Scenariusz dla Joy Tucii Clifford.
Staliśmy
nieruchomo na środku salonu i mierzyliśmy się wzrokiem. Dopiero co skończyliśmy
się kłócić. Dokładniej rzecz biorąc, to ja patrzyłam na niego niemal błagalnie,
a on nie mógł tego wytrzymać.
- Myślisz, że
nasz związek ma jeszcze w ogóle jakiś sens? – zapytał spuszczając wzrok.
- Gdyby nie
miał, to teraz byśmy nie rozmawiali, a ja pakowałabym swoje rzeczy – odparłam,
wbijając spojrzenie w ścianę, która znajdowała się za jego plecami.
- Może
powinnaś to zrobić.
- Co? – wykrztusiłam
zszokowana.
- Może tak
będzie lepiej – rzucił cicho.
- Dongho… O co
ci teraz chodzi?
- Wiem, że nie
jesteś w stanie mi tego przebaczyć i to rozumiem, dlatego lepiej będzie jeśli
się rozstaniemy… - zaczął spokojnym, niewzruszonym głosem, prawie beznamiętnym.
Nie mogłam
uwierzyć w to, co mówił. To już nie był ten wrażliwy chłopak, w którym się
zakochałam. Nie w tej chwili. Z każdym kolejnym słowem coraz mocniej wbijał we
mnie niewidzialne ostrze.
- Co ty
wygadujesz? Przecież ja chcę, żebyśmy to wszystko naprawili. Możemy to
naprawić. Może być tak jak wcześniej…
Spojrzał mi w
oczy. Nigdy nie spodziewałam się, że zobaczę w nich tylko prośbę zmieszaną z
irytacją. Już od naszego pierwszego spotkania było w nich wiele troski i
współczucia dla innych. Gdzie one się teraz podziały?
- T-ty nie
chcesz tego naprawiać – powiedziałam, dławiąc się powietrzem. Nigdy nie
myślałam, że to powiem albo usłyszę, nie w związku z nim.
- Przepraszam.
Przykro mi… - odparł niby smutno, ale już wiedziałam, że zrobił to tylko na
pokaz.
- Jak możesz…
Po tym wszystkim tak po prostu ze mną zrywasz? Tak po prostu?
- Ja chcę być
z nią. To co było między nami było wspaniałe, ale to koniec. To było.
Potrzebuję czegoś nowego, a wolę uczciwie ci to powiedzieć, niż spotykać się z
nią i oszukiwać cię, że wszystko jest w porządku. Nie potrafiłbym tak.
Mówił tak,
jakby o wszystkim zapomniał. Zapomniał nie tylko o naszej miłości, ale też o
tym co było wcześniej. Zapomniał o przyjaźni, którą budowaliśmy przez wiele
lat, o tym jak nieraz zarywałam noc, żeby go pocieszać. Czy zrobiłam coś źle?
Czy to moja wina? Chciałam zapytać, naprawdę chciałam, ale on odwrócił się do
mnie plecami i odszedł, choć nadal stał w miejscu. Teraz był nieosiągalny.
Rękawem
starłam łzę, która spłynęła po moim policzku i szybko poszłam do jeszcze
niedawna naszej wspólnej sypialni. Drzwi były tylko przymknięte, więc otworzyłam
je za pomocą kopnięcia. Jeszcze nigdy nie czułam się tak bezradna i
jednocześnie tak wściekła. Podeszłam do szafy i ją otworzyłam. Już miałam
zacząć wyjmować swoje ubrania, ale w tym momencie zdałam sobie sprawę, że po
drodze nie wzięłam walizki. Zirytowana przewróciłam oczami i udałam się do
salonu. Gdy odwróciłam się twarzą do drzwi sypialni, zobaczyłam, że stoi w nich
Dongho. Opierał się ramieniem o framugę i bacznie mi się przyglądał. Mimowolnie
stwierdziłam, że mimo wszystko miałam ochotę go przytulić. Nadal wyglądał jak
mój Dongho, ale już nim nie był. Minęłam go bez słowa, wzięłam walizkę i wróciłam
do pokoju. Chwycił mnie lekko za nadgarstek tym samym zmuszając, żebym się
zatrzymała. Niechętnie podniosłam wzrok. Patrzył na mnie z góry, ale łagodnie i
prawie przyjacielsko. Skoro już ze mną zerwał, to chociaż mógł być wredny. Może
wtedy byłoby mi łatwiej.
- Nigdy nie
chciałem dla ciebie źle…
- Nie dotykaj
mnie – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Moje uczucia
co do niego zmieniały się z każdą sekundą. Teraz miałam ochotę zdzielić go w twarz.
Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku i na powrót
podeszłam do szafy. Wrzucałam moje rzeczy jak leci, już ich nie składałam.
Chciałam jak najszybciej stąd zniknąć, bo nie mogłam znieść tych targających
mną emocji. Zmieniały się zbyt często. Z trudem zamknęłam walizkę, złapałam za
rączkę i pociągnęłam ją do korytarza. Tam ubrałam kurtkę i buty. Chwyciłam za
klamkę i ostatni raz spojrzałam za siebie. Od razu natrafiłam na jego oczy,
teraz były już odrobinę spokojniejsze. Uśmiechał się prawie niewidocznie, ale
jednak. Jednak nawet w takiej chwili.
- Nie
sądziłam, że tak skończymy – rzuciłam.
Wyszłam z mieszkania, nie czekając na odpowiedź. Byłam
niemal pewna, że zaraz zadzwoni do tej zołzy i zaprosi ją do domu. Do tego
domu, w którym jeszcze parę sekund temu byłam, w którym jeszcze parę minut temu
mieszkałam, w którym jeszcze parę dni temu byłam szczęśliwa. Schodziłam po
schodach, a walizkę ciągnęłam za sobą.
Nie obchodziło mnie to, że robiłam naprawdę dużo hałasu. Wyszłam z klatki
schodowej i w końcu znalazłam się na dworze. Nabrałam świeżego, wiosennego powietrza w płuca i wyjęłam
chusteczkę z kieszeni. Starłam z twarzy spływający makijaż. Miałam nadzieję, że
nie wyglądałam jak siedem nieszczęść. Brakowało tylko tego, żeby ludzie na
ulicy wytykali mnie palcami.
Szłam tak niepewnym krokiem, jakbym zaraz
miała się przewrócić. Głowę miałam nisko zwieszoną, starałam się patrzeć pod
nogi. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to właśnie ja zrobiłam coś źle, ale w
głębi duszy wiedziałam, że to nieprawda. To on mnie zostawił. To on był winny i
to było pewne, ale mimo to czułam się strasznie. Dlaczego? Chciałabym móc
odciąć się od tych uczuć, ale tak się nie da.
Nie
wróciłam do rodziców. Dopóki to nie była ostateczność, nie chciałam tam wracać.
Pewnie przez to, że rozstaliśmy się sprzeczką, a od tego czasu rzadko z nimi
rozmawiałam. Zatrzymałam się u przyjaciółki. Jej mieszkanie zawsze było dla
mnie otwarte i to było miłym pocieszeniem. Powiedzmy sobie szczerze, musiałam
się komuś wyspowiadać, a jej mogłam powiedzieć wszystko. Tak, tak wtedy
myślałam.
Otworzyła drzwi i przywitała mnie tak
życzliwie jak zawsze. Na początku nie pytała, co się stało. Po prostu wpuściła
mnie do środka i zapytała, czego się napiję. Dopiero później sama jej powiedziałam, że ja i Dongho to
przeszłość. Zmartwiła się i zaczęła mówić, że nie powinnam się przejmować oraz
inne rzeczy tego typu, ale to mnie nie przekonywało. Tylko machnęłam ręką na
jej argumenty.
Wzięłam łyk
jeszcze ciepłej kawy i odstawiłam kubek na stolik. Wbiłam się plecami w oparcie
fotela.
- Słuchaj, to nie koniec świata.
- Najgorsze jest to, że o tym wiem, ale nic mi to
nie daje. Nie mogę wybić go sobie z głowy.
- To przyjdzie z czasem… Chyba wiem jak ci pomóc –
powiedziała uradowana.
- Dawaj.
- Musisz go sobie obrzydzić.
Spojrzałam na nią jak na idiotkę i westchnęłam
zrezygnowana.
- Niby jak?
- Musisz znaleźć jego złe cechy i ogólnie to czego
w nim nie lubiłaś… - zaczęła dość pewna swojego pomysłu.
- To się nie uda. Już przyzwyczaiłam się do jego
wad, nie są dla mnie niczym złym – odparłam i wzruszyłam ramionami.
- Dlaczego nie chcesz spróbować?
- Bo to nie ma sensu. Wolę w ogóle o nim nie
myśleć.
- Gdybyś jeszcze umiała, co?
- Gdybym jeszcze umiała…
Obracałam w palcach naszyjnik, który zdjęłam z
szyi chwilę wcześniej. Złoty kluczyk. Zawsze miałam go przy sobie, tak po
prostu bez powodu. Moim powodem był Dongho, a teraz już nie. Był, a już go nie
ma. W jednej chwili cały czar prysnął.
„- Dongho,
nie masz na to żadnego wpływu… - zaczęłam cichym, kojącym tonem.
- Wiem, ale… ale to wszystko
jest takie bez sensu – przerwał mi drżącym głosem.
Nie mogłam patrzeć, jak
siedzi taki zdruzgotany . Rozumiałam jego smutek i wiedziałam, że musi uporać
się z nim sam, ale naprawdę nie potrafiłam zostawić go w takiej chwili.
Usiadłam obok niego na kanapie.
- Posłuchaj, wiem, że jest ci
ciężko, ale twoja ciocia nie byłaby zadowolona, gdyby zobaczyła cię takiego
załamanego.
Chłopak oparł łokcie na
kolanach, a twarz schował w dłoniach. Słabe światło, które rzucała mała,
stojąca na biurku nieopodal lampka sprawiała, że w pokoju było tak jakby tylko
jedno nikłe źródło blasku, a reszta pokoju wydawała się tonąć w mroku zupełnie
jak jego właściciel. Po chwili położyłam dłoń na jego plecach.
- Będzie dobrze, naprawdę –
powiedziałam cicho, próbując dodać mu otuchy.
Nagle chłopak się
wyprostował, spojrzał mi głęboko w oczy, a później mnie przytulił, a ja nie protestowałam.
Pogłaskałam go po plecach i zaczęłam uspokajać. W tej chwili wydawał mi się
naprawdę kruchy.
- Co ja bym bez ciebie
zrobił? – Zapytał, wyraźnie tamując szloch.”
Teraz już chyba wie, co by zrobił. Już nie byłam
mu potrzebna. Można powiedzieć, że wymienił mnie na nowszy model. Właśnie tak
było, bo potraktował mnie jak rzecz, po prostu wyrzucił.
-____, nie słuchasz mnie – powiedziała z wyrzutem
moja przyjaciółka.
- Przepraszam, zamyśliłam się – odparłam
spokojnie, ale nawet nie spojrzałam w jej stronę. Nie chciałam zdradzać, że
myślałam o nim, bo przecież dopiero co zdążyłam powiedzieć, że nie będę tego
robić. Wiedziałam, że wyraz moich oczu sam by jej wszystko wyjawił.
- Ale masakra – rzuciła, odkładając kubek na stół.
- Co?
- Ta kawa jest ohydna. Jak ty możesz ją pić?
Wzruszyłam ramionami. Dla mnie smakowała całkiem
normalnie.
- Nigdy więcej nie kupię niesprawdzonych
produktów, a przynajmniej niesprawdzonej kawy. Myślę, że Dongho nie wytrzyma
bez ciebie zbyt długo – nagle zmieniła zarówno temat jak i ton głosu. Teraz
brzmiała łagodnie.
- Dlaczego?
Uśmiechnęła się lekko.
- Jakoś ciężko mi wyobrazić sobie was osobno.
Zawsze byliście razem, chociażby jako przyjaciele. Nie mógł tak nagle, bez
powodu wyrzucić cię ze swojego życia.
- Nie mógł, ale jakoś to zrobił – odparłam
zmęczonym głosem. Ta sytuacja zaczynała mnie wykańczać.
Dziewczyna zirytowana przewróciła oczami.
- Przesadzasz.
- Nie przesadzam. Powiedział, że chce być z nią.
Podejrzenia to jedno, ale on powiedział mi to prosto w twarz.
- Zobaczysz, że jeszcze wróci do ciebie na
kolanach.
Jakoś nie przekonywały mnie jej słowa. Znałam
Dongho lepiej niż ona i wiedziałam, że nie zmienia zdania co pięć minut. Ewentualnie
robi to co godzinę. Mimowolnie spojrzałam na telefon, który położyłam na
stoliku. Milczał już od rana i nie zapowiadało się na zmianę.
- A jeśli nie wróci? – zapytałam chyba samą
siebie. Zawsze byliśmy razem. Nie wyobrażałam sobie następnego dnia. Dnia, w
którym by go nie było.
- To po prostu go olejesz.
- Łatwo ci mówić.
- Wiem, że łatwo, ale jeszcze trochę i też powiesz
to bez trudu.
Spojrzałam na nią i już wiedziałam, co się święci.
- O nie, nie idę z tobą na żadną imprezę –
powiedziałam stanowczo.
- Nie daj się prosić.
Gdy zobaczyła moją minę, w końcu zrozumiała, że
nic z tego. Dzisiaj nie miałam zamiaru nigdzie wychodzić, może za tydzień, ale
nie dzisiaj.
- Ale ty możesz iść.
- Wolę nie zostawiać cię samej.
Spojrzałam na nią pytająco.
- Jeszcze upijesz się tą ohydną kawą.
Powód faktycznie znalazła niebanalny, ale też
niezbyt możliwy.
- Przedawkuję kofeinę – mruknęłam pod nosem, ale
na tyle głośno by usłyszała.
- No właśnie i będziesz mi latać w nocy po
mieszkaniu. – Pokręciła głową niezadowolona. – Wtedy zabiłabym cię łapką na
muchy.
Zaśmiałam się krótko, ale zaraz na powrót
spochmurniałam.
- Obejrzymy jakiś film? Może komedię? – zapytała,
żeby odciągnąć moją uwagę od problemów, ale średnio jej to wyszło.
Skrzywiłam się lekko.
- Dongho chciałby zagrać w komedii…
- Zaraz cię uduszę, ____.
- Śmiało. – Zmierzyłam ją wzrokiem. – Myślę, że
się nie odważysz. – Moja przyjaciółka roześmiała się donośnie, jak to miała w
zwyczaju robić. Jej śmiech przeważnie był zaraźliwy. Przeważnie. – Zrobisz mi
jeszcze jedną kawę?
Spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Ale w filiżance, żebyś nie przedawkowała.
Zgodziłam się z bladym uśmiechem. Wróciła po paru
minutach z filiżanką dla mnie i kubkiem herbaty dla siebie.
- Może Dongho skapnął się, że jest gejem? –
zapytała, podając mi naczynie, które zresztą prawie upuściłam. Skończyło się na
poparzeniu. Zabrała mi filiżankę i kazała iść przemyć dłonie zimną wodą, na co
tylko rzuciłam ciche: „przecież wiem”.
- On na pewno nie jest gejem – rzuciłam stanowczym
tonem, wracając do salonu.
- Skąd wiesz?
- Zauważyłabym – skwitowałam krótko.
- Ale może od niedawna? – brnęła dalej.
- ^^^^!
- Ale zastanów się, nie możesz mieć pewności, że
nie mam racji… - nadal nie dawała za wygraną.
Prychnęłam zirytowana. Nawet nie chciałam o tym
myśleć. Zostawiłby mnie dla innego faceta? Nie mam nic przeciwko
homoseksualistom, ale mimo to wolałabym, żeby mój były chłopak i niegdyś
najlepszy przyjaciel się nim nie okazał.
- W sumie, to nadal był taki dziwnie miły po
rozstaniu – powiedziałam po chwili ciszy.
- No widzisz. – Podniosła kubek do ust.
- To bez sensu. – Bezwiednie opadłam na oparcie
fotela. Po dłuższym zastanowieniu się nad naszym związkiem, machnęłam ręką na
wszystkie podejrzenia mojej przyjaciółki. – Powiedział, że chce być z NIĄ, a
nie z NIM.
- Myślisz, że na pożegnanie powiedziałby ci:
„Wiesz, ____, tak naprawdę to ja wolę chłopców”? Dongho nie chciałby cię
skrzywdzić, dlatego by to przed tobą zataił. – Jej słowa wydawały się nie być
aż takie bezsensowne, jak na początku myślałam.
- Nie wiem – mruknęłam cicho i niechętnie.
- Pij tę kawę, bo mi tu umrzesz.
Sięgnęłam niepewnie po naczynie, dłonie nadal
trochę mi drżały. Wzięłam niewielki łyk gorzkawego napoju i zamknęłam oczy.
- Nie mów mi, że się tym delektujesz.
- Przeszkadzasz mi.
- Przepraszam – szepnęła.
Niby nie chciałam o nim myśleć, ale tak naprawdę
tylko to mi zostało po tych wszystkich wspólnych latach. Pamiętam, jak zapytał
mnie, czy zostaniemy parą.
„Był środek sierpnia, a
temperatura przekraczała trzydzieści stopni. Idealne warunki, by wyjść na
plażę, żal z nich nie skorzystać.
Już jakieś dwadzieścia minut obserwowałam,
jak moi najbliżsi znajomi grają w siatkówkę plażową. Zapraszali mnie do gry,
ale odpowiedziałam, że na razie pasuje mi moje miejsce sędziego. Żeby nie było,
że oszukuję, siedziała ze mną jeszcze ^^^^.
- Zróbcie sobie przerwę –
zawołałam, rozbawiona ich wygłupami. Chłopcy w większości zamiast normalnie
grać, popisywali się.
- Podasz mi wodę? – zapytał
Dongho, rozkładając się obok mnie. Naprawdę dobrze prezentował się bez
koszulki.
- Jasne, trzymaj. –
Wręczyłam mu butelkę i położyłam się na kocu, zasłaniając dłonią oczy. – Że też
zapomniałam zabrać okularów przeciwsłonecznych…
- Weź moje – rzucił bez
namysłu mój przyjaciel swoim kojącym głosem. Nim zdążyłam zaprotestować, już
miałam je na nosie.
- Dzięki. – Zwichrzyłam mu jasne włosy, na co lekko się uśmiechnął.
Chłopak rozejrzał się na
boki , a gdy upewnił się, że nikt nie zwraca na nas uwagi, nachylił się nade
mną i delikatnie musnął swoimi ustami moje.
- Dongho, co ty… - zaczęłam zdziwiona.
- Od jakiegoś czasu nie
jesteś dla mnie tylko przyjaciółką. Może moglibyśmy spróbować? Oczywiście
zależy to od tego, co ty do mnie czujesz. Kompletnie zapomniałem cię o to
spytać – wyrzucił na jednym wydechu. Był wyraźnie zestresowany.
Usiadłam i zdjęłam okulary.
Położyłam mu dłoń na rozgrzanym od słońca ramieniu.
- Już myślałam, że nigdy nie
zapytasz.
Uśmiechnął się szeroko i
mówiąc, że od tego wszystkiego kręci mu się w głowie, opadł na koc.”
- Umarłaś? – zapytała moja przyjaciółka, tym samym
wyciągając mnie z miłego wspomnienia.
- Prawie – odparłam, mrugając parokrotnie.
- Myślałaś o nim?
Kiwnęłam głową, spuszczając wzrok. Dziewczyna
westchnęła, ale nic nie powiedziała.
- Jakoś to wyjaśnimy.
- My?
- No raczej, już ja się tym zajmę. Skopię mu tyłek
i to za chwilę – powiedziała stanowczo i wstała. Gdy nic nie powiedziałam,
skierowała się do korytarza. Dopiero wtedy ruszyłam za nią.
- Gdzie ty idziesz? – zapytałam zaskoczona,
patrząc, jak zakłada buty.
- Do Dongho, przecież mówiłam – wyjaśniła mi
rzeczowym tonem.
- Myślałam, że tylko żartujesz.
- O nie, nie. Nie dam tak traktować mojej
przyjaciółki. Pożałuje, że się urodził. – Ciężko było mi wyobrazić sobie tę
konfrontację. – Nie pij kawy, jak mnie nie będzie. – Po tych słowach wyszła, a
ja nadal zaskoczona stałam w tym samym miejscu. Dopiero po kilku minutach
wróciłam do salonu, nie za bardzo wiedząc, co zrobić.
Po jakichś
trzydziestu minutach zadzwonił mój telefon.
- Słucham?
- ____, ja… nie chciałam. Naprawdę! – Jej
przerażony i załamany głos natychmiast wybuchł w mojej głowie. – Tak
mi…przykro. – Miała wyraźne problemy z oddechem.
-^^^^, spokojnie. Co się stało? – Starałam być
opanowana, choć to nie było łatwe. Przecież wiedziałam, gdzie poszła i po co
tam poszła.
- Nie wiem… Nie wiem, jak to się stało. – Chyba
nigdy nie słyszałam jej takiej roztrzęsionej. – Bałam się.
- ^^^^, słyszysz mnie? Powiedz, o co chodzi.
- On – głośny wdech – leży na podłodze. Ja… się
bałam.
Już byłam w korytarzu ubierałam buty.
- Czy on oddycha? – zapytałam łagodnie, żeby ją
uspokoić, choć wszystko we mnie się gotowało, a w gardle miałam wielką gulę.
- N-nie wiem.
- Proszę cię, zadzwoń po karetkę zaraz będę.
W międzyczasie szukałam kluczy i na szczęście były
tam gdzie zawsze, czyli w szufladzie w kuchni.
- Pójdę do więzienia? – Brzmiała coraz gorzej.
- Zadzwoń po karetkę.
Zamknęłam drzwi i rozłączyłam się, tym samym
rzucając się do szaleńczego biegu. Już bym wolała, żeby okazał się gejem.
Dom Dongho
znajdował się jakieś dwadzieścia minut spacerkiem od mieszkania mojej
przyjaciółki. Ten dystans pokonałam w mniej niż dziesięć minut, po drodze
prawie gubiąc płuca i wpadając na sporą ilość ludzi. Nie wiem, czy to przez
pośpiech, czy przez łzy, które skutecznie rozmazywały mi obraz.
Z trudem
biorąc oddech, dopadłam drzwi i szybko je otworzyłam. W domu było całkiem ciemno.
Jeśli moja przyjaciółka wezwała karetkę od razu po telefonie do mnie, to
możliwe, że ratownicy już zabrali Dongho.
- ^^^^, jesteś tu? – zawołał ochryple, zamykając
za sobą drzwi. Zapaliłam światło i zaskoczona cofnęłam się do tyłu.
- Sto lat! – krzyknęli równo wszyscy zebrani.
Przetarłam oczy, nadal nie rozumiejąc, co się
właściwie dzieje. Dongho podszedł do mnie z uśmiechem rozsmarowanym na twarzy i
szybko wziął mnie w objęcia. Byłam zbyt zdumiona, żeby coś zrobić, a przez
wcześniejsze wydarzenia dosłownie cała się trzęsłam. Gdy w końcu trochę
oprzytomniałam, zdenerwowana odepchnęłam chłopaka od siebie.
- Co to do cholery ma znaczyć?
Uśmiech od razu zniknął z twarzy blondyna, gdy
zaczął mnie przepraszać. Nie zwracałam najmniejszej uwagi na zebranych gości.
- Masz dzisiaj urodziny, chcieliśmy zrobić ci
niespodziankę…
- I to ma być ta niespodzianka? Prawie zawału
dostałam! – Dawno nie byłam tak zdenerwowana. Dokładniej to od rana. – Kto wymyślił
ten idiotyczny pomysł?
Wtedy obok mnie stanęła jeszcze ^^^^. Spojrzałam
na nią z niedowierzaniem. Jak moja przyjaciółka mogła zrobić mi takie coś?
- Co wam strzeliło do głów, żeby mnie tak
wystraszyć?
Wymienili spojrzenia, po czym Dongho zaczął mówić.
- Kochanie, posłuchaj,pomysł był ^^^^, ale to ja…
- Nawet mi się nie tłumacz. Nie chcę tego słuchać –
przerwałam mu wściekła. Nigdy nie najadłam się tyle strachu. Wyszłam trzaskając drzwiami i zbiegłam po schodach, żeby przed klatą nabrać trochę świeżego powietrza. Przez to wszystko miałam ochotę zapalić. Ktoś wyszedł za
mną z mieszkania, nawet nie musiałam zastanawiać się kto.
- ____, ja…
- Co ty? – Odwróciłam się twarzą do niego. – No powiedz
mi, co chciałeś przez to osiągnąć?
- Wiem, że to był głupi pomysł, ale… - urwał na
moment -…zastanawiałem się, czy nasz związek ma jeszcze sens.
- Co?
- Jesteśmy ze sobą już naprawdę długo i
pomyślałem, że mogłem ci się już znudzić. – Było mu wyraźnie przykro i głupio,
ale to nie zmieniało tego, co zrobił.
- Dałam ci kiedyś powody, żebyś tak myślał? – Mój głos
złagodniał. Powoli docierało do mnie, że chciał mnie przetestować i nadal mi
się to nie podobało, ale chyba zaczynałam go rozumieć. Sama czasami zastanawiałam
się, czy Dongho jest nadal ze mną szczęśliwy.
- Nie. – Podszedł trochę bliżej mnie i położył
swoje dłonie na moich ramionach. – Jestem idiotą. Przepraszam.
- A ja już myślałam, że zostawiłeś mnie dla innego
chłopaka – rzuciłam, lekko się krzywiąc.
- Ja?
- ^^^^ mi to wmówiła.
Roześmiał się w swój wyjątkowy sposób.
- Obiecaj mi, że to ostatni tak głupi numer.
- Obiecuję. – W jego oczach malowała się
krystaliczna szczerość.
- Mam nadzieję, że ta twoja głupota tylko umocni
nasz związek. – Złość już kompletnie ze mnie wyparowała. To nie tak, że nagle o
wszystkim zapomniałam. – Szykuj się na zemstę – szepnęłam mu do ucha uwodzicielskim
głosem, choć ta zemsta na pewno nie będzie miała nic wspólnego z uwodzeniem. Dongho
objął mnie i znów zaczął przepraszać.
- Tak w ogóle, to pomyślałem, że możemy kupić jakiegoś kota – powiedział, prowadząc mnie z powrotem do
domu. – Co prawda imię już ma, ale myślę, że ci się spodoba.
- Czyli już sam go wybrałeś?
Uśmiechnął się promiennie i nie zdradził niczego
więcej. Nie sądziłam, że ten dzień skończy się w ten sposób.
Nie jestem z tego zadowolona (pomińmy fakt, że ja zawsze jestem niezadowolona ze swoich prac).
Planowałam napisać scenariusz z Rap Monsterem i gdy miałam połowę uznałam, że tak się ciągnie, że chyba musiałabym pisać to jeszcze kilka dni, żeby skończyć i nie umrzeć, a termin gonił. Jutro znów wyjeżdżam i wracam dopiero trzydziestego albo trzydziestego pierwszego. Chciałam coś wrzucić, więc wróciłam do scenariusza, który zaczęłam pisać w kwietniu i urwał mi się tak jak ten z Namjoonem. Cóż, no, wyszedł z tego słaby prank dla głównej bohaterki. Chyba tylko tyle chciałam wam przekazać...
Życzę wam jeszcze miłej końcówki wakacji :)
Wow, nie wiedziałam, że o takich zespołach, jak Nu'Est powstają jeszcze scenariusze :o
OdpowiedzUsuńScenariusz był ciekawy, aczkolwiek nie w moim guście.
Miłego wypadu, gdziekolwiek wyjeżdżasz ^^
Weny i fighting!
shakeupmyheart.blogspot.com
Ja za taki żart nie odzywałabym się do przyjaciół z tydzień :D
OdpowiedzUsuńPomysł jak zwykle oryginalny ;)
http://looking-for-paradise-lost.blogspot.com/
Nominowałam Twojego bloga do Liebster Award! :3
OdpowiedzUsuńPo szczegóły zapraszam na mojego bloga: http://winner-opowiadanie.blogspot.com/2015/08/liebster-award.html
Fighting!