za blisko.
- Ciebie nie wezmę, a Jego – wskazał na blondyna – tym bardziej…
- To nie jest dobry pomysł…
- Co innego mam zrobić?? Może jeszcze żyją i mnie potrzebują.

- Możliwe, ale sam nie dasz im rady, poczekaj aż Sehun wyzdrowieje…

- Nie mogę… Wtedy nie będzie już czego ratować.
Miał rację, po prostu nie chciałam zostać sama.
- Powinnaś jutro wrócić do domu.
- Wae (dlaczego)??
- Bo jutro Wigilia…
- Już?? Nie zostawię go samego…
-Musisz, Twoja mama będzie się martwić.
Kompletnie o niej zapomniałam, jak ja jej wytłumaczę to złamanie??
- Zadzwonię do niej – wybrałam odpowiedni numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Słucham?? – zapytał głos dochodzący z drugiej strony.
- Cześć Mamo... Mogłabym spędzić te Święta u znajomych??
-Ale dlaczego??
- Nie oszukujmy się. Tata się wyprowadził, nie będzie już rodzinnej atmosfery. Proszę, tylko raz.
- No… No dobrze, niech Ci będzie. Jakby co będę u Cioci…Tylko nie rób niczego głupiego i niebezpiecznego.
- Jasne, przecież mnie znasz. Pozdrów Ciocię, miłych Świąt, ja kończę, pa.
Nie czekałam na odpowiedź, po prostu się rozłączyłam. Chłopak teraz stał juz dalej ode mnie.
- Mogę tu zostać.
Spojrzał delikatnie zdziwiony.
- To dobrze, jutro rano idę Ich szukać.
Nie odpowiedziałam.
- Numer do Doktora wisi na lodówce, zostawię Ci wszystkie klucze, nie wychodź stąd, chyba że  będzie jakaś nagła sytuacja. Postaram się szybko wrócić. Najlepiej to siedź dużo przy Sehunie.
- Dobrze.
Wręczył mi pęk kluczy i pokazał wolną sypialnię.
- Do kiedyś , rano się nie zobaczymy, swoim kluczem zamknę drzwi prowadzące tutaj i te wejściowe.
Długo nie mogłam zasnąć, martwiłam się o blondyna, chciałam z nim porozmawiać, ale nie mogłam . Po obudzeniu się zajrzałam do czarno-białego pokoju, nic się nie zmieniło, potem poszłam coś zjeść. Chatka była pusta.
- Teraz będę musiała gadać sama ze sobą…
Następnie wróciłam do pomieszczenia, w którym leżał chłopak. Znów się w niego wpatrywałam, co innego miałam robić?? No właśnie, nic.  Mogłam tylko czekać na poprawę. Nadszedł wieczór,  zasnęłam na czarnym fotelu. Przez kolejne trzy dni wszystko wyglądało tak samo. Tego wieczoru chciałam w końcu się wyspać, już miałam zamykać drzwi, gdy nagle spostrzegłam, że mężczyzna siada. Błyskawicznie stanęłam obok jego łóżka.
- Sehun… Jak się czujesz?? – poczułam wielka ulgę.
- Co ja tu robię??
Opowiedziałam mu o wszystkim.
- Poczekaj, pójdę zadzwonić do Doktora…
- Pójdę z Tobą.
- Nie, masz odpoczywać.
Wbiegłam po schodach, stanęłam przed lodówką, wyjęłam telefon i wpisałam numer.
- Dobry wieczór, przepraszam że dzwonie o tak późnej godzinie, ale Sehun się obudził.
- Zaraz będę, daj mu coś do picia.
Rozłączyłam się, szybko nalałam wody do szklanki, wróciłam do pomieszczenia, wręczyłam chłopakowi naczynie i znów poszłam n górę aby poczekać na lekarza. Po kilkunastu minutach usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je, a do mieszkania wszedł znajomy mężczyzna. Po drodze wypytał mnie czy wszystko w porządku z ręką.
- Dzień dobry Panu. – powiedział blondyn gdy weszliśmy do pomieszczenia.
- Cześć Sehun… Powiedz mi jak się czujesz.
- Średnio, kręci mi się w głowię i strasznie boli mnie to zadrapanie.
- ____ przyniesiesz mu coś do jedzenia??
- Oczywiście, zaraz wracam.
Tym razem mi sie nie spieszyło, nie chciałam potknąć się na schodach jak wcześniej. Do pokoju wróciłam po dwudziestu minutach i podałam chłopakowi talerz. Gdy mnie nie było doktor obejrzał blondyna, zmierzył puls i ciśnienie, dał tabletki przeciwbólowe i powiedział, że ma odpoczywać. To wszystko mi powtórzył i wyszedł.
- Gdzie reszta?? – zapytał gdy zostaliśmy sami.
- Miałam nadzieję,że Ty mi powiesz.
- Z tego co mi opowiadałaś to Luke wyszedł trzy dni temu, tak??
- Dokładnie…
- Pewnie już po nim…
- Nie mów tak…
- Gdy dotarłem tam z Joe widzieliśmy jak jedno z tych... stworzeń próbuję skręcić Paulowi kark. Nie wiem co się stało, bo w tym momencie jeden z nich mnie zaatakował. Pomógł mi Luke, a ja kazałem mu Cię znaleźć…
-Dlaczego sam nie przyszedłeś??
- Ja byłem już trochę ranny, a On nie. Na dodatek to Luke jest jednym z najszybszych w naszej watasze.
Usiadałam na ziemi i spuściłam głowę, miałam tego wszystkiego dość, mimo to miałam nadzieję, że dadzą radę i wrócą cali i zdrowi, a co najważniejsze wszyscy.
- Jesteś na mnie zła??
- Na Ciebie?? Nie... Za co miałabym być zła??
- Za to, że przez mnie tu jesteś.
- To nie Twoja wina.
-Mimo to, przepraszam…
Zapanowała krępująca cisza, nie miałam kompletnego pojęcia co powiedzieć. Odezwał się po kilku minutach.
-___
- Tak??
Nie spojrzałam na niego, nie chciałam żeby zobaczył, że zaraz się rozpłaczę.
- Wszystko w porządku??
- Chyba żartujesz... Nic nie jest w porządku, wszystko się sypie i Ty dobrze o tym wiesz.
- Może i masz rację, ale nie możemy się poddawać, chyba nie zostawisz mnie teraz samego...
- Sehun Twoje życie nie jest łatwe, a bycie jego częścią tym bardziej.
- Co chcesz mi przez to powiedzieć??
- Nic, tylko stwierdzam fakty.
- Muszę Ich znaleźć...
- Zgłupiałeś?? Doktor powiedział, że masz odpoczywać.
- Naprawdę myślałaś, że będę tego przestrzegał??
- Tak właśnie myślałam...
-Czyli jeszcze w ogóle mnie nie znasz...
-Nie miałam okazji poznać...
Nie podobała mi się ta rozmowa.
- Spójrz na świat z moich oczu będziesz chciała je zamknąć. Poznaj mój ból, moje myśli będziesz chciała mnie zamknąć. Nie musisz mi pomagać, dam sobie radę,pamiętam o swoich korzeniach...- powiedział dość oschle.
Jego słowa bolały, rozrywały moje serce na kawałki, można powiedzieć, że wbił w nie sztylet.
- Wiesz, życie jest jak więzienie, ucisk w klatce. Palce na brzytwie trzymasz tak długo aż ucinasz je.[Rose ogranicz słuchanie rapu XD jak akurat nie słucham K-POPU to się zdarzy...]
Obrzuciłam go zdziwionym, spojrzeniem. Nie zareagował nawet na widok łez spływajacych po moich policzkach. Patrzył tylko tępym, pustym, niewidzącym wzrokiem. Miałam ochotę go uderzyć, ale powstrzymałam się. Siedziałam naprzeciwko niego tylko ja na podłodze, a on na łóżku.
- Zrozum nie robię tego dla przyjemności, gdybym miał wybór wolałbym być normalny.
Nie odpowiedziałam. Nie poznawałam go,wcześniej był taki miły, a teraz...
- Chcę się zdrzemnąć, mogłabyś wyjść??
Wstałam bez słowa.
-Tylko zamknij drzwi na klucz.
Chciałam na niego nawrzeszczeć, powiedzieć co sądzę o jego zachowaniu, ale nie potrafiłam. Cały czas nad tym myślałam, może działa tak na niego stres i strach?? To bardzo możliwe... Miał rację, nie znam go, ale on też tak naprawdę niczego o mnie nie wie. Gdy minęła  złość i żal miałam ochotę znów go zobaczyć, zobaczyć jeszcze raz jego ciemne oczy, jego idealną twarz, móc rozmawiać bez przerwy, móc wsłuchiwać się w jego głos, móc wypłakać się w jego silnych ramionach, móc się do niego przytulić, móc przyglądać mu się bez zakłopotania, poczuć jego ciepłe wargi stykajace się z moimi[zapędziłam się XD]... Nie dam rady tak dłużej... Wstałam, przeszłam przez korytarz i zapukałam do drzwi czarno-białego pokoju.
- Możesz wejść...
- Przepraszam...
- To ja powinien Cię przeprosić.
Wstał i podszedł do mnie.
- Powin...
- Cicho...
Teraz stał już bardzo blisko, objął mnie w talii i przyciągnął do siebie.
- Przejdziemy przez to razem, potrzebuje Cię...
- Ja Ciebie też, nie zostawisz mnie??
- Oczywiście, że nie ____.
Oparłam głowę o jego klatkę piersiową, a zdrową rękę złożyłam na jego plecach.
- Jeszcze raz Cię przepraszam, poniosło mnie.
- Nic się nie stało, wiem że jest Ci ciężko, ale mi mimo wszystko też, choć nie znałam Ich zbyt dobrze.
- jutro idę Ich szukać.
Odsunęłam się trochę żeby móc spojrzeć mu w oczy.
- Nigdzie sie stąd nie ruszysz, nie jesteś w pełni sił.
- Nie ma czasu… Ty zostaniesz tutaj…
- Słucham?! Nie będę siedzieć tu sama!!
- Uspokój się, nie chce Cię niepotrzebnie narażać…
- Za późno… Nie chce całym dniami martwić się o Ciebie i bać się, że gdy przyjdzie tu któreś z tych potworów to będę bezbronna.
To na niego zadziałało, a ja dobrze wiedziałam, że tak będzie.
- No… Arasso (zgoda, dobrze), pójdziemy razem, a teraz idź już spać, bo musimy być rano wypoczęci.
Przytaknęłam mu i wróciłam do poprzedniego pomieszczenia. Położyłam się i natychmiastowo zasnęłam. Miałam koszmary, nic nowego, ale ten był inny…
„Pierwsze co poczułam to chłodne powietrze. Znalazłąm się w środku lasu, na ziemi leżały sterty śniegu, ale nie cały był biały… W wielu miejscach widać było szkarłatne plamy i porozrzucane blade kończyny, ale nie to było najgorsze. Krwiożercze istoty siłowały się z moimi znajomymi. Jeden z nich, a mianowicie najmniejszy, brązowy leżał bez ruchu, jego klatka piersiowa także się nie unosiła… Rozglądałam się dalej, nie dostrzegałam ani złotego ani rdzawego wilka, policzyłam wszystkich, było ich czterech (razem z leżącym) czyli brakuję jeszcze kogoś. W oddali miedzy drzewami ujrzałam prześwit… Coś tam było albo raczej tam kończył się las. Bezmyślnie podbiegłam do brązowego zwierzęcia. Dostrzegłam, że z jego prawej tylnej łapy sączy się krew, ale co gorsze z rany delikatnie wystawała biała kość [Krisusie jaka drastyczna scena, normalnie nie zasnę XD]. Nagle za moimi plecami zawiał wiatr tak silny, że prawie się przewróciłam. Nawet nie wiem kiedy to się stało, ale nie stałam już na ziemi. Czułam lodowatą dłoń na swojej szyi, dusiłam się. Napastnik chciał żebym cierpiała, przecież mógłby pozbyć się mnie jednym ruchem. ‘’
Obudziłam się i wzięłam głęboki oddech, podeszłam do lustra, na szyi miałam czerwone ślady. Pobiegłam czym prędzej do mojego „ukochanego” Zaczęłam nerwowo walić w drzwi, przecież to ja mam klucz…
- Co się stało?? Przecież kilka minut temu wyszłaś…
- Sehun musimy iść, już teraz, szybko!!
- Co?? Dlaczego??
Opowiedziałam mu wszystko, starał się to ukryć, ale wiedziałam, że jest przerażony. Poszłam przebrać się w coś cieplejszego niż piżama. Potem zjedliśmy coś na szybko. Po kilkunastu minutach zamykaliśmy drzwi , pęk kluczy został w chatce.
- Posłuchaj, ja się przemienię, a Ty wejdziesz mi na plecy, dobrze??
- Ne(tak).
- Tylko mocno się trzymaj, bo będzie naprawdę szybko.
Powiedziałam mu wcześniej gdzie to wszystko widziałam, a on oznajmił, że wie gdzie to jest. Po chwili był już na czterech łapach, musiał się położyć, bo inaczej nigdy nie wdrapałabym mu sie na grzbiet. Uznałam, że trzymanie się jedną ręką siedząc  może być niebezpieczne, więc „położyłam” się, a moje nogi  przywarły do boków wilka [bez skojarzeń proszę]. Był wysoki, ale szczupły. Niespodziewanie ruszył, dobrze że tak się usadowiłam , bo inaczej na pewno bym spadała. Biegł tak przez kilka minut, nagle się zatrzymał i znów położył. Uznałam, że to ma znaczyć, że mam zejść, tak więc zrobiłam. Ruszył przed siebie, a ja powoli szłam w tą samą stronę. Jedyne, co było słychać to skrzypienie śniegu pod moimi butami, do czasu. Nagle tą ciszę przerwało długie, przenikliwe wycie… Coś we mnie pękło, ostrożność została daleko za mną. Po kilku minutach wpadłam zdyszana w to samo miejsce co we „śnie”. Zmieniło się tu trochę, mój przyjaciel właśnie rozszarpywał ostatniego wampira, a przynajmniej tak  mi się wydawało. Reszta, a raczej ci co pozostali wynosili gdzieś szczątki wrogich istot, pewnie nad strumień. Podeszłam do nich, gdy było już bezpiecznie. Stanęłam obok Sehuna, teraz wszyscy powrócili do swoich ludzkich postaci. Już wiedziałam kogo brakowało nie było Setha, Luka, Paula, a Joe leżał nieprzytomny [jako człowiek jakby co].
- Gdzie reszta??  - wypaliłam bezmyślnie.
- Ciebie powinno to najmniej obchodzić…
 - David daj Jej spokój, przecież to nie Jej wina – powiedział Max.
- Właśnie, ale gdzie Oni są?? – moje pytanie ponowił Sehun.
- Chodźcie… - znów odpowiedział syn doktora.
Zaprowadził nas na skraj klifu.
- Seth jako pierwszy się poświęcił… Zgarnął cztery pijawki w to miejsce i zrzucił je sam przy tym spadając, następnie w jego ślady poszedł Paul, a gdy mimo to nadal nie było dobrze Luke zrobił to samo. Seth na początku  nie zważał  na swoje bezpieczeństwo tylko pomagał nam, ale gdy zobaczył, że to na nic, bo jest ich za dużo, skoczył… Musimy się pozbierać, zabrać Młodego i wracać do domu. Nie mamy pewności czy nie ma ich więcej.  – mówił to wszystko kompletnie bez uczuć.
Z moich oczu powoli płynęły łzy, spojrzałam na Sehuna, on też nie potrafił tego powstrzymać, zresztą Alex też nie... może to dobrze. Rannego, znaczy wszyscy byli ranni, ale nieprzytomnego niósł David, nie mogłam za nimi nadążyć, więc Sehun wziął mnie na „barana”, mimowolnie przypomniałam mi się Luke… Jakby nie patrzeć to zbliżyliśmy się do siebie, można powiedzieć, że przez ten krótki okres czasu stał się dla mnie kimś w rodzaju starszego brata lub dobrego kolegi. Przez całą drogę nikt się nie odzywał. Zastanawiałam się co nas jeszcze spotka, straciliśmy już za dużo, wystarczy tych przygód… Miałam nadzieję, że to koniec, ale czy miałam rację??
To się decydujcie czy mam pisać dalej czym macie już dość....

9 komentarzy:

  1. Oj, wkręciłam się xD Bardzo mi się podoba :D
    A nawiązując do twojej wypowiedzi na samym początku. Ja nigdy nie mam dość Sehuna xD
    Co do następnej części. Ja bym ją chciała, ale oczywiście nie chcę naciskać, to będzie twoja decyzja czy napisać kolejną część, czy nie.

    PS: Gif na końcu jest taki łady <3 Dziękuję za scenariusz. Weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli mamy takie samo podejście do Sehuna... Pjona XD Tak jak mówiłam to od Was zależy czy kolejna część się pojawi, ja mam pomysł i z chęcią napiszę :)

      Usuń
    2. Piona xD A jeśli masz pomysł na kolejną część to byłoby miło. Oczywiście nic nie sugeruję. xD

      Usuń
  2. Masz pisać i się nie pytaj. Odpowiem na jej pytanie. To jeszcze nie koniec. Joe ty biedaczku, masz wyzdrowiec. Samoistnie zamiast Joe czytam L.Joe ale cśii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy co będzie dalej z Joe... Czy przeżyję czy może nie?? To nie zależy ode mnie [wcale XD Przecież ja nie mam na to wpływu XD] Pewnie napiszę, ale jeszcze nie wiem kiedy....

      Usuń
  3. omg, nie tylko nie Luke :c
    czekam na dalej <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi go żal... A Seth i Paul to co?? Cóż, ten scenariusz rządzi się swoimi prawami... [pewnie dlatego, że "wymyślam" go jak śpię XD...]

      Usuń
    2. Też mi ich szkoda, ale Luke polubiłam najbardziej :c

      Usuń
  4. Pisz dalej wciągnęłam się :)

    OdpowiedzUsuń