19.08.2015

Baekho - Nie sądziłam, że tak skończymy


Scenariusz dla Joy Tucii Clifford. 


Staliśmy nieruchomo na środku salonu i mierzyliśmy się wzrokiem. Dopiero co skończyliśmy się kłócić. Dokładniej rzecz biorąc, to ja patrzyłam na niego niemal błagalnie, a on nie mógł tego wytrzymać.
- Myślisz, że nasz związek ma jeszcze w ogóle jakiś sens? – zapytał spuszczając wzrok.
- Gdyby nie miał, to teraz byśmy nie rozmawiali, a ja pakowałabym swoje rzeczy – odparłam, wbijając spojrzenie w ścianę, która znajdowała się za jego plecami.
- Może powinnaś to zrobić.
- Co? – wykrztusiłam zszokowana.
- Może tak będzie lepiej – rzucił cicho.
- Dongho… O co ci teraz chodzi?
- Wiem, że nie jesteś w stanie mi tego przebaczyć i to rozumiem, dlatego lepiej będzie jeśli się rozstaniemy… - zaczął spokojnym, niewzruszonym głosem, prawie beznamiętnym.
Nie mogłam uwierzyć w to, co mówił. To już nie był ten wrażliwy chłopak, w którym się zakochałam. Nie w tej chwili. Z każdym kolejnym słowem coraz mocniej wbijał we mnie niewidzialne ostrze.
- Co ty wygadujesz? Przecież ja chcę, żebyśmy to wszystko naprawili. Możemy to naprawić. Może być tak jak wcześniej…
Spojrzał mi w oczy. Nigdy nie spodziewałam się, że zobaczę w nich tylko prośbę zmieszaną z irytacją. Już od naszego pierwszego spotkania było w nich wiele troski i współczucia dla innych. Gdzie one się teraz podziały?

- T-ty nie chcesz tego naprawiać – powiedziałam, dławiąc się powietrzem. Nigdy nie myślałam, że to powiem albo usłyszę, nie w związku z nim.
- Przepraszam. Przykro mi… - odparł niby smutno, ale już wiedziałam, że zrobił to tylko na pokaz.
- Jak możesz… Po tym wszystkim tak po prostu ze mną zrywasz? Tak po prostu?
- Ja chcę być z nią. To co było między nami było wspaniałe, ale to koniec. To było. Potrzebuję czegoś nowego, a wolę uczciwie ci to powiedzieć, niż spotykać się z nią i oszukiwać cię, że wszystko jest w porządku. Nie potrafiłbym tak.
Mówił tak, jakby o wszystkim zapomniał. Zapomniał nie tylko o naszej miłości, ale też o tym co było wcześniej. Zapomniał o przyjaźni, którą budowaliśmy przez wiele lat, o tym jak nieraz zarywałam noc, żeby go pocieszać. Czy zrobiłam coś źle? Czy to moja wina? Chciałam zapytać, naprawdę chciałam, ale on odwrócił się do mnie plecami i odszedł, choć nadal stał w miejscu. Teraz był nieosiągalny.
  Rękawem starłam łzę, która spłynęła po moim policzku i szybko poszłam do jeszcze niedawna naszej wspólnej sypialni. Drzwi były tylko przymknięte, więc otworzyłam je za pomocą kopnięcia. Jeszcze nigdy nie czułam się tak bezradna i jednocześnie tak wściekła. Podeszłam do szafy i ją otworzyłam. Już miałam zacząć wyjmować swoje ubrania, ale w tym momencie zdałam sobie sprawę, że po drodze nie wzięłam walizki. Zirytowana przewróciłam oczami i udałam się do salonu. Gdy odwróciłam się twarzą do drzwi sypialni, zobaczyłam, że stoi w nich Dongho. Opierał się ramieniem o framugę i bacznie mi się przyglądał. Mimowolnie stwierdziłam, że mimo wszystko miałam ochotę go przytulić. Nadal wyglądał jak mój Dongho, ale już nim nie był. Minęłam go bez słowa, wzięłam walizkę i wróciłam do pokoju. Chwycił mnie lekko za nadgarstek tym samym zmuszając, żebym się zatrzymała. Niechętnie podniosłam wzrok. Patrzył na mnie z góry, ale łagodnie i prawie przyjacielsko. Skoro już ze mną zerwał, to chociaż mógł być wredny. Może wtedy byłoby mi łatwiej.
- Nigdy nie chciałem dla ciebie źle…
- Nie dotykaj mnie – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
Moje uczucia co do niego zmieniały się z każdą sekundą. Teraz miałam ochotę zdzielić go w twarz.
  Wyszarpnęłam rękę z jego uścisku i na powrót podeszłam do szafy. Wrzucałam moje rzeczy jak leci, już ich nie składałam. Chciałam jak najszybciej stąd zniknąć, bo nie mogłam znieść tych targających mną emocji. Zmieniały się zbyt często. Z trudem zamknęłam walizkę, złapałam za rączkę i pociągnęłam ją do korytarza. Tam ubrałam kurtkę i buty. Chwyciłam za klamkę i ostatni raz spojrzałam za siebie. Od razu natrafiłam na jego oczy, teraz były już odrobinę spokojniejsze. Uśmiechał się prawie niewidocznie, ale jednak. Jednak nawet w takiej chwili.
- Nie sądziłam, że tak skończymy – rzuciłam.
Wyszłam z mieszkania, nie czekając na odpowiedź. Byłam niemal pewna, że zaraz zadzwoni do tej zołzy i zaprosi ją do domu. Do tego domu, w którym jeszcze parę sekund temu byłam, w którym jeszcze parę minut temu mieszkałam, w którym jeszcze parę dni temu byłam szczęśliwa. Schodziłam po schodach, a walizkę ciągnęłam za sobą. Nie obchodziło mnie to, że robiłam naprawdę dużo hałasu. Wyszłam z klatki schodowej i w końcu znalazłam się na dworze. Nabrałam świeżego,  wiosennego powietrza w płuca i wyjęłam chusteczkę z kieszeni. Starłam z twarzy spływający makijaż. Miałam nadzieję, że nie wyglądałam jak siedem nieszczęść. Brakowało tylko tego, żeby ludzie na ulicy wytykali mnie palcami.
  Szłam tak niepewnym krokiem, jakbym zaraz miała się przewrócić. Głowę miałam nisko zwieszoną, starałam się patrzeć pod nogi. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że to właśnie ja zrobiłam coś źle, ale w głębi duszy wiedziałam, że to nieprawda. To on mnie zostawił. To on był winny i to było pewne, ale mimo to czułam się strasznie. Dlaczego? Chciałabym móc odciąć się od tych uczuć, ale tak się nie da.
 Nie wróciłam do rodziców. Dopóki to nie była ostateczność, nie chciałam tam wracać. Pewnie przez to, że rozstaliśmy się sprzeczką, a od tego czasu rzadko z nimi rozmawiałam. Zatrzymałam się u przyjaciółki. Jej mieszkanie zawsze było dla mnie otwarte i to było miłym pocieszeniem. Powiedzmy sobie szczerze, musiałam się komuś wyspowiadać, a jej mogłam powiedzieć wszystko. Tak, tak wtedy myślałam.
  Otworzyła drzwi i przywitała mnie tak życzliwie jak zawsze. Na początku nie pytała, co się stało. Po prostu wpuściła mnie do środka i zapytała, czego się napiję. Dopiero później  sama jej powiedziałam, że ja i Dongho to przeszłość. Zmartwiła się i zaczęła mówić, że nie powinnam się przejmować oraz inne rzeczy tego typu, ale to mnie nie przekonywało. Tylko machnęłam ręką na jej argumenty.
 Wzięłam łyk jeszcze ciepłej kawy i odstawiłam kubek na stolik. Wbiłam się plecami w oparcie fotela.
- Słuchaj, to nie koniec świata.
- Najgorsze jest to, że o tym wiem, ale nic mi to nie daje. Nie mogę wybić go sobie z głowy.
- To przyjdzie z czasem… Chyba wiem jak ci pomóc – powiedziała uradowana.
- Dawaj.
- Musisz go sobie obrzydzić.
Spojrzałam na nią jak na idiotkę i westchnęłam zrezygnowana.
- Niby jak?
- Musisz znaleźć jego złe cechy i ogólnie to czego w nim nie lubiłaś… - zaczęła dość pewna swojego pomysłu.
- To się nie uda. Już przyzwyczaiłam się do jego wad, nie są dla mnie niczym złym – odparłam i wzruszyłam ramionami.
- Dlaczego nie chcesz spróbować?
- Bo to nie ma sensu. Wolę w ogóle o nim nie myśleć.
- Gdybyś jeszcze umiała, co?
- Gdybym jeszcze umiała…
Obracałam w palcach naszyjnik, który zdjęłam z szyi chwilę wcześniej. Złoty kluczyk. Zawsze miałam go przy sobie, tak po prostu bez powodu. Moim powodem był Dongho, a teraz już nie. Był, a już go nie ma. W jednej chwili cały czar prysnął.
- Dongho, nie masz na to żadnego wpływu… - zaczęłam cichym, kojącym tonem.
- Wiem, ale… ale to wszystko jest takie bez sensu – przerwał mi drżącym głosem.
Nie mogłam patrzeć, jak siedzi taki zdruzgotany . Rozumiałam jego smutek i wiedziałam, że musi uporać się z nim sam, ale naprawdę nie potrafiłam zostawić go w takiej chwili. Usiadłam obok niego na kanapie.
- Posłuchaj, wiem, że jest ci ciężko, ale twoja ciocia nie byłaby zadowolona, gdyby zobaczyła cię takiego załamanego.
Chłopak oparł łokcie na kolanach, a twarz schował w dłoniach. Słabe światło, które rzucała mała, stojąca na biurku nieopodal lampka sprawiała, że w pokoju było tak jakby tylko jedno nikłe źródło blasku, a reszta pokoju wydawała się tonąć w mroku zupełnie jak jego właściciel. Po chwili położyłam dłoń na jego plecach.
- Będzie dobrze, naprawdę – powiedziałam cicho, próbując dodać mu otuchy.
Nagle chłopak się wyprostował, spojrzał mi głęboko w oczy, a później mnie przytulił, a ja nie protestowałam. Pogłaskałam go po plecach i zaczęłam uspokajać. W tej chwili wydawał mi się naprawdę kruchy.
- Co ja bym bez ciebie zrobił? – Zapytał, wyraźnie tamując szloch.”
Teraz już chyba wie, co by zrobił. Już nie byłam mu potrzebna. Można powiedzieć, że wymienił mnie na nowszy model. Właśnie tak było, bo potraktował mnie jak rzecz, po prostu wyrzucił.
-____, nie słuchasz mnie – powiedziała z wyrzutem moja przyjaciółka.
- Przepraszam, zamyśliłam się – odparłam spokojnie, ale nawet nie spojrzałam w jej stronę. Nie chciałam zdradzać, że myślałam o nim, bo przecież dopiero co zdążyłam powiedzieć, że nie będę tego robić. Wiedziałam, że wyraz moich oczu sam by jej wszystko wyjawił.
- Ale masakra – rzuciła, odkładając kubek na stół.
- Co?
- Ta kawa jest ohydna. Jak ty możesz ją pić?
Wzruszyłam ramionami. Dla mnie smakowała całkiem normalnie.
- Nigdy więcej nie kupię niesprawdzonych produktów, a przynajmniej niesprawdzonej kawy. Myślę, że Dongho nie wytrzyma bez ciebie zbyt długo – nagle zmieniła zarówno temat jak i ton głosu. Teraz brzmiała łagodnie.
- Dlaczego?
Uśmiechnęła się lekko.
- Jakoś ciężko mi wyobrazić sobie was osobno. Zawsze byliście razem, chociażby jako przyjaciele. Nie mógł tak nagle, bez powodu wyrzucić cię ze swojego życia.
- Nie mógł, ale jakoś to zrobił – odparłam zmęczonym głosem. Ta sytuacja zaczynała mnie wykańczać.
Dziewczyna zirytowana przewróciła oczami.
- Przesadzasz.
- Nie przesadzam. Powiedział, że chce być z nią. Podejrzenia to jedno, ale on powiedział mi to prosto w twarz.
- Zobaczysz, że jeszcze wróci do ciebie na kolanach.
Jakoś nie przekonywały mnie jej słowa. Znałam Dongho lepiej niż ona i wiedziałam, że nie zmienia zdania co pięć minut. Ewentualnie robi to co godzinę. Mimowolnie spojrzałam na telefon, który położyłam na stoliku. Milczał już od rana i nie zapowiadało się na zmianę.
- A jeśli nie wróci? – zapytałam chyba samą siebie. Zawsze byliśmy razem. Nie wyobrażałam sobie następnego dnia. Dnia, w którym by go nie było.
- To po prostu go olejesz.
- Łatwo ci mówić.
- Wiem, że łatwo, ale jeszcze trochę i też powiesz to bez trudu.
Spojrzałam na nią i już wiedziałam, co się święci.
- O nie, nie idę z tobą na żadną imprezę – powiedziałam stanowczo.
- Nie daj się prosić.
Gdy zobaczyła moją minę, w końcu zrozumiała, że nic z tego. Dzisiaj nie miałam zamiaru nigdzie wychodzić, może za tydzień, ale nie dzisiaj.
- Ale ty możesz iść.
- Wolę nie zostawiać cię samej.
Spojrzałam na nią pytająco.
- Jeszcze upijesz się tą ohydną kawą.
Powód faktycznie znalazła niebanalny, ale też niezbyt możliwy.
- Przedawkuję kofeinę – mruknęłam pod nosem, ale na tyle głośno by usłyszała.
- No właśnie i będziesz mi latać w nocy po mieszkaniu. – Pokręciła głową niezadowolona. – Wtedy zabiłabym cię łapką na muchy.
Zaśmiałam się krótko, ale zaraz na powrót spochmurniałam.
- Obejrzymy jakiś film? Może komedię? – zapytała, żeby odciągnąć moją uwagę od problemów, ale średnio jej to wyszło.
Skrzywiłam się lekko.
- Dongho chciałby zagrać w komedii…
- Zaraz cię uduszę, ____.
- Śmiało. – Zmierzyłam ją wzrokiem. – Myślę, że się nie odważysz. – Moja przyjaciółka roześmiała się donośnie, jak to miała w zwyczaju robić. Jej śmiech przeważnie był zaraźliwy. Przeważnie. – Zrobisz mi jeszcze jedną kawę?
Spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Ale w filiżance, żebyś nie przedawkowała.
Zgodziłam się z bladym uśmiechem. Wróciła po paru minutach z filiżanką dla mnie i kubkiem herbaty dla siebie.
- Może Dongho skapnął się, że jest gejem? – zapytała, podając mi naczynie, które zresztą prawie upuściłam. Skończyło się na poparzeniu. Zabrała mi filiżankę i kazała iść przemyć dłonie zimną wodą, na co tylko rzuciłam ciche: „przecież wiem”.
- On na pewno nie jest gejem – rzuciłam stanowczym tonem, wracając do salonu.
- Skąd wiesz?
- Zauważyłabym – skwitowałam krótko.
- Ale może od niedawna? – brnęła dalej.
- ^^^^!
- Ale zastanów się, nie możesz mieć pewności, że nie mam racji… - nadal nie dawała za wygraną.
Prychnęłam zirytowana. Nawet nie chciałam o tym myśleć. Zostawiłby mnie dla innego faceta? Nie mam nic przeciwko homoseksualistom, ale mimo to wolałabym, żeby mój były chłopak i niegdyś najlepszy przyjaciel się nim nie okazał.
- W sumie, to nadal był taki dziwnie miły po rozstaniu – powiedziałam po chwili ciszy.
- No widzisz. – Podniosła kubek do ust.
- To bez sensu. – Bezwiednie opadłam na oparcie fotela. Po dłuższym zastanowieniu się nad naszym związkiem, machnęłam ręką na wszystkie podejrzenia mojej przyjaciółki. – Powiedział, że chce być z NIĄ, a nie z NIM.
- Myślisz, że na pożegnanie powiedziałby ci: „Wiesz, ____, tak naprawdę to ja wolę chłopców”? Dongho nie chciałby cię skrzywdzić, dlatego by to przed tobą zataił. – Jej słowa wydawały się nie być aż takie bezsensowne, jak na początku myślałam.
- Nie wiem – mruknęłam cicho i niechętnie.
- Pij tę kawę, bo mi tu umrzesz.
Sięgnęłam niepewnie po naczynie, dłonie nadal trochę mi drżały. Wzięłam niewielki łyk gorzkawego napoju i zamknęłam oczy.
- Nie mów mi, że się tym delektujesz.
- Przeszkadzasz mi.
- Przepraszam – szepnęła.
Niby nie chciałam o nim myśleć, ale tak naprawdę tylko to mi zostało po tych wszystkich wspólnych latach. Pamiętam, jak zapytał mnie, czy zostaniemy parą.
„Był środek sierpnia, a temperatura przekraczała trzydzieści stopni. Idealne warunki, by wyjść na plażę, żal z nich nie skorzystać.
  Już jakieś dwadzieścia minut obserwowałam, jak moi najbliżsi znajomi grają w siatkówkę plażową. Zapraszali mnie do gry, ale odpowiedziałam, że na razie pasuje mi moje miejsce sędziego. Żeby nie było, że oszukuję, siedziała ze mną jeszcze ^^^^.
- Zróbcie sobie przerwę – zawołałam, rozbawiona ich wygłupami. Chłopcy w większości zamiast normalnie grać, popisywali się.
- Podasz mi wodę? – zapytał Dongho, rozkładając się obok mnie. Naprawdę dobrze prezentował się bez koszulki.
- Jasne, trzymaj. – Wręczyłam mu butelkę i położyłam się na kocu, zasłaniając dłonią oczy. – Że też zapomniałam zabrać okularów przeciwsłonecznych…
- Weź moje – rzucił bez namysłu mój przyjaciel swoim kojącym głosem. Nim zdążyłam zaprotestować, już miałam je na nosie.
- Dzięki. – Zwichrzyłam mu jasne  włosy, na co lekko się uśmiechnął.
Chłopak rozejrzał się na boki , a gdy upewnił się, że nikt nie zwraca na nas uwagi, nachylił się nade mną i delikatnie musnął swoimi ustami moje.
- Dongho, co ty… - zaczęłam zdziwiona.
- Od jakiegoś czasu nie jesteś dla mnie tylko przyjaciółką. Może moglibyśmy spróbować? Oczywiście zależy to od tego, co ty do mnie czujesz. Kompletnie zapomniałem cię o to spytać – wyrzucił na jednym wydechu. Był wyraźnie zestresowany.
Usiadłam i zdjęłam okulary. Położyłam mu dłoń na rozgrzanym od słońca ramieniu.
- Już myślałam, że nigdy nie zapytasz.
Uśmiechnął się szeroko i mówiąc, że od tego wszystkiego kręci mu się w głowie, opadł na koc.”
- Umarłaś? – zapytała moja przyjaciółka, tym samym wyciągając mnie z miłego wspomnienia.
- Prawie – odparłam, mrugając parokrotnie.
- Myślałaś o nim?
Kiwnęłam głową, spuszczając wzrok. Dziewczyna westchnęła, ale nic nie powiedziała.
- Jakoś to wyjaśnimy.
- My?
- No raczej, już ja się tym zajmę. Skopię mu tyłek i to za chwilę – powiedziała stanowczo i wstała. Gdy nic nie powiedziałam, skierowała się do korytarza. Dopiero wtedy ruszyłam za nią.
- Gdzie ty idziesz? – zapytałam zaskoczona, patrząc, jak zakłada buty.
- Do Dongho, przecież mówiłam – wyjaśniła mi rzeczowym tonem.
- Myślałam, że tylko żartujesz.
- O nie, nie. Nie dam tak traktować mojej przyjaciółki. Pożałuje, że się urodził. – Ciężko było mi wyobrazić sobie tę konfrontację. – Nie pij kawy, jak mnie nie będzie. – Po tych słowach wyszła, a ja nadal zaskoczona stałam w tym samym miejscu. Dopiero po kilku minutach wróciłam do salonu, nie za bardzo wiedząc, co zrobić.
  Po jakichś trzydziestu minutach zadzwonił mój telefon.
- Słucham?
- ____, ja… nie chciałam. Naprawdę! – Jej przerażony i załamany głos natychmiast wybuchł w mojej głowie. – Tak mi…przykro. – Miała wyraźne problemy z oddechem.
-^^^^, spokojnie. Co się stało? – Starałam być opanowana, choć to nie było łatwe. Przecież wiedziałam, gdzie poszła i po co tam poszła.
- Nie wiem… Nie wiem, jak to się stało. – Chyba nigdy nie słyszałam jej takiej roztrzęsionej. – Bałam się.
- ^^^^, słyszysz mnie? Powiedz, o co chodzi.
- On – głośny wdech – leży na podłodze. Ja… się bałam.
Już byłam w korytarzu ubierałam buty.
- Czy on oddycha? – zapytałam łagodnie, żeby ją uspokoić, choć wszystko we mnie się gotowało, a w gardle miałam wielką gulę.
- N-nie wiem.
- Proszę cię, zadzwoń po karetkę zaraz będę.
W międzyczasie szukałam kluczy i na szczęście były tam gdzie zawsze, czyli w szufladzie w kuchni.
- Pójdę do więzienia? – Brzmiała coraz gorzej.
- Zadzwoń po karetkę.
Zamknęłam drzwi i rozłączyłam się, tym samym rzucając się do szaleńczego biegu. Już bym wolała, żeby okazał się gejem.
  Dom Dongho znajdował się jakieś dwadzieścia minut spacerkiem od mieszkania mojej przyjaciółki. Ten dystans pokonałam w mniej niż dziesięć minut, po drodze prawie gubiąc płuca i wpadając na sporą ilość ludzi. Nie wiem, czy to przez pośpiech, czy przez łzy, które skutecznie rozmazywały mi obraz.
  Z trudem biorąc oddech, dopadłam drzwi i szybko je otworzyłam. W domu było całkiem ciemno. Jeśli moja przyjaciółka wezwała karetkę od razu po telefonie do mnie, to możliwe, że ratownicy już zabrali Dongho.
- ^^^^, jesteś tu? – zawołał ochryple, zamykając za sobą drzwi. Zapaliłam światło i zaskoczona cofnęłam się do tyłu.
- Sto lat! – krzyknęli równo wszyscy zebrani.
Przetarłam oczy, nadal nie rozumiejąc, co się właściwie dzieje. Dongho podszedł do mnie z uśmiechem rozsmarowanym na twarzy i szybko wziął mnie w objęcia. Byłam zbyt zdumiona, żeby coś zrobić, a przez wcześniejsze wydarzenia dosłownie cała się trzęsłam. Gdy w końcu trochę oprzytomniałam, zdenerwowana odepchnęłam chłopaka od siebie.
- Co to do cholery ma znaczyć?
Uśmiech od razu zniknął z twarzy blondyna, gdy zaczął mnie przepraszać. Nie zwracałam najmniejszej uwagi na zebranych gości.
- Masz dzisiaj urodziny, chcieliśmy zrobić ci niespodziankę…
- I to ma być ta niespodzianka? Prawie zawału dostałam! – Dawno nie byłam tak zdenerwowana. Dokładniej to od rana. – Kto wymyślił ten idiotyczny pomysł?
Wtedy obok mnie stanęła jeszcze ^^^^. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Jak moja przyjaciółka mogła zrobić mi takie coś?
- Co wam strzeliło do głów, żeby mnie tak wystraszyć?
Wymienili spojrzenia, po czym Dongho zaczął mówić.
- Kochanie, posłuchaj,pomysł był ^^^^, ale to ja…
- Nawet mi się nie tłumacz. Nie chcę tego słuchać – przerwałam mu wściekła. Nigdy nie najadłam się tyle strachu. Wyszłam trzaskając drzwiami i zbiegłam po schodach, żeby przed klatą nabrać trochę świeżego powietrza. Przez to wszystko miałam ochotę zapalić. Ktoś wyszedł za mną z mieszkania, nawet nie musiałam zastanawiać się kto.
- ____, ja…
- Co ty? – Odwróciłam się twarzą do niego. – No powiedz mi, co chciałeś przez to osiągnąć?
- Wiem, że to był głupi pomysł, ale… - urwał na moment -…zastanawiałem się, czy nasz związek ma jeszcze sens.
- Co?
- Jesteśmy ze sobą już naprawdę długo i pomyślałem, że mogłem ci się już znudzić. – Było mu wyraźnie przykro i głupio, ale to nie zmieniało tego, co zrobił.
- Dałam ci kiedyś powody, żebyś tak myślał? – Mój głos złagodniał. Powoli docierało do mnie, że chciał mnie przetestować i nadal mi się to nie podobało, ale chyba zaczynałam go rozumieć. Sama czasami zastanawiałam się, czy Dongho jest nadal ze mną szczęśliwy.
- Nie. – Podszedł trochę bliżej mnie i położył swoje dłonie na moich ramionach. – Jestem idiotą. Przepraszam.
- A ja już myślałam, że zostawiłeś mnie dla innego chłopaka – rzuciłam, lekko się krzywiąc.
- Ja?
- ^^^^ mi to wmówiła.
Roześmiał się w swój wyjątkowy sposób.
- Obiecaj mi, że to ostatni tak głupi numer.
- Obiecuję. – W jego oczach malowała się krystaliczna szczerość.
- Mam nadzieję, że ta twoja głupota tylko umocni nasz związek. – Złość już kompletnie ze mnie wyparowała. To nie tak, że nagle o wszystkim zapomniałam. – Szykuj się na zemstę – szepnęłam mu do ucha uwodzicielskim głosem, choć ta zemsta na pewno nie będzie miała nic wspólnego z uwodzeniem. Dongho objął mnie i znów zaczął przepraszać.
- Tak w ogóle, to pomyślałem, że możemy kupić jakiegoś kota – powiedział, prowadząc mnie z powrotem do domu. – Co prawda imię już ma, ale myślę, że ci się spodoba.
- Czyli już sam go wybrałeś?

Uśmiechnął się promiennie i nie zdradził niczego więcej. Nie sądziłam, że ten dzień skończy się w ten sposób.



Nie jestem z tego zadowolona (pomińmy fakt, że ja zawsze jestem niezadowolona ze swoich prac).
Planowałam napisać scenariusz z Rap Monsterem i gdy miałam połowę uznałam, że tak się ciągnie, że chyba musiałabym pisać to jeszcze kilka dni, żeby skończyć i nie umrzeć, a termin gonił. Jutro znów wyjeżdżam i wracam dopiero trzydziestego albo trzydziestego pierwszego. Chciałam coś wrzucić, więc wróciłam do scenariusza, który zaczęłam pisać w kwietniu i urwał mi się tak jak ten z Namjoonem. Cóż, no, wyszedł z tego słaby prank dla głównej bohaterki. Chyba tylko tyle chciałam wam przekazać...
Życzę wam jeszcze miłej końcówki wakacji :)

3 komentarze:

  1. Wow, nie wiedziałam, że o takich zespołach, jak Nu'Est powstają jeszcze scenariusze :o
    Scenariusz był ciekawy, aczkolwiek nie w moim guście.
    Miłego wypadu, gdziekolwiek wyjeżdżasz ^^
    Weny i fighting!

    shakeupmyheart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja za taki żart nie odzywałabym się do przyjaciół z tydzień :D
    Pomysł jak zwykle oryginalny ;)

    http://looking-for-paradise-lost.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nominowałam Twojego bloga do Liebster Award! :3
    Po szczegóły zapraszam na mojego bloga: http://winner-opowiadanie.blogspot.com/2015/08/liebster-award.html
    Fighting!

    OdpowiedzUsuń